Reklama

Kraj

Ziobro: Pozostaniemy w rządzie, ale nie była to łatwa decyzja

nmk/ godl/PAP
Dodano: 22.05.2021
53890_ziobro
Share
Udostępnij
Zapowiedzieliśmy, że pozostaniemy w rządzie, ale nie była to łatwa decyzja – mówił w sobotę w rozmowie z portalem "Do Rzeczy" minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
 
Ziobro w rozmowie był pytany m.in. o to jaka atmosfera panuje w obozie Zjednoczonej Prawicy po głosowaniu z 4 maja. "Zapowiedzieliśmy, że pozostaniemy w rządzie, ale nie była to łatwa decyzja. Jednak wyjście z rządu i utrata większości przez Zjednoczoną Prawicę oznacza dojście do władzy środowisk lewicowych i lewackich zdeterminowanych w ograniczaniu polskiej suwerenności i tworzenia z UE państwa federacyjnego" – stwierdził.
 
Jak dodał, nasze głosowanie nie mogło być dla PiS zaskoczeniem. "Przez kilka miesięcy na forum rządu przekonywaliśmy kolegów z PiS do weta w sprawie rozporządzenia łączącego wypłatę środków unijnych z kryterium tzw. praworządności. Wskazywaliśmy, że asertywność wobec Komisji Europejskiej nie niesie zagrożenia dla środków europejskich, jakie należą się Polsce, natomiast ustępstwa mogą nas wiele kosztować" – wyjaśnił.
 
Dopytany dlaczego Solidarna Polska tak twardo opowiadała się za wetem, odparł, że stanowisko Solidarnej Polski było i jest zgodne z programem Zjednoczonej Prawicy przyjętym w 2014 r. w Katowicach. "PiS zmienił zdanie i zaakceptował decyzje z grudniowego szczytu UE sprzeczne z naszym wspólnym programem" – przypomniał Ziobro.
 
Szef MS był pytany także o to, czy jednak groźby zakończenia koalicji nie padały również ze strony Prawa i Sprawiedliwości. "Pojawiały się w stosunku do nas tego typu sugestie. Pozostaliśmy jednak konsekwentni" – odpowiedział.

Minister był też proszony o ocenę słów przewodniczącego klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki, który stwierdził, że taki scenariusz oznaczałby polityczne samobójstwo koalicjantów Prawa i Sprawiedliwości. "Niektórzy zapominają, że w polityce nie chodzi tylko o reelekcję poszczególnych osób, ale również o wartości, a przede wszystkim o Polskę. Lojalnie zobowiązaliśmy się, że będziemy strzec programu, który zdecydowaliśmy się realizować. Ta sprawa nas różniła w sposób fundamentalny. Po pierwsze była to kwestia poszerzenia kompetencji UE w blokowaniu środków finansowych, które się Polsce należą. Do tej pory w kolejnych siedmioletnich budżetach Unia nie mogła zablokować pieniędzy wynegocjowanych dla naszego kraju. Teraz, w wyniku zgody Polski na grudniowym szczycie będzie mogła to uczynić" – mówił.
 
Dodał jednocześnie, że dotychczas KE nie mogła nakładać na Polskę podatków i wprowadzać ich pomijając polski parlamentem, a teraz się to zmieniło. "Wcześniej UE nie mogła zaciągać pożyczek, które oznaczałyby uwspólnotowienie długu, czyli żyrowanie zobowiązań innych państw członkowskich przez Polskę. Teraz będzie miała taką możliwość. W tych sprawach fundamentalnie się różnimy. Nie różnimy się natomiast co do tego, że Polsce należą się unijne pieniądze" – wskazał.
 
Dopytany, czy zatem różnica zdań nie dotyczy unijnych środków, a sposobu, w jaki te pieniądze będą przyznawane, odpowiedział, że "absolutnie tak". "Narracja, że jesteśmy przeciwko środkom z UE jest całkowicie nieuzasadniona. Uważamy, że te pieniądze należą się Polsce z racji zapisów traktatowych i są rekompensatą najbogatszych państw UE za otwarcie rynku dla firm pochodzących z krajów, które mają ogromną przewagę konkurencyjną, technologiczną, know how nad naszymi przedsiębiorstwami. Nie zgadzaliśmy się, aby rekompensata za otwarcie polskiego rynku była ograniczana pod pretekstem nieprzestrzegania tzw. praworządności czy ideologiczno-politycznych żądań. Takich możliwości UE wcześniej nie miała. Obecnie środki dla Polski są bardziej zagrożone w wyniku zgody, którą PiS wyraziło na żądania UE" – stwierdził. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy