O sobie:
Z wykształcenia filmoznawca i dr nauk o sztuce, z zawodu dziennikarka w Polskim Radiu Rzeszów.
Na co dzień matkuję bliźniakom, a one dorastają w tempie zawrotnym, czemu nie mogę się nadziwić. W wolnym czasie odkrywam uroki pielęgnacji azalii i uprawy cukinii. Odkąd pamiętam jestem feministką, co ani nie przeszkodziło mi w życiu rodzinnym, ani nie powoduje, że w domu śpię na kurzu :)
O blogu:
To już niestety zamierzchłe czasy, kiedy oglądałam kilka filmów pod rząd. I choć kino to wciąż dla mnie medium najważniejsze, to kiedy doba się kurczy, tytuły trzeba wybierać starannie. Z ?Bitwy pod Wiedniem? z premedytacją rezygnuję, tu będę pisać o dobrym kinie, bo na złe coraz bardziej szkoda mi czasu. A że nie samy kinem człowiek żyje, o wartych obejrzenia spektaklach i wystawach też milczeć nie będę.
Na lato Antoniszczak
Dodano: 06-08-2013

żródło: www.zacheta.art.pl, Fragment oryginalnej taśmy non-camerowej Juliana Antonisza, własność Danuty, Malwiny i Sabiny Antoniszczak
Jeśli więc nie możemy sobie pozwolić na udział w festiwalach filmowych, to wolny czas zdecydowanie lepiej wykorzystać na pogrzebanie w zasobach sieci stron www. Kuszą zarówno internetowe kina jak i archiwa i bazy przeróżnych filmowych instytucji. Swoje kanały na You Tube uruchomiły też ostatnio studia Kadr i Tor. Przy pełnym poszanowaniu praw autorskich można jeszcze raz pośmiać się na „Seksmisji” oraz zastanowić nad „Amatorem” czy „Ucieczką z kina Wolność”. Ale jeśli szukamy czegoś mniej oczywistego, to zamiast klasyki polskiej produkcji fabularnej polecam klasykę polskiej animacji. Na przykład twórczość odkrywanego na nowo Juliana Antoniszczaka – filmowca, konstruktora, muzyka, współzałożyciela krakowskiego Studia Filmów Animowanych i przede wszystkim: artysty totalnego.
Warszawska Zachęta wspólnie z Filmoteką Narodową przygotowały na początku roku dużą wystawę prac i wynalazków Antonisza: „Technika jest dla mnie rodzajem sztuki”. Wystawa trafiła także do Krakowa – i na razie chyba na tym się skończyło. Szkoda, bo dawała fenomenalny wgląd w mikrokosmos tego wyjątkowego artysty. Po raz pierwszy szerszej publiczności zostały zaprezentowane m.in. urządzenia skonstruowane przez Antonisza (w wersji walizkowej: pantografy, dźwiękownice, animografy) oraz tak zwane pomysłowniki – zeszyty pełne inspiracji, projektów, rysunków, zasłyszanych fraz lub wycinków gazet. W sieci znajdziemy już tylko zdjęcia z tej wystawy, za to do filmów – dzięki Repozytorium Cyfrowemu Filmoteki Narodowej – mamy pełen dostęp.
Julian Antoniszczak był piewcą kina autorskiego i rękodzielniczego, odżegnywał się od przemysłu kinematograficznego, zależało mu na bezpośrednim oddziaływaniu na taśmę i kontrolowaniu wszystkich aspektów pracy nad filmem. Od 1977 roku realizował filmy bez użycia kamery, tworząc rysunki wprost na celuloidzie. Pomagały mu stworzone do tego celu pantografy, a kontury, klatka po klatce, 24 na sekundę, wypełniała kolorem żona: Danuta Zadrzyńska. Córki reżysera, Malwina i Sabina (zajmują się sztukami plastycznymi i designem) opowiadały mi, że w rodzinnym domu niepodzielnie panowała wyobraźnia ojca, a jego warsztat pracy był zawsze blisko, nawet na plaży podczas wakacji nad morzem.
Naiwna, dziecięca kreska to część stylu Antonisza. Podobnie jak rozedrgany obraz i drażniący głos lektorów. Wśród tematów wyróżnia się komentowanie bieżącej sytuacji, nie tyle politycznej, co obyczajowej i społecznej. Wyjątkowy jest „Ostry film zaangażowany” oraz cykl „Polskich Kronik Non-Camerowych”. Zupełnie inaczej niż u Barei odbijają się w nich wynaturzenia PRL-u, a nowomowa propagandowych kronik filmowych w komentarzu kronik non-camerowych doprowadzona zostaje do absurdu. Szyderczo i prześmiewczo Antonisz donosił na przykład o pogorszeniu się jakości spinaczy biurowych w RFN, leczeniu kotem, regenerowaniu emerytów czy o problemie ...nadmiaru mężczyzn. To nie była wesołkowatość. Dziś wyjątkowo wyraźnie widać, jak bardzo humor mógł być odtrutką na zakłamanie i sączące się z mediów oficjalne wykładnie.
Charakterystyczne dla Antonisza były także tematy egzystencjalne, związane ze śmiercią, przemijaniem i bezradnością człowieka. W specyficznym sposób autor przyprawiał je czarnym humorem i ironią, ale mimo lekkiej formy i balladowej muzyki są to utwory przejmujące („Dziadowski blues non camera, czyli nogami do przodu”).
Julian Antoniszczak powołał do istnienia na celuloidowych taśmach swój własny świat, jego styl jest niepodrabialny, to prawdziwy Autor Filmowy. Warty poznawania i dyskusji.