Reklama

Biznes

O Polsce w Filharmonii Podkarpackiej: Nadchodzi koniec naszej belle époque

Alina Bosak
Dodano: 18.12.2019
48805_7k7a2332
Share
Udostępnij
Wychodzimy ze snu o potędze. Niepewni co do sojuszy w sprawie nienaruszalności granic, przyszłości NATO i Unii Europejskiej, próbujemy znaleźć miejsce w świecie, w którym słaba demokracja albo ulega rządom silnej ręki, albo bogatych oligarchów. – Gdybym miał o coś prosić Opatrzność, to jeszcze o 10 lat spokoju i dobrego rozwoju – mówił prof. Paweł Kowal podczas spotkania pt. „Polskie szanse i zaniechania”, w którym do debaty o czasie wielkiej zmiany następującej w świecie i polskiej sytuacji oraz perspektywach usiedli z nim: dominikanin o. Ludwik Wiśniewski oraz profesorowie – Aleksander Hall i Tadeusz Pomianek. Spotkanie w Rzeszowie, 18 grudnia, poprowadził krakowski dziennikarz Wojciech Bonowicz. 
 
Co do tego, że żyjemy w czasach wielkiej zmiany świata, który zmierza ku oligarchizacji i autorytaryzmowi, nie miał wątpliwości żaden z ekspertów, uczestniczących w debacie o polskich szansach i zaniechaniach. Spotkanie zainaugurowało drugą już edycję cyklu paneli dyskusyjnych „W labiryncie świata”, organizowanego przez Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania oraz Klasztor Ojców Dominikanów w Rzeszowie, we współpracy z „Tygodnikiem Powszechnym”. Wydarzenie w środowe popołudnie, 18 grudnia br., wypełniło całą widownię sali koncertowej  Filharmonii Podkarpackiej. Na scenie zasiedli znakomici eksperci: ojciec Ludwik Wiśniewski – dominikanin, duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, działacz opozycji antykomunistycznej w PRL, publicysta „Tygodnika Powszechnego”; prof. Paweł Kowal –  historyk i publicysta, w latach 2006 do 2007 wiceminister spraw zagranicznych, a w latach 2009-2014 poseł do Parlamentu Europejskiego; prof. Aleksander Hall, polityki i historyk, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego; prof. Tadeusz Pomianek, założyciel i prezydent Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
 
– Chcemy porozmawiać o tym, co jest mocną i słabą stroną Polaków. Co nas uratowało z topieli historycznej, co dało dzisiaj rozpęd, a co stało się zagrożeniem. Zaprosiliśmy panelistów, którzy zwrócą uwagę na różne obszary. Prof. Paweł Kowal opowie o naszych relacjach z sąsiadami ze Wschodu. Prof. Aleksander Hall „pójdzie” na Zachód. O. Ludwik Wiśniewski podzieli się refleksją o Kościele. Ja skoncentruję się na sprawach gospodarczych i podziałach społecznych, bo w tym dostrzegam największe zagrożenie – mówił przed debatą prof. Tadeusz Pomianek. 
 
Dr Wergiliusz Gołąbek, rektor WSIiZ, zapraszając ekspertów do mównicy, przywołał słowa ks. Tischnera i zapytał: – Co zrobiliśmy z „nieszczęsnym darem wolności”?
 
– Od czasu do czasu w Polsce otrzymujemy dowód na to, że pozornie pogański Zachód jest bardziej chrześcijański niż katolicka Polska – stwierdził o. Ludwik Wiśniewski. – Jak można określić chrześcijaństwo? Papież Franciszek mówi, że chrześcijaństwo ukazuje bezinteresowaną miłość Boga do każdego człowieka oraz głosi akceptację miłosierdzia dla wszystkich. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak 
 
Według o. Wiśniewskiego, bardzo pięknie o Chrystusie mówił prof. Leszek Kołakowski, który nigdy nie zadeklarował się jako członek Kościoła chrześcijańskiego. Według Kołakowskiego Dobra Nowina to nie zestaw dogmatów, nie struktura kościelna, ale rewolucja serc, która zmienia ludzkie życie. Korzeniem jest miłość. Jak mówi filozof, chrześcijańska miłość wyzwala w grzesznym człowieku to, co najszlachetniejsze, to, co jest w nim boskie. – Chrześcijaństwo jest fundamentem europejskiej kultury – podkreślił dominikanin. – Kołakowski twierdzi, że jeśli ktoś jest Europejczykiem, niezależnie od tego, czy jest ochrzczony czy nie, czy jest wierzący czy nie, to w sensie kulturowym jest chrześcijaninem. Cywilizacja europejska jest chrześcijańska, ale to chrześcijaństwo nie jest jednoznaczne z religią.
 
Stąd wniosek o bardziej chrześcijańskim „pogańskim Zachodzie”. – Udowodnił nam to stosunek do uchodźców. Niektóre państwa zachowały się tak jak polecił Chrystus – otwarły się na ludzi biednych, a katolicka Polska zatrzasnęła drzwi – stwierdził dominikanin. – Jak zachować się wobec panoszącego się zła? Kołakowski mówi, że trzeba ukazywać prawdę o złu i wskazywać na jego konsekwencje. Wzbudzać poczucie winy. Zdolność do poczucia winy jest warunkiem bycia człowiekiem. Zdolność do samokrytyki, uznanie winy jest początkiem drogi naprawy. Klęska w życiu człowieka rozpoczyna się wtedy, kiedy uzna, że jest bezgrzeszny. Podobnie jest z Kościołem i podobnie jest z państwem. Kiedy słyszę od rządzących, że są cudowni, że wszystko jest świetnie, to przewiduję klęskę. Niedawno miałem okazję rozmawiać z rządzącym premierem i powiedziałem mu tylko dwa zdania: „Proszę nie pozwolić, żeby ludzie uważali Pana za zbawiciela i cudotwórcę i proszę od czasu do czasu powiedzieć coś dobrego o swoich poprzednikach.”      
 
Jest jednak dla Polski katolickiej nadzieja. – Wydaje mi się, że coś bardzo dobrego rozpoczyna się w Kościele – uważa o. Wiśniewski. – Większość biskupów i duchownych już ma poczucie winy. To jest dla mnie pewna nadzieja. Mamy poczucie winy – zaczynamy sprzątać. Niestety, tego na razie na gruncie państwowym w Polsce nie widzę. Ale mam nadzieję, że ten samokrytycyzm i poczucie winy przyjdzie. I także w naszym kraju zaczniemy na serio naprawiać to cośmy przez ostatnie lata popsuli. 
 
Zmiany, które rozpoczęły się w Kościele, dotyczą także innych obszarów życia społecznego, polityki i gospodarki. Prof. Paweł Kowal zwrócił uwagę, że żyjemy w okresie przejściowym. – W naszych głowach pojawia się powoli niepewność. Przez 30 lat przywykliśmy do pewności, że nie musimy zajmować się tym, co dzieje się za miedzą, że wystarczy jak zajmiemy się sobą. Chcielibyśmy być Danią Wschodu, mocnym krajem klasy średniej, która już się czegoś dorobiła, już ma co zostawić dzieciom i wnukom. Tymczasem pojawiła się niepewność. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak 
 
Profesor przypomniał 1991 rok, kiedy skończył się poprzedni okres przejściowy, Układ Warszawski, Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej i skończył się Związek Sowiecki. Polska była wolna, a sojusznicy z Zachodu obiecali ją chronić, pod warunkiem, że pójdzie na Wschód, rozwinie współpracę z Ukrainą i Białorusią, Litwą i pomoże im przejść taką samą drogę, proponując wejście do Unii Europejskiej i dostosowanie się do określonych reguł prawa i gry politycznej. – Wydawało się, że kończą się trwające od czasu I wojny światowej turbulencje, że kończy się totalitaryzm – przypomniał prof. Kowal. – To, co nam się udało w polityce wschodniej? Z naszymi braćmi, jak mówił o Ukraińcach, Białorusinach i Litwinach Jan Paweł II, rozstaliśmy się w 1939 roku w pewnym gniewie. Różne rzeczy się nie udały, później był jeszcze Wołyń, zmiana granic, same nieszczęścia. Dlatego Amerykanie bali się o relacje Polaków z krajami na wschodzie po upadku komunizmu. Bano się, że wróci gniew i niepewność. Tak, to częściowo wróciło. Ale i tak uważam, że w polityce wschodniej największym sukcesem było pogodzenie się ze wschodnimi sąsiadami. Nie udało nam się jednak zbudować mocnych relacji gospodarczych. Jesteśmy pod tym względem bardzo niepraktyczni. 
 
A jak jest z polityką zachodnią? – Trafnie zostały wytyczone zasadnicze cele w latach 1989-91 przez obóz solidarnościowy: stać się częścią Zachodu. Oznaczało to, że chcemy stać się częścią NATO i Unii Europejskiej – przypomniał prof. Aleksander Hall. – Te cele były kontynuowane także przez partie, które nie wykształciły się z obozu solidarnościowego, a doszły do władzy w 1993 roku. To było największym sukcesem, że dawny przeciwnik przejął cele wytyczone przez oponenta. Oczywiście, politycy SLD i niektórzy politycy solidarnościowi nie mieli formacji Tadeusza Mazowieckiego i przekonania, że z partnerami również takimi jak Niemcy trzeba mówić w sposób odważny i uświadamiać im, jak ważna jest podmiotowość i równoprawność w stosunkach międzynarodowych. Kolejne rządy to kontynuowały. Jeden, poważny błąd, jaki dostrzegam w dawnych czasach, to decyzja Polski o udziale w interwencji w wojnie w Iraku w 2003 roku. Myślę, że spowodowana była kompleksami polityków SLD, którzy chcieli pokazać, że są absolutnie lojalni wobec Stanów Zjednoczonych, a ich przeszłość nie rzutuje już na wybory polityczne. 
 
Prof. Hall stwierdził, że chociaż interwencja w Iraku była dla nas niekorzystna i na Bliskim Wschodzie przyniosła destabilizację, to jednak kolejni rządzący starali się utrzymywać jeden kierunek polityki zachodniej. Sytuacja zmieniła się dopiero w 2015 roku i to w nowych okolicznościach międzynarodowych. Kiedy świat stał się znów niebezpieczny.   
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak 
      
Te okoliczności, jak tłumaczył prof. Paweł Kowal, powodują, że w myśli o naszym położeniu na mapie wkrada się niepewność, a ludzie zaczynają pytać, czy będzie wojna. – Mieliśmy prawo międzynarodowe, które gwarantowało granice. Tymczasem co się stało? – zapytał prof. Kowal i od razu wyliczył: – Najpierw wojna w Gruzji w 2008, a potem Donbas i Krym. To nie jest ukraińska sprawa, to jest nasza sprawa. Bo podważenie prawa międzynarodowego tam powoduje, że my także czujemy się niepewni. Drugim czynnikiem naszego niepokoju jest słabość Unii Europejskiej. Polacy wciąż są największymi entuzjastami tego sojuszu, ale widzą, że nie jest już tak popularny, nawet dla Ukraińców. Nie wiemy co spowoduje brexit. Jesteśmy także pełni obaw co do Paktu Północnoatlantyckiego. Słyszymy, jak prezydent Francji mówi, że NATO jest w stanie śmierci mózgowej. Prezydent Turcji, która ma drugą co do wielkości armię w NATO, kupuje sprzęt wojskowy w Rosji. Przecież to się w głowie nie mieści. Dziś każdy kraj znów chce być imperium, nawet Węgry. Wracają oligarchie – nawet w Czechach rządzi jeden człowiek, który jest jak właściciel ludzi – jednocześnie premier i najbogatszy człowiek w Czechach, który zatrudnia tysiące osób. Wszystko zależy od niego. A Stany Zjednoczone? Na czele człowiek bardzo bogaty. Bogactwo ma decydować, czy ktoś zostaje prezydentem. Nasza demokracja jest słaba i czujemy to. Przestaje działać. Pojawia się skłonność do rządów silnej ręki, jak w Turcji, na Węgrzech, w Polsce, albo skłonność do oligarchii. 
 
Prof. Aleksander Hall przypomniał, że zmieniła się również polska polityka zachodnia. – Nowy rząd stawia na pielęgnowanie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, ale uznał też, że relacje, jakie panują w Europie Zachodniej są dla Polski dyskryminujące, a silna pozycja Francji i Niemiec jest dla Polski niekorzystana. W pierwszym exposé minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski jako głównego sojusznika Polski w Unii wskazał Wielką Brytanię. Nie była to trafna diagnoza. Wielka Brytania w przyszłym roku opuści Unię Europejską – podkreślał prof. Hall. – Moim zdaniem błędem było wypisanie się z kręgu dużych europejskich państw, by budować trochę egzotyczną koncepcję Międzymorza, ale najpoważniejszym problemem jest wejście we frontalny spór z instytucjami europejskimi dotyczący poszanowania prawa w Polsce, konstytucji i niezależności sądów. Jako Polaka upokarza mnie sytuacja, kiedy moich praw nie broni mój rząd, a instytucje unijne. Bo to Unia ma rację – nie będzie ładu w Polsce, systemu demokratycznego i bezpieczeństwa obywateli, jeśli zastraszeni sędziowie będą kierować się wskazaniami polityków, a konstytucja będzie lekceważona. A to jest nasza aktualna sytuacja. Będzie nas ona kosztować marginalizacją w Unii Europejskiej.
 
Prof. Hall stwierdził, że godnościowa polityka, jakiej używają władze, ma przykryć politykę niebezpieczną dla obywateli Polski. – Bo żyjemy w niebezpiecznych czasach – powtórzył prof. Hall. – Świat idzie w kierunku liberalnej demokracji i tego nie zmienimy. A idzie też w epokę wielkich napięć i migracji, odtwarzania imperiów, powstawania nowych i rozchodzenia się dróg Europy i Stanów Zjednoczonych. W tych czasach narody europejskie powinny trzymać się razem. Powinniśmy chronić tę instytucję, którą mądrość Europejczyków, w tym Polaków, stworzyła. Jest w niej miejsce na poszanowanie praw każdego narodu i każdego państwa, naszego również – stwierdził profesor.  
 
Zdaniem prof. Kowala, słusznie mówi Olga Tokarczuk, że nasza tożsamość słabnie. Z jednej strony widzimy skłonność do silnych rządów, z drugiej szukamy swoich korzeni. Ludzie podróżują, ale tracą kontakt z samymi sobą, z tym, co ich trzymało, z poprzednimi pokoleniami. – To wszystko także wpływa na zmianę stosunków międzynarodowych i powoduje, że żyjemy w czasie wielkiej zmiany i że 30 ostatnich lat naszej belle époque właśnie się oddala.   
 
– Przez 30 lat po upadku komunizmu świat nas podziwiał widząc, jak wychodzimy z rzeczywistej ruiny. Ale ostatnie kilka lat to czas, kiedy pogłębiają się podziały społeczne i narasta nieufność. Jedna część Polski chciałaby rządów wodzowskich,  a  druga lgnie do społeczeństwa obywatelskiego – zwrócił uwagę prof. Tadeusz Pomianek. – Największe zagrożenie w Polsce dostrzegam w podziałach społecznych, upraszczając – przepaści między prowincją a miastami. Efekty polityczne tego podziału mamy już dziś, ale za chwilę w miarę pogarszania się koniunktury przyjdą coraz bardziej dotkliwe efekty gospodarcze. To skutek tego, że miasto dostało wędkę, a wieś rybę. Klasa polityczna nie zdobyła się na to, by znaleźć jakieś rozwiązanie dla wsi i małych miasteczek w momencie, kiedy pojawiły się duże transfery pieniędzy z Unii Europejskiej. 
 
Prof. Pomianek przypomniał, że same dopłaty dla rolników, spowodowały, że w ciągu 15 lat przez wieś przepłynęło 250 miliardów zł. Nie przełożyło się to na zdrowszą i lepszą żywność. – 40 proc. gospodarstw rolnych nic nie produkuje na rynek. Tylko 30 proc. polskich ziem uprawnych obsługuje cały eksport, wynoszący 29 mld euro. W sklepach króluje żywność przemysłowa, która ani nie wpływa dobrze na nasze zdrowie, ani nie służy klimatowi. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak 
 
Zdaniem prof. Pomianka, zamiast wykorzystać te środki na rozwój gospodarstw ekologicznych, pozwolono na ich zmarnowanie. Źle wykorzystane transfery z Unii, spowodowały pasywność i nie służą przedsiębiorczości. – Kiedy miasto walczy z węglem, wieś walczy, by nie palić gumą i plastikiem – stwierdził prezydent WSIiZ. – Do dziś państwo polskie nie ma koncepcji gospodarczej dla małych miast i wsi. Polska Wschodnia mogła być stolicą żywności ekologicznej. Tymczasem tylko 2 proc. areału jest wykorzystane pod rolnictwo ekologiczne. U naszych południowych sąsiadów jest to pięć razy więcej, w Estonii, osiem razy więcej. Ale, aby prowincja była przedsiębiorcza, musi być fundament. Tym fundamentem jest oferta kulturalna i edukacja. Tylko nie taka, jak dzisiaj. Bo dziś polega ona na wkuwaniu encyklopedii i testach. Na szczęście część światłych nauczycieli i korepetycje opłacane przez rodziców neutralizują skutki złych reform szkolnictwa, ale to mało. Marnujemy talenty młodych ludzi. Powinniśmy ich uczyć samodzielnego myślenia, rozwiązywania problemów i pracy w grupie. I jeszcze szanowania drugiego człowieka. 
 
Prof. Pomianek podkreślił, że dzięki dobrej edukacji, prowincja może stać się naszą siłą. Ale zwlekanie z dobrymi zmianami w edukacji, spowoduje, że za chwilę i miasta będą tam, gdzie dzisiejsza prowincja. A to nie ma przyszłości.    
 
– Mam jednak nadzieję, że najgorsze za nami – pocieszył o. Ludwik Wiśniewski, zapytany przez Wojciecha Bonowicza, w jakich barwach widzi przyszłość Polski, zaznaczając, że lepiej zna się na Kościele niż na sprawach politycznych i gospodarczych. – Tam, gdzie mamy do czynienia z nienawiścią, fałszem, tam w ludziach rodzi się głód ładu, porządku, prawdy i miłości. W Polsce rośnie zastęp ludzi, którzy odczuwają głód prawdy, sprawiedliwości. To musi zaowocować. Coś dobrego wydarzy się w naszym Kościele i w naszym kraju. 
 
– Ale czy mamy wpływ na procesy dziejące się w świecie, rosnący autorytaryzm i oligarchizację. Czy, gdybyśmy do rządów wybrali najlepszych z najlepszych, to możemy coś zmienić? – dociekał Wojciech Bonowicz. – Od narodu 40-milionowego położonego w Europie, w tym miejscu świata zależy sporo, zwłaszcza w polityce europejskiej – stwierdził prof. Hall. – Moim zdaniem autorytaryzm państwom Unii Europejskiej w tej chwili nie zagraża, ale to nie znaczy, że należy te zagrożenia zlekceważyć. Co się nie stanie za lat 5, może stać się za 10 lat. Trzeba zachować czujność i bronić zasad – solidarności, dobra wspólnego, poszanowania prawa. Do obrony tych fundamentalnych wartości, kto jak kto, ale my Polacy wydawało się, że jesteśmy niezwykle przekonani. Przecież z tego zrodził się ruch Solidarności, który zadziwił świat i był fenomenem. Dziś jako społeczeństwo jesteśmy pęknięci w ocenie tych spraw. Ale myślę, że większość Polaków potwierdzi, że poszanowanie prawa i niezależność sądów to ważne sprawy, ale może w codziennym życiu ważniejsze wydają się transfery pieniężne i czasem przymyka się oko, że coś niedobrego dzieje się w kraju. W sumie Polska rozwija się. Widzimy ten rozwój. Ale byłoby bardzo niebezpieczne, gdybyśmy zapomnieli o obronie tych fundamentalnych wartości, ważnych dla nas jako narodu i dla Europy.   
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak 
 
– Kłopot w tym, że w Polsce ktoś w jednej chwili mówi, że na nic nie mamy wpływu, że w Unii Europejskiej nie chcą nas słuchać, a za chwilę oświadcza, że chcemy zmienić tożsamość Europy na chrześcijańską – dziwi się prof. Kowal. – Kiedy mówimy o roli Polski, mamy kłopot, by złapać właściwe proporcje. Raz zupełnie się nie doceniamy, a raz wchodzimy w obszar pychy, uzurpując sobie zadanie do zmian cywilizacji europejskiej, myśląc, że zmienimy globalne procesy. Trzeba złapać właściwą proporcję. Przestać mówić, że na nic nie mamy wpływu, albo że mamy zmienić Europę. Idźmy środkiem drogi.     
 
Podstawą nadziei prof. Kowala jest … człowiek. – Człowiekiem rządzą emocje. Nie damy się tak łatwo wtłoczyć w wymyślone ramy. To może doprowadzić do zmian, co działo się wiele razy w historii – doszedł do wniosku prof. Kowal. – Ale też w pytaniu o człowieka tkwi problem. Kiedy pojawia się fala społecznego gniewu, a jednocześnie jakieś medium – do zmiany rzeczywiście dochodzi. Gutenberg wynalazł druk i nastąpiła reformacja. Teraz też jest przełom, jest gniew i ten gniew trafia na instrument, którym jest możliwość zmieniania myślenia dużych grup społecznych za pośrednictwem Internetu. Nowe technologie, możliwość wpływania na myślenie i używanie kłamstwa, multiplikowanie tego tak, że przekaz dostosowany jest przez komputer do każdej głowy z osobna, może spowodować poważne zmiany. Wciąż wierzę w człowieka, że się temu nie da. Ale może nadejdzie taki moment, że jednak sobie z tym nie poradzi?
 
Prof. Kowal zauważył, że świat w formie nowoczesnych narodów żyje dopiero 150-200 lat. To krótko i nie znaczy, że będzie trwało. – Zmiana następuje i nie wiemy, jak się sprzęgnie z rewolucją techniczną – dodał historyk. – Gdybym miał o coś prosić Opatrzność, to o 10 lat dobrego rozwoju. To może się udać, jeśli Unia poradzi sobie z brexitem, Stany zachowają jednak łączność z Europą, poziom sporu w naszym kraju obniży się, a nadchodzący kryzys gospodarczy przebiegnie łagodnie. Wtedy Polska będzie za dekadę spokojnym krajem, jeszcze trochę bogatszym, z większą klasą średnią, większą grupą dobrze wykształconych ludzi. To jest możliwe. Żeby tylko tych kilka okoliczności się złożyło. Tego bym nam wszystkim życzył na Boże Narodzenie.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy