Reklama

Dom

Domy na Podkarpaciu, czy projekt jest dla nas ważny?

Antoni Adamski
Dodano: 05.11.2012
16_IMG_0894-900x600
Share
Udostępnij
Gdy w latach 60-70 XX wieku zlikwidowano na wsi ostatnie strzechy, odeszła w przeszłość architektura regionalna. Domy ulegały licznym zmianom, architektura ulegała modom. O tym, jaka jest dzisiaj opowiada architekt Stanisław Kokoszka, który piękno postrzega jako prostotę i ład przestrzenny.
 

Z czasem przychodzą zmiany
 
Zmiany, jakie zaszły w powojennym budownictwie są nieodwracalne. Wraz z socjalizmem wieś opanowało budownictwo typowe. Powstały wtedy „sześciany” oraz PGR-owskie bloki – współczesna wersja dworskich „czworaków”. Straszyły one w polskim pejzażu do końca lat  80-tych. Wraz ze zmianami gospodarczymi, pojawiła się nowa grupa inwestorów. To przedsiębiorcy – ludzie którzy wyprowadzili się z bloków, aby postawić własny dom na zakupionej działce. Co dostali do dyspozycji?
– Nikt nigdzie nie uczy, co to jest architektura. W szkole mówi się o literaturze, plastyce, są koncerty dla młodzieży. Zły obraz można postawić za szafą, złej muzyki można nie słuchać, złej książki – nie czytać. Z koszmarną architekturą musimy obcować na co dzień. Bije ona  „po oczach”, wypacza gusty, staje się obowiązującym wzorcem prestiżu i bogactwa. Co gorsza zła architektura funkcjonuje w całkowitym chaosie urbanistycznym. Kultura narodu to także dbałość o przestrzeń wspólną.

„Od Sasa do lasa”

Przy wykańczaniu domków wziął jednak górę indywidualizm Polaków: ogrodzenia i stolarka są „od Sasa do lasa”. Część z nich współgra z architekturą domków, która co wrażliwszym narzuciła dobre, oszczędne rozwiązania. W innych przeważyło zamiłowanie do bogactwa, o czym świadczą ozdobne, solidnie kute kraty.  Przeważają domy z katalogów – niemal każdy jest inny; ustawione wzdłuż ulicy są ilustracją przysłowia „Polak na zagrodzie równy wojewodzie”. Dobitnie świadczą o tym, że każdy rodak jest sam dla siebie projektantem,  bo każdy lubi być lepszym od sąsiada.

Pierwszy spadzisty dach
 
W I połowie lat 80-tych Stanisław Kokoszka postawił pierwszy w Rzeszowie dom ze spadzistym dachem. Zbudował go w Miłocinie dla znanej rodziny śpiewaków operowych Polatyńskich – Pustelak (dziś to siedziba firmy Małek Media Adama Małka). Pokryty czerwoną ceramiczną dachówką (załatwianą „po znajomości” u jedynego wówczas wytwórcy w kraju) ma zróżnicowaną formę: wyższy nad częścią mieszkalną, bardziej stromy nad garażem. Okap ozdobiono ludową ciesiołką. To pamiątka po cieślach – góralach, którzy wykonywali więźbę. W całości bryły nie widać jednak inspiracji stylem zakopiańskim, ani jakimkolwiek innym. „Ja się nigdy niczym nie inspiruję. Jakoś samo wychodzi, po prostu projektuje” – tłumaczy projektant, który posługuje się w swoich pracach także…żartem. Ten żart to dwie jońskie kolumny przy ścianie frontowej. Wbrew regułom nie podtrzymują one niczego. Na ich kapitelach umieszczono żarówki oświetlające od dołu okap dachu. Dawno temu powstał budynek, który wytrzymał próbę czasu i mógł być alternatywą dla „gargameli”.

To co piękne, jest ukryte


Problem w tym, że architektura jednorodzinna S.Kokoszki ukryta bywa przed ludzkim wzrokiem. Oddalona zaledwie 12 km od centrum Rzeszowa, w leśnych ostępach pod Głogowem Młp. „Na Borsuku” usytuowana została „Leśniczówka” – nazwana tak, gdyż drzewa zaglądają do jej okien. Z podobnym jak w domu Polatyńskich stromym, dachem o dwu-niesymetrycznych płaszczyznach łączy ze sobą trzy rodzaje materiałów: drewno, cegłę i piaskowiec. Dom miejski schowany w bocznej uliczce Osiedla Kmity w Rzeszowie powstał w 2005 r. Ma czterospadowy dach kryty niemiecką dachówką w kształcie rombów. Jego prostą, dyskretną architekturę ogarnąć można jednym spojrzeniem. Fasada ogrodowa zaakcentowana została ryzalitem z sięgającymi do ziemi porte-fenetre (okna, które są zarazem drzwiami). Takie same portes-fenetres miały być również w bocznych częściach parteru, ale właściciele obawiali się naszego surowego klimatu. Nad oknami bocznymi balkony. Piętro wyłożone jest surowym drewnem z którym kontrastuje gładki tynk parteru. Cokół z cegły klinkierowej harmonizuje z kolorem dachu oraz granitową kostką w tym samym odcieniu ułożoną przed wejściem. Dom pozbawiony jest rynien. Zostały one ukryte w okapie, a ich wyloty w ścianach. S. Kokoszka jest wrogiem źle ustawionych kominów na dachu i powyginanych rur spustowych, których brzydota – jego zdaniem – psuje „czystość” bryły budynku. Na ukończeniu jest rezydencja w Rzeszowie-Słocinie (projekt:2007) zbudowana na planie dwóch połączonych pawilonikami kwadratów o boku 12 i 9 m. Dzięki tym połączeniom powstał wewnętrzny dziedziniec z fontanną. Czytelność i oszczędność środków wyrazu odróżniają tę architekturę od stojących w okolicy „hacjend”- niczym nie różniących się od tej opisanej w „Trans-Atlantyku” przez Witolda Gombrowicza. Ciemny dach, białe ściany, portes-fenetres parterowej zabudowy (nad którą wznosi się duży namiot dachu części głównej), wejście zaakcentowane klinkierową cegłą – to ilustracja powiedzonka S. Kokoszki iż „prostota nie przychodzi łatwo”.
   
90 procent podkarpackich domów jednorodzinnych to projekty typowe. Następne pokolenia właścicieli uświadomi sobie własne potrzeby i zamówi u architekta projekt indywidualny. W tym cała nadzieja.
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy