Reklama

Biznes

Nie będzie ministra z Rzeszowa?

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 29.10.2015
23186_21950_14984_IMG_9047
Share
Udostępnij
Podkarpacie, w którym na PiS głosowała ponad połowa wyborców, niewątpliwie zasługuje na „pełnego” konstytucyjnego ministra. Ma też człowieka, który niewątpliwie kompetencje ministerialne posiada – obecnego marszałka, Władysława Ortyla. Na razie jednak Ortyla nie ma na politycznych „radarach” wyszukujących kandydatów na ministrów.
 
Różne gazety i portale publikują spekulacje dotyczące przyszłego składu rządu. Nawet biorąc pod uwagę, że nie muszą one odzwierciedlać rzeczywistości, trudno nie zauważyć, że w żadnej z tych przymiarek nie uwzględniono Władysława Ortyla czy innej osoby z Podkarpacia.
 
Podkarpacki PiS powinien walczyć o konstytucyjnego ministra, ponieważ politycznie – przy tak dużym poparciu dla tej partii w tym regionie – to mu się po prostu należy – uważa dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego. I dodaje: – O składzie rządu decydują nie tylko kompetencje poszczególnych kandydatów na ministrów, ale także jest to wypadkowa politycznych ustaleń.
 
Paweł Kuca zwraca uwagę, że koalicja PO-PSL, mimo tego, że Podkarpacie nie było dla niej łatwym terenem, miała wiceministrów (skarbu – Zdzisław Gawlik, a wcześniej Jan Bury, i sportu – Bogusław Ulijasz), szefową prestiżowej Komisji Finansów Publicznych (Krystyna Skowrońska) i szefa Klubu Parlamentarnego (Jan Bury). Na razie PiS wygląda pod tym względem skromniej, bo funkcja wicemarszałka Sejmu, którą sprawuje Marek Kuchciński, jest wysoka, ale raczej tylko reprezentacyjna. – Chodzi o to, by politycy z Podkarpacia zajmowali miejsca decyzyjne, gdzie decyduje się o strategii, przepływie pieniędzy, lokalizacji inwestycji itd. – podkreśla politolog z UR. 
 
Beata Szydło, wiceprezes PiS, powiedziała niedawno w Parku Naukowo-Technologicznym „Rzeszów-Dworzysko”, że chce realizować polityczną i gospodarczą wizję śp. Grażyny Gęsickiej, minister rozwoju regionalnego w PiS-owskim rządzie w latach 2005-2007, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Jeżeli kandydatka PiS na premiera chce pokazać, że te słowa nie były tylko kurtuazyjną przemową, to powinna w swoich rządowych planach wziąć pod uwagę człowieka, który – w randze sekretarza stanu – był najbliższym współpracownikiem Gęsickiej w tym resorcie. Czyli właśnie Władysława Ortyla.
 
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas spotkania z mieszkańcami Rzeszowa na Uniwersytecie Rzeszowskim dwa dni przed wyborami powiedział o Władysławie Ortylu: „Wcale nie jest pewne, czy go nie porwiemy” (w domyśle: do Warszawy – przyp. JK). Te słowa nie muszą oznaczać od razu ministerialnego stołka, ale np. funkcję wiceministra. Właśnie w takim kontekście – potencjalnego kandydata na wiceministra gospodarki i rozwoju – słyszałem ostatnio kilkakrotnie o Władysławie Ortylu.
 
Ewentualne odejście Ortyla do Warszawy spowoduje osłabienie zarządu województwa. Z prostego powodu: „drugiego Ortyla” na Podkarpaciu nie ma, a lista osób mogących objąć po nim funkcję marszałka województwa jest dość krótka. Pytanie zatem, czy funkcja wiceministra byłaby dla niego „grą wartą świeczki”. 
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy