Reklama

Biznes

Czy ordynacja wyborcza i samorządy potrzebują zmian?! Debata “Na Żywo”

Alina Bosak, Katarzyna Grzebyk
Dodano: 01.04.2017
31921_0K3A6032
Share
Udostępnij
Zwolennicy kadencyjności na stanowiskach wójtów, burmistrzów i prezydentów miast podkreślają, że czas zerwać z samorządową nomenklaturą. Ale czy rzeczywiście jest to lek na układy? Jakich zmian potrzebuje ordynacja wyborcza, by samorząd był rzeczywistą reprezentacją mieszkańców gminy, miasta, powiatu? Na te pytania próbowaliśmy odpowiedzieć w trakcie debaty BIZNESiSTYL „Na Żywo” w hotelu Hilton Garden Inn w Rzeszowie wraz z zaproszonymi gośćmi: prof. nadzw. dr hab. Agnieszką Pawłowską, dyrektorem Instytutu Nauk o Polityce UR; Mariuszem Kawą, burmistrzem Strzyżowa, wcześniej radnym Sejmiku Województwa Podkarpackiego oraz dr. nauk ekonomicznych Tomaszem Solińskim, od 5 lat zastępcą prezydenta Krosna. 
 
Na początku roku, Jarosław Kaczyński, lider PiS poinformował o planach zmiany ordynacji wyborczej. 15 stycznia w wywiadzie udzielonym szczecińskiej Telewizji Publicznej powiedział: „(…) są to zmiany bardzo oczekiwane przez społeczeństwo. Będą to zasady, które zabezpieczą wybory przed jakimiś nadużyciami.” Rzeczywiście, wybory samorządowe z 16 listopada 2014 r. pozostawiały dużo do życzenia. Mieliśmy do czynienia z awarią systemu informatycznego, opóźnieniem podania wyników, wysokim odsetkiem głosów nieważnych, rozminięciem się wyników sondaży z dnia wyborów i oficjalnych rezultatów. Zmiany, o których mówił prezes Kaczyński, miałyby zapewniać większą jawność podczas wyborów dzięki przezroczystym urnom w lokalach wyborczych, transmisji na żywo, a także uczestnictwu wszystkich członków komisji wyborczej w liczeniu głosów. Prezes PiS wskazała także na potrzebę wprowadzeniu zasady dwóch kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Ta zapowiadana reforma nie jest na razie sprecyzowana. Projektu ustawy jeszcze nie znamy. Ale dotychczasowa determinacja partii rządzącej pozwala sądzić, że reforma jest nieunikniona. 
 
W opinii profesor Agnieszki Pawłowskiej, której badania naukowe koncentrują się wokół samorządu terytorialnego, rozwoju lokalnego i regionalnego, zmiana ordynacji wyborczej jest potrzebna. – Pożądane zmiany w ordynacji wyborczej nie dotyczą jednak wyłącznie samorządu – zaznaczała prof. Pawłowska. – Kwestie związane z niedziałającym systemem informatycznym w równym stopniu mogły dotknąć wybory do Sejmu, Senatu, prezydenckie. Zatem pewne usprawnienia techniczne i odświeżenie Państwowej Komisji Wyborczej byłoby wskazane. Są potrzebne zmiany w Kodeksie wyborczym. Ten, który został przyjęty w 2011 r. był obarczony np. taką wadą, że w protokołach obwodowych komisji wyborczych nie wskazywano powodu, dla którego głos został uznany za nieważny. I trudno było ocenić, jaka była przyczyna oddania tego nieważnego głosu. Tak naprawdę to są kwestie niuansów – czasami drobnych, ale jak widać i znaczących. 
 
 
Prof. Agnieszka Pawłowska. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Profesor wskazała, że ważna jest także edukacja. W wyborach samorządowych 2014 r. wprowadzono książeczkę do głosowania i wyborcy najwyraźniej nie zostali dostatecznie poinformowani, w jaki sposób mają głosować. – To są kwestie elementarne – mówiła pani profesor. – Jednocześnie nie przechodziłabym tak gładko od zmian w Kodeksie wyborczym do ograniczenia liczby kadencji. To drugie jest ingerencją w cały system instytucji samorządowych. Jest jeszcze inny problem – wyniki wyborów lokalnych nie odzwierciedlają preferencji wyborców. To także szeroki i ważny temat, bo np. wybory do rad powiatu są tak zorganizowane, że nie wszystkie gminy mają swojego reprezentanta w radzie powiatu. To istotna ułomność systemu. Dyskusja o ordynacji wyborczej do samorządu terytorialnego na pewno jest potrzebna, a obok niej dyskusja nad ograniczeniem liczby kadencji.
 
Partia rządzącą, mówiąc o potrzebie zmian w samych samorządach, twierdzi, że w wielu obowiązują skostniałe układy, które już dawno przestały reprezentować ogół mieszkańców. Te sugestie rozmijają się jednak z sondażami. W badaniach CBOS z 2015 władze samorządowe dobrze oceniło aż 67 procent ankietowanych. Od momentu reaktywacji samorządu w 1990 r. to zaufanie do władzy lokalnej systematycznie rośnie, a wybór władz samorządowych przez Polaków jest postrzegany jako ważniejszy niż wybory parlamentarne. W badaniach CBOS z 2014 duże znaczenie przypisało im 64 proc. pytanych, niemal 10 proc. więcej niż wyborom parlamentarnym i prezydenckim. To oznacza, że zmiany w samorządach trzeba wprowadzać rozważnie.    
   
– Chciałbym przede wszystkim poznać cel takich zmian, bo dopiero wtedy mógłbym je właściwie ocenić – stwierdził dr Tomasz Soliński. – Jeżeli celem zmian są jakieś niejasne układy w samorządach, lokalne powiązania, to odpowiem, że nigdzie indziej nie ma tak ścisłego nadzoru społeczeństwa jak w samorządach lokalnych. Dodatkowo, wiele instytucji kontrolnych na bieżąco sprawdza działania podejmowane przez samorządy. W przypadku funkcji obejmowanych w wyborach bezpośrednich – na wójta, prezydenta, burmistrza – istnieją skuteczne narzędzia weryfikacji ich pracy. W momencie, gdy np. włodarz gminy nie spełnia oczekiwań mieszkańców, mogą go odwołać w referendum. W poprzedniej kadencji w referendach odwołano z funkcji kilkunastu samorządowców. Mechanizmy formalne ingerowania w to, czym w trakcie kadencji zajmuje się wójt czy prezydent miasta, a czym np. poseł, są nieporównywalne. Ograniczenie kadencyjności nie zapobiegnie łamaniu prawa, a zapewne przyczyni się do krótkookresowego planowania i doraźnego działania. Obecny stan prawny nie ogranicza liczby kadencji i tym samym wyzwala planowanie strategiczne wykraczające ponad dwie kadencje, a dotyczy projektów najważniejszych dla rozwoju miast czy gmin. Z tego względu uważam, że ograniczenie kadencji nie będzie korzystne dla rozwoju i mieszkańców.
 
Wiceprezydent Krosna przytoczył też liczby, które tłumaczą, dlaczego dla obywateli samorządy terytorialne są tak ważne. – Odpowiadają za realizację 75 proc. inwestycji publicznych w Polsce. Duży poziom zaufania społecznego wynika z tego, że samorządowcy są najbliżej mieszkańców, mają z nimi bezpośredni kontakt. Osoby, które nie są sympatykami wójta, burmistrza czy prezydenta, mogą same zaangażować się w sprawy samorządu i ubiegać o mandat radnego, co umożliwi im bezpośrednią kontrolę władz samorządowych. Każdy obywatel może skorzystać z prawa dostępu do informacji publicznej, a także uczestniczyć w posiedzeniach komisji, obradach sesji rad miast czy gmin – często takie sytuacje mają miejsce – mówił dr Soliński.
 
Mariusz Kawa, przedsiębiorca, który do samorządu trafił już 15 lat temu, zgodził się z prof. Pawłowską, że system wyborczy i kadencyjność próbuje się dziś sprowadzić do jednej dyskusji, a to zupełnie oddzielne tematy. W tym pierwszym można by poruszyć sprawę wprowadzenia powszechnego głosowania w formie elektronicznej. – Czy przypadkiem nie uzyskalibyśmy zupełnie innych wyników wyborczych, jakie dziś możemy estymować? – zapytał burmistrz Strzyżowa. – Rozwiązań systemowych dla Kodeksu wyborczego może być bardzo wiele. Jestem jednak wielkim przeciwnikiem sprowadzania dyskusji do „luźnych” oskarżeń: „Są nieprawidłowości”. Jeśli są nieprawidłowości to należy podejmować odpowiednie kroki prawne, a nie wrzucać wszystkich do jednego worka z „nieprawidłowościami”. Generalizowanie jest niesprawiedliwe wobec tych, którzy wiele lat życia poświęcili pracy w samorządzie.
 
Opinia, że są to „ciepłe posadki” nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. Może kiedyś. Z kilkunastoletniego doświadczenia wiem, że z każdym rokiem jest trudniej. Tempo zmian przepisów we wszystkich dziedzinach, którymi zajmuje się samorząd jest tak potworne, że niezmiernie trudno jest opanować bieżące funkcjonowanie tej instytucji. Wynagrodzenie też nie jest tak atrakcyjne jak kiedyś. Jako burmistrz zarabiam podobną kwotę, co mój poprzednik 15 lat temu, zatem realnie o wiele mniej. Podwyżki nie są jednak społecznie akceptowane. 
 
Burmistrz Kawa, który pracował również w instytucjach rządowych, stwierdził, że samorządy dużo lepiej gospodarują publicznymi środkami, są bardziej wiarygodne i lepiej kontrolowane przez obywateli. Ludzie znają wójta, wiedzą, gdzie mieszka, czym jeździ, jaką ma rodzinę. – Mimo to, jestem za ograniczoną liczbą kadencji – oświadczył Mariusz Kawa. – Zapewne nie ma rozwiązania idealnego. Jednak w najmniejszych gminach często wójtowi brakuje konkurencji. Im ta jednostka samorządu terytorialnego większa, tym więcej kontrkandydatów i większy wybór dla obywateli. Trwanie wójta, burmistrza, prezydenta na stanowisku przez długi okres ma także negatywne konotacje. Nie prawne, ale związane z wypaleniem zawodowym.
 
Ograniczenia liczby kadencji chcą także wyborcy. Według opublikowanych na początku marca przez CBOS wyników badań opinii publicznej, opowiada się za nią 51 proc. Polaków. 40 procent jest przeciwnych. – Nie ma jednej dobrej odpowiedzi – uważa prof. Pawłowska. – I zgadzam się, że ważny jest cel zmian. Zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego zrozumiałam jako nie tyle walkę z nieprawidłowościami w sensie korupcji, wydatkowania środków publicznych, tylko jako walkę z tzw. układem. Problem polega na tym, że układ łatwo zdiagnozować, ale trudno udowodnić, że jest. Załóżmy, że mamy ograniczenie do dwóch kadencji. Jeżeli ktoś opiera swoje działania na różnych powiązaniach, to tak będzie rządził i najprawdopodobniej jego następca powieli ten schemat. To także kwestia środowiska i tego, czy akceptuje taki sposób funkcjonowania władz publicznych. Na pewno jest krzywdzące uznanie, że w samorządach te układy dominują. De facto byłoby krzywdzące pozbawienie możliwości kandydowania w najbliższych wyborach dwóch trzecich takich samorządowców, bo taki jest ułamek tych, którzy pełnią obecnie funkcję co najmniej dwie kadencje. 
 
Chociaż, zdaniem pani profesor, ograniczenie kadencji nie jest sposobem na układy, to takie regulacje w nielicznych krajach obowiązują. – We Włoszech można być wybranym na dwie 5-letnie kadencje, w Portugalii – na trzy 4-letnie, w Niemczech jest ograniczenie wiekowe – do 65 roku życia. We Włoszech można się starać o wybór na trzecią kadencję, jeśli jest się burmistrzem w małej gminie. Dlaczego? Bo są gminy, w których nie ma potencjału ludzkiego na to stanowisko – zarządzanie gminą wymaga zdolności menedżerskich, a nie przywódczych. 
 
Profesor dodała, że temat kadencyjności nie jest w Europie żywo dyskutowany. – W Stanach Zjednoczonych, ok. 10 proc. gmin przyjęło rozwiązania związane z ograniczeniem kadencji, ale przede wszystkim ograniczenie dotyczy radnych, a nie organów wykonawczych – oznajmiła prof. Pawłowska. – W wielu państwach europejskich burmistrzowie nie są wybierani w wyborach bezpośrednich. Rządzą kolegialne zarządy, tak jak to było u nas przed rokiem 2002. Ale zmieniono ustawę i wprowadzono bezpośredni wybór wójta, burmistrza i prezydenta, bo liczne rady nie były w stanie się dogadać i stworzyć koalicji, która wyłoni mocną, stabilną władzę wykonawczą. I rzeczywiście, ta zmiana władzę wykonawczą ustabilizowała. Teraz z kolei radni się skarżą, że zaczynają się czuć wyłącznie ciałem doradczym przy wójcie czy prezydencie. Szczególnie w dużych miastach. 
 
Władza jest oceniana przez mieszkańców na podstawie zmian jakie realnie zachodzą w ich otoczeniu, przypominał dr Tomasz Soliński: – Widzą oni na co dzień, czy poprawiła się infrastruktura drogowa, warunki do prowadzenia działalności gospodarczej i tworzenia nowych miejsc pracy, jak zorganizowany jest system edukacji, czy mają dostęp do żłobków, przedszkoli, oferty kulturalnej, przestrzeni i infrastruktury rekreacyjno-sportowej, jak funkcjonuje system opieki zdrowotnej. Mieszkańcy porównują rozwój swojej gminy z innymi, sąsiednimi, czy też podobnymi i na tej podstawie oceniają efektywność działań władz. Pomiędzy samorządami istnieje już niemal taka konkurencja jak między firmami, chociaż cele są inne niż w biznesie. Ocena tych uwarunkowań przekłada się na postrzeganie władzy samorządowej, na czele której stoi wójt, burmistrz czy prezydent.
 
 
Tomasz Soliński. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Lider samorządu nie wystarczy, że będzie dobrze administrował, ale przede wszystkim musi efektywnie zarządzać miastem czy gminą. Co do tzw. układów – patrząc na włodarza jednostki samorządu i jego relacje w środowisku lokalnym, które naturalnie z racji pełnionej funkcji powinien utrzymywać, oceniam go przede wszystkim po tym, czy działa zgodnie z prawem i efektywnie rozwija gminę. W obecnych uwarunkowaniach finansowych samorządów szczególnie istotne jest efektywne pozyskiwanie środków zewnętrznych w celu inwestowania ich w projekty prorozwojowe, które będą generować bazę dochodową. Uwarunkowania gospodarcze i prawne w jakich funkcjonuje samorząd, wymagają ciągłego doskonalenia i podnoszenia efektywności jego działania. Z tego względu zasoby kadrowe urzędu powinny na bieżąco pogłębiać wiedzę, doskonalić efektywność i obserwować trendy w otoczeniu gospodarczym pod kątem innowacyjnych rozwiązań. Do tego wszystkiego nie trzeba zmieniać „głowy”.
 
Wiceprezydent Krosna przypomniał, że w całej masie badań prowadzonych przez różne instytucje, uczelnie i media, w pierwszej dziesiątce najlepiej ocenianych miastach Polski od lat rządzą ci sami prezydenci, co oznacza że wielokadencyjność sprzyja efektywności. Z pewnością ta korelacja nie występuje we wszystkich z około 2500 polskich gmin, ale gdy popatrzymy na takie miasto jak Krosno, które zajmuje czołowe miejsca w rankingach zrównoważonego rozwoju w Polsce, to ograniczenie kadencyjności nie sposób popierać. 
 
– Obserwujemy zjawisko dużych zmian społecznych, idącej nowej fali ludzi urodzonych w latach 80-tych, którzy rzeczywistość postrzegają zupełnie inaczej niż ich rodzice. Koncentrują się na bardzo wąskich, wybranych specjalizacjach, a reszta świata interesuje ich mniej. Mamy zatem grupę, która za chwilę pod wpływem emocji, impulsu może pójść, zagłosować i zrobić rewolucję. Dlatego mówiłem wcześniej o kwestii elektronicznego głosowania – przypomniał Mariusz Kawa. – Mamy też sporą część społeczeństwa, która systematycznie uczestniczy w głosowaniach.
 
Koncentracja polityczna w samorządach poszła w kierunku tej grupy stałej, niosącej pewną siłę wyborczą, ale czy to właściwy kontekst dla tak ogromnych zmian społeczno-gospodarczo-politycznych, z którymi mamy do czynienia u siebie i które też widzimy? – pytał burmistrz. Dodał też: – Mam inną wizję funkcjonowania w samorządzie niż mój poprzednik. Może miał na to wpływ mój pobyt w Stanach Zjednoczonych. Chcę bardziej obywatelskiego podejścia do władzy w samorządzie, bez koncentrowania się na tym, czy będę miał potencjał wyborczy po zakończeniu kadencji, czy nie. Dlatego tak mocno postawiłem na współpracę z organizacjami pozarządowymi. Jeżeli ktoś chce w jakikolwiek sposób przyłączyć się do takiego działania, zachęcamy go. Inwestujemy w dzieci i młodzież, także w sprawy socjalne. Ekonomię społeczną rozumiem jako przywracanie ludzi do funkcjonowania społeczno-gospodarczo-obywatelskiego. Mamy w Polsce jakiś problem z obywatelskością. I nie wiem, czy na jej rozwijaniu rzeczywiście wszystkim zależy. Czasem usta decydentów są pełne frazesów i popierania obywatelskości, a z drugiej strony nie wszystkie rozwiązania te nurty obywatelskie wspierają, bywa, że zamykają przed nimi drzwi.   
 
Nawiązując do słów ministra Błaszczaka, które padły 29 marca na  obradach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego – „Nikt nie jest niezastąpiony. Te 28 lat od przełomu to jest czas, w którym w sposób naturalny powstały nowe elity i to też nie oznacza, że państwo nie możecie swoich ambicji, aspiracji, ale także umiejętności i wiedzy wykorzystywać w innym miejscu. Nie jesteście państwo przypisani do jednego miejsca” – zapytaliśmy Mariusza Kawę, w jakim miejscu lub na jakim stanowisku mógłby się sprawdzić samorządowiec ustępujący po dwóch kadencjach.
 
Burmistrz Strzyżowa ostrożnie zaproponował opcję „miękkiego lądowania” w administracji samorządowej, zaznaczając, że zdaje sobie sprawę, iż jej wprowadzenie może być skomplikowane. – Dla lidera lokalnego tzw. „czarna dziura” po latach spędzonych w samorządzie nie jest komfortowa, na pewno nie napędzi go do wzmożonej aktywności. Może słuszne byłoby, gdyby nowy wójt, burmistrz czy prezydent miał prawny obowiązek zatrudnić swojego poprzednika na dowolnym stanowisku w urzędzie za np. połowę pensji? – zastanawiał się burmistrz. – To, czy poprzednik przyjmie takie stanowisko i czy będzie się dogadywał z szefem, jest zupełnie inną kwestią, ale zapis prawny chroniłby samorządowca ustępującego po dwóch kadencjach, który miałby zagwarantowaną pracę i dwa lata na znalezienie innej pracy. Nie zajmowałby się tym podczas drugiej kadencji. Nie wiem, czy takie rozwiązanie funkcjonuje gdziekolwiek w świecie. 
 
Profesor Agnieszka Pawłowska stwierdziła, że takie rozwiązanie jest dyskusyjne, ale odniosła się też do słów ministrów i posłów o tym, że samorządowcy mogą swoje umiejętności wykorzystywać gdzie indziej: – Bardzo łatwo jest tak powiedzieć – stwierdziła. – Załóżmy, że mamy dwie kadencje w samorządach. W takiej sytuacji nowy samorządowiec przez pierwszą kadencję uczy się, a przez drugą zastanawia, co będzie robił po. 
 
Profesor zwróciła uwagę na system obowiązujący we Francji, gdzie mandaty kumulują się. Można tam być jednocześnie merem, ale też deputowanym lub senatorem, więc samorządowcy mają zakotwiczenie w innym organie władzy przedstawicielskiej. Spotyka się to jednak z krytyką ze strony społeczeństwa, gdyż mer bywa merem „na pół gwizdka”, parlamentarzystą również. – To nie jest dobre rozwiązanie – skomentowała prof. Pawłowska. – Nie znam podobnego przypadku w innych krajach, gdzie nowa władza zapewnia starej „miękkie lądowanie”. Jest to niekomfortowe dla nowej władzy, która musiałaby pracować z konkurentem.
 
– To już nie jest konkurent wprost na to stanowisko, gdyż nie może ubiegać się o reelekcję – ripostował Mariusz Kawa, ale prof. Pawłowskiej nie przekonał: – Jednak relacje międzyludzkie wtedy są bardzo trudne, poza tym takie rozwiązanie może skutkować tworzeniem się układu, ponieważ np. ustępujący burmistrz, aby zapewnić sobie utrzymanie, musi wejść w relację z osobą, która w przyszłości może być jego pracodawcą. Oczywiście, są też argumenty za takim rozwiązaniem – dodała profesor, przyznając, że problem leży głównie w niskiej konkurencyjności wyborów w Polsce. – Trzeba raczej postawić na edukację obywatelską. Nie wierzę w możliwość zmian tzw. układów przez prosty przepis prawny, ograniczający liczbę kadencji.
 
A czym skutkowałoby to ograniczenie w samorządach, gdzie w wyborach startuje jeden kandydat? Takie przypadki zdarzają się często, na Podkarpaciu np. w 2014 roku kontrkandydata nie miał ubiegający się o reelekcję w Tryńczy Ryszard Jędruch, czy w 2010 r. Stanisław Gierlak, wójt gminy Czudec. Jeśli będziemy mieć kadencyjność i… żadnego kandydata? – W takiej sytuacji wyboru dokonuje rada – tłumaczyła profesor. – Czasami brak kontrkandydata wynika z tego, że pozycja wójta, burmistrza czy prezydenta jest tak silna, że ewentualni kontrkandydaci uważają, że ich start nie ma sensu. Oczywiście, są takie gminy, w których nikt nie chce lub nie czuje się na siłach, by kandydować. 
 
Gdy przytoczyliśmy opinie pracowników administracji samorządowej, że w gminie, która liczy ok. 20 tys. mieszkańców, do wygrania wyborów wystarczy, by wójt powiązał w sieć zależności około ok. 10 proc. osób, nie tylko poprzez zatrudnienie w urzędzie czy podległych instytucjach, ale także przez wsparcie finansowanie dla organizacji pozarządowych, kół gospodyń, strażaków czy  udogodnienia inwestycyjne, nasi rozmówcy zgodnie stwierdzili, że przecież na tym polega zadanie gminy. – Przecież zadaniem burmistrza, wójta jest wspieranie społeczeństwa obywatelskiego. Taki zarzut można sformułować wobec każdego w każdej sytuacji – powiedziała prof. Pawłowska.
 
Tomasz Soliński dodał, że nowi samorządowcy będą robić dokładnie to samo, czyli wspierać koła i stowarzyszenia tworzone przez mieszkańców, bo na tym polega praca w samorządzie. Wiceprezydent Krosna, komentując sugestię Mariusza Kawy o miękkim lądowaniu, podzielił się swoim pomysłem. Jego zdaniem, jeśli zostanie zrealizowany projekt polityczny dotyczący ograniczenia kadencyjności, samorządowcy, którzy nie mogliby kandydować w kolejnych wyborach do samorządu lokalnego, powinni mieć parytet np. 50 proc. miejsc na listach w wyborach do parlamentu albo do sejmiku. Zaznaczył też, że samorządy borykają się z kulawym prawem, które muszą stosować, co nie zawsze jest zrozumiałe dla mieszkańców. – Stanowienie prawa to fundament i co do tego mam największe oczekiwania jako obywatel.
 
 
Mariusz Kawa. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Nawiązując do jego słów, Mariusz Kawa zwrócił uwagę na standardy w administracji. – W stosunku do wójta, burmistrza czy prezydenta nie ma żadnych standardów, dla zastępców są określone standardy. Pojawia się tu pytanie, co jest istotne na tych stanowiskach – wykształcenie czy predyspozycje? Pani profesor mówiła o tym, że przez pierwszą kadencję samorządowiec będzie się uczył, a przez drugą zastanawiał nad swoim losem. Uważam, że pewna standaryzacja funkcji publicznych przyniosłaby efekt. Przecież, gdy idę do apteki, chcę wierzyć, że farmaceuta wie, o czym mówi. Są oferty studiów dla administracji publicznej, ale to studia dla tych, którzy już są na stanowiskach  – mówił burmistrz Strzyżowa.
 
Nie zgodziła się z tym prof. Agnieszka Pawłowska, twierdząc że cenzus wykształcenia ograniczyłby znacznie bierne prawo wyborcze. – W tym miejscu znowu pojawia się wątpliwość, czy należy „karać” samorządowców, którzy zdobyli doświadczenie? Poza tym jest to ograniczenie praw demokratycznych – stwierdziła. – Kadencyjność obowiązuje w wyborach na prezydenta w niektórych państwach, gdyż władza prezydenta jest tak szeroka, że można obawiać się, że za bardzo rozbuduje swoją władzę. W niektórych państwach, tak jak wspomniałam na początku, obowiązuje kadencyjność radnych lub kadencyjność z okresem karencji.
 
Tomasz Soliński zaznaczył, że w wyborach bezpośrednich najlepszym weryfikatorem jest społeczeństwo, które zwłaszcza w małym środowisku gminnym nadzoruje władzę. – W wyborach 2010-2014 jedna trzecia prezydentów miast na prawach powiatu straciła zaufanie społeczne i została zastąpiona przez nowych samorządowców. To znaczy, że mieszkańcy negatywnie ocenili efekty ich pracy. Ludzie zauważyli, że inne gminy czy miasta lepiej funkcjonują i dali temu wyraz właśnie w dniu wyborów. 
 
Przedstawiciele władzy, także samorządowej, często spotykają się zarzutem, że zbyt mało wspierają przedsiębiorców i są oderwani od rzeczywistości; nie znają problemów, z jakimi borykają się mieszkańcy. – Jakie mechanizmy możemy wprowadzić, żeby ulepszyć tę współpracę – zastanawiał się burmistrz Strzyżowa. – Z jednej strony wywoływana jest atmosfera strachu przed bliską współpracą samorządów z biznesmenami, z drugiej – nawet jeśli są przedsiębiorcy, którzy chcą angażować się w społeczną odpowiedzialność biznesu, to zniechęca ich sam fakt publicznych oświadczeń majątkowych. Bardziej majętne osoby nie chcą być radnymi, rzadko pojawiają się w samorządzie, więc ich głos jest mniej słyszalny.
 
Prawdopodobnie w części społeczeństwa drzemie gdzieś przekonanie, że prywatny przedsiębiorca jest zły. Zastanówmy się też, jaki interes ma samorząd we wspieraniu przedsiębiorczości? Pośredni. Istotny przychód samorządu to przychód z PIT-ów, przychodowość na poziomie CIT-u jest bardzo zredukowana. Bardzo pomocna byłaby tutaj postulowana przez samorządy zmiana prawa i udziały samorządów w podatkach bezpośrednich, w tym w VAT. Oczywiście, mamy świadomość, że biznes trzeba wspierać, ale nie w każdej gminie czy mieście tak jest. 
 
Dyskutowaliśmy także o wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego ze stycznia 2017 r., który przyznał, że bierze pod uwagę głosy, domagające się przywrócenia wyborów proporcjonalnych w samorządzie, szczególnie w miastach i gminach poniżej 20 tys. mieszkańców, a także skrócenie listy kandydatów. Oznaczałoby to, że struktury partyjne zeszłaby na poziom mniejszych samorządów. Na ile wtedy władza samorządowa reprezentowałaby mieszkańców? Prof. Pawłowska zaznaczyła, że okręgi jednomandatowe obowiązują we wszystkich gminach, które nie są na prawach powiatu, więc kodeks z 2011 roku zwiększył wpływ mieszkańców na skład rady. – W ciągu 27 lat samorządy się uniezależniły od partii politycznych. Najbardziej upartyjnione są wybory do sejmików wojewódzkich. – W gminach bardzo dobrze funkcjonują komitety wyborcze, więc wątpię, że społeczeństwo chce przywrócenia wyborów proporcjonalnych, gdyż byłby to powrót partii politycznych do samorządów gminnych –  skomentowała profesor. – Jednomandatowe okręgi wyborcze to bardzo ważna rzecz i jestem przeciwko zmianom w tej kwestii. JOW-y zmuszają do wystawiania silnych, mocnych kandydatów, a nie najlepszych kolegów z partii.
 
Z opinią prof. Pawłowskiej zgodzili się dr Tomasz Soliński i Mariusz Kawa. Wiceprezydent Krosna przyznał, że ludzie chcą głosować na konkretną osobę, a nie partię polityczną. – Na poziomie lokalnym wszyscy się znają, nie ma anonimowości. Zwykle osoby z zewnątrz obdarza się mniejszym zaufaniem. 
 
Mariusz Kawa dodał, że im prostszy sposób głosowania, tym bardziej sprawiedliwy. – System proporcjonalny jest trudniejszy do zrozumienia w społeczeństwie. JOW-y są bardziej klarowne. Dla partii politycznych najważniejsza jest partia polityczna. Dla komitetu obywatelskiego najważniejszy jest człowiek. To podstawowa różnica i o to chyba idzie bój – powiedział burmistrz Strzyżowa. 
 
Na podsumowanie zapytaliśmy naszych rozmówców o to, co można by ulepszyć w samorządzie. Prof. Pawłowska zwróciła uwagę na edukację obywateli. – W Polsce mamy bardzo niski poziom zaufania uogólnionego. Nie ufamy ludziom, których nie znamy, a to poważna bariera w podejmowaniu współpracy obywatelskiej. Są pewne organizacje, które to zmieniają. Przykład: lokalne grupy działania, które powstały, bo były fundusze unijne na ich działalność, ale teraz świetnie współpracują i nawet gdy pieniądze się skończą, to dalej – miejmy nadzieję – będą ze sobą współpracować – mówiła profesor.

Tomasz Soliński zaznaczył, że najważniejszą kwestią w poprawie funkcjonowania samorządów są przepisy prawne tworzone w parlamencie, aktywność władz samorządowych, wsłuchiwanie się w potrzeby mieszkańców, współpraca z radnymi, zarządami dzielnic i osiedli, a także otwartość na inicjatywy mieszkańców i angażowanie ich w życie miasta czy gminy. Jego zdaniem, liczy się też jawność i zgodził się z pomysłami PiS na jej zwiększenie podczas wyborów, tak aby nie było żadnych wątpliwości. – Ocena wystawiana przez społeczeństwo co cztery lata jest najlepszą oceną pracy samorządowców – podsumował.
 
– Największym problem samorządów, jak mówiła pani profesor, jest współdziałanie. Mamy z tym kłopot. Samorządy są urzędami, więc muszą się poruszać w obszarze dość mocno zakrojonego prawa. Nawet gdy chcemy być bardzo elastyczni, to większość naszej aktywności będzie się koncentrować na literalnym przestrzeganiu prawa – zauważył na koniec burmistrz Strzyżowa. – Uważam, że praca nad „ludzką twarzą” administracji samorządowej jest potrzebna. Zderzyłem się już z działalnością gospodarczą, polityczną i samorządową i muszę przyznać, że najbardziej irytuje mnie brak samokrytyki. Samorządowcy powinni przyznawać się do swoich błędów, rozmawiać otwarcie o problemach i planach. Każdy ma prawo popełniać błędy, a opozycja ma prawo krytykować. Nie bójmy się otwartości, bo im jest jej więcej, tym lepiej przygotowujemy, edukujemy społeczeństwo, by co cztery lata dokonywało racjonalnego wyboru.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy