O sobie: Po wielu latach pracy jako lektorka języka angielskiego oraz DOS (director of studies) własnej szkoły językowej, postanowiłam skupić się na czymś co, na ogół, bywa mało intratne, a konkretnie na literaturze. Czytam, piszę, publikuję w periodykach literackich w Polsce, USA, na Bałkanach, wydaję książki poetyckie (do tej pory 7), tłumaczę poezję Emily Dickinson (zuchwale aspirując do kanoniczności przekładu), wyjeżdżam na festiwale literackie oraz do domów pracy twórczej (Szwajcaria, Hiszpania); wciąż uczę oraz uczę się języków. O blogu: Będą to moje noty i wtręty kuLturalne i kuRturalne, głównie literackie, a nawet poetyckie. Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Przeczuwam, że w sensie "gatunku literackiego" najbliżej mu do sylwy ponowoczesnej, czyli postmodernistycznej (sylwa: dzieło nierespektujące jednorodności gatunkowej, głównie poetyka kolażu; negatywne odwoływanie się do zastanych wzorców; heterogeniczność gatunkowa; sygnalizowany przez autora zamysł zburzenia wewnętrznej spójności utworu). O! W miarę doświadczenia, moja informacja o blogu (a może i o sobie) będzie ewoluować; zmieniać się na lepsze lub gorsze, w zależności od tego, kto i jak życzliwy czyta.
Zazdrość, Lola, Wisława i inni
Dodano: 25-01-2013
Strzeż się, panie, zazdrości! O, strzeż się
Tego potwora zielonookiego,
Co pożerając ofiarę - z niej szydzi
William Shakespeare, „Otello“ Akt III, tłum. Józef Paszkowski
Wywołana do tablicy przez red. Alinę Pochwat z Radia Rzeszów, swoją uwagę skupiłam dziś (24.01.2013) na zazdrości. Wyszła w tego audycja radiowa na żywo (ekspertem była Natalia Tomala, psycholog) oraz ten oto blog.
Nie jestem pozbawiona zazdrości, bo to naturalne uczucie. Jednak łatwo mi nim zarządzać o tyle, że wychowałam się w domu wolnym od zawiści. Dlatego, jeśli to dobrze „samooceniam”, nie bywam przepełniona zazdrością, która jest destrukcyjna. Skoro już zazdrość musi nam zaprzątać głowę, może wystarczy choćby mała refleksja estetyczna lub filozoficzna (albo raczej: estetyczna czyli filozoficzna) i postanowienie aby relacja z własną zazdrością była przyjazna? Zamiast zabijać, niech nas ta zazdrość uskrzydla, stając się naszym marzeniem. Znając trochę swoje możliwości, staram się marzenia dopasować do realiów. Dlatego, na przykład, nie marzę aby być jak Kristin Scott Thomas, choć bardzo zazdroszczę jej urody, talentu aktorskiego i klasy.
„Zazdrością” obdarzam ludzi spotykanych na swojej drodze, którzy potrafią, naturalnie i con amore, wytyczać harmonijne proporcje między czasem i sercem nie tracąc przy tym zdrowia, twarzy i dobrego humoru. Chciałabym TO od nich przejąć (a może już jestem TYM nieco zarażona?), a przynajmniej, jeśli mam taką okazję, chcę im powiedzieć, jak bardzo im zazdroszczę. Jeżeli ktoś nazwie to drobnomieszczańskim poprawianiem sobie dobrego samopoczucia, lub wielkopańskim gestem, voila!
Odwracam swoją uwagę od złych emocji, kiedy przypominam sobie, że pani Lola Chmielecka, żona organisty z Wysokiej Łańcuckiej, gdzie w dzieciństwie spędzałam wakacje, zawsze miała czas na uśmiech i dobre słowo (choć też zawsze ręce pełne roboty i niestabilną sytuację materialną; w końcu, kiedy jej mąż osiągnął wiek emerytalny i został na lodzie, nie proboszcz, a gorlicka rodzina zbudowała im w Sękowej mini domek na stare lata, a mój ojciec wystarał się o emeryturę, pisząc setki podań w ich imieniu). Teraz, po wielu latach, kiedy już nie ma Państwa Chmieleckich, uświadamiam sobie, że zazdroszczę im wewnętrznego spokoju i choć daleko mi do tego poczucia sensu wszechświata, myśl o nich poprawia i ociepla złą reputację słowa zazdrość i wszystkich innych „zawistnych słów” w moim prywatnym słowniku. Lola zazdrościła tylko kwiatom i ptakom. Z tej zazdrości-miłości dbała o nie jak o swoje dzieci. Byłam jedną z „jej” ptasich córek. Chyba perliczką.
A gdyby tak zdążyć powiedzieć innym: „zazdroszczę ci … lub zazdroszczę wam … tego i tego”? Dzięki ks. Twardowskiemu, poecie, pośpieszamy już „kochać ludzi (bo) tak szybko odchodzą”. Jeszcze nie nauczyliśmy się, chyba, im pięknie zazdrościć.
W Ameryce wszyscy chcą przystawać z ludźmi sukcesu (może poza Polonią, słyszy się głosy), a w Polsce jest jakby odwrotnie. Zdarzało mi się być świadkiem napadów (zaocznych) na Czesława Miłosza i Wisławę Szymborską, już po literackim Noblu, czyli po „tragedii sztokholmskiej”, jak to poetka dowcipnie określała. Agresorami byli młodsi poeci, a jakże, choć wcale nie młodzi, dlatego motyw „zbrodni” jest łatwiejszy do wydedukowania. Łatwiej nam bowiem przyrównać się do Cz. Miłosza i W. Szymborskiej, choćby z racji wieku, epoki i okoliczności, niż na przykład do A. Mickiewicza. Mickiewiczowi już nikt nie zazdrości. Wszyscy zazdrośnicy umarli. A żywi nie uprawiają „nekrozazdrości”. A może się mylę?
Miłosz był obiektem ataku, między innymi, z powodu „współpracy” z rządem komunistycznym (chodziło o to, że pracował w dyplomacji PRL przez pięć lat po wojnie, w USA i we Francji). Z tej racji, „słusznie oburzeni”, oprotestowywali i opóźniali jego pochówek na krakowskiej Skałce.
Szymborską, z kolei, gnębiono za kilka „stalinowskich” wierszy oraz za to, że do końca życia, „religijnie”, opowiadała się za opcją lewicującą. Najbardziej oryginalny argument to ten, że nie można pisać metafizycznych wierszy nie będąc osobą „tradycyjnie” wierzącą. Największego psikusa, swoim adwersarzom, zrobiła poetka ustanawiając w testamencie międzynarodową nagrodę imienia Adama Włodka, swojego byłego męża. Lecz lud, choć chrześcijański, nie ma zamiaru respektować woli zmarłej, bo stawia na szali komunistyczne grzechy Włodka naprzeciw jego zalet (pomocy, nie do przecenienia, młodym poetom, w tym Wisławie Szymborskiej, Ewie Lipskiej i wielu, wielu, innym) i te grzechy im! ciążą. Zakończę te (nie)kuriozalne polskie swady i zazdrości swoją myślą z roku 2002, wciąż aktualną:
(…) nie anonimowi poeci dla Polaków to np. Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, ks. Jan Twardowski, Tadeusz Różewicz, a ostatnio też Adam Zagajewski. Na Parnas sławy, a tym samym na łamy „Zeszytów Literackich”, weszli nie tylko dzięki poruszającej poezji, ale również medialności jak ich otacza. Należy sobie więc zadać pytanie czy aby może obie te wartości nie są po prostu do siebie wprost proporcjonalne (?). Brak dostępu na polski Parnas poezji, do publikacji w prestiżowych periodykach oraz znaczących wydawnictwach literackich, spędza sen z oczu wielu poetom nie medialnym lub mało medialnym. Wymiar praktyczny jest tego taki, że skazani są oni na „nieistnienie”, tak jakby suma popularności była wielkością stałą i uszczknięcie jej na czyjąś stronę powodowało uszczerbek innego „istnienia”. (…) /1/
Podsumowanie
Zazdrościmy, bo wydaje nam się, że sława, piękno, talent, bogactwo … są towarami limitowanymi, jak cukier na kartki w stanie wojennym. I kiedy kwestionujemy czyjeś prawo (przydział) do nich, stwarzamy sobie samym, tym samym, potencjalną szansę większego dostępu do tych dóbr. To paradoksalne myślenie jest może imponujące psychologicznie, ale prowadzi na manowce. Bo może jednak, jeśli coś leży koło złota ma choć jego lekki poblask? Może lepiej być blisko szlachetnych kamieni, niż leżeć na uczuciowej pustyni. Choćby była złotopiaszczysta. Hm? O fałszywych kamieniach nie wspomnę, bo staram się nie zaprzątać tym głowy.
PO SZÓSTE
Uważałam ostatniej nocy
żeby nie oszaleć z zazdrości
o jakąś historię.
O jej księżyc osuwający się
miarowo po ścianie
jakiegoś pokoju.
O jej wilgoć parującą
jakimiś kształtami.
O biel wykrochmalonej
po śląsku pościeli.
O bielmo dwóch par
oczu wbitych
w jakiś sufit
nieba
bez dna. /2/
[1] Krystyna Lenkowska „Pokolenie fantomów” PRACOWNIA, marzec 2003 nr 31 (1/2003) oraz Wstęp do spotkania „Ty kanalio, ty poeto”, Kraków, „Moliere”, 25.10.2002.
[2] Krystyna Lenkowska „Pochodnio, różo”, Wydawnictwo Nowy Świat 2002