Reklama

Biznes

Na dawnym wydziale sztuki powstały lofty – wyjątkowe osiedle z duchem artystów

Alina Bosak
Dodano: 26.08.2020
51438__mg_0042
Share
Udostępnij
Na przedmieściach Rzeszowa, w dawnym uniwersyteckim kampusie, gdzie mieścił się wydział sztuki i kwitła artystyczna bohema, powstaje pierwsze w regionie loftowe osiedle. Do dawnych malarskich pracowni wprowadzają się lokatorzy oczarowani klimatem tego miejsca. Elewację budynku zdobi mural inspirowany grafikami dawnego studenta, a na klatce schodowej zawisły prace artystki, która również kupiła tu mieszkanie. Ma z niego widok na stare drzewa. W ich cieniu jeszcze klika lat temu adepci sztuki wydobywali rzeźby z kamienia. Nowoczesność zakorzeniła się tu w historii. Czegoś takiego w stolicy Podkarpacia jeszcze nie było.
 
Powstawały już lofty w dawnych przędzalniach, w fabrykach wódek i papieru, nawet w wojskowych koszarach. Ale takiego projektu jak w Krasnem nikt wcześniej się nie podjął. W 2018 roku spółka Nowy Horyzont Development nabyła tu prawa własności do nieruchomości, która przez 20 lat była siedzibą Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Nowy właściciel postanowił zrewitalizować akademickie budynki i stworzyć pierwsze loftowe osiedle w regionie. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, tym bardziej, że do jego realizacji zaproszono artystów związanych kiedyś z tym miejscem. 
 
– Trafiłem tu przez przypadek – przyznaje Mirosław Nowak, miłośnik sztuki i zarazem prezes firmy Nowy Horyzont Development. – Przyjechałem po rzeźbę do koleżanki, która była tu wykładowcą. Dowiedziałem się wtedy, że wydział sztuki i artyści przeprowadzają się do Rzeszowa, a nieruchomość idzie na sprzedaż. Od razu mnie to zainteresowało, ponieważ za sprawą twórców miejsce miało wyjątkową, wręcz magiczną atmosferę. Budynki wprawdzie wymagały remontu, część nawet rozbiórki, za to wysokie pomieszczenia głównego budynku  dawały możliwość przebudowy na lofty. Całość otoczona parkiem i wspaniałą zielenią. Wszystko tuż na granicy miasta, znakomicie skomunikowane z wszelkimi dogodnościami – obok centrum handlowe i medyczne, blisko do szkoły, kościoła,  przystanku autobusowego, a jednocześnie cisza i spokój, pozwalające zapomnieć o betonowych blokowiskach. Dla dewelopera rewelacja! Do ideału brakowało tylko w granicy osiedla żłobka i przedszkola, małego osiedlowego sklepiku i bistro, ale to już zaprojektowaliśmy w nowych budynkach i będzie sukcesywnie realizowane. Dodatkowo jeszcze w tym roku na ponad trzydziestu arach rozpoczynamy budowę pięknego placu zabaw z boiskami do piłki nożnej, koszykówki, siłownią plenerową i strefą dla milusińskich. Chcemy pokazać, że można budować solidnie, ładnie i funkcjonalnie, że deweloper nie musi kojarzyć się z odlanymi z betonu wieżowcami bez wyrazu, gdzie cała zieleń to kilka drzewek w donicach, a plac zabaw sprowadza się do piaskownicy i ławeczki. Budujemy kameralne osiedle wypełnione pięknem, sztuką, takie w którym sami chcielibyśmy żyć. Przyznam, że ta inwestycja jest większym wyzwaniem niż osiedla, które budowałem od zera. Ale z efektu jestem dumny. Wszyscy klienci, którzy przychodzą oglądać mieszkania, są pod ogromnym wrażeniem budynku, który właśnie oddajemy do użytku i przyznają, że tej inwestycji nie da się porównać do innych. To zasługa także pracowni MWM Architekci, która z talentem połączyła legendę z nowoczesnym projektem. 
 
 
Zrewitalizowany budynek dawnego wydziału sztuki UR. LOFT Rzeszów. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Nowym mieszkańcom dawnego uniwersyteckiego kampusu przekazane zostaną trzy budynki – jeden trzypiętrowy zrewitalizowany typowo loftowy i w nawiązaniu do niego dwa kolejne czterokondygnacyjne soft lofty wybudowane od podstaw. – W pierwszym etapie  powstanie ponad setka mieszkań o powierzchni od 25 do 80 metrów kwadratowych. Biorąc pod uwagę ogromne zainteresowanie nimi, w przygotowaniu jest już kolejny etap, w którym osiedle powiększone zostanie o kolejne sto lokali – dodaje Mirosław Nowak.
 
Całe osiedle utrzymane będzie w tym samym stylu – z ceglaną elewacją, stalowymi balkonami i ozdobione muralem wykonanym na podstawie grafik z cyklu „Cyrk” Janusza Jędrzejczyka, artysty, który jest absolwentem Wydziału Sztuki UR. 
 
– To była moja praca dyplomowa przygotowana w Krasnem, w Pracowni Druku Wklęsłego pod kierunkiem prof. Marka Olszyńskiego i dra Pawła Bińczyckiego – wspomina Janusz Jędrzejczyk, który jest dziś dyrektorem Zespołu Szkół Plastycznych w Tarnowie. – Jak tam trafiłem? Rozważałem studia artystyczne w Krakowie lub w Rzeszowie. Przyjechałem na rekonesans. To była moja pierwsza podróż do Rzeszowa. Atmosfera, jaka panowała na wydziale sztuki, profesorowie i asystenci, jakich spotkałem, sprawiły, że postanowiłem właśnie tu studiować. Kampus w Krasnem składał się z kilku budynków, w których mieściły się pracownie, pokoje dla studentów i mieszkania dla wykładowców. Nocowałem tam jak i kilku moich kolegów, kwitło życie towarzyskie. Wokół królowała zieleń, za ogrodzeniem roztaczały się widoki na łany łąk. W tamtym czasie na wydziale sztuki pracował jeszcze Włodzimierz Kotkowski, znakomity grafik i pedagog. W Krasnem nie miałem niestety z nim zajęć, ale udało mi się to trochę nadrobić w trakcie studiów doktoranckich, kiedy przez rok profesor był moim promotorem.
 
 
Janusz Jędrzejczyk. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Na wydziale sztuki zaczęło się wiele ważnych dla niego przyjaźni. Między innymi z cenioną artystką Kamilą Bednarską. To ona zadzwoniła do niego z informacją o powstających w Krasnem loftach i poszukiwaniu artystów związanych z dawnym wydziałem sztuki, których prace inwestor postanowił wyeksponować w przestrzeni osiedla. – W każdym budynku – na ścianach korytarzy, klatek schodowych ma być prezentowany jeden z twórców. Zaproponowałem mój „Cyrk”, a oni uznali, że będzie świetnym tematem murali na odnowionych budynkach. Od razu zgodziłem się, tym bardziej, kiedy usłyszałem, że wykona je Michał Czerko, którego dobrze znam i cenię – opowiada Janusz Jędrzejczyk. –  Nie zawiodłem się, podjął odważne, właściwe kompozycyjnie decyzje, planując rozmieszczenie grafik na ścianach.
 
Pierwszy mural przedstawia słonia. Na każdy następny budynek Michał Czerko przeniesie kolejne, wybrane prace z cyklu. Oryginały wykonane zostały w technice mezzotinty. Na czystych arkuszach papieru artysta umieścił wizerunki zwierząt i cyrkowców. Posługując się tymi samymi motywami, stworzył różne sytuacje  – mikroświat pełen znaczeń i odniesień do areny. Wykorzystał do tego subtelne tony, jak i kontrastowe przejścia pomiędzy czernią i bielą. 
 
– Tą pracochłonną XVIII-wieczną techniką posługiwał się również prof. Kotkowski i przekazał jej tajniki kolejnym pokoleniom z wydziału sztuki, w tym Pawłowi Bińczyckiemu, od którego z kolei ja wiele się nauczyłem – zauważa autor „Cyrku”.   
 
– Chciałem wyjątkowość tych grafik oddać jak najwierniej – przyznaje Michał Czerko, grafik, entuzjasta graffiti i street artu. Częstochowianin, który malował murale w różnych miejscach ma świecie, a kilka lat temu sprowadził się do Rzeszowa i przekonuje stolicę Podkarpacia do sztuki ulicznej. Jest autorem jazzowego muralu przy ul. Targowej i twórcą corocznego zlotu artystów CANS Lovers graffiti jam, którego efektem są murale w tunelu pod zaporą na Wisłoku i przy ul. Żeglarskiej. – Pomysł na artystyczne lofty w Krasnem od razu mi się spodobał, tak samo jak idea, by motywem murali stały się grafiki Janusza Jędrzejczyka – mówi Michał Czerko. – Postanowiłem, że spróbuję uzyskać podobny efekt na ścianie, jaki on uzyskał na papierze z pomocą kamienia litograficznego. Prace „Cyrku” zbudowane z delikatnych, jakby prószonych plam, starałem się skopiować posługując się innym narzędziem. Dzięki temu zachowany został charakter grafik, chociaż niektóre elementy przemodelowałem. 
 
W tej pracy pomogła mu wiedza z grafiki warsztatowej, którą studiował. – Ale że ciągnęło mnie do malarstwa, to podążyłem w kierunku street artu. Malowałem po ścianach jeszcze jako mały chłopiec – przyznaje. – Teraz jako dorosły promuję sztukę, która ubarwia przestrzeń. Zmienia szare, odrapane mury w uliczne galerie. Jestem za takimi pomysłami jak artystyczne osiedle w Krasnem.   
 
 
Michał Czerko. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Nie tylko jemu spodobała się idea budowy loftów nawiązujących do historii wydziału sztuki. Skuszona ogłoszeniem trafiła tu Ewelina Lochman, wyjątkowa artystka, której projekty wizualne i przestrzenne znalazły uznanie w Polsce, w Nowym Jorku, Szwajcarii i krajach skandynawskich, a obrazy znajdują się w kolekcjach prywatnych m.in. w Stanach Zjednoczonych, Norwegii, Portugalii, Anglii. – Szukałam miejsca na pracownię i trafiłam do Krasnego. To bardzo niekonwencjonalny i zarazem wspaniały projekt. Wrażenie estetyczne jest dla mnie bardzo ważne, a to osiedle zapowiada się naprawdę nieźle – przyznaje artystka. – Kupiłam loft i mogę urządzać pracownię. 
 
W tym samym budynku we wspólnej dla mieszkańców przestrzeni umieszczone zostaną reprodukcje jej obrazów. Ekspresyjne portrety ludzi, o mocnej linii i intensywnej kolorystyce, podobne do tych, jakie będą powstawać w jej nowej pracowni. – Maluję emocjami. Szybko, zdecydowanie, w natchnieniu, więc bywają tygodnie bez pędzla – zdradza. Dlatego niewiele obrazów ma w domu. Idą w świat, nabyć je można głównie w galerii w Warszawie i Bydgoszczy, na aukcjach młodej sztuki. Na zorganizowaną w ubiegłym roku przez Mazowiecki Dom Aukcyjny aukcję charytatywną oddała ulubiony. Wystawiona jest wśród wielu znakomitych nazwisk. Razem z Olbińskim, Sarapatą, Dwurnikiem, Sasnalem, Dominikiem. Krytycy dostrzegają autentyczność jej prac, wyjątkowe wyczucie koloru, kompozycji. Cenią za to, że są nastrojowe i pełne uczuć, a jednocześnie dynamiczne i odważne. – Emocje są czytelne dla ludzi na całym świecie – stwierdza artystka. – Odzywają się do mnie osoby z odległych zakątków globu, z Azji, by porozmawiać o sztuce, która okazuje się uniwersalnym językiem. Dlatego podoba mi się jej obecność na osiedlu w Krasnem. 
 
 
Ewelina Lochman. Fot. Tadeusz Poźniak 
 
Jak ważne dla inwestora było zachowanie ducha miejsca i artystycznego klimatu dawnego wydziału sztuki można przekonać się schodząc do piwnic wykończonego już budynku. Na odnowionych ścianach pozostawiono freski wykonane przed laty przez studentów Uniwersytetu Rzeszowskiego. Postaci, abstrakcje, zwierzęta. Jedno z pomieszczeń przypomina jaskinię Lascaux, ze ściennymi malowidłami przedstawiającymi tury sprzed tysiącleci.  
 
– Te rysunki powstawały na zajęciach z prof. Tadeuszem Borutą – wspomina Piotr Woroniec Jr., prezes Związku Artystów Plastyków Okręgu Rzeszowskiego; artysta, który studiował na Wydziale Sztuki UR w latach 2000-2005. – To cenne, że pozostawiono artefakt, jakim są te akademickie freski. To sprawia, że zachowany został również duch tego miejsca. Było ono wyjątkowe. W czasach, kiedy tam studiowałem, teren wokół nie był jeszcze tak zagospodarowany jak dziś. Kampus zdawała się otaczać nieograniczona przestrzeń, która sprzyjała kontemplacji. Mieszkałem tam w akademiku i rzadko ruszałem do miasta. Wśród parkowych rzeźb, z przyjaciółmi, także z archeologii, która przez jakiś czas miała tam zajęcia. Z wydziałem nie rozstałem się, dziś ja uczę studentów, prowadzę pracownię Działań Interdyscyplinarnych. Do Krasnego z sentymentu wybrałem się dwa lata temu. Miałem plan, by rozstawić sztalugi w miejscach, z którymi jestem emocjonalnie związany i tam malować. Opustoszały kampus wywołał we mnie jednak żal, że pamięć o tym miejscu zaginęła. A teraz okazuje się, że jednak przetrwa. Ludzie, którzy zamieszkają w tych loftach, będą znać ich historię, mieć świadomość tradycji. Stanie się tak dzięki elementom twórczym – i tym nowym, i tym zachowanym, powiązanym z artystami, którzy kiedyś tu pracowali. Powstało tu tak wiele wspaniałych prac studentów, których nazwiska są dziś rozpoznawalne w świecie. Kiedy Mirek Nowak zaproponował, bym w jednym z bloków również pokazał moje obrazy, zgodziłem się z radością. To dla mnie symboliczny powrót do korzeni. 
 
A zatem do czasów, kiedy bronił dyplom w pracowni malarskiej prof. zw. dr hab. Ireny Popiołek-Rodzińskiej. Teraz w Krasnem planuje monumentalną ekspozycję z abstrakcyjnych prac. Poprzez struktury przypominające nadszarpnięte zębem czasu ściany będą symbolicznym nawiązaniem do przeszłości w nowoczesnym wnętrzu. A także ciekawym rozwiązaniem artystycznym. W końcu sztuka lubi kontrasty. I chociaż swoje obrazy prezentował na kilkudziesięciu wystawach krajowych i zagranicznych, zdobywał za nie nagrody, ta prezentacja będzie miała dla niego szczególne znaczenie. – Bo będzie łączyć przeszłość z przyszłością – zauważa Piotr Woroniec Jr i dodaje: – Każdy taki przejaw interakcji między inwestorem, architektem, artystą jest wkładem w rozwój kultury i wartością, którą warto wspierać i propagować.
 
– Sztuka jest czymś ważnym w życiu. Rozwija wyobraźnię, kształtuje poczucie estetyki, uwrażliwia na piękno. Dlatego tak bardzo potrzebna jest w przestrzeni publicznej. Potrzebuje jej także nasze miasto. W wielu polskich metropoliach deweloperzy zwracają już na to uwagę. Tworzą fundacje, wspierają młodych twórców i zapraszają, by wchodzili ze swoją twórczością w przestrzeń miejską. Mam nadzieję, że nasze lofty zainspirują kolejnych inwestorów. Tym bardziej, że klienci coraz częściej szukają miejsc oryginalnych, otoczenia, które ich określa. Szukają nie samych mieszkań, a dobrego miejsca do życia, interesującej wspólnoty, którą będą współtworzyć. Tacy są właśnie nasi klienci, mieszkańcy osiedla LOFT Rzeszów, którym w bardzo atrakcyjnej cenie oddajemy świetne mieszkania. Klimat, atmosferę i dobrych sąsiadów dokładamy gratis – podsumowuje Mirosław Nowak, twórca loftowego osiedla.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy