O sobie:
Z wykształcenia filmoznawca i dr nauk o sztuce, z zawodu dziennikarka w Polskim Radiu Rzeszów.
Na co dzień matkuję bliźniakom, a one dorastają w tempie zawrotnym, czemu nie mogę się nadziwić. W wolnym czasie odkrywam uroki pielęgnacji azalii i uprawy cukinii. Odkąd pamiętam jestem feministką, co ani nie przeszkodziło mi w życiu rodzinnym, ani nie powoduje, że w domu śpię na kurzu :)
O blogu:
To już niestety zamierzchłe czasy, kiedy oglądałam kilka filmów pod rząd. I choć kino to wciąż dla mnie medium najważniejsze, to kiedy doba się kurczy, tytuły trzeba wybierać starannie. Z ?Bitwy pod Wiedniem? z premedytacją rezygnuję, tu będę pisać o dobrym kinie, bo na złe coraz bardziej szkoda mi czasu. A że nie samy kinem człowiek żyje, o wartych obejrzenia spektaklach i wystawach też milczeć nie będę.
Teatr dla dorosłych i znakomite "Mama Da"
Dodano: 10-01-2013
Teatr Maska wciąż bywa nazywany Kacperkiem, wciąż najczęściej prowadzimy do niego nasze dzieci. Ale zarówno Piątki pełne kultury, letnia Maskarada, jak i spektakle przygotowywane na festiwal „Źródła pamięci: Grotowski - Kantor - Szajna" oswajały widzów z innym teatralnym językiem i pokazywały dobitnie, że teatr ożywionej formy pozwala przedstawiać treści nie tylko dla dzieci. Oswajania teraz ciąg dalszy.
Na razie to nie będą premiery, tylko powtórki. Ale jakie! Pierwsza propozycja nowej sceny to „Niech żyje cyrk” w reżyserii byłego dyrektora Maski Jacka Malinowskiego. Spektakl powstał ponad rok temu, ale na scenie przy Mickiewicza grany był zaledwie kilka razy. Bywał za to pokazywany na przeglądach i festiwalach i nawet został uhonorowany na łomżyńskiej międzynarodowej Walizce cenioną nagrodą za zbiorową kreację aktorską. Żałuję, że nie udało mi się do tej pory na „Niech żyje cyrk” wybrać i liczę, że w ten piątek naprawię to niedopatrzenie. Natomiast z pełnym przekonaniem mogę polecić „Mama Da”.
Nie ukrywam, że kiedy jesienią przeczytałam w programie II edycji festiwalu „Źródła pamięci: Grotowski - Kantor - Szajna", że teatr Maska przygotował przedstawienie dotyczące Holocaustu, zareagowałam podejrzliwie. Zbyt często artyści sięgają po ten temat, obfitujący w tragiczne i dramatyczne wydarzenia, i podają go nam jak na tacy, zbyt często jesteśmy zakładnikami samego tylko tematu, podczas gdy forma i jakość artystyczna wielu dzieł pozostaje niezadowalająca. Poza tym, w szerszym gronie, zastanawialiśmy się, po co znów wolny czas, jakiego nikt nie ma w nadmiarze, poświęcać na refleksje o najciemniejszej stronie ludzkiej natury, dlaczego po godzinach wypełnionych pracą nie wybrać po prostu rozrywki?
Na widowni na wszelki wypadek usiadłam z boku, żeby w razie czego móc cicho i niezauważenie wyjść. Zostałam jednak do samego końca, bo urzekł mnie spektakl, w którym nikt nie silił się na wielkie słowa ani gesty, a który tak celnie wyraził istotę problemu, jaki my, żyjąc w biegu i zajęci swoimi sprawami, współcześnie mamy z Holocaustem.
„Mama Da” zaczyna się od konsternacji. Czy nie wtargnęliśmy za wcześnie i nie przeszkadzamy w jakiejś bezładnej próbie? Czy widzimy aktorów czy jednak aktorów- grających-aktorów? Widz niepewny, po co przyszedł do teatru, odnajduje się jednak w postaciach na scenie. I Młodsi i starsi otrzymali od reżysera karkołomne zadanie domowe: mają przeczytać pamiętniki z czasów wojny młodej holenderskiej Żydówki Etty Hillesum, i stworzyć spektakl. Wchodzą w tamten świat ze swoimi/naszymi wyobrażeniami, zadają pytania które i nam cisną się na usta. Czy cokolwiek komukolwiek jesteśmy winni? Czy mamy jakiś obowiązek pamięci? Jeśli tak, z czego on wynika, z ludzkiej przyzwoitości? A jeśli nie mamy czasu, jeśli wolimy swoje sprawy, czy to znaczy, że cierpimy na jakiś moralny deficyt? Nie rozumiemy, ale wciąż dociera do nas treść pamiętników, i oto dostrzegamy prawdziwych ludzi, uwikłanych w Historię. Mamy wrażenie, że na naszych oczach aktorzy dokopują się do przeszłych wydarzeń, i do emocji osób, które stały się ofiarami wojny.
Przenosimy się także do obozu koncentracyjnego, do działającego w nim domu publicznego. Widzimy prostytutki z własnej/niewłasnej woli, więźniarki lepszej/gorszej kategorii, walczące o życie dla siebie i swoich ukochanych, zwykłe „porządne” kobiety które nie potrafią ocenić swojej moralności. Bo wg jakich kategorii je mierzyć? Patrzymy też na zwykłych aktorów, którzy po prostu wykonują swoją pracę i mają wątpliwości, czy nie żerują na dawnym nieszczęściu i rozpaczy.
Wreszcie: widzimy lalki, które towarzyszyły dzieciom w czasach Holocaustu. Ich historie to tak naprawdę paradoksalne opowieści o tym, że to martwe przedmioty pozwoliły wówczas zachować wiarę w ludzkie odruchy.
Nie bez znaczenia jest to, że „Mama Da” wyreżyserował Bogdan Renczyński, aktor Tadeusza Kantora, na co dzień związany z Cricoteką. Do tej pory bywał na Podkarpaciu głównie dzięki Anecie Adamskiej z Teatru Przedmieście, tym razem jednak Renczyńskiego zaprosiła do współpracy nowa dyrektorka Maski Monika Szela. „Mama Da” to w ogóle jej pierwsze dyrektorskie dziecko, wspaniałe, choć przyjęte z oporami (część zespołu odmówiła współpracy z Renczyńskim, zaproponowane przez niego metody wspólnego budowania spektaklu okazały się zbyt odległe od tych na co dzień stosowanych w Masce).
To jest spektakl wybitny. Szczery, świeży, przejmujący. Razem a aktorami wchodzimy na ścieżkę konfrontacji z tym, co minione, razem z nimi zadajemy sobie pytanie: a co by było, gdybyśmy to my stanęli na miejscu tamtych ofiar albo katów? Albo gorzej: gdybyśmy mogli wybrać dla siebie jedną lub drugą przyszłość? Nie wiem, czy to nie najważniejsze zadanie sztuki: wyrwanie nas z roli widzów. Tak, to nie jest spektakl, który pozwala nam tylko biernie się przyglądać. Proszę być na to gotowym.
Premiera: 5 listopada 2012
Kamil Dobrowolski
Jadwiga Domka
Henryk Hryniewicki
Kamila Korolko
Małgorzata Szczyrek
Ewa Wrona
Natalia Zduń