Reklama

Biznes

Wpinamy wtyczkę i giełda jest nasza. Startup z apetytem na miliony

Alina Bosak
Dodano: 14.10.2020
51845_confessor_capital
Share
Udostępnij
To karkołomne zadanie – przekonać świat do pomysłu, który może przynieść ogromny zysk, ale którego w całości zaprezentować nie możesz, aby nie został wykradziony. W dodatku posługujesz się językiem skomplikowanej matematyki. Piotrowi Dobrowolskiemu i Kamilowi Ruszale, założycielom spółki Confessor Capital, pomógł profesor Józef Banaś z Politechniki Rzeszowskiej, autorytet w dziedzinie statystyki. Potwierdził, że zastosowanie praw fizyki jądrowej w programie zarządzającym inwestycjami na giełdzie przyniesie zysk. Na komercjalizację projektu startup zdobył milion złotych z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości i kilka kolejnych milionów od inwestorów na pierwsze operacje na giełdzie. Jeszcze w tym roku wprowadzi na rynek oprogramowanie, które pozwoli konkurować z podmiotami wykorzystującymi najszybszy przesył danych.    
 
Zysk ma wynosić kilkadziesiąt procent rocznie. Spółka Confessor Capital wpina swoje oprogramowanie do terminala udostępnionego przez dom maklerski. Oprogramowanie przejmuje kontrolę nad terminalem – podejmuje decyzje i wysyła brokerowi zlecenia – na której giełdzie i w jaki sposób ma zawrzeć transakcje, by zarobić. – W najbliższym czasie dostarczymy taką wtyczkę pierwszym klientom. My ponosimy odpowiedzialność za działanie i wyniki algorytmu. Ich zysk będzie oznaczał nasz sukces i wywoła efekt kuli śnieżnej – zapowiadają Piotr Dobrowolski (CEO) i Kamil Ruszała, 29-letni założyciele Confessor Capital. Spółka powstała w marcu 2019 roku w ramach Platformy Startowej „Start in Podkarpackie”, stworzonej przez Rzeszowską Agencję Rozwoju Regionalnego S.A. Startup został przygotowany do wejścia na rynek i w grudniu otrzymał  milion złotych dofinansowania z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości na realizację innowacyjnego projektu. Piotr i Kamil poświęcili mu kilka ostatnich lat. Czy zdążą zarobić pierwszy milion przed „trzydziestką”? 
 
Inwestowanie na giełdzie od liceum

Piotr Dobrowolski pochodzi spod Mielca. Giełdą zainteresował się w 2008 roku. Był wtedy jeszcze w szkole średniej. – Zainspirował mnie dziadek – mówi. – Grał na giełdzie hobbystycznie. Zacząłem się temu przyglądać i uczyć się. Najpierw jakąś kwotę zainwestowałem w fundusze inwestycyjne, potem przeszedłem do rynku akcji na giełdach amerykańskich, gdzie znajdują się najsłynniejsze spółki technologiczne. Nimi interesowałem się najbardziej.   
  
Z Kamilem poznali się w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. W kole naukowym studentów ekonomii. Piotr, prezes koła, został wytypowany do udziału w konkursie inwestycyjnym Rotman International Trading Competition, który miał się odbyć w kanadyjskim Toronto w 2014 roku. W tych zawodach rywalizują zespoły reprezentujące uczelnie z całego świata. Piotr musiał skompletować swoją drużynę i ktoś polecił mu Kamila. – Już po pierwszym spotkaniu wiedziałem, że jest kimś, kogo szukam – przyznaje. 
 
Kamil Ruszała, rzeszowianin, nie od razu myślał o studiach. Wpierw wybrał szkołę zawodową. Potem zainteresował się handlem na giełdzie. – Wziąłem się ostro za naukę – opowiada. – Pochłaniałem wszystkie książki branżowe, całą wiedzę, którą można było na ten temat znaleźć. Przy okazji nadrobiłem liceum i dostałem się na studia. A potem przystałem do zespołu szykującego się na konkurs w Kanadzie. 
 
Było ich czterech. Obok Kamila i Piotra, jeszcze dwóch studentów WSIiZ. W Nowym Jorku do zespołu dołączył jeszcze jeden kolega, który nie brał jednak bezpośredniego udziału w konkursie. Dodatkowo przez całą podróż wspierało ich dwóch doktorów Instytutu Badań i Analiz Finansowych, działającego przy WSIiZ. Jeden fizycznie w podróży, drugi zaś na odległość z Rzeszowa. Do rozgrywki przygotowywali się przez kilka miesięcy. – Praca u podstaw – oceniają tamten etap. –  Wiedzieliśmy, że nie będziemy zespołem tak doinwestowanym, jak konkurenci z najbogatszych uczelni na świecie. Nie mieliśmy nawet dostępu do terminalu Bloomberga, oprogramowania typowo analitycznego, które wiodące uczelnie udostępniają swoim studentom. 
 
Terminal Bloomberga to drogie, ale i nieodłączne narzędzie, którym dysponuje dziś ok. 325 tys. osób na świecie – osób zarządzających funduszami, analityków, ekonomistów, polityków. Jest największą bazą danych z zakresu finansów, biznesu i gospodarki, do której dostęp chcą mieć duże spółki giełdowe i instytucje finansowe, szefowie banków centralnych i każde ministerstwo skarbu. Licencja na to oprogramowanie wynosi 20 tys. dolarów rocznie. Stać na nie takie uczelnie jak słynny amerykański MIT (Massachusetts Institute of Technology), Uniwersytet Stanforda czy Akademia Wojskowa Stanów Zjednoczonych w West Point, z którymi zespół z Rzeszowa konkurował i z którymi wygrał.  
 
– Pokonaliśmy ich niekonwencjonalnym podejściem do tematu – mówią. – Nie zostaliśmy wprawdzie zwycięzcami. Palma pierwszeństwa przypadła studentom z Indii. Ale wynik, jaki osiągnęliśmy, dodał nam wiatru w skrzydła i przekonał, że skoro nasze algorytmy tak dobrze się sprawdzają, to warto zająć się handlem algorytmicznym. 
 
Konkurs dotyczył spekulacji giełdowych. – Jeśli cena dolara na giełdzie w Nowym Jorku wynosi 3 zł, a ktoś w tej samej sekundzie chce go odkupić w Tokio po 3,10 zł to te 10 groszy mogą dać nam natychmiastowy zysk, pozbawiony ryzyka. Jedynym mankamentem jest to, że cały rynek widzi możliwość tego zysku. Ścigamy się zatem, kto będzie pierwszy. Nasz kolega wymyślił bardzo sprytny sposób, jak tę konkurencję wygrać – opisuje Kamil Ruszała. – Konkurs pokazał nam, że to wszystko, czego uczyliśmy się z literatury przedmiotu, co jest kanonem wiedzy, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Podczas konkursu zobaczyliśmy rzeczy wyprzedzające nas o ponad 20 lat. Bardzo zaawansowane prace badawczo-rozwojowe, dotyczące systemów ilościowych, sztucznej inteligencji, maszynowego uczenia się. 
 
Zaraz po konkursie polecieli na Nowojorską Giełdę Papierów Wartościowych i do siedziby Bloomberga. – Od razu po konkursie zaczęliśmy zbierać informacje i analizować wszystkie dane, które udało nam się zgromadzić w Toronto – opisuje Kamil. – Wtedy zaczęła kiełkować koncepcja, którą rozwijamy dzisiaj i która okazuje się być przełomowa w skali świata. 
 
Świat zarabia na handlu algorytmicznym 

Handel algorytmiczny, inaczej handel wysokich częstotliwości (z języka angielskiego High Frequency Trading, w skrócie HFT), polega na automatycznym zawieraniu transakcji giełdowych. Odpowiada za nie algorytm komputerowy zastosowany w systemie. Na bieżąco przetwarza on dane rynkowe, a więc ceny akcji, walut itp., i na tej podstawie ustala warunki i zawiera transakcje. Dzieje się to bez udziału człowieka. W tym wirtualnym świecie toczy się morderczy wyścig o prędkość przesyłania danych i już milisekundy decydują o milionach zysku lub straty, chociaż sama giełda wydaje się bardzo spokojnym miejscem – to już nie wielka hala pełna rozkrzyczanych maklerów, ale cichy open space, gdzie pracują głównie systemy komputerowe.
 
Jak dużą część transakcji giełdowych stanowi dziś handel wysokich częstotliwości? Już 10 lat temu na HFT przypadało 56 proc. wszystkich transakcji giełdowych w Stanach Zjednoczonych i 38 proc. w Europie. – Ale dostęp do twardych danych na ten temat jest utrudniony – stwierdza Piotr Dobrowolski. – Zwłaszcza, kiedy handel wysokich częstotliwości zaczęto obwiniać o tzw. flash crash, czyli błyskawiczne krachy na giełdzie. 
 
Chociaż HFT z pewnością nie jest jedynym winowajcą takich sytuacji. – Trudno do końca usystematyzować dziejące się na giełdzie procesy – zauważa Kamil. – Są pewne prawidła, ale to wszystko jest dosyć płynne, miękkie. Czyjeś podejście zarabia, a dziesięciu kolejnych osób już nie. 
 
Jak tłumaczy Piotr, wpływ mają chociażby newsy. – Prezydent Donald Trump „wsiada do samolotu” i to zmienia kursy walut. Przykładowo, na kursie dolara zapanowało szaleństwo podczas liczenia głosów przed pierwszą elekcją Trumpa. Kluczowa była Floryda. Kiedy z kolejnych tamtejszych obwodów wyborczych spływały wyniki, kurs dolara był nieprawdopodobnie zmienny i agresywny. Można było na tym bardzo dobrze zarobić. Na zwykłym chaosie.
   
Kamil Ruszała dodaje: – Handel algorytmiczny to szerokie pojęcie. Aby wspomagać swoje decyzje dotyczące handlu, możemy wykorzystywać bardzo wiele narzędzi – od prostych automatów, które podpowiadają w co inwestować, po bardzo zaawansowane kompleksowe systemy, które wymagają specjalnej infrastruktury. Paleta rozwiązań jest nieprawdopodobnie obszerna. Trudno zatem powiedzieć, ile tego handlu algorytmicznego dzisiaj jest. Tym bardziej, że każdy rynek się różni. Kluczowy HFT zdaje się być w odwrocie, ale życie nie znosi próżni i bardzo szybko wchodzą nowe rzeczy. Mamy nadzieję, że jedną z nich będzie nasze rozwiązanie. 
 
Jak rozbić bank

Koszty „milisekund”, tak decydujących w handlu algorytmicznym, są bardzo wysokie – tłumaczy Piotr Dobrowolski. – My proponujemy rozwiązanie, które nie wymaga aż takiej prędkości, natomiast pozwala osiągać porównywalny zysk, a więc kilkadziesiąt procent w skali roku. Na etapie inkubacji, dzięki wsparciu menedżerów Platformy Startowej „Start in Podkarpackie”, nawiązaliśmy współpracę z jednym z najbardziej znanych specjalistów w zakresie statystyki nieliniowej. Jego zdaniem, nasze rozwiązanie, które nie polega na szybkości, ale na pomyśle zahaczającym o fizykę jądrową, ma duże szanse na sukces. 
 
Skąd fizyka jądrowa? Stąd, że chodzi o rozwiązanie podobne do tego, jakie musieli wymyśleć konstruktorzy pierwszej bomby atomowej, by nie wybuchła ona już w laboratorium. – Chodziło o takie sterowanie eksplozjami w atomach i ich rozchodzeniem się, by mogły one nawzajem znosić swoją energię – wyjaśnia prezes Confessor Capital. – Porównałbym to do wrzucenia kamienia do jeziora i rozchodzenia się fal. Kiedy obok wrzucimy drugi kamień, fale, które się spotkają, zaczną nawzajem znosić swoją energię i przekazywać ją w określonym kierunku. Podobne tzw. procesy gałązkowe chcemy wykorzystać w handlu algorytmicznym. Nakładając na siebie ileś takich transakcji-„eksplozji”, jesteśmy w stanie tak sterować ryzykiem transakcyjnym, aby je zminimalizować niemal do zera. Niezależnie od tego, czy rynek pójdzie w górę, czy w dół, my i nasz klient mamy szansę dobrze zarobić. Sprawimy, że inwestorzy nie będą musieli ścigać się na takich zasadach jak wszyscy inni, a i tak wygrają podobny zysk. Handel wysokich częstotliwości wymaga kosztownej architektury. Za dzierżawę odpowiednich serwerów, podpiętych sieciami światłowodowymi możliwie jak najbliżej różnego rodzaju giełd finansowych czy surowcowych, jeden podmiot płaci rocznie nawet kilkadziesiąt milionów dolarów. Nasze rozwiązanie pozwala zmniejszyć te koszty o kilkadziesiąt procent.
 
Nad algorytmami pracowali od 2014 roku, ale pomysł tego konkretnego rozwiązania przyszedł w 2016 roku. Na pomysł wpadli w autobusie, który jechał na lotnisko. Środek nocy. Zmęczeni. Ale zaczęli rozpisywać pierwsze równania w laptopie. Myśl zaczęła kiełkować. 
 
Kamil tłumaczy: – Musieliśmy wrócić do początku. Dane, które zebraliśmy podczas konkursu, nie chciały dać się połączyć w jeden algorytm. Zaczęliśmy schodzić z tych rozbudowanych systemów do coraz prostszych poziomów – rozbierać  wszystko na części pierwsze. Staraliśmy się zapomnieć, czego nauczyliśmy się z książek. Stopień po stopniu zeszliśmy do prostej logiki, do poziomu wykresu, który pokazuje, że cena może pójść w górę lub w dół. I zaczęliśmy wszystko budować od nowa. Aż doszliśmy do rozwiązania, które jest unikalne, pozwala zarabiać na giełdzie, nie ścigając się na prędkość światłowodu.
 
– Podstawą do wymyślenia czegoś nowego, do innowacji, jest zakwestionowanie bieżącego stanu rzeczy – zauważą Piotr. – Kiedy wszyscy dookoła mówią, że coś działa w określony sposób, trzeba poddawać takie rozwiązanie w wątpliwość. Tak powstają nowe i wspaniałe produkty przyszłości.
 
Cztery lata pracy, setki zapisanych stron. Rozbudowane sieci neutronowe, bo i przez ten etap przechodzili, i inne analizy – laika przyprawiłyby o zawrót głowy. – Przez te ostatnie lata wszystkiego musieliśmy się uczyć sami od podstaw. Kiedy przyszło nam pracować nad sieciami neuronowymi, wiedzę na ich temat czerpaliśmy z książek – przyznają. I dodają: – Ten projekt jest trudny w komunikacji. Nie było możliwości podzielenia się pracą z innym zespołem. Równie trudno było wytłumaczyć inwestorom, jak działa. Już to, co przedstawialiśmy, było plikiem wielu stron i opracowań technicznych. Chcieliśmy chronić swój pomysł przed kradzieżą. Nie mogliśmy powiedzieć za dużo, ani za mało. Za dużo, bo nam to wykradną, za mało, bo nikogo nie przekonamy. 
 
Tymczasem znalezienie inwestora, który zechce wypróbować „wtyczkę” i z jej pomocą zagrać na giełdzie, było konieczne. – Jeżeli chodzi o branżę finansową i rozwiązanie nawiązujące do handlu wysokich częstotliwości, są bardzo wysokie, finansowe bariery wejścia – tłumaczą. – Sama matematyka nie wystarczy. Jest kwestia różnego rodzaju opłat. Inwestowaliśmy z Kamilem z sukcesami na giełdzie, ale to, co jesteśmy w stanie zarobić, to ułamek tego, ile potrzebujemy zasobów, aby wprowadzić w świat HFT nasze rozwiązanie w takiej formie jak trzeba. 
 
Więc chociaż pracy nad algorytmami poświęcili tysiące godzin, był moment, kiedy los pomysłu wisiał na włosku. Uratowali go: projekt Platformy Startowe „Start In Podkarpackie” Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, profesor Józef Banaś z Politechniki Rzeszowskiej oraz Mateusz Tułecki, były organizator konferencji Internet Beta i „Człowiek Roku Polskiego Internetu 2010”. 
 
– Kilkuletnie prace miały swoją cenę. W Polsce praca nad innowacją to praca chałupnicza. Nasz znajomy dostawał miliony na rozwój rozwiązania, jakich na rynku jest na pęczki, a myśmy odbijali się od ściany – stwierdzają. Piotr tłumaczy: – Nam zdobyć finansowanie dla rozwiązania wyjątkowego w skali świata było naprawdę trudno. Prowadziliśmy rozmowy z różnymi funduszami, potencjalnymi inwestorami. Były próby wykradzenia naszego rozwiązania. Polska jest krajem mało przyjaznym przedsięwzięciom, które są unikatowe. Trudno powiedzieć, czy w Stanach udałoby nam się szybciej zebrać środki na dokończenie tego projektu, ale wydaje się, że innowacyjne projekty nie są tam traktowane tak po macoszemu, jak w Polsce. Mamy ogrom inteligentnych ludzi, którzy mogą zmieniać świat, ale mają pod górkę. Myśmy także mieli.   
 
Kamil mówi, że na początku 2018 roku znalazł się na życiowym zakręcie i chciał się już wycofać. – Ale wtedy spotkaliśmy się z Mateuszem Tułeckim. Uratował ten projekt. Okazał się człowiekiem bardzo przyjaznym innowacjom. Jego zachęta, przy wielu głosach sceptyków, którzy uważali, że nic ciekawego nie wymyślimy, była ogromnym wsparciem. Zaczął nam podsuwać nowe pomysły. Wskazywać ciekawe możliwości. Mówił: „Okej,  macie robota, który może zarabiać na giełdzie. Może zbadajcie, czy te rozwiązania nadają się do innych branż” – wspomina Kamil. Piotr dodaje: – Otworzył nam oczy na nowe możliwości i taką formę rozwiązań, w jakiej rynek by to od nas pozyskał. Bo przecież technologia bez realnego zastosowania nie daje zysku.
 
Mateusz Tułecki umówił ich na rozmowy z ciekawymi inwestorami, co otworzyło szansę na komercjalizację pomysłu. Dzięki niemu udało im się w końcu wypracować sposób, w jaki mogą przedstawiać swój projekt, aby ich prawa autorskie były bezpieczne, a jednocześnie, aby idealnie oddać sedno pomysłu i powiedzieć, co go wyróżnia. 
 
W 2019 roku zostali zakwalifikowani do projektu Platformy Startowe – Start in Podkarpackie. Założyli spółkę i dopracowali projekt pod okiem ekspertów zatrudnionych przez Rzeszowską Agencję Rozwoju Regionalnego. W grudniu Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości przyznała im milion złotych dofinansowania na wprowadzenie ich produktu na rynek. Mateusz Tułecki bierze udział w tym projekcie. 
 
Confessor Capital ma już również dwóch inwestorów, którzy zainwestują na giełdzie z pomocą ich oprogramowania. Szuka kolejnych. Na razie wśród banków, funduszy inwestycyjnych, czy firm z nadwyżkami budżetowymi, które w czasie topniejących oprocentowań lokat, chcą korzystnie inwestować. 
 
– Algorytm jest już gotowy. Trwa jeszcze implementacja dodatkowego rozwiązania, które uprości pewne procesy, zmniejszając ryzyko pomyłek – tłumaczy Piotr. – Wkrótce nasza „wtyczka” zostanie wpięta do terminala pierwszego klienta. Opłaci on licencję za używanie naszego programu. Nie będzie miał dostępu do rdzenia systemu. My ponosimy odpowiedzialność za wyniki algorytmu. Podział zysków ustalamy w odrębnych umowach. To bazowa wersja. Później sami będziemy chcieli wytworzyć terminal, a w końcu aplikację, która pozwoli skutecznie grać na giełdzie indywidualnym klientom. Chcemy zaoferować coś innego niż klasyczne aplikacje bankowe. Klient będzie widział swoje pieniądze i obserwował, jak rosną więcej niż kilka procent rocznie.   
  
Kiedy już się uda…

Piotr: – Zostanę w Rzeszowie. To moje miejsce na ziemi. Tu czuję się szczęśliwy, spełniony. Chciałbym, aby miasto rosło, a nasza firma stała się jego wizytówką. 
 
Kamil: – Mieszkam na Nowym Mieście. Z wysokiego piętra mam widok w stronę Łańcuta – na wielki plac budowy. Rzeszów rozwija się w bardzo dużym tempie. Biznes z Krakowa będzie się tu powoli przenosił. Chcielibyśmy mieć udział w tym rozwoju. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy