Reklama

Biznes

Lwów patrzy na kijowski Majdan

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 20.02.2014
11032_2
Share
Udostępnij
Wtorek, 18 lutego. Na pieszym przejściu granicznym Medyka-Szeginie, które przechodzę wraz kolegą, w tamtą stronę nie ma ludzi. Jedynie z Ukrainy do Polski chce się przeprawić kilkudziesięcioosobowa grupa „mrówek”, choć i tak ruch jest o wiele mniejszy niż zazwyczaj.
 
Spokojnie jest także we Lwowie. Na tutejszym Majdanie gromadzą się ludzie, z telebimu leci bezpośrednia transmisja telewizyjna z Kijowa. Teoretycznie mogliby ją oglądać na domowym telewizorze, ale być może pcha ich tu potrzeba wspólnoty. Jedno z haseł  na transparentach głosi „Wolność zdobywa się w walce”. Inne: „Iwan Franko (jeden z najwybitniejszych poetów, pisarzy i działaczy społeczno-politycznych w historii Ukrainy – przyp. aut.) był Europejczykiem, a ty?”. Nieopodal, na dużej tablicy – małe, wycięte z papieru „serduszka solidarności” z walczącymi.
 
Zatrzymuję wzrok na jednym z nich. „Viel Gluck, Ukraine!!!” – głosi odręczny napis. Również w restauracjach i kawiarniach telewizyjna transmisja leci non-stop. Ludzie wpatrzeni w telewizyjny ekran, żywo komentują atak Berkutu na kijowski Majdan.

Ukraińcy coraz bardziej zdeterminowani

Lwów wygląda na nieco opustoszały. Podejrzewamy, że część mieszkańców wyjechała do Kijowa wesprzeć protestujących. Ci, którzy zostali, manifestują swoje poparcie dla „rewolucji”, dekorując samochody flagami narodowymi. Idziemy do miejsc, gdzie jeszcze niedawno były barykady – wszystkie są rozebrane. Ale to wszystko zmienia się pod wpływem wydarzeń w Kijowie – Darek Delmanowicz, fotoreporter z Przemyśla, który był we Lwowie dzień później, publikował na Facebooku m.in. zdjęcia przewróconych samochodów. Niezidentyfikowane siły przejęły także budynki urzędów państwowych.
 
Ale to wszystko dzień później. Z pewnej perspektywy czasowej okazuje się, że byliśmy we Lwowie w ostatnim względnie spokojnym dniu, choć widać było, że atmosfera tężeje z godziny na godzinę. Tym bardziej, że Ukraińcy wydają się o wiele bardziej zdeterminowani niż podczas pomarańczowej rewolucji.
 
Przez telewizję docierają informacje o pierwszych ofiarach śmiertelnych. Kiedy we wtorkowy wieczór wyjeżdżamy ze Lwowa, oficjalnie będzie ich trzy. Gdy przekraczamy granicę – już 9. Wczoraj było ich już 26, dziś bilans zabitych zwiększył się o kolejne kilkanaście  (a pewnie już więcej) osób. Od jednego z lwowiaków słyszymy, że w tutejszym szpitalu jest kilkoro poszkodowanych w Kijowie. Przebywają tu pod zmienionymi personaliami.
 
Podobno kijowski Majdan – tak nam mówią nasi rozmówcy – wystąpił z apelem, by każdy, kto ma jakąś broń, przybywał do stolicy. To już pachnie powstaniem. Rządowe środki przekazu podają, że na Majdanie znaleziono łuski po nabojach produkcji polskiej, amerykańskiej i niemieckiej. Prowokacja? Pod budynkiem Opery sprzedawca pamiątek, widząc, że jesteśmy Polakami, wita nas słowami: „To co, handlujecie bronią? Może bym czołg kupił?”. Obracamy to w żart, mówiąc, żeby przyjechał do Polski, tylko z dużym bagażnikiem, to zapakuje tyle czołgów, ile będzie chciał.
 
Docierają do nas informacje, że o godz. 18 czasu miejscowego Kijów zostanie zamknięty dla przyjezdnych, zwłaszcza z zachodniej Ukrainy. Zastanawiamy się, czy za chwilę nie zamkną granicy. – Mielibyśmy gdzie przenocować, ale co na to nasze żony – żartujemy. Na przejściu granicznym Medyka-Szeginie ruch pieszy niemal zerowy. Dopiero na drugi dzień Ukraińcy zablokują dojazd do przejścia. 

Pomoc dla Ukrainy
 
Co możemy zrobić dla naszych wschodnich sąsiadów walczących o wolność? Polskie organizacje charytatywne i społeczne organizują pomoc dla Ukrainy. Potrzeba lekarstw, koców, ciepłej odzieży. Zbiórki darów na Podkarpaciu prowadzą m.in. Caritas Archidiecezji Przemyskiej i Diecezji Rzeszowskiej oraz Związek Ukraińców w Polsce. Miejsca, terminy zbiórek można szybciutko wygooglować w Internecie. 
 
W Polsce studiuje wielu młodych ludzi z Ukrainy, np. w Rzeszowie, na Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania, jest ich naprawdę sporo. Jeżeli macie kontakt ze studentami zza wschodniej granicy, warto uczynić wobec nich niewymuszony gest życzliwości, zapytać, czy czegoś im nie potrzeba. Takie małe gesty to wielka sprawa.
 
Podkarpackie szpitale są gotowe do przyjęcia poszkodowanych z Ukrainy. Być może trzeba będzie na jakiś czas udzielić gościny uchodźcom. Bo naprawdę nie wiadomo, w jakim kierunku potoczą się wydarzenia za wschodnią granicą. Na razie coraz bardziej noszą one znamiona wojny domowej.
 
fot. J. Kwiatkowski
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy