O sobie:
Z wykształcenia filmoznawca i dr nauk o sztuce, z zawodu dziennikarka w Polskim Radiu Rzeszów.
Na co dzień matkuję bliźniakom, a one dorastają w tempie zawrotnym, czemu nie mogę się nadziwić. W wolnym czasie odkrywam uroki pielęgnacji azalii i uprawy cukinii. Odkąd pamiętam jestem feministką, co ani nie przeszkodziło mi w życiu rodzinnym, ani nie powoduje, że w domu śpię na kurzu :)
O blogu:
To już niestety zamierzchłe czasy, kiedy oglądałam kilka filmów pod rząd. I choć kino to wciąż dla mnie medium najważniejsze, to kiedy doba się kurczy, tytuły trzeba wybierać starannie. Z ?Bitwy pod Wiedniem? z premedytacją rezygnuję, tu będę pisać o dobrym kinie, bo na złe coraz bardziej szkoda mi czasu. A że nie samy kinem człowiek żyje, o wartych obejrzenia spektaklach i wystawach też milczeć nie będę.
"Dziewczyna z szafy", reżyser na prostej
Dodano: 10-06-2013
W „Dziewczynie z szafy” rozpoznajemy to samo co w offowych realizacjach Bodo Koxa poczucie humoru, wyczucie absurdu i bezkompromisowość, ale reżyser nie dał się już ponieść własnej nieokiełznanej dotąd wyobraźni. Ta przestała służyć efekciarstwu, dawkowana jest powściągliwie, dzięki czemu otrzymaliśmy obraz spójny i intensywny, a kinowy debiut wrocławskiego self-made-mana ma charakter świadomie składanego podpisu.
Podobnie jak w offowej „Krwi z nosa” Dominika Matwiejczyka, w której Bodo stworzył swoją najbardziej brawurową rolę, akcja „Dziewczyny...” toczy się na typowym polskim blokowisku. Na oswojone wydawałoby się labirynty chodników, wnętrza klatek, popereelowsko urządzonych wnętrz i oczywiście na bohaterów patrzymy jednak trochę inaczej, niż przyzwyczaiło nas do tego polskie kino. Duża w tym zasługa zdjęć Arkadiusza Tomiaka, z maestrią rejestrującego klaustrofobiczną przestrzeń. Ale w podpisanym przez Bodo Koxa komediodramacie obserwujemy również dystans i ciepło znane z kinematografii skandynawskich i czeskiej, nie widzimy natomiast narodowych boleści, patosu, ani egzaltacji. O bardzo poważnych problemach reżyser opowiada po prostu, tak, jakby zdawał z tego sprawę koledze z osiedla. W historii o Jacku – webmasterze, jego bracie Tomku cierpiącym na zespół sawanta i depresyjnej sąsiadce Magdzie chowającej się przed światem w szafie jest więc humor i nikt nie używa wielkich słów. Starszy brat z pokorą przyjmuje, że kolejna dziewczyna nie chce mnie z nim nic wspólnego, bo autystyk próbował ją przed chwilą udusić. Nie przeszkadza mu to jednak zrzędzić pod nosem, gdy siedząc na dachu wieżowca sączy herbatę. Tomek z kolei przeżywa wtedy chwile szczęścia: przywiązany liną do komina obserwuje świat na dole i sunące nad blokowiskiem ...sterowce. Za chwilę Jacek zda mu relację z kolejnego flirtu. Kontakty między braćmi oraz między chorym Tomkiem a depresyjną Magdą mają w sobie prawdziwe ciepło i są szczere, czego brakuje w świecie ludzi pozornie zdrowych i normalnych.
„Dziewczyna z szafy” zawiera też elementy satyry na artystowskie wielkomiejskie rytuały oraz na bezinteresowną blokową zawiść. Nie brakuje wpół surrealistycznych subiektywnych ujęć z punktu widzenia bohaterów, takich jak policjant w kostiumie szeryfa, czy sąsiadka – monstrum, są również świetnie skonstruowane sceny – wizje: zarówno zamkniętego w swoim świecie Tomka (fenomenalne obrazy niby z filmu science-fiction owych sterowców sunących po niebie nad nieświadomym zagrożenia miastem) jak i pogrążonej w depresji Magdy, szukającej uspokojenia w miękkich narkotykach (raj na ziemi, do złudzenia przypominający telewizyjne filmy przyrodnicze albo podkolorowane fototapety). Nienachalnie pojawiają się też smaczki telewizyjno – filmowe: wywiad z zachwyconym końmi („piękne!, piękne!”) Andrzejem Wajdą czy komentarz Krystyny Czubówny do życia mieszkańców osiedlowego molocha. „Dziewczyna z szafy” zaskakuje świeżością i swobodą języka filmowego, niewymuszonym tonem i bezinteresowną radością snucia opowieści o życiu. Osadzony w polskich realiach debiut Bodo Koxa to znakomity przykład kina europejskiego.
Warto zatrzymać się przy aktorach:
Wyjątkową postać kobiecą, tytułową dziewczynę z szafy, żyjącą w strachu przed światem zewnętrznym zagrała z powodzeniem debiutantka Magdalena Różańska. Jej aktorstwo ujmuje powściągliwością niesilącą się na uwodzenie kogokolwiek. Znany z ról komediowych Wojciech Mecwaldowski jako Tomek długo pozostaje nie do rozpoznania, wspólnie z Piotrem Głowackim jako Jackiem przedstawiają układ opiekun – chory, w którym nie ma ani ofiarnego poświęcenia, ani szantażu emocjonalnego, ani litowania się nad upośledzonym. Jest to relacja przejmująco autentyczna. Pozostaje w pamięci Teresa Sawicka w roli bezinteresownie okrutnej sąsiadki Kwiatkowskiej: ta znakomita aktorka debiutująca jeszcze w latach 70., a w ostatnich latach zaangażowana w produkcje offowe, stała się tu czarną twarzą polskiej prowincjonalnej przeciętności. I jest jeszcze Eryk Lubos – zagubiony, romantyczny policjant, doglądający swoich mieszkańców z prawdziwą czułością.
Bodo Kox w ostatnich kilku latach bywał w Rzeszowie częstym gościem, brał udział w projekcjach swoich filmów w WDK, prowadził również spotkania z twórcami filmów pokazywanych na Festiwalu Filmów Optymistycznych Multimedia Happy End Niezwykle bezpośredni i z dużym dystansem do siebie, wydawało się, że przynależy do świata offu - kreatywnego, szalonego - i niszowego. Studia w Łodzi pozwoliły mu spotkać się z Robertem Glińskim, i z jego poparciem wejść do tak szacownej instytucji, jaką jest Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. Na razie jego drugi złożony w PISF-ie scenariusz nie spotkał się z uznaniem, ale bardzo bym chciała zobaczyć, co jeszcze ze swojej szafy wyciągnie dla nas Bodo Kox.