O sobie:
Z wykształcenia filmoznawca i dr nauk o sztuce, z zawodu dziennikarka w Polskim Radiu Rzeszów.
Na co dzień matkuję bliźniakom, a one dorastają w tempie zawrotnym, czemu nie mogę się nadziwić. W wolnym czasie odkrywam uroki pielęgnacji azalii i uprawy cukinii. Odkąd pamiętam jestem feministką, co ani nie przeszkodziło mi w życiu rodzinnym, ani nie powoduje, że w domu śpię na kurzu :)
O blogu:
To już niestety zamierzchłe czasy, kiedy oglądałam kilka filmów pod rząd. I choć kino to wciąż dla mnie medium najważniejsze, to kiedy doba się kurczy, tytuły trzeba wybierać starannie. Z ?Bitwy pod Wiedniem? z premedytacją rezygnuję, tu będę pisać o dobrym kinie, bo na złe coraz bardziej szkoda mi czasu. A że nie samy kinem człowiek żyje, o wartych obejrzenia spektaklach i wystawach też milczeć nie będę.
Haneke o miłości
Dodano: 26-11-2012
On i ona. Są już starzy, wciąż się kochają, ale ich życie zmienia choroba. Kobieta ma wylew, traci kontrolę nad własnym ciałem. Mąż nie chce oddać żony do domu opieki, pielęgnuje ją sam. Z miłości? Chyba tak. Jest dzielny, długo zachowuje cierpliwość i ciepło, długo wzbudza nasz podziw. Mężczyzna nie chce, żeby dorosła córka znała szczegóły postępującej choroby, żeby wizerunek matki zmienił się w jej oczach diametralnie. Chroni ją więc przed przykrym widokiem i smutnymi opowieściami. Też z miłości? Chyba tak.
Te szczegóły poznajemy jednak my. Obserwujemy postępy choroby, zawłaszczanie kolejnych obszarów aktywności człowieka i upokorzenie, jakie wnosi ona w życie i pielęgnowanej, i pielęgnującego. Przyglądamy się, jak dystyngowana, elegancka pani zamienia się w kobietę mamroczącą nieartykułowane jęki. Spostrzegamy, że czułość męża ustępuje, a bezradność i bezsilność skutkują agresją.
Ta sytuacja jest wydestylowana z problemów społecznych. Tu nie chodzi ani o wózek inwadzlidzki, ani o opiekę pielęgniarek, sąsiedzi przynoszą zakupy, a kiedy trzeba pojawia się odpowiednie specjalistyczne łóżko.To nie jest dramat społeczny (jaki pewnie powstałby w warunkach polskich), to historia egzystencjalna, prowokująca pytania o sens życia w cierpieniu i sens utrzymywania takiego życia przez osoby bliskie. Chodzi też o pytania, czym jest i czego wymaga dziś miłość. Czy to naprawdę ona (czy egoizm) narzuca wielotygodniową opiekę nad tracącą siły kobietą? Czy to ona (czy udręczenie) dyktuje decyzję o śmierci? Z kina wychodzimy ze ściśniętym żołądkiem.
Nie ma tu łatwego sentymentalizmu, spokojna opowieść prowadzona jest nadzwyczaj powściągliwie, nawet chłodno. Mamy też dużo czasu, żeby przyjrzeć się starości. Swoje twarze dały jej dawne gwiazdy. Jean Luis Trintignant, niegdyś amant francuskiego kina, a także zmęczony Sędzia w „Czerwonym” Krzysztofa Kieślowskiego i Emmanuelle Riva, pamiętna Ona z filmu „Hiroszima moja miłość” Alana Resnais. Na twarzach tych aktorów, fizycznie przeistoczonych, rysuje się najpierw spokojne spełnienie, ale potem rozpacz.
PS. Nazwisko: Michael Haneke to gwarancja znakomitego kina, za „Miłością” idzie także Złota Palma festiwalu w Cannes. W Rzeszowie, w którym mamy obecnie już 3 multipleksy, ten tytuł gra tylko Zorza. To przygnębiające, że kina wielosalowe nie chcą różnicować swojej oferty i najmniejszych choćby sal udostępniać na filmy nieoczywiste, mieszczące się co prawda w kategorii sztuki wysokiej, a nie rozrywki, ale przecież mające swoją widownię. Tak sobie myślałam klikając na kinowe repertuary. Zmieniłam zdanie, gdy wybrałam się na piątkową premierową projekcję do kina Zorza. Na widowni nie naliczyłam nawet 20 widzów. Okazuje się, że to jednak multipleksy lepiej wiedzą, czego nam trzeba. Czy przy takiej frekwencji Zorza długo jeszcze się obroni? Czy my – nieliczni widzowie tzw ambitnego kina - będziemy mieć gdzie je oglądać?