Reklama

Biznes

Co byłoby na Podkarpaciu, gdyby nie II RP i COP?!

Aneta Gieroń
Dodano: 20.11.2014
16161_Kwiatkowski_103
Share
Udostępnij
W czwartek na Uniwersytecie Rzeszowskim odbyła się sesja naukowa – „Eugeniusz Kwiatkowski – człowiek, dzieło i jego spuścizna. W 40-tą rocznicę śmierci Twórcy Centralnego Okręgu Przemysłowego", w której wzięli udział m.in. dr Julita Maciejewicz-Ryś, wnuczka Eugeniusza Kwiatkowskiego, wicepremiera i ministra skarbu II RP, prof. Aleksander Bobko, rektor UR, Marek Darecki, prezes WSK PZL Rzeszów, Władysław Ortyl, marszałek województwa i Janusz Fudała prezes Zarządu Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. Organizatorami sesji był Instytut Historii UR oraz WSK PZL Mielec.
 
Po okresie PRL-u, kiedy nazwisko Kwiatkowski było na zakazanej liście, od 1989 roku przywracana jest pamięć o tym, co w II RP stworzył Eugeniusz Kwiatkowski, a co okazuje się być dobrodziejstwem także w XXI wieku.  Przedwojenny COP zrealizowany w trzy lata, dał 100 tysięcy nowych miejsc pracy. Zakłady przemysłu zbrojeniowego, chemicznego, hutniczego, elektromaszynowego, lotniczego, jakie powstały w tamtym okresie na terenie dzisiejszego województwa podkarpackiego,  w XXI wieku są podstawą przemysłu naszego regionu. Klaster „Dolina Lotnicza”, jeden z największych sukcesów gospodarczych Podkarpacia ostatnich 20 lat, zatrudniający ponad 20 tys. ludzi, wprost mówi o swoich COP-owskich korzeniach i tradycji. I chyba nikt nie jest już w stanie wyobrazić sobie, jak wyglądałyby dzisiaj: Rzeszów, Jasło, Stalowa Wola, Mielec, Dębica, Nowa Sarzyna i Nowa Dęba, gdyby Eugeniusza Kwiatkowskiego nigdy nie było.
 
Dr Julita Maciejewicz-Ryś, wnuczka Eugeniusza Kwiatkowskiego, podzieliła się swoimi wspomnieniami o dziadku już z lat powojennych. – W 1948 roku został odsunięty od działalności publicznej, z administracyjnym zakazem pobytu na Wybrzeżu i w Warszawie. Nigdy też na Wybrzeże nie wrócił. Raz tylko wydano mu specjalne pozwolenie na przyjazd na Wybrzeże, na pogrzeb mamy. Został właściwie zawieszony w próżni. Nie mógł przejść na emeryturę, bo nie miał jeszcze 60 lat, a jednocześnie nigdzie nie mógł znaleźć pracy. Do 1952 roku był posłem na Sejm Ustawodawczy, ale w pewnym momencie przestał jeździć na jego posiedzenia do Warszawy, bo nigdy nie pozwalano mu zabierać głosu w interpelacjach. Jego sytuacja po 1948 roku była tragiczna. Dziadek miał ogromną wiedzę, doświadczenie, ale wszystko to okazało się bez znaczenia – mówiła Maciejewicz-Ryś.
 
Pieniądz publiczny jest pieniądzem świętym
 
– Jednocześnie był człowiekiem, dla którego największym honorem była służba publiczna. Urodził się w zamożnej rodzinie, w okresie II RP zajmował najwyższe stanowiska w kraju, a jego rodzina miała majątki ziemskie. Dziadek nigdy nie myślał w kategoriach załatwienia dla kogoś posady, bo bliżsi i dalsi krewni byli bogatymi ludźmi. Po wojnie z dużą klasą i pokorą przyjmował trudną sytuację materialną, w jakiej się znalazł. Zwłaszcza wtedy, gdy odebrano mu bezprawnie na początku lat 50-tych niewielki majątek ziemski w Owczarach pod Krakowem. Zawsze wszystkim nam powtarzał, że pieniądz publiczny jest pieniądzem świętym i trzeba dziesięć razy się zastanowić, zanim się go wyda. 
 
Dr Julita Maciejewicz-Ryś, przypomniała też, że Eugeniusz Kwiatkowski był niebywale skromnym człowiekiem i na pewno by się cieszył, że to, co zaczął, jest kontynuowane na Podkarpaciu. Ona sama też dostrzega pozytywne zmiany w Rzeszowie i regionie na przestrzeni lat. – Sądzę, że mój dziadek przed laty pokazał najskuteczniejszą drogę do rozwoju i bogacenia się. Wskazał jak ważne są: profesjonalizm, kompetencje, praca u podstaw. Powtarzał, że trzeba działać, planować, nie wolno żyć chwilą i jakoś to będzie. Trzeba mieć plan i nieustannie się przygotowywać do jego realizacji – przypomniała Maciejewicz-Ryś.
 
O planowaniu mówił też Władysław Ortyl, marszałek województwa podkarpackiego, który przyznał, że po 1989 roku, w Polsce przemysł tradycyjny mocno ucierpiał w wyniku zmian społeczno-politycznych, jakie towarzyszyły przeobrażeniom w kraju i na świecie. Teraz jednak jest dobry moment, by kreować nową politykę uprzemysłowienia Podkarpacia w jego innowacyjnym wymiarze. Dlatego nie chodzi o postrzeganie rozwoju gospodarczego z perspektywy przepakowywania, przykręcania śrubek, czy innych elementów, ale chodzi o tworzenie w tym regionie laboratoriów badawczych i biur konstrukcyjnych, bo to zapewni nam długofalowy rozwój i dobre miejsca pracy dla mieszkańców.
 
Prof. Aleksandr Bobko, rektor Uniwersytetu Rzeszowskiego, głośno tylko się zastanawiał, czy to, co dziś tworzymy będzie na miarę COP-u, czy może pogrążymy się w mało wizyjnych zrywach unowocześniania państwa, jak to było 40 lat temu w epoce Edwarda Gierka.

– Dlatego tak ważnie jest nie tylko absorbowanie unijnych pieniędzy, ale przede wszystkim mądre ich wydawania – mówił marszałek Ortyl. I przypomniał, jakie pieniądze z UE spływały na Podkarpacie w ostatnich 15 latach. W latach 1999 – 2004, to były środki przedakcesyjne ok. 220 mln  euro, w latach 2004 – 2006 pieniędzy unijnych było już prawie 500 mln euro, a w latach 2007 – 2013 aż 1 mld 200 mln euro. W ramach nowej perspektywy 2014 -2020 będzie ich rekordowe 2,5 mld euro. Bez tych pieniędzy nie byłby możliwy tak duży rozwój region w ostatnich latach i w kolejnych, jeszcze przed nami.
 
Janusz Fudała, prezes Zarządu Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, nawiązał do przemysł na terenie obecnego województwa podkarpackiego w latach 1989-2014  na przykładzie Organiki Sarzyna i wskazywał na ciągłość historyczną wielu regionalnych firm, które swój początek miały w II RP. Z perspektywy czasu widać też, jak wielkim dobrodziejstwem dla takiego regionu jak Podkarpacie było zaprojektowanie na tych terenach, bardzo biednych i gęsto zaludnionych przed II wojną światową, Centralnego Okręgu Przemysłowego. Bez tego bylibyśmy dziś na peryferiach życia społecznego i gospodarczego w naszym kraju.

Prof. UR dr hab. Paweł Grata, historyk z Uniwersytetu Rzeszowskiego, pomysłodawca czwartkowej sesji naukowej, przypomniał o znaczeniu Centralnego Okręgu Przemysłowego po II wojnie światowej. – Od 1937 roku do wybuchu wojny w 1939 roku w COP-ie wydano około 400 mln zł na inwestycje przemysłowe oraz 150 mln na infrastrukturę. W tym czasie powstały: nowe miasto Stalowa Wola a w nim Zakłady Południowe, po wojnie znane jako Huta Stalowa Wola; Fabryka Gum Jezdnych „Stomil” w Dębicy, dziś znana jako Firma Oponiarska Dębica S.A.; także w Dębicy powstała fabryka kauczuku syntetycznego; PZL Wytwórnia Płatowców Nr 2 w Mielcu, obecnie PZL Mielec; PZL Wytwórnia Silników Nr 2 w Rzeszowie, obecna WSK PZL Rzeszów.
 
Do tego filia poznańskich Zakładów Cegielskiego w Rzeszowie, czyli fabryka obrabiarek – w czasie wojny kompletnie zdemontowana przez Niemców, ale po wojnie na tym terenie powstał współczesny ZELMER. W Dębie w ramach COP-u powstała Wytwórnia Amunicji Nr 3, a sama wieś zamieniła się w miasto Nowa Dęba, gdzie do dziś  działa Dezamet. We wsi Sarzyna rozpoczęto budowę Zakładów Chemicznych, w których przed wojną nie zdążono wprawdzie uruchomić produkcji, ale ta ruszyła w latach 50. Wokół fabryki powstało miasto Nowa Sarzyna, zaś produkcja chemiczna istnieje tu do dziś. W Pustkowie koło Dębicy wyrosła fabryka materiałów wybuchowych „Lignoza”, w Jaśle, a właściwie w miejscowości Krajowice – Państwowa Wytwórnia Prochu. COP-owski rodowód ma również Zapel w Boguchwale.
 
 
 
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy