Reklama

Biznes

Skuteczny monitoring Trynkiewicza jest możliwy

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 13.02.2014
10819_Bentkowski
Share
Udostępnij
Z mec. Aleksandrem Bentkowskim, adwokatem, ministrem sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
 
Jaromir Kwiatkowski: W 1989 r. Mariusz Trynkiewicz został skazany na poczwórną karę śmierci. Ale już w 1988 r. wprowadzono moratorium na jej wykonywanie, a kara dożywocia została wprowadzona do kodeksu karnego dopiero kilka lat później. Za to pod koniec 1989 r. została uchwalona amnestia, która zamieniła wyroki śmierci na kary 25 lat więzienia, z czego skorzystał Trynkiewicz. Ktoś chyba nie przewidział, że kiedyś ta 25-letnia odsiadka się skończy i może powstać problem, czy ten więzień, który zakończył odbywanie kary, nie będzie nadal niebezpieczny dla otoczenia. No i problem rzeczywiście powstał…
 
Aleksander Bentkowski: Amnestia to była inicjatywa posłów OKP (tak nazywał się klub posłów „Solidarności” – przyp. JK). Ustawa o amnestii została przygotowana w kręgach prawniczych Krakowa. Przywiózł ją do Warszawy poseł Jan Rokita. Zebrał ok. 20 podpisów z poparciem. I to znakomitych posłów; byli w tym gronie m.in. Aleksander Małachowski, Barbara Labuda, Józefa Hennelowa, Janusz Steinhoff, Grażyna Staniszewska. Jan Rokita złożył tę ustawę do laski marszałkowskiej 10 sierpnia 1989 r.  Łukasz Balcer, minister sprawiedliwości w rządzie Mieczysława Rakowskiego, zwrócił wtedy uwagę, że zamiana kary śmierci na 25 lat więzienia jest o tyle niebezpieczna, iż ci przestępcy, którzy z tej zamiany skorzystają, będą mogli także skorzystać z warunkowego przedterminowego zwolnienia i opuścić więzienie np. już po 12 latach. 
 
To był zdroworozsądkowy argument. Czy miał on szansę się przebić?
 
Nie. Wtedy klub OKP przywiązywał tak wielką wagę do tej sprawy, że w ogóle nad nią nie dyskutowano. Przyznam, że mało się tą sprawą zajmowałem. Dla mnie była ona marginalna z uwagi na to, że wtedy w Sejmie działy się niezwykle ważne sprawy. Było to w czasie nieudanej próby utworzenia rządu przez ministra Kiszczaka, a w końcu powierzenia misji tworzenia rządu Tadeuszowi Mazowieckiemu. Kiedy w połowie września zostałem ministrem sprawiedliwości, postawiono przede mną problem amnestii. Była ona przedmiotem debaty sejmowej w drugiej połowie września. Zauważyłem, że w projekcie ustawy jest inny, znacznie poważniejszy problem. A mianowicie, że ta ustawa obejmuje swoim zasięgiem wszystkich, a więc także zbrodniarzy, jak również przestępców wielokrotnych. Przedstawiono mi w ministerstwie dane, z których wynikało, że wielokrotni recydywiści wyjdą na wolność w liczbie 4,5 tys. osób. Powiedziałem, że na to w żadnym wypadku zgodzić się nie mogę. Podczas debaty nad ustawą każdy z klubów poselskich występował ze swoimi racjami. Pamiętam, że przedstawiciel OKP mówił, iż utrzymanie kary śmierci będzie przejawem tego, że państwo jest państwem totalitarnym, jak również, że kara śmierci jest pierwszą rzeczą, którą powinniśmy zlikwidować w naszym kodeksie karnym i w rzeczywistości. Na to przedstawiciel PZPR, prof. Zieliński, odpowiedział:  „Proszę pana, państwem totalitarnym jest z pewnością, w naszym rozumieniu, NRD. Natomiast państwem o wiele bardziej demokratycznym są w naszym obozie Węgry. NRD zniosło karę śmierci, a Węgry nie”. Były emocjonalne wystąpienia, jak np. posła Lityńskiego, który mówił: „wyście w więzieniach nie siedzieli. My siedzieliśmy i wiemy, co znaczy odbywać karę”.
 
Czy to nie wyraz naiwnego, by nie rzec – absurdalnego, myślenia, że sam pobyt w więzieniu był wyrazem opresyjności komunistycznego państwa?
 
To nie było absurdalne myślenie; te argumenty były podnoszone przez posłów i senatorów OKP. Według nich, ówcześni więźniowie  byli pokłosiem państwa represyjnego, które miało najbardziej surowe prawo karne w Europie, w związku z czym te wyroki są nadmiernie represyjne. Tak mówili senatorowie Romaszewski, Andrzejewski. Dało się odczuć, że parlamentarzyści OKP są nie tyle zobligowani do uchwalenia amnestii, ale absolutnie przekonani, że wyroki są nie do końca sprawiedliwe. Pojawiały się głosy o weryfikacji wyroków, co już było czystym szaleństwem. W czasie dyskusji powiedziałem: „panowie, czy zdajecie sobie sprawę, że chcecie podważać dziesiątki tysięcy wyroków?”. Senator Romaszewski w swoim wystąpieniu mówił, że przyjęcie amnestii w tak szerokim zakresie jest naszą powinnością. PSL w debacie sejmowej stwierdził, że zgadza się na amnestię, ale z wyłączeniem zabójstw i wielokrotnej recydywy. I Sejm zmienił tę ustawę, którą przedstawili posłowie OKP. Mimo, że była wtedy już zawiązana koalicja większościowa „Solidarność”-ZSL-SD, PZPR razem z tymi dwiema ostatnimi partiami zagłosowały za wprowadzeniem wyłączenia dla sprawców zabójstw i wielokrotnych recydywistów. Poszło to do Senatu, który to w całości zmienił i rozszerzył zasięg amnestii do takiego zakresu, jaki był pierwotnie. Muszę dodać, że jednym z nielicznych senatorów, którzy głosowali przeciw, był Jarosław Kaczyński.
 
Czy nie można było wtedy postawić publicznie najbardziej racjonalnego rozwiązania – zamiany kary śmierci na dożywocie?
 
Powiedziano nam, że nie można ustawą tzw. zwykłą, jaką jest amnestia, zmieniać kodeksu karnego, który ma szczególny tryb uchwalania i że należałoby zmienić kodeks karny i w katalogu kar wprowadzić dożywocie. Z perspektywy czasu wiem, że byłoby to możliwe. Gdybyśmy w ustawie o amnestii napisali, że zamienia się karę śmierci na dożywocie, nikt by tego nie zakwestionował. Nie byłoby to może zbyt eleganckie, ale nie było jeszcze wtedy tak rozbudowanego Trybunału Konstytucyjnego, żeby takim „drobiazgiem” się zajmował. Presja na wprowadzenie ustawy amnestyjnej ze strony siły wówczas wiodącej, czyli „Solidarności”, była taka, że nikt by się tego nie czepiał.
 
Stało się jednak inaczej. Trynkiewiczowi poczwórną karę śmierci zamieniono na 25 lat, które właśnie minęły. Skazany karę odbył, powinien zostać wypuszczony. Lecz wróciły obawy, o których ktoś kiedyś nie pomyślał: czy na wolności nie będzie on stanowił zagrożenia dla innych. Dla mnie jest to porażka państwa. To jeden problem. Drugi – nawet w takiej sytuacji nie chciałbym, żeby naginano prawo. Tymczasem przez ostatnie dni oglądaliśmy żenujący spektakl, co zrobić, by znów odizolować Trynkiewicza. Najlepszy komentarz na ten temat wygłosił mój kolega, który powiedział, że współczesnemu polskiemu państwu udało się zjednoczyć w poparciu dla wielokrotnego mordercy, pedofila i gwałciciela ludzi, którzy nie godzą się na metody, które ostatnio wobec Trynkiewicza stosowano.
 
Z całą pewnością ma Pan rację, że to jest porażka.  Powiedziałbym, że jest to porażka służby penitencjarnej, bo kara powinna być na tyle dolegliwa, żeby przekonać sprawcę, iż nie warto wracać z powrotem do popełniania przestępstw. Ustawa o amnestii była tak skonstruowana, że zamieniała orzeczoną karę śmierci na 25 lat pozbawienia wolności, lecz samą karę śmierci pozostawiała w kodeksie karnym. Sądy mogły ją orzekać do 1995 r., kiedy została zniesiona. To był z pewnością nonsens.
 
Co do ostatnich wydarzeń: to co się zdarzyło w Zakładzie Karnym w Załężu, z pewnością ośmieszyło służby więzienne. Mają one prawo monitorować, kontrolować cele, kiedy tylko zechcą. Po drugie, służby więzienne z całą pewnością wiedziały, że Trynkiewicz będzie oddany badaniom i wtedy miały obowiązek dostarczyć do sądu wszystkie materiały, które pozwoliłyby wydać biegłym jak najpełniejszą opinię. I wtedy na pewno zrobiono przeszukanie i na pewno widziano te zdjęcia i rysunki, ale uznano, że to nie ma nic wspólnego ze sprawą. Bo nie wyobrażam sobie, żeby nie zrobiono wtedy przeszukania celi.
 
Wytłumaczenia historii z rysunkami są dwa: albo – jak Pan mówi – widziano je i zignorowano, albo je podrzucono.
 
Niestety, nie można tego drugiego wykluczyć. Ale to już byłby zupełny skandal. Bylibyśmy wtedy typowym przykładem państwa bezprawnego.
 
Powiem więcej: nie chciałbym, aby się okazało, że jednak zachodzi ta druga ewentualność. Bo wkraczalibyśmy wówczas na bardzo niebezpieczny teren. I mogłoby się okazać, że u osoby, która podpadnie rządzącym, nagle znajduje  się pornografię dziecięcą w laptopie lub biały proszek w teczce.
 
Tak. Jeżeliby okazałoby się to prawdą, to byłyby to metody z najgorszych lat stalinowskich. Nie wyobrażam sobie, że – gdyby to zostało ustalone – nie zakończyłoby się to poważnym wyrokiem karnym.
 
Na pewno opinia publiczna ma prawo oczekiwać, że cała sprawa zostanie dogłębnie zbadana i wyjaśniona.
 
Ma Pan rację, tak to powinno być zrobione. To absolutnie niecodzienny precedens, żeby dowody stwierdzające popełnienie kolejnego przestępstwa znaleziono w momencie, kiedy inne formy utrzymania Trynkiewicza w zamknięciu nie sprawdziły się. 
 
Wczoraj Trynkiewicz został wywieziony z Załęża, a decyzja o jego ewentualnym umieszczeniu w ośrodku zamkniętym została odroczona do 3 marca. Znając życie, już gromada paparazzi za gigantyczne pieniądze go szuka i być może za tydzień będziemy wiedzieć, jak on obecnie wygląda i gdzie przebywa. Co się – według Pana – stanie dalej?
 
Trzeba zwrócić uwagę, że ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia jest w Polsce stosowana po raz pierwszy i sąd musi postępować w tej sprawie wyjątkowo uważnie. Warto też dodać, że jest to ustawa bardzo pokrewna do ustaw stosowanych w państwach totalitarnych. Np. w Rosji w latach 30. XX w. nagminnie osadzano w zakładach psychiatrycznych – na podstawie opinii psychiatrów – dysydentów czy ludzi inaczej myślących. 
 
Poza tym praktyka wykonywania tego typu przepisów ma tendencję do rozszerzania zakresu ich stosowania.
 
Sąd zdaje sobie z tego sprawę, że jest to precedensowy przypadek i że tak naprawdę ta ustawa została stworzona na potrzeby tego jednego przypadku. Dlatego postępuje bardzo rozsądnie i nie bardzo się spieszy. Wcale nie jestem taki pewien, czy sąd stwierdzi, że Trynkiewicz powinien podlegać leczeniu izolacyjnemu. A może być tak, że został teraz – za swoją zgodą – umieszczony w jakimś miejscu odosobnienia, po to, żeby wyrobić mu dokumenty na nowe nazwisko i zmienić mu wygląd. Policja ma w tym doskonałą praktykę, ponieważ robi tak w przypadku świadków koronnych, którym daje nową tożsamość i lokuje ich w nowych środowiskach, pod nowym nazwiskiem, zapewniając pracę. Oczywiście, sprawa Trynkiewicza jest nieco delikatniejsza, ale jest to możliwe i tak to powinno być zrobione. Co do paparazzi: można jedynie apelować do zdrowego rozsądku dziennikarzy, którzy tak bardzo gonią za sensacją, że mogą swoim zachowaniem skłonić jakiegoś psychopatę do wymierzenia „sprawiedliwości” Trynkiewiczowi na podstawie informacji i zdjęcia w prasie.
 
Tyle że jeżeli Trynkiewicz będzie na wolności, nawet ze zmienionymi personaliami, to zawsze będzie obawa, czy znów nie zabije.
 
On zawsze będzie pod nadzorem policji. Jego każdy kontakt, nie tylko z dzieckiem, będzie odnotowany. 
 
Czyli problem polega na tym, by był to monitoring skuteczny.
 
Nic innego nie pozostaje.  Skuteczny monitoring jest możliwy. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy