Reklama

Biznes

Życie w czasach zarazy. Maciej Łobos, architekt

Notowała Aneta Gieroń
Dodano: 02.06.2020
50896_loboz
Share
Udostępnij
Najtrudniejszy w ostatnim czasie był dla nas kwiecień. Pracowaliśmy zdalnie, ale to nie do końca się sprawdza w naszym zawodzie. Kontakt bezpośredni jest jednak konieczny. Był to też miesiąc, w którym odczuliśmy ponad 85 proc. spadek obrotów. Nie wynikało to nawet z dramatycznie mniejszej liczby zamówień, bo tych mamy jeszcze więcej niż przed histerią koronawirusa (bo żadnej pandemii nie ma), ale z utraty płynności przez naszych kontrahentów, będącej wynikiem zatrzymania przez rząd gospodarki. Sporym utrudnieniem było ograniczenie pracy urzędów. Sprawy, które dotychczas załatwialiśmy w kilkadziesiąt minut, nagle zaczęły ciągnąć się tygodniami. Urzędy, na szczęście pracują już względnie normalnie i mimo obostrzeń wszystko wraca na stare tory.
 
Od połowy maja wszyscy jesteśmy w biurze i pracujemy na pełnych obrotach, tym bardziej, że pracy jest naprawdę dużo. Pracujemy nad bardzo różnorodnymi projektami. Są biura, budynki mieszkaniowe, hotele i handel. Ruch na rynku nieruchomości jest naprawdę duży i bynajmniej nie obserwujemy spadku cen. W ostatnim czasie mieliśmy co najmniej kilka zapytań z Polski o duże działki inwestycyjne w okolicach Rzeszowa. Wysoko inflacja, będąca wynikiem wypuszczania na rynek pustego pieniądza, oraz polityka niskich stóp procentowych, powodują, że nie opłaca się trzymać pieniędzy w bankach i ludzie zamożni starają się ulokować gotówkę tam gdzie, ryzyko strat jest najmniejsze. Ilość ziemi i złota jest ograniczona, nie da się ich dodrukować, więc doskonale nadają się na lokatę kapitału. 
 
Jednak nie problemy gospodarcze poruszyły mnie najbardziej w ostatnich tygodniach. Kryzysowa sytuacja była doskonałym testem na to, kim naprawdę jesteśmy. Dla mnie histeria związana z koronawirusem nie zmieniła absolutnie niczego – życie toczy się dalej, chociaż różne absurdalne utrudnienia wywołują zgrzytanie zębów. Żadnego strachu nie odczuwam, bo przecież śmierć jest z natury rzeczy wpisana w ludzkie życie, o czym świat tzw. „liberalnej demokracji” próbuje z uporem zapominać. Z bólem i rozczarowaniem patrzę na to, co stało się z dumnym kiedyś i miłującym wolność narodem, który przetrwał zabory i dwie wojny światowe, a teraz dał sobie wyprać mózgi za pomocą mediów. Kilka tygodni temu, w szczerych polach w okolicach Jarosławia, dostrzegłem rolnika idącego w maseczce!
 
Mam wrażenia, że gdyby władza kazała ludziom chodzić na czworaka i szczekać, to większość bezrefleksyjnie zgodziłaby się to robić. W zamian za złudną obietnicę „pełnej miski” i bezpieczeństwa, pozwalamy sobie odebrać osobistą wolność. Ideał „człowieka sowieckiego”, który wyrzekł się wolnej woli, ziszcza się na naszych oczach.
 
Tym, co czyni nas podobnymi do Pana Boga, są rozum i wolna wola. Jeśli się ich wyrzekamy, staczamy się do poziomu zwierząt, i to raczej tych hodowlanych, które się doi i strzyże. Nie myślałem, że kiedykolwiek będę się powoływał na słowa Aleksandra Łukaszenki, ale faktycznie: „lepiej jest umrzeć na stojąco, niż żyć na kolanach”.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy