Reklama

Biznes

Po co zmieniać swoje życie? Debata BIZNESiSTYL “Na Żywo”

Alina Bosak, Katarzyna Grzebyk
Dodano: 24.11.2017
36516_7K7A6125
Share
Udostępnij
Tylko połowa dorosłych Polaków jest zadowolona z pracy, którą wykonuje. W codziennej rutynie człowieka często dopada stres i zniechęcenie. Wielu tęskni za zmianą, ale boi się ryzyka. Czy warto je podejmować? A jeśli tak, to wybrać ewolucję czy rewolucję? Od czego zacząć i czy nigdy nie jest za późno? Między innymi na te pytania staraliśmy się odpowiedzieć w trakcie debaty BIZNESiSTYL „Na Żywo” w Hindi Restauracji Indyjskiej w Rzeszowie wraz z zaproszonymi gośćmi: Małgorzatą Niemiec-Bocheńską, założycielką Instytutu Kariery, trenerem i konsultantem HR; Joanną Sarnecką, antropologiem kultury, bajarką i pisarką, twórczynią grupy „Opowieści z Walizki”, oraz z lek. med. Rafałem Sztembisem, specjalistą kardiologiem i doktorem psychologii, autorem strony internetowej zyciepozawale.pl.  
 
Po co zmieniać swoje życie? – Czasami jest to po prostu niezbędne. Zdarza się, że to co było rozsypało się i trzeba zacząć coś nowego. Można dryfować w rozkładzie, jaki nastąpił i udawać, że nam to wystarcza. Ale lepiej wziąć sprawy w swoje ręce. Moment zmiany jest wtedy, kiedy zaczynamy decydować, w którym kierunku pójdziemy, co chcemy zrobić – odpowiedziała Joanna Sarnecka, która sześć lat temu, wraz z trójką dzieci przeprowadziła się z Warszawy do Zawadki Rymanowskiej koło Dukli. Emocje, które wiązały się z tą zmianą opisała w bardzo osobistej, niedawno wydanej książce pt. „Dziennik Uciekiniera”. – Moja zmiana zaczęła się od rozwodu. To taki moment, kiedy wydaje się, że wszystko się rozpada, rozwala, jest destrukcją. Bardzo mocno przeżywaną. Ale potem człowiek się orientuje, że może o pewnych rzeczach decydować, sterować trochę tym doświadczeniem, które okazuje się dawać nowe możliwości i nie jest końcem świata.  
 
Konsekwencją tego doświadczenia była przeprowadzka Joanny w Beskid Niski. Wcześniej o tym marzyła, ale zniechęcał brak perspektyw na pracę, dobrej szkoły dla dzieci. – I w momencie, kiedy znalazłam się na życiowym zakręcie, zaoferowano mi pracę nauczyciela domowego w Zawadce Rymanowskiej. Tak się zdarza, że kiedy wszystko się wali, pojawia się deska ratunku, jakiś pomysł, za którym można pójść. W normalnych warunkach może byłby nieracjonalny, a teraz daje nam szansę. 
 
Kilka lat temu zmianę zawodową przeszła też Małgorzata Niemiec-Bocheńska. Po rozstaniu z korporacją rozpoczęła pracę na własną rękę jako konsultant i freelancer, założyła Instytut Kariery. Jego celem jest m.in. pomoc osobom zmieniającym zawód i poszukującym pracy . – To była bardzo dobra zmiana. Pojawiły się nowe możliwości, jedna zmiana spowodowała kolejne w obszarach nie tylko zawodowych – zauważyła Małgorzata Niemiec-Bocheńska. – Osoby, które spotykam na co dzień, zarówno w kontaktach zawodowych, jak i prywatnych, bardzo często borykają się z problemami związanymi z pracą. Z różnych powodów narzekają na obecną pracę, niejednokrotnie zgadzają się na działanie niezgodne ze swoimi wartościami. Część osób decyduje się wziąć los w swoje ręce, by żyć w zgodzie ze sobą, część nadal tkwi w dyskomfortowej sytuacji. 
 
Pomoc we wprowadzaniu zmian związanych ze zdrowiem to misja doktora Rafała Sztembisa, który jest fanem psychologii zdrowia i mocno się angażuje w rehabilitację osób po zawałach serca. – Zawał serca to także moment, który wymusza zmiany pracy, stylu życia i odwraca wszystko o 180 stopni – podkreślał lekarz. – Pojawia się potrzeba zdefiniowania na nowo siebie, swojego życia, marzeń. 
 
Przez całe lata pracy kardiologa doktor Sztembis pomagał ludziom w dokonywaniu takich zmian, aż uzmysłowił sobie, że zapomniał o zmianach we własnym życiu. – Zorientowałem się, że stoję w miejscu. Od trzech lat staram się zmieniać swoje życie zawodowe, bo moim zdaniem zmiana jest immanentna, przypisana życiu. W człowieku tkwią demony, które się ze sobą kłócą. Z jednej strony chcemy stabilizacji i poczucia trwałości, a z drugiej – życie wokół się zmienia i musimy się na nie otwierać, uczyć się go na nowo. Jak usłyszałem na konferencji „eLearning Journeys”, podchodzimy do edukacji jak do czegoś, co się kończy, a tak naprawdę uczymy się przez całe życie. Ciągły rozwój jest wpisany w nasze istnienie.
 
Sygnały o tym, że czas na zmianę, wysyła także nasz organizm. Kardiolog tłumaczył, że jeśli tkwimy w jakimś punkcie w życiu, w sytuacji, która jest dla nas stresująca, ale boimy się do tego przyznać, to nasze ciało reaguje fizycznie. Relacje umysł-ciało są dwukierunkowe, myśli, które są często niekontrolowane i nieuświadomione wpływają na ciało. Jeśli gdzieś wewnątrz buntujemy się przeciwko sobie, organizm będzie reagował. Mogą pojawić się bóle głowy, duszności, skaczące ciśnienie, choroby somatyczne. – Znam bardzo wiele historii ludzi, którzy z powodu jakiegoś życiowego zakrętu – nagłej, niespodziewanej zmiany – wylądowali w szpitalu, a diagnostyka, trwająca nawet miesiące, nie dała odpowiedzi, co się właściwie stało – opowiadał doktor Sztembis.   
 
Wyzwalacze zmian
 
Z badań CBOS można się dowiedzieć, że pod koniec 2016 roku ogólne zadowolenie z całego swojego życia deklarowało nieco ponad trzy czwarte dorosłych Polaków (76%), czyli tyle samo, ile rok wcześniej i był to najlepszy wynik od 1994 r. Najbardziej jesteśmy zadowoleni z przyjaciół, miejsca zamieszkania, dzieci, małżeństwa, wykształcenia, warunków materialnych. Tylko połowa jest zadowolona z przebiegu pracy zawodowej. Dlaczego tak jest, że po kilkunastu latach jakiegoś wydawałoby się spokoju w karierze, wielu czuje się nieszczęśliwych, niezadowolonych ze swoich osiągnięć?
 
Jak przypomniała Małgorzata Niemiec-Bocheńska, Polacy przez wiele ostatnich lat byli ograniczeni trudną sytuacją na rynku pracy i wysokim bezrobociem. – Nawet, jeśli dla kogoś sytuacja była bardzo trudna, nie miał odwagi i wiary w to, że jest w stanie coś zmienić, bo wiedział, że jakakolwiek próba zmiany niesie za sobą ryzyko utraty pracy – tłumaczyła ekspert w dziedzinie planowania kariery. – Znam wiele osób, które od 10-15 lat pracują w jednej firmie i mają poczucie, że muszą zostać tam na zawsze. Sytuacja powoli się zmienia. Coraz częściej, szczególnie osoby młodsze mają odwagę do podejmowania decyzji o zmianie i wcielania jej w życie. Sprzyja temu coraz bardziej korzystny dla pracownika rynek pracy oraz możliwość pracy za granicą. 
 
 
Małgorzata Niemiec – Bocheńska. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Według Małgorzaty Niemiec-Bocheńskiej pracę powinno się zmieniać co 5 lat. – Przygotowywałam do zmiany pracy człowieka, który przez 30 lat pracował w jednej firmie na jednym stanowisku – podała przykład. – Dla tej osoby było to bardzo trudne doświadczenie, mimo że była to dobrowolna, świadoma decyzja. Myślę, że każdy potrzebuje zmiany. Jest ona jednocześnie nieunikniona, ale też potrzebna. Jeśli przez długi czas pozostaniemy w miejscu, gdzie nie czujemy się doborze i nie mamy przestrzeni do działania, bardzo szybko pojawi się frustracja i zniechęcenie, których częstą konsekwencją są problemy ze zdrowiem. Istnieją zawody, w których praca jest zróżnicowana lub związana ze zmianą zakresu realizowanych zadań, tak jak w przypadku dziennikarzy. Wtedy istnieje dużo mniejsze ryzyko pojawienia się syndromu wypalenia zawodowego, ale nie jest to regułą. W sytuacji, kiedy się poddajemy, wpadamy w apatię, chodzimy do pracy z myślą, że nie mamy innego wyjścia, wydajemy się zbyt słabi mentalnie, by wyjść z tej sytuacji. Jednak kiedy pojawi się kryzys, np. w postaci choroby, rozpadu związku, bardzo szybko okazuje się, że mamy gotowość do zmiany. Mimo że w pierwszej chwili mamy poczucie, że znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia, w naszej głowie pojawia się wola walki. Taka sytuacja sprawia, że pojawiają się niewyczerpane pokłady energii do działania i w naszym życiu zaczynają się dziać niesamowite rzeczy.    
 
Joanna Sarnecka dodała, że niezadowoleniu zawodowemu sprzyja kultura pracy w wielu firmach w Polsce, której nieobcy jest wyścig szczurów, wymuszanie pracy w nadgodzinach i podnoszenie normy. – Na szczęście są już takie firmy, w których panuje podejście holistyczne do człowieka, pracownikom zapewnia się komfortowe, sprzyjające kreatywnemu myśleniu warunki. Dzięki temu lepiej pracują, w biurze czują się jak u siebie, są szczęśliwsi – przyznawała, powołując się na przykład jednej z warszawskich firm. Wszyscy uczestnicy dyskusji zgodzili się jednak, że w wielu zawodach taki komfort wciąż pozostaje w sferze marzeń.     
 
– Zmienia się nie tylko rynek pracy, ale także ludzie – dodał kardiolog. – Prowadzę zajęcia ze studentami kierunku lekarskiego. Porównuję ich do studentów sprzed 10 lat i widzę, jak bardzo inne jest to pokolenie. Nie oceniam, czy gorsze, czy lepsze. Zauważyłem, że są pozbawieni pewnych trwałych śladów pamięciowych, jeśli chodzi o literaturę, historię. Punkty odniesienia, które dla nas są czymś oczywistym, dla nich już nie istnieją. Oni mają inne, zmieniające się co dnia, wyrwane z Google i na nich budują swoje życie. Ich świat bywa relatywny. Według mnie człowiek jednak potrzebuje trwałych punktów odniesienia. 
      
Temat edukacji wywołał pytanie o to, czy można się już w dzieciństwie przygotować do zmian, nauczyć odwagi do ich przeprowadzania, traktować jako naturalny element życia?
 
Małgorzata Niemiec-Bocheńska, która jest mamą, starająca się małymi krokami zmieniać system szkolnictwa, przywołała w tym momencie szkolenie trenerów z Racjonalnej Terapii Zachowania poprowadzone przez doktora Tomasza Drożdża. Wyniosła z tego spotkania następującą refleksję – nie ochronimy dzieci przed trudnościami, jakie niesie życie, ale możemy zbudować ich samych, wyposażyć w narzędzia, dzięki którym będą umiały radzić sobie z każdą sytuacją. – Nasz mózg jest ślepym narzędziem, nie myśli, tylko przetwarza myśli, które pojawiają się w naszej głowie. Jeżeli nauczymy się przetwarzać sytuacje i bodźce zewnętrzne, w zdrowe i racjonalne myśli, to mamy zagwarantowany program samopomocy emocjonalnej, w który warto wyposażyć siebie i swoje dzieci – tłumaczyła trenerka.
 
Zastanawiając się nad tematem „uzbrajania” dzieci, Joanna Sarnecka, opowiedziała o swoich obserwacjach z pracy guwernantki w edukacji domowej: – Na początku dziwił mnie ten pomysł, by zamykać dzieci w domu, który w dodatku stoi gdzieś na końcu świata, uczyć ich w odcięciu od szkolnych rówieśników – przyznała. – Ale zobaczyłam, mieszkając z tą rodziną, że to dla nich jest dobre. Życie, nawet na końcu świata, przynosi tyle spraw i bodźców, z którymi trzeba sobie radzić, że bufor w postaci bezpiecznego domu, ułatwia stawianie im czoła. Wcale nie jest dobrym rozwiązaniem wrzucanie na głęboką wodę, uczenie życia w szkolnej dżungli. Dzieci są delikatne. Dlatego lepsze jest stopniowe wprowadzanie, trenowanie rozwiązywania trudnych sytuacji w warunkach spokoju. To kapitał, który pomoże im stawić czoła w życiu dorosłym. W każdej kulturze inicjacje stopniowano. Nie poddawano od razu człowieka najcięższej próbie.  
 
Przeciwnikiem fundowania dzieciom ekstremalnych doświadczeń jest także Rafał Sztembis. – To potrafi skrzywdzić i okaleczyć na całe życie. Doświadczenia z początków szkoły potrafią iść z dziećmi przez całe życie – stwierdził kardiolog, by chwilę później dodać, że w edukacji wiele wagi przykłada się do zdobywania wiedzy z zakresu poszczególnych przedmiotów, zawodów, a nie uczy się tego, jak być człowiekiem, jak układać relacje z innymi – być rodzicem, mężem, lekarzem. 
 
Wolność smakuje wspaniale
 
Zmiana, która postrzegamy jako dobrą dla nas, bywa jednak sprzeczna z oczekiwaniami, jakie inni mają wobec nas. Strach, by kogoś nie rozczarować, zniechęca do działania. – A może głównie chodzi o lęk związany z wzięciem odpowiedzialności za samego siebie – zastanawiał się doktor Sztembis. – Przychodzi do mnie pacjent. Tłumaczę mu, że ma nadciśnienie, groźną otyłość i musi zmienić dietę, postawić na aktywność ruchową i przemyśleć swoje podejście do życia. Drugie wyjście – dostanie receptę, będzie przychodził po następne. I przychodzi, prosi o mocniejsze leki. Przyznaje, że nie przestał palić, je jak dawniej i nie ma czasu na zmiany. Ludzie boją się stanąć przed lustrem i powiedzieć: „Ok, biorę odpowiedzialność za swoje życie”. Trzeba w takich momentach udzielić wsparcia, zainspirować.   
      
Joanna Sarnecka zwróciła uwagę, że są dwa rodzaje zmian. – Jedne to te, na które nie mamy wpływu. Zaskakują nas. Drugi rodzaj wiąże się właśnie z wzięciem odpowiedzialności za swoje życie. Jeśli to zrobimy, odzyskujemy poczucie panowania nad sytuacją, co według mnie jest kluczowe w odnajdywaniu się w zmianie. Dzięki temu możemy budować swój świat na nowo. To tak naprawdę twórczy moment.    
 
Doktor Rafał przyznał, że obserwuje to u swoich pacjentów: – Człowiek, który zrzucił 15 kg, czuje się lepiej psychicznie. Zaczyna siebie postrzegać w inny sposób, nabiera większej pewności siebie, czerpie satysfakcję z relacji z innymi. 
 
W „Dzienniku Uciekiniera” Joanna Sarnecka napisała: „Jak miło się rozczarować. Dobrze skonfrontować swój lęk przed nowym i nieznanym, z przyjazną rzeczywistością. (…) To jest ta chwila. Chwila euforii. Kiedy zamyka się to, co było, i otwiera się nowe. Wszystko wydaje się nagle możliwe. Pod nogami ścielą się nowe drogi, a każda inspirująca, ciekawa.” Podczas debaty „ucieknierka” zwróciła jednak uwagę, że nie zawsze jest tak różowo. – Często myślę także o kosztach mojej zmiany. Wchodząc w zmiany nigdy do końca nie wiemy, jakie będę ich konsekwencje. Pewnie da się to w niektórych sytuacjach przewidzieć, ale w moim przypadku było inaczej. To było raczej wejście w ciemność. Pewnie dotyczy to także zmiany zawodu.
 
– Owszem. Jest ryzyko. Jednak z moich doświadczeń wynika, że u większości osób, które zmieniły pracę, wszystko potoczyło się dobrze – mówiła Małgorzata Niemiec-Bocheńska. – Moje ukochane klientki to mamy, które po urodzeniu dzieci wracają na rynek pracy. Chcą coś zmienić, ale potrzebują stabilności. Nie chcą zaryzykować utraty świadczeń i środków do życia. Można rzucić etat i zobaczyć, co się będzie działo, ale tego nie polecam. Proces zmiany może trwać pół roku, czasem rok albo więcej. Najpierw razem planujemy go krok po kroku, a potem wdrażamy w życie. Wizualizacja życia po zmianie daje dużo odwagi i stymuluje do  działania. Jednak pierwszy krok zazwyczaj jest bardzo trudny, dlatego czasem warto podzielić go na mniejsze.

Rafał Sztembis opowiadał o systemie wspierania osób po zawale w Norwegii. Zawały serca leczy się tam tak samo jak w Polsce, jednak śmiertelność jest o połowę mniejsza, gdyż wspierana jest tam zmiana, jaką powinny przejść osoby po zawale. – Zmiana jest procesem, który musi być rozłożony w czasie i ma w sobie element porażki, ale w Norwegii pacjentów wspierają specjaliści – psychologowie, dietetycy. Pacjenci idą np. do sklepu z dietetykiem, który wskazuje im, co jest dla niego dobre, a co złe. Pacjenci po zawale wspierają się, funkcjonują w pewnej grupie, uczą się nawzajem i między innymi dzięki temu żyją dłużej. Polska medycyna gubi ten ważny kontekst. Owszem, mówi o jakości życia, ale nikt nie traktuje tego serio. My przecież walczymy o życie pacjentów. W szpitalach nie ma psychologów czy trenerów, którzy są pacjentom potrzebni – zauważył.
 
 
Rafał Sztembis. Fot. Tadeusz Poźniak
 
– Uważam, że część psychologii trzeba napisać na nowo. Większość poradników dotyczących relacji międzyludzkich czy wpływania na ludzi jest nieaktualnych, bo zmienił się kontekst sytuacyjny – powiedział doktor Sztembis. Jako przykład podał swoje relacje z pacjentami, którzy przychodzą na wizytę z pewnymi oczekiwaniami co do terapii, informacjami o skutkach ubocznych leków i już podczas wizyt lekarskiej sprawdzają w smartfonach informacje, jakie podaje im lekarz. – Są to zupełnie inne relacje pacjent-lekarz niż kiedyś i lekarze muszą uczyć się na nowo, jak z pacjentami pracować.
 
Ewolucja czy rewolucja?
 
Zastanawialiśmy się też, czy lepsze są zmiany ewolucyjne czy rewolucyjne. – Chyba nie ma idealnego rozwiązania. W niektórych przypadkach pojawia się rewolucja, w jej konsekwencji nieunikniona  konieczność zarządzenia tą  sytuacją. Jednak kiedy czujemy potrzebę zmiany, to warto ją zaplanować jako mniejsze kroki, rozłożone w komfortowej dla nas przestrzeni czasowej i finansowej. Reasumując, jeżeli mamy na to czas, rekomendowałabym zmianę drogą ewolucji – mówiła Małgorzata Niemiec-Bocheńska. – Mam jednak dobre doświadczenia i przykłady na to, że rewolucja potrafi przynieść wiele dobrego.
 
Jako przykład podała historię kobiety, która przez lata pracowała jako pracownik administracyjno-biurowy. Po tym jak skorzystała z pomocy w zakresie zmiany pracy, przeszła cykl szkoleń, odbyła praktykę i założyła własną firmę. – Przyznała, że po tej zmianie jej życie nabrało innych kolorów i źródłem inspiracji do podejmowania kolejnych wyzwań. Znam wiele osób, które w dzieciństwie marzyły o wykonywaniu pewnej pracy, jednak zbieg zdarzeń i okoliczności, w których się znaleźli spowodowały, że zajmują się czymś zupełnie innym. Takie marzenia często wracają i są bardzo dobrym motywatorem do zmiany zawodowej – mówiła Małgorzata Niemiec-Bocheńska. 
 
Za takie „wymarzone” zawody, które dają nadzieję na dobrze płatną i stabilną pracę, uchodzi m.in. lekarz czy prawnik. Jednak doktor Sztembis przyznał, że na zawód lekarza patrzymy przez pryzmat współczesności, podczas gdy medycyna się rozwija niesłychanie szybko i niewykluczone, że niedługo niektórzy specjaliści nie będą potrzebni, np. ortopeda czy dentysta. – Jeden ze startupów w USA pracuje nad urządzeniem, które diagnozuje człowieka na podstawie tkanek przedramienia. Kiedyś zmiany w medycynie trwały całymi dekadami, dziś one dzieją się na bieżąco. Śledzenie tych zmian i dostosowywanie się do nich jest bardzo ważne. Jeżeli tkwimy w starym sposobie leczenia, w starych schematach, umiejętność przystosowania się do nowych sposobów jest bardzo trudna – mówił Rafał Sztembis.
 
W dyskusji nasi rozmówcy doszli do wniosku, że ważna jest gotowość do wprowadzania zmian i że tej umiejętności powinniśmy uczyć nasze dzieci. – Niestety, nie mam na to gotowej recepty. Swoim dzieciom wpajam gotowość do zmian, do uczenia się, nie zamykania się na świat, bo świat ten za chwilę może być całkiem inny – tłumaczył Rafał Sztembis. – W pierwszej połowie listopada robot chirurgiczny zdał w Chinach państwowy egzamin z chirurgii. Te zmiany pociągają za sobą zmiany w relacjach z pacjentami. Lekarz już nie jest Bogiem, który wie wszystko. Przeciwnie, wielu rzeczy nie wie, przez co rodzą się jego wątpliwości. 
 
– Największy atutem, jaki mają lekarze, to budowanie relacji. Budowanie emocjonalnej odpowiedzi na pytanie pacjenta jest bardzo trudne – zauważyła Joanna Sarnecka. – Robot tego nie potrafi i dlatego lekarz zawsze będzie potrzebny. Robot wykona zadanie, udzieli prawidłowo informacji, ale nie zbuduje relacji. Człowiek natomiast potrafi się zachować w relacjach niestandardowo, co w medycynie jest bardzo ważne.
 
Nie do końca zgodził się z tym Rafał Sztembis. Jego zdaniem, te relacje są ważne dla pokolenia, które pamięta jeszcze czasy bez telefonów. – Dla naszych dzieci pewne nasze zachowania, o których będą w przyszłości czytać, okażą się zupełnie niezrozumiałe. 
 
Małe zmiany w codziennym życiu też są potrzebne
 
Duża część naszej dyskusji była poświęcona rewolucyjnym zmianom w życiu osobistym, zawodowym czy zdrowotnym. A co z małymi zmianami w codziennej rutynie życia? Czy one także są potrzebne? Steve Jobs powiedział kiedyś: „Przez ostatnie 33 lata patrzyłem w lustro każdego ranka i pytałem siebie: „Jeśli dzisiejszy dzień byłby ostatnim w moim życiu, czy chciałbym zrobić w nim to, co planuję zrobić dziś?”. I zawsze, gdy odpowiedź brzmiała “nie”, wiedziałem, że muszę coś zmienić.” Czy powinniśmy wprowadzać małe zmiany?
 
– Jestem szczególnym przypadkiem, który żyje w ciągłej zmianie i niestabilności – stwierdziła Joanna Sarnecka. – Kiedy przychodzą momenty „zawieszenia na niczym”, zastanawiam się, czy nie podjąć jakichś działań. Najczęściej mówię sobie „nie” i postanawiam się ponudzić. Wydaje mi się, że cokolwiek robimy, czy zmieniamy coś czy też nie, powinniśmy zadać sobie pytanie, czy robimy to świadomie. Czy to jest mój wybór, czy robię to przypadkiem, a jeśli tak, to dlaczego. Uważam, że kluczowa jest tu świadomość.
 
 
Joanna Sarnecka. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Małgorzata Niemiec-Bocheńska dodała, że warto opowiadać sobie nawzajem o dobrych rzeczach, które nas spotkały danego dnia i to już daje zmianę – zmianę perspektywy patrzenia na siebie i na nasze życie. Zamiast rutynowego pytania „Co słychać?”, pytajmy „Co dobrego dziś cię spotkało?” albo „Wymień trzy dobre rzeczy, które wydarzyły się dzisiaj”. 
 
Do zmian inspiruje również rodzicielstwo
 
– Do największym zmian inspiruje mnie moje rodzicielstwo. Dzieci są najlepszym motywatorem do zmian – rosną, zmieniają się ich potrzeby, pytania. Jako rodzic często zastanawiam się, czy mogłabym się w danej sytuacji zachować lepiej, jak mogłabym pomóc, jak poprzez trudną sytuację wyposażyć dziecko w nową umiejętność. Uważam, że drobne zmiany są bardzo wartościowe. Budują lepszych nas. Zasada by żyć tak, aby następnego dnia być kimś lepszym niż byłem dzisiaj, bardzo temu sprzyja. – mówiła właściciela Instytutu Kariery. – Tak chętnie mówimy o zmienianiu świata, próbujemy zmieniać innych, najlepiej zacząć te zmiany od siebie.
 
Rafał Sztembis opowiadał o pracy ze studentami medycyny, którym zadaje zadania związane z wprowadzaniem zmian w życiu. Na przykład prosi, by zmienili jedną rzecz, która zdarza im się kilka razy w miesiącu, a potem napisali raport; określili, czy im się to udało, czy nie i dlaczego polegli. – Celem takiego zadania jest sprawdzenie na sobie-przyszłym lekarzu, czy mogę żądać zmian od pacjentów, jeśli nie będę potrafił wprowadzać zmian u siebie – tłumaczył kardiolog i przyznał, że złotych myśli takich sław, jak Steve Jobs, nie traktuje jako uniwersalnego motta: – Takie osoby są wyjątkowe. Oczywiście, warto inspirować się, ale często ich motta są nieprzystosowane do naszej codzienności – mówił lekarz. – Wracając do pytania o ewolucję czy rewolucję, to nie widzę większej różnicy. Dla mnie ewolucja to zaplanowana rewolucja, przy czym nie zawsze mamy nad tym kontrolę. Uważam, że kluczem do wszystkiego jest zaangażowanie i świadomość. Ludzie często wypierają świadomość i uciekają w świat zastępczych używek, odruchowych zachowań, naśladowania pewnych trendów i mód, drogich samochodów i gadżetów. 
 
Czy na zmianę może być za późno, a za marzeniami trzeba gonić całe życie
 
Podczas debaty dyskutowaliśmy o tym, czy na zmiany w życiu zawsze jest pora, czy też w pewnym wieku może być na nie za późno i czy zmiany powinny być spektakularne. – Zmiany to wyjście poza schemat, poza dotychczasową dietę, zachowanie, pracę i niekoniecznie muszą być szalone – mówiła Joanna Sarnecka. – Ważne są nawet takie zmiany, jak inny sposób komunikacji np. ze swoim dzieckiem, które spowoduje pozytywną zmianę w relacjach i dalszym życiu rodzica i dziecka – dodała Małgorzata Niemiec-Bocheńska.
O tym, że nie należy zwlekać ze zmianami, mówił Rafał Sztembis. – Życie ma swój początek i koniec, z wiekiem ogranicza nas fizycznie i intelektualnie, starzejemy się – powiedział. – Studenci dostają nieraz ode mnie zadanie, żeby pójść w miasto i uśmiechać się do obcych osób. Taki prosty, zwykły uśmiech jest małym krokiem ku zmianie w kształceniu przyszłych lekarzy, w uczeniu ich właściwych relacji z pacjentami.
 
Nasi rozmówcy zauważyli, że współczesna młodzież jest bardziej gotowa na zmiany i ciągle je wprowadza, co jednak jest niepokojące. Coraz więcej młodych osób rozpoczyna studia na kolejnych kierunkach, szukając tego właściwego, błądzi między uczelniami i tym, co chce w życiu robić. Są bardzo zagubieni. – Brakuje dojrzałości, która pozwala zamknąć pewne tematy. Przychodzi moment, kiedy marzenia z dzieciństwa trzeba na nowo zdefiniować i popatrzeć w przyszłość pod innym kątem – mówił Rafał Sztembis. 
 
– Spełnianie marzeń to nie wszystko, kluczowym czynnikiem jest odpowiedzialność i konsekwencja. Marzenia z dzieciństwa trzeba poddać krytycznej refleksji – zgodziła się Joanna Sarnecka, a Małgorzata Niemiec-Bocheńska podpowiedziała, że w realizacji marzenia pomoże stworzenie planu, na który popatrzymy obiektywnie i racjonalnie. – Chciałabym zwrócić uwagę na istotną kwestię, do której bardzo często nie przywiązujemy uwagi – zdrowa semantyka. W naszym otoczeniu wszyscy „muszą” coś robić. Muszą iść do pracy, muszą ugotować obiad, muszą posprzątać, wstać, napisać, muszą zmienić pracę, bo mają dość obecnej. Słowo „muszę” zabiera nam energię, powoduje, że możemy się czuć pozbawieni własnej woli. Wystarczy je zmienić na „chcę’, „decyduję”, „wybieram” by pojawiła się siła sprawcza, stanowiąca naturalny napęd do działania i podejmowania wyzwań – mówiła właścicielka Instytutu Kariery. 
 
– Czyli odzyskać kontrolę nad życiem – uzupełniła Joanna Sarnecka. – Decydując się na zmianę, trzeba wiedzieć, że nie jesteśmy samotną wyspą zdaną na siebie, tylko są pomiędzy nami zależności, a jeden uśmiech wyzwala następny. Nawet gdy w życiu dzieją się rzeczy złe, przerastające nas i wchodzimy w ciemność, zostajemy rzuceni na głęboką wodę, to nie jesteśmy z tym sami. Zawsze ktoś jest obok.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy