O sobie:
Z wykształcenia filmoznawca i dr nauk o sztuce, z zawodu dziennikarka w Polskim Radiu Rzeszów.
Na co dzień matkuję bliźniakom, a one dorastają w tempie zawrotnym, czemu nie mogę się nadziwić. W wolnym czasie odkrywam uroki pielęgnacji azalii i uprawy cukinii. Odkąd pamiętam jestem feministką, co ani nie przeszkodziło mi w życiu rodzinnym, ani nie powoduje, że w domu śpię na kurzu :)
O blogu:
To już niestety zamierzchłe czasy, kiedy oglądałam kilka filmów pod rząd. I choć kino to wciąż dla mnie medium najważniejsze, to kiedy doba się kurczy, tytuły trzeba wybierać starannie. Z ?Bitwy pod Wiedniem? z premedytacją rezygnuję, tu będę pisać o dobrym kinie, bo na złe coraz bardziej szkoda mi czasu. A że nie samy kinem człowiek żyje, o wartych obejrzenia spektaklach i wystawach też milczeć nie będę.
Zawstydzające pokłosie "Pokłosia"
Dodano: 19-11-2012
Władysław Pasikowski zrobił mocny film o podskórnym polskim antysemityzmie, który rozwija się znakomicie, choć Żydów w naszym kraju już niemal nie ma. O tym, jak bardzo ten obraz jest prawdziwy, zaświadczają reakcje na „Pokłosie”.
W filmie Pasikowskiego na wierzch wydobyty został język, gdzie „żydki” i „parchy” to synonimy nie-ludzi, w tym języku (naszym, polskim!) gdy mieszkancy Łap mówią, że nie zabijali podczas wojny swoich sąsiadów, mówią prawdę – bo oni przecież zabijali tylko „żydków”. Przerażajacym jest, że język polski nie tylko kiedyś, także i dzisiaj, usprawiedliwia zbrodnię. Przerażajacym jest, że żadna lekcja o tym, że Polacy bywali nie tylko ofiarami historii, ale także katami, nie została odrobiona.
Po 20 latach ze Stanów wraca do rodzinnej wioski Franek Kalina. Chce się dowiedzieć, dlaczego jego młodszego brata rzuciła żona i razem z dziećmi siedzi mu teraz w tej Ameryce na głowie. Okazuje się, że młodemu Kalinie nie podobają się macewy z przedwojennych żydowskich cmentarzy utwardzające drogę. Mieszkańcy Łap dawno już o nich zapomnieli, ale gdy powódź sprawia, że ten fakt zostaje przypomniany, nikomu droga z macew nie przeszkadza. Wyjątkiem jest Kalina. Powiedzielibyśmy, że zachowuje się „jak człowiek”, ale właśnie dlatego traktowany jest jak wariat. Groźny wariat.
Wśród mieszkańców Łap najwyraźniej czuć motywacje nie ideologiczne, a ekonomiczne, owo pragnienie „złota”, o którym pisał Jan Gross (scenariuszowo nie zagrało to najzgrabniej – bo skąd pracownik banku wie, że tytuł właśności do działek jest niepewny, skoro nawet pracownik urzędu gminy dopiero w wyniku działań starszego z braci Kalinów odkrywa wspólnie z nim, że mieszkancy Łap zajęli bezprawnie mienie starozakonnych sąsiadów. Swoją drogą, co za przewrotność: ojcowizna okazuje się żydowska!). Chciwość? A może „tylko” obawa przed zubożeniem? Nazwijmy to, jak chcemy, ale konsekwencją jest kolejna zbrodnia.
Pokłosie to trochę thriller, a trochę western. Ja jednak oglądając go niedługo po Zaduszkach myślałam o śmierci. To przecież jej świadomość odróżnia ludzi od zwierząt i zapewne to ona stanowiła początek naszej ludzkiej kultury. Już w górnym paleolicie posypywano ciała zmarłych ochrą, a ich groby chroniono przed drapieżnikami. U Pasikowskiego wątek łączności ze zmarłymi i powinności wobec nich brzmi bardzo wyraźnie. Wiejska społeczność pamięta i wypomina, że najstarszy syn nie przyleciał z mitycznej Ameryki na pogrzeb rodziców, że nie dopełnił elementarnego obowiązku dziecka. Wyrzuty wobec Franka Kaliny mogłyby się wydawać świadectwem głębokiej moralności, zakorzenionego głęboko uszanowania sacrum śmierci.
Owszem, ale to sacrum obejmuje tylko naszych. Tamci „nie-ludzie”, nie mieli prawa ani do godnej śmierci, ani do szacunku i pamięci po niej. Zginęli zamordowani bestialsko przez sąsiadów, a ich szczątki pozostają w bezładzie.
Znakomity jest wątek dwóch księży. Jeden światły i ludzki, drugi niczym z Młodzieży Wszechpolskiej. Kościół w Polsce pełen jest sprzeczności. Nie słychać jednego głosu, to księża indywidualnie wyznaczają modele zachowania, niekiedy – diametralnie różne.
Z filmu Pasikowskiego pozostają w pamięci sceny wizualnie nośne, choć niekiedy budzące wątpliwości, także estetycznej natury.
Poetycki i piękny jest obraz macew chronionych przez Kalinę, pole zboża w pełni dojrzałego, wśród którego wyrastają nagrobki. Za chwilę to pole będzie doszczętnie spalone i zniszczone.
I w zupełnie innym tonie: brudna, zapalczywa i zacietrzewiona wiejska tłuszcza, ludzie okrutni, wieśniacy bez serca, zapatrzeni w swoje kartofle i zboże. Pewnie takie twarze mieli zamaskowani uczestnicy Marszu Niepodległości (jak szyderczo brzmi ta nazwa, gdy ogląda się telewizyjne relacje z ordynarnej bijatyki). Przerysowany jest ten filmowy tłum, to karykatura, myślę, ale... boję się.
No i wreszcie scena ukrzyżowania. Zginąl jedyny sprawiedliwy. Ale czy kogoś odkupił? Scena-metafora, ale też chyba scena – nadużycie.
Świetny jest Ireneusz Czop, aż chce się lepiej poznać tego łodzianina, do tej pory oglądanego głównie w telewizyjnych serialach. Znakomicie zagrał także Maciej Stuhr. Po „33 scenach z życia”Małgorzaty Szumowskiej i po niedawnej „Obławie” Marcina Krzyształowicza, Józek Kalina w „Pokłosiu” to kolejna istotna filmowa rola tego aktora. To także wielkie zaskoczenie dla tych wszystkich, którzy o teatrze Warlikowskiego nie słyszeli, za to znają komedie Olafa Lubaszenki i niezliczone telewizyjne kabaretony. Dziś aktor, uwielbiany przez masową widownię, stał się obiektem nienawistnych ataków, czyta o swoim pochodzeniu, prawdziwym nazwisku i nie bardzo wie jak walczyć z tymi, którzy doklejają mu pejsy.
Stuhr tłumaczy, Pasikowski pisze listy w jego obronie, a komentarze o szkalowaniu narodu nie milkną. Przyglądanie się temu jest smutne, i właściwie na tak głupie ataki należałoby machnąć ręką, gdyby nie to, że tłum anonimowych internautów przypomina swoją zaciętością wykrzywionych ze złości mieszkańców Łap. Czyżby jednak nie była to karykatura?
Zbrodnia w Jedwabnem, do której Pasikowski nawiązuje, ale też i zbrodnie w innych miejscowościach, chociażby w niedalekiej Gniewczynie, odbyły się podczas wojny, gdy wszelkie normy straciły swoją siłę. Ale i dziś niewiele trzeba, żeby w ludziach odezwały się instynkty, które dla dobrego samopoczucia nazywamy nie-ludzkimi.