O sobie:
Z wykształcenia filmoznawca i dr nauk o sztuce, z zawodu dziennikarka w Polskim Radiu Rzeszów.
Na co dzień matkuję bliźniakom, a one dorastają w tempie zawrotnym, czemu nie mogę się nadziwić. W wolnym czasie odkrywam uroki pielęgnacji azalii i uprawy cukinii. Odkąd pamiętam jestem feministką, co ani nie przeszkodziło mi w życiu rodzinnym, ani nie powoduje, że w domu śpię na kurzu :)
O blogu:
To już niestety zamierzchłe czasy, kiedy oglądałam kilka filmów pod rząd. I choć kino to wciąż dla mnie medium najważniejsze, to kiedy doba się kurczy, tytuły trzeba wybierać starannie. Z ?Bitwy pod Wiedniem? z premedytacją rezygnuję, tu będę pisać o dobrym kinie, bo na złe coraz bardziej szkoda mi czasu. A że nie samy kinem człowiek żyje, o wartych obejrzenia spektaklach i wystawach też milczeć nie będę.
"Hobbit" dla pasjonatów
Dodano: 30-12-2012
To jeden z tych filmów, który miłośnikom fantasy i tak będzie się podobał, zwłaszcza, że czekali na niego 9 lat, ale wszystkich pozostałych po prostu znudzi. „Hobbit: Niezwykła podróż” trwa 170 minut, i to jest jego największa wada. Film należałoby skrócić o połowę, albo przynajmniej o 60 minut. Utrzymanie uwagi widza przez prawie 3 godziny to zadanie bardzo trudne, a Peter Jackson nie zaliczył go nawet na trójkę. W dodatku nowozelandzki reżyser na bazie Tolkienowskiego Hobbita planuje zrealizować trylogię; „An Unexpected Journey” to więc - niestety - dopiero rozwlekły przedsmak tego, co jeszcze nas czeka.
Oddajmy Hobbitowi sprawiedliwość: w kategoriach: zdjęcia, montaż, efekty specjalne czy muzyka należą mu się Oscary. Zachwycimy się maestrią przedstawienia różnych dziwnych stworów (w tym przypadku zachwyt profesjonalizmem ekipy oznaczać będzie także przerażenie bliznami orków albo zniesmaczenie obwisłością goblinów), zakręci nam się w głowie od zdumiewających widoków miast - jaskiń, zachwycą nas krajobrazy, innymi słowy, fikcyjne Śródziemie zaimponuje nam bogactwem i rozmachem. Wizualna strona „Hobbita” przedstawia się naprawdę imponująco. Z kolei pomysłowość w takich scenach, jak wysyłanie wiadomości do przywódcy orków czy reanimacja jeża wywoła szczery uśmiech.
Ale niezwykle nużący okazuje się pozbawiony finezji powtarzający się schemat. Obserwujemy rozpoznanie wroga, walkę, a potem zwycięstwo albo ucieczkę – i apiat, wszystko od początku. Po tej wielkiej chaotycznej gonitwie nawet spotkanie Bilbo z Gollumem i zabawa w zagadki dłuży się niemiłosiernie. Czy na tym ma polegać chłopięca przygoda? (chłopięca całkiem dosłownie, bo pierwsza kobieta, chyba harfistka, miga przez kilka sekund po półtorej godzinie, a potem widzimy jeszcze tylko w dwóch scenach Galadierę - królową elfów). Są też sceny kojarzące się z najgorszymi hollywoodzkimi przygodówkami, np. bitwa kamiennych olbrzymów to chyba tylko i wyłącznie pokaz komputerowych możliwości, z kolei wygląd Gandalfa jest jak z rodem z taniej kreskówki i nawet długa siwa broda starca nie neutralizuje spiczastej czapy obniżając wiarę w jakąkolwiek skuteczność tego czarodzieja.
Nowa technologia, zastosowana po raz pierwszy przez reżysera Petera Jacksona, czyli 48 klatek na sekundę, nie wnosi nowej jakości. Owszem, widzimy mnóstwo szczegółów, ale nie jest to przełom, chyba raczej ciekawostka. Większe wrażenie – szczególnie, kiedy kamera zagląda do miast wewnątrz skał - robi dobrze już znana technologia 3D, od której kręci się w głowie, a nawet można mieć problemy z poczuciem równowagi. Swoją drogą mamy w polskich kinach do wyboru 7 wersji Hobbita (w Rzeszowie 5): IMAX, obraz płaski i trójwymiarowy, do każdego z nich napisy albo dubbing i właśnie wersja 48 klatek 3D. Ciekawe, czy jakieś kino wpadnie na pomysł, żeby jednocześnie na siedmiu ekranach wyświetlać wszystkie wersje, moglibyśmy sobie pospacerować i wybrać najlepszą. Pewnie to nic złego, niech każdy ogląda to, co lubi, ale jakoś trudno uniknąć mi skojarzeń z krótkimi seriami w fabrykach i produktami precyzyjnie dostosowanymi do naszych upodobań. Dostajemy towar szyty na naszą miarę i przede wszystkim na kieszeń producenta i dystrybutora.
Po 190 minutach w kinie (bo przecież reklamy to minut 20) zadowolona jestem przede wszystkim z tego, że moje trzynastolatki wyszły z filmu zachwycone, i że może gdzieś w głowie zostanie im wyjaśnienie Hobbita, że pomaga krasnoludom, bo lubi swój dom i tęskni za nim, a oni swojego domu zostali pozbawieni, a także, że "wielkiego zła nie pokonuje się wielką siłą, ale drobnymi gestami zwykłych ludzi, takimi jak przebaczenie, pomoc, współczucie".
Z tego powodu tego czasu za stracony nie uznaję.
PS. zdecydowanie odradzam zabieranie na „Hobbita” młodszych dzieci niż sugerowane 12 lat. Niezwykle sugestywne obrazy potworów mogą zbyt dać się we znaki.