Reklama

Biznes

Marszałek Grodzki w Rzeszowie: Grozi nam utrata unijnych pieniędzy!

Natalia Chrapek
Dodano: 30.01.2020
49554_grodzki
Share
Udostępnij
W czwartek, 30 stycznia w rzeszowskiej siedzibie Platformy Obywatelskiej odbyła się konferencja prasowa z udziałem marszałka Senatu – prof. Tomasza Grodzkiego, który podczas spotkania z lokalnymi mediami apelował, aby liderzy partii politycznych usiedli do wspólnych rozmów, podobnie jak w 1989 roku podczas obrad Okrągłego Stołu, i w końcu doszli do porozumienia. – W przeciwnym razie Polsce grozi zamrożenie lub utrata unijnych pieniędzy – mówił polityk. 

Już na początku spotkania z lokalnymi dziennikarzami, prof. Tomasz Grodzki przekonywał, że na Podkarpaciu gościł wielokrotnie. – Moi przyjaciele, z którymi studiowałem na Pomorskiej Akademii Medycznej, stąd pochodzą – mówił i dodawał, że program wizyty w regonie ma bardzo napięty. 
 
Po konferencji prasowej w rzeszowskiej siedzibie Platformy Obywatelskiej udał się do Przemyśla, aby sprawdzić jakie zmiany zaszły w miejscowym szpitalu po strajku pielęgniarek, który miał miejsce jesienią 2018 roku. Kolejnym przystankiem w podróży marszałka po Podkarpaciu było Krosno, gdzie spotkał się z władzami miasta i młodzieżą. – Spotkania z młodymi uwalniają człowieka od „bańki polityki”. Dobrze jest posłuchać, co myślą o Polsce i naszej działalności – podkreślał. Z Krosna wróci ponownie do Rzeszowa wprost na spotkanie Klubu Obywatelskiego, które odbędzie się o godz. 17. w klubie Lukr. Przyjść może każdy, bo wstęp na wydarzenie jest wolny.
 
Tylko przedwyborcze deklaracje? 
 
– W tej chwili w naszym kraju toczy się walka. Najbliższe lata zadecydują czy pozostaniemy w gronie cywilizacji zachodniej, czy będziemy staczać się powoli w kierunku autorytarnych dyktatur wschodu. Myślę, że na Podkarpaciu niebezpieczeństw z tym związanych nie trzeba tłumaczyć – podkreślał marszałek i dodawał, że demokracja, jak mawiał Winston Churchill, to fatalny ustrój, ale nikt nie wymyślił jak na razie lepszego. – Jeżeli będziemy trzymać się jej reguł, to zajdziemy niewątpliwie dalej niż przy wprowadzaniu autorytarnej dyktatury. 
 
Marszałek twierdził, że demokrację w Polsce mogą podtrzymać tylko wybory prezydenckie, w których powinna wygrać Małgorzata Kidawa-Błońska, kandydatka PO na prezydenta. Zdaniem polityka, jej kandydatura umocni niezależność sądów i niezawisłość sędziów. 
 
– Wierzę, że pani Kidawa-Błońska, wybierająca się zresztą w trakcie swojej kampanii wyborczej na Podkarpacie, przywróci urzędowi prezydenta należną klasę i godność oraz stanie na straży Konstytucji, jako przywódca wszystkich Polaków, nie tylko dbający o scenę polityczną, ale też zabiegający o maluczkich i słabszych, którym życie rzuca kłody pod nogi – argumentował Grodzki i przypominał, że pięć lat temu podczas wyborów prezydenckich Andrzej Duda uzyskał na początku 20 proc. poparcia, a ówczesny prezydent Bronisław Komorowski – przeszło 60-procentowe. – Jak się to skończyło, wszyscy wiemy – mówił. 
 
Jak wynika z najnowszego sondażu Estymator, umieszczonego na portalu polskatimes.pl, gdyby wybory prezydenckie odbyły się w najbliższą niedzielę, 2 lutego, Andrzej Duda uzyskałby najwięcej głosów – aż 47,1 proc. Małgorzata Kidawa- Błońska znalazłaby się na drugim miejscu (24,1 proc.), a trzeci byłby Władysław Kosiniak-Kamysz (9,3 proc.). Póki co, nie ustalono jeszcze konkretnej daty głosowania, ale marszałek Sejmu Elżbieta Witek poda ją już wkrótce – ma czas do 6 lutego. 
 
Trybunał Konstytucyjny nie ma mandatu
 
Marszałek pytany przez dziennikarzy o ostatnią decyzję Trybunału Konstytucyjnego, który wstrzymał stosowanie uchwały trzech połączonych izb Sądu Najwyższego z 23 stycznia br., odpowiadał, że Trybunał Konstytucyjny nie posiada mandatu, który uprawniałby go do wypowiadania się na temat orzeczeń Sądu Najwyższego, zwłaszcza w tak szybkim tempie. Samo orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego dotyczyło wniosku Elżbiety Witek, w którym domagała się rozstrzygnięcia sporu kompetencyjnego między Sejmem a Sądem Najwyższym. Złożono go 22 stycznia, a więc dzień przed posiedzeniem trzech izb Sądu Najwyższego. 
 
– Ten spór przypomina to, co działo się w Wielkiej Brytanii, z tą różnicą, że tam demokracja jest bardziej dojrzała. Premier Boris Johnson bezprawnie zawiesił prace parlamentu, jednak Sąd Najwyższy tę decyzję obalił, zarzucając mu jednocześnie łamanie fundamentalnych zasad demokracji – wspominał polityk.
 
– Czy zgadza się pan z propozycjami ministra Zbigniewa Ziobry, dotyczącymi reformy wymiaru sprawiedliwości? – dopytywał pod koniec kolejny dziennikarz. – Odpowiedź jest prosta – nie. – Zapewne słyszał pan o „frankensteinizacji prawa”. Nie można wyjmować pojedynczych zdań z przepisów dotyczących danego kraju i wkładać je do innego państwa. Robi się z tego „patchwork”, czy buduje tzw. „Frankensteina prawnego”. 
 
„Frankensteinizacją prawa” nazwano w raporcie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy o stanie demokracji w Polsce rozwiązania prawne towarzyszące zmianom zaprowadzanym w krajowym sądownictwie, a opartym na przykładach z innych państw Europy. Grodzki nawiązywał w swojej wypowiedzi do spotkania Zbigniewa Ziobry z Věrą Jourovą, wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej, w trakcie którego minister zaproponował, aby sędziów w Polsce, na wzór niemiecki, wybierali politycy.  

– Wierzę, że zależy nam wszystkim jednak na Polakach i na tym, aby mogli załatwiać swoje sprawy w sądach, a nie za drzwiami politycznych gabinetów. Są przecież apelacje czy odwołania. Jeżeli zaprzepaścimy ten mechanizm, Polsce grozi zamrożenie, a nawet utrata unijnych pieniędzy – kwitował spotkanie. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy