Reklama

Kraj

Szef MEiN: jestem przekonany, że to będzie dobry rok

Mira Suchodolska/PAP
Dodano: 25.12.2022
70259_44269268_44269262
Share
Udostępnij
Jestem przekonany, że to będzie dobry rok – zapewnia PAP w wywiadzie szef MEiN prof. Przemysław Czarnek. Dodaje, że Akademia Kopernikańska będzie ściągała do Polski najlepszych naukowców, którzy postawią na nogi polską energetykę jądrową.
PAP: Panie ministrze, podsumujmy ten rok. Tzw. Lex Czarnek po raz drugi wyleciał w powietrze, trudno, ale wiele rzeczy udało się przecież panu zrobić?
 
Prof. Przemysław Czarnek, szef MEiN: To był bardzo dobry rok dla oświaty, naprawdę. Dość powiedzieć o zrealizowaniu programu laboratoriów przyszłości za ponad 1 mld zł, inwestycje w infrastrukturę edukacyjną na 5 mld 200 mln zł ze strony rządowej, inwestycje w szkoły niesamorządowe za 170 mln zł., rozwinięcie programu "Poznaj Polskę", 100 mln zł na ten cel i kolejne setki tysięcy dzieci – nie tylko z Polski, ale i zza granicy – zwiedzające Polskę na potęgę. My to widzimy także w naszym ministerstwie, na Szucha, mnóstwo dzieci przyjeżdża.
 
To są kolejne programy typu "Aktywna tablica" oraz informatyzacja szkół. To także wejście od 1 września przedmiotu Historia i teraźniejszość – 350 tys. młodych ludzi uczy się historii Polski i świata od 1945 roku wzwyż. Jako sukces muszę także odnotować zmiany w edukacji dla bezpieczeństwa i przywrócenie elementów przysposobienia obronnego dotyczących budowy broni i strzelania. Tam, gdzie jest to możliwe, to już się dzieje, tam, gdzie nie było możliwe dziś, będzie się działo w najbliższej przyszłości.
 
To jest także utworzenie Akademii Kopernikańskiej, utworzenie Instytutu Kolbego i finansowanie na dużo większą skalę podmiotów polskich za granicą. To jest utworzenie pierwszych państwowych przedszkoli polskich poza granicami kraju. Zaczęliśmy od Niemiec, bo to obiecaliśmy – pięć przedszkoli w Berlinie, w Essen, w Bremie, w Hanowerze i w Lipsku.
 
I jeszcze jedno: to jest także wynegocjowanie – w trudnych czasach wojennych – w budżecie państwa historycznej zwyżki subwencji oświatowej – o 11 mld. 400 mln. zł. To gigantyczne pieniądze. To jest wreszcie wyasygnowanie prawie 1,5 mld zł na przyjmowanie ukraińskich dzieci do szkół i stworzenie elastycznego prawodawstwa w tym zakresie. To jest ten rok.
 
To jest w końcu spowodowanie, że mamy spłaszczenie i uproszczenie awansu zawodowego, skrócenie czasu awansu na nauczyciela mianowanego, są podwyżki – o 35 proc. – dla najmniej zarabiających nauczycieli. To jest także przywrócenie jednej godziny dla ucznia i jego rodziców, ograniczanie biurokracji. Te wszystkie rzeczy się dzieją.
 
PAP: Nauczyciele nie są zadowoleni.
 
P.C.: Nie wszyscy. W Namysłowie, na spotkaniu, nauczycielka, przewodnicząca tamtejszej Solidarności, wychwalała publicznie wszystkie te sukcesy. A że są i tacy, którzy nie są zadowoleni? Cóż, zawsze tak było i jest.
 
PAP: A z czego jest pan najbardziej zadowolony? Tyle rzeczy udało się zrobić, ojciec wszystkie swoje dzieci kocha, ale jestem ciekawa, co pan najbardziej ceni?
 
P.C.: Laboratoria przyszłości. Bo to jest konkret – szkoła przyszłości już dziś. W każdej jednej szkole podstawowej dzieci mają dziś taki sprzęt – informatyczny, nagłaśniający, nagrywający, gogle VR – że tego nie ma nawet w Niemczech czy we Włoszech. I bawią się tym, edukując się jednocześnie.
 
PAP: To jeżeli ten rok był taki obfity i płodny, to co będzie pan robił w przyszłym roku?
 
P.C.: Musimy się skupić na dyskusji ze związkami zawodowymi nad zmianami systemowymi, nad m.in. powrotem wcześniejszej emerytury zawodowej dla nauczycieli zabranej przez Donalda Tuska w 2009 r.
 
Na horyzoncie mamy nie tyle obawy, że będzie za mało nauczycieli, tylko pewność, że za chwilkę, zwłaszcza do szkół średnich, wejdzie niż demograficzny, potężny, i będzie oddziaływał w ten sposób, że będzie za dużo nauczycieli i trzeba będzie ich zwalniać. Dlatego przywrócenie tej emerytury po 20 latach przy tablicy i 30 latach pracy w ogóle, jest szansą na to, że ci, którzy już nabędą prawa emerytalne, będą mogli przejść od 2024. czy 25. roku na emeryturę zostawiając miejsce tym, którzy są zatrudnieni od niedawna i się rozwijają. To jest niesamowicie ważne dla nauczycieli, dla całego środowiska. Myślę, że to będzie jedna z najważniejszych rzeczy do zrobienia w nowym roku szkolnym.
 
Druga, na której mi zależy, i to bardzo, to kwestia rozwijania nauki języka polskiego poza granicami naszego kraju. Instytut Kolbego rusza od 1 stycznia, żeby zwiększyć finansowanie nauki polszczyzny za granicą, nam zależy na tym, żeby młodzi Polacy mówili po polsku, bo to się wiąże z szansą, że oni kiedyś tu wrócą. A nam zależy bardzo na tym, żeby wracali.
 
I jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa: tworzenie nowych programów sportowych, gdyż kondycja polskich dzieci i młodzieży jest kiepska, jak wynika ze wszystkich możliwych badań. Jak kiedyś o tym mówiłem, byłem wyśmiewany, ale potem pojawiły się badania, które chyba wszystkim uzmysłowiły, w jakiej jesteśmy sytuacji. Dziś pracujemy z AWF-ami, PZPN-em, Polskim Związkiem Siatkarskim, Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki… Z tym ostatnim umówiliśmy się, że będziemy wchodzić za cztery mln. zł. w pilotażowy program rozwoju dyscyplin atletycznych. Nie tylko po to, żeby za kilka lat mieć nowych olimpijczyków, ale dlatego, żeby kondycja fizyczna dzieci się poprawiała.
 
Przed sobą mamy jeszcze jedno wyzwanie, a mianowicie przeprowadzenie pierwszej matury w nowych warunkach, wprowadzenie nowego przedmiotu: biznes i zarządzanie, czyli uczenia przedsiębiorczości, przygotowanie się do matury z tego przedmiotu…
 
PAP: Nie bardzo sobie wyobrażam nauczanie tego przedmiotu. Mówił pan, że to będzie robione we współpracy z przedsiębiorcami, więc jak to ma wyglądać – przyjdzie pan Zenek i opowie dzieciom, jak zarobił pierwszy milion?
 
P.C.: Pan Zenek nie musi przyjeżdżać na lekcje, ale powinien to powiedzieć np. nauczycielom, którzy będą szkoleni, bo przecież to nie on będzie uczył biznesu i zarządzania. On może nauczyć nauczyciela od przedsiębiorczości, jak bardziej praktycznie podejść do nauczania tego przedmiotu – i w obszarze domowym, i w życiu gospodarczym. Mam dużą nadzieję, że nadal będziemy współpracowali we wdrażaniu tego przedmiotu z profesorami z SGH czy Akademii Koźmińskiego, którzy byli zaangażowani w tworzenie nowych podstaw programowych i nowej matury, która za cztery lata będzie miała miejsce.
 
PAP: Będą dzieciaki grały na giełdzie?
 
P.C.: Na jakiejś wirtualnej, jak najbardziej, na tej prawdziwej nie, dokąd nie skończą 18 lat. Zresztą, to się już dzieje po trosze, ale szczegóły zostawiam specjalistom do opracowania.
 
PAP: Gdybym to ja miała wymyślać dla pana zadania, to bym nieśmiało podpowiedziała, że należałoby rozwijać na szczeblu średnim szkolnictwo techniczne – chociażby na potrzeby wojska. Ktoś, nie koniecznie w mundurze, musi to wojsko obsługiwać, np. mechanicy. A u nas wciąż jest za mało szkół zawodowych, proszę mnie poprawić, jeśli się mylę.
 
P.C.: Właśnie jesteśmy na etapie rozstrzygnięcia wniosków na branżowe centra umiejętności. 120 BCU w całej Polsce, które dostaną po kilka do kilkunastu milionów zł. na stworzenie centrum współpracy pomiędzy szkołą zawodową a konkretną branżą, szczególnie ważną dla tego regionu, i jeszcze szkołą wyższą zawodową, która będzie mogła dokształcać nauczycieli, przekwalifikowywać specjalistów już wykształconych, w branży, która jest potrzebna w danym miejscu. Robimy to za 1,8 mld zł., ze środków KPO, pomimo, że ich jeszcze nie ma, wkładamy w to środki własne. Także w szkolnictwo wojskowe, choć jeszcze raz powtórzę: o profilach zawodowych szkół będzie się decydowało w danym regionie, bo tam ludzie widzą, jakie są potrzeby.
 
PAP: Cieszę się, że wspomniał pan o konieczności dokształcania nauczycieli zawodów, bo głosy płynące do mnie z rynku są takie, że jeśli chodzi o praktykę, to są bardzo do tyłu.
 
P.C.: Bez przesady, nauczyciele zawodu w Polsce rozwijają szkoły zawodowe po reformie Anny Zalewskiej do tego stopnia, że dziś już zdecydowana większość młodych ludzi – nawet 60 proc., a w niektórych regionach nawet 65 proc. absolwentów szkół podstawowych wybiera szkolnictwo zawodowe, a nie ogólnokształcące.
 
To jest efekt, który uzyskaliśmy po tej reformie, w całej Polsce mamy już 56 proc. uczniów, którzy po wyjściu z podstawówek wybrali szkolnictwo zawodowe i 44 proc. tych, którzy zdecydowali się na szkolnictwo ogólnokształcące. Jeszcze pięć lat temu, kiedy byłem wojewodą, ten współczynnik był zupełnie odwrotny: 55 proc. wybierało szkolnictwo ogólnokształcące, a tylko 45 proc. szkolnictwo zawodowe.
 
Dziś szkolnictwo zawodowe stało się atrakcyjne, bo też dofinansowane, ale też kształcące na dobrym poziomie. Byłem niedawno w zespole szkół zawodowych prowadzonym przez Michalitów w Miejscu Piastowym. 900 uczniów, w tym 300 w mundurach, na rozmaitych kierunkach – mechatronik, informatyk, technik drzewny… Młodzi ludzie uczą się w świetnych warunkach, na najwyższym poziomie.
 
Byłem w Kaliszu, w technikum im. Św. Józefa, 500 młodych ludzi uczących się na technika drzewnego, na informatyka, na mechatronika… Ale także uczących się na kierunkach medycznych. To nie jest tak, że nauczyciele nie wiedzą, czego uczą, wprawdzie są jeszcze braki, ale to tak, jak we wszystkich innych dziedzinach.
 
PAP: Wspomniał pan o dwóch szkołach prowadzonych przez zakonników…
 
P.C.: To nie ma żadnego znaczenia, gdyż są znakomite szkoły prowadzone także przez samorządy.
 
PAP: Niemniej jednak, jednym z zarzutów pod pana kierunkiem jest ten, że dofinansowując niepubliczne szkoły stawia pan głównie na te związane z Kościołem.
 
P.C.: To jest absolutnie nie prawda. Rząd Rzeczypospolitej Polskiej dofinansowuje szkoły głównie samorządowe. Powtórzę: mamy 5 mld 200 mln zł. środków pozyskanych przez samorządy tylko w ciągu tego roku na infrastrukturę edukacyjną. W tym na szkolnictwo zawodowe. I gdzie tu są podmioty katolickie? Natomiast spośród tych 170 mln zł, czyli wielokrotnie mniejszych pieniędzy, do których aplikowały różne szkoły, te prowadzone przez podmioty katolickie, i te prowadzone przez inne, np. fundacje, czy stowarzyszenia w małych wioskach, które uratowały szkoły posamorządowe.
 
Natomiast to, że są szkoły katolickie, jak np. liceum w Sielcach, które uczy 500 uczniów na bardzo wysokim poziomie, jak Fundacja Nasza Przyszłość w Szczecinku, której absolwenci zdają egzaminy na najwyższym poziomie w tamtym regionie, jak ta szkoła zawodowa prowadzona przez Michalitów – to skąd bierze się problem? Przecież te pieniądze są dla tych dzieci, a nie dla księży. Dla chłopaków, którzy uczą się na technika drzewnego czy informatyka, a nie dla Kościoła. Czy dlatego, że w kadrze są księża, one nie mają prawa mieć sali gimnastycznej?
 
Znam te absurdalne zarzuty, czytałem te teksty pod tytułem "Czarnek zawiózł zakonnikom miliony". Otóż nie zakonnikom, ale 900 polskim uczniom, bo to oni się tam uczą i mają prawo uczyć się w dobrych warunkach. Czy fakt, że chodzą do szkoły prowadzonej przez zakon, miałby być dla nich stygmatyzujący? Gdzie nasza tolerancja?
 
PAP: Przenieśmy się o poziom wyżej w edukacji. W Polsce mają powstać elektrownie jądrowe, oby tak się stało. Ktoś je musi obsługiwać. Potrzebujemy do tego specjalistów z wyższym wykształceniem, ale także takich na poziomie technika, bo przecież nie wszyscy pracownicy takiej siłowni muszą mieć tytuł doktora. Jak zamierza pan to osiągnąć?
 
P.C.: Rozmawiam z Politechniką Koszalińską, także w związku z lokalizacją tych naszych elektrowni jądrowych, z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie, z Politechniką Wrocławską, z Politechniką Lubelską, w tych rozmowach jestem także niejako pośrednikiem reprezentującym nasz Orlen, po to, żeby zacząć kształcenie inżynierów jądrowych w tych szkołach.
 
Oczywiście, oni nie muszą być doktorami, ale muszą być inżynierami, mającymi wiedzę, jak obsługiwać te elektrownie. Ale to jeszcze nie wszystko. Za chwilkę będziemy mieć w Polsce małe elektrownie jądrowe, które będą używane przez przedsiębiorców, np. do tego, żeby oświetlać czy ogrzewać wielkie powierzchnie pod szkłem, gdzie produkuje się kwiaty bądź warzywa, hale produkcyjne, które potrzebują wielkich ilości energii, ta technologia jest tuż przed nami. Tak samo, jak wodór, który też jest paliwem przyszłości. I jak na razie, nie mamy specjalistów, którzy mogliby to u nas wdrażać. Dlatego chcemy, aby od przyszłego roku powstały innowacyjne kierunki, na razie choćby w tych czterech miejscach, bo od czegoś należy zacząć.
 
PAP: Mamy już dobrze działające kierunki jądrowe, jak chociażby ten na Uniwersytecie Warszawskim, ale zgadzam się z panem, że trzeba je rozwijać. Może zatem byłoby warto ściągnąć do Polski wybitnych fachowców od energetyki jądrowej, których kiedyś wykształciliśmy, a którzy wyjechali z Polski, bo nie było dla nich pracy? To ludzie, którzy przyczynili się do sukcesu atomizacji Francji, to Polacy stworzyli ten plan dla Paryża.
 
P.C.: Do tego, aby ściągać specjalistów najwyższej klasy zza granicy, aby pracowali na potrzeby polskiej nauki i szkolnictwa wyższego, aby przekazywali swoje kompetencje polskiej młodzieży, potrzebna jest Akademia Kopernikańska i te izby, które już tworzymy, które są już skompletowane w połowie, druga będzie skompletowana po Światowym Kongresie Kopernikańskim. W tych izbach mamy specjalistów z różnych dziedzin, z fizyki, matematyki, astronomii. To ludzie z wielu krajów świata, głównie Polacy bądź naukowcy polskiego pochodzenia, którzy by chcieli pod koniec swojej kariery dzielić się swoim doświadczeniem w Polsce. Po to będziemy mieli granty i nagrody kopernikańskie, będą służyć temu, aby nagradzać i promować tych, którzy – również z zagranicy – chcieliby przyjechać do Polski i służyć Polsce. Ja liczę właśnie na ten aspekt działania Akademii Kopernikańskiej, a myślę, że za nią pójdą wszystkie inne wyższe szkoły.
 
PAP: Kiedy Akademia Kopernikańska ruszy z kopyta?
 
P.C.: Właśnie wystąpiłem do pana prezydenta z wnioskiem o powołanie na stanowisko sekretarza generalnego, czyli – można powiedzieć – rektora, pana prof. Krzysztofa Górskiego. To naukowiec Uniwersytetu Warszawskiego pracujący w laboratorium NASA w Stanach Zjednoczonych. To człowiek z ogromną wiedzą, doświadczeniem, posiadający potężny dorobek naukowy. I, co ważne, znający od podstaw ideę Akademii Kopernikańskiej, gdyż ta, od podstaw, była z nim konsultowana. Powiem pani, że to się marzyło naukowcom przebywającym poza granicami Polski, żeby taka płaszczyzna współpracy naukowców pochodzenia polskiego, ale też i takich – po prostu doceniających Polskę – powstała. I powstała, rusza, 19 lutego w Toruniu rozpocznie się wielki Kongres Kopernikański, w 550 rocznicę urodzin Mikołaja Kopernika.
 
PAP: Będzie jeden kongres? Bo jeszcze niedawno wydawało się, że będą dwa, konkurencyjne.
 
P.C.: Warto wyjaśnić, z czego się wziął problem. Zanim powstała koncepcja Akademii Kopernikańskiej, tudzież decyzja, że idziemy z tą ideą do przodu, rozmawiałem z uczelniami, które są związane z Kopernikiem – UMK w Toruniu, Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, UJ-tem w Krakowie – o tym, w jaki sposób ten Rok Kopernikański uczcić. I przekazałem nawet środki tym uczelniom, żeby te obchody zorganizowały. Może stąd powstało wrażenie, że coś jest organizowane oddzielnie, ale nie – tutaj, w tym gabinecie, miały miejsce spotkania, na których – wraz z panami rektorami – ujednoliciliśmy ten program Światowego Kongresu Kopernikańskiego organizowanego przez Akademię Kopernikańską, przez UMK w Toruniu, jako pierwszy podmiot, później będzie ten kongres kontynuowany przez Uniwersytet Jagielloński, potem przez Uniwersytet Warmińsko – Mazurski, w innych terminach Roku Kopernikańskiego, żeby jak najgodniej go uczcić. Podczas tego wydarzenia pan prezydent wręczy nominacje naszym członkom Akademii Kopernikańskiej.
 
PAP: Jest pan pewien?
 
P.C.: Tak.
 
PAP: To porozmawiajmy jeszcze o Polskiej Akademii Nauk – od 1 stycznia ta szacowna placówka będzie miała nowego prezesa. Czy nadal ma pan w planie gruntowną reformę Akademii?
 
P.C.: Mam nadzieję, że wybór – przyznajmy, że dość niespodziewany, minimalną ilością głosów – nowego prezesa PAN, pana prof. Marka Konarzewskiego – otworzy nowe perspektywy współpracy. Rozmawialiśmy, już po jego wyborze, na jego prośbę, gdyż zależało mu na nawiązaniu współpracy, w rozmowach brali także udział rektorzy innych uczelni, np. UW, i rozstaliśmy się w dobrych nastrojach. Z wnioskiem, że należy poprawić, systemowo, zarządzanie Polską Akademią Nauk. Chcę tutaj podkreślić, że nigdy nie było takiego pomysłu, żeby zlikwidować PAN.
 
PAP: Ale zreformować tak?
 
P.C.: Zreformować zarządzanie Polską Akademią Nauk, bo są w PAN instytuty, które sobie dobrze radzą, działają znakomicie, są także w świetnej kondycji finansowej, ale są i takie, które działają źle. Nad całością tego wszystkiego czuwa kolegium PAN z prezesem na czele, trzeba więc zrobić tak, aby wszystkie instytuty działały znakomicie, a przynajmniej dobrze. Jest na to szansa. Pan prezes zobowiązał się, że do marca przyszłego roku przedstawi nam kompleksowy program naprawy Akademii.
 
PAP: Myśli pan, że przyszły rok będzie równie dobry, jak ten?
 
P.C.: Jestem przekonany, że to będzie dobry rok.
 
PAP: To jeszcze poproszę pana, żeby złożył pan życzenia – uczniom, nauczycielom, rodzicom, wszystkim Polakom.
 
P.C.: Wszystkim życzę, żeby to były spokojne święta, żeby dawały nadzieję na to, co się śpiewa w tej starej, austriackiej kolędzie "Cicha noc, święta noc, pokój niesie ludziom wszem…" Bo ten pokój to jest rzecz, która jest dziś bardziej cenna, niż choćby to było rok temu, zanim się zaczęła pełnoskalowa wojna na Ukrainie. Żeby te święta dawały odpoczynek i nadzieję.
 
Życzę wszystkim życzliwości rodzinnej, niemyślenia o życiu zawodowym, wytchnienia dla nauczycieli, uczniów, dla studentów. I dynamicznego powrotu do pracy zaraz na początku 2023 roku – z wielkim animuszem i zaangażowaniem.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy