O sobie: Po wielu latach pracy jako lektorka języka angielskiego oraz DOS (director of studies) własnej szkoły językowej, postanowiłam skupić się na czymś co, na ogół, bywa mało intratne, a konkretnie na literaturze. Czytam, piszę, publikuję w periodykach literackich w Polsce, USA, na Bałkanach, wydaję książki poetyckie (do tej pory 7), tłumaczę poezję Emily Dickinson (zuchwale aspirując do kanoniczności przekładu), wyjeżdżam na festiwale literackie oraz do domów pracy twórczej (Szwajcaria, Hiszpania); wciąż uczę oraz uczę się języków. O blogu: Będą to moje noty i wtręty kuLturalne i kuRturalne, głównie literackie, a nawet poetyckie. Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Przeczuwam, że w sensie "gatunku literackiego" najbliżej mu do sylwy ponowoczesnej, czyli postmodernistycznej (sylwa: dzieło nierespektujące jednorodności gatunkowej, głównie poetyka kolażu; negatywne odwoływanie się do zastanych wzorców; heterogeniczność gatunkowa; sygnalizowany przez autora zamysł zburzenia wewnętrznej spójności utworu). O! W miarę doświadczenia, moja informacja o blogu (a może i o sobie) będzie ewoluować; zmieniać się na lepsze lub gorsze, w zależności od tego, kto i jak życzliwy czyta.
Wołyń na poziomie języka
Dodano: 11-07-2013
Wołyń – kraina historyczna w dorzeczu górnego Bugu oraz dopływów Dniepru: Prypeci, Styru, Horynia i Słuczy, obecnie część Ukrainy. Według Jana Długosza, nazwa pochodzi od zamku Wołyń nad Bugiem (obecnie Gródek koło Hrubieszowa). Według Nestora nazwa wywodzi się od plemienia słowiańskiego Wołynian.
Wołyń to nazwa geograficzna o której, odkąd pamiętam, zawsze się w Polsce mówiło martyrologicznie. Pokątnie, ze zgrozą w głosie, bojowo, płaczliwie, cicho, głośniej, ostrożnie, w eufemizmach poprawności politycznej, agresywnie. Teraz „retoryka wołyńska” nabrała w Polsce impetu, publicznego rozgłosu. Dlaczego akurat teraz? Czy lepiej późno niż wcale, czy jednak powód jest bardziej (politycznie) złożony?
Oczywisty to fakt, że zarówno należy upamiętniać bohaterów poległych w słusznej sprawie, jak i trzeba uszanować pamięć o ofiarach poniesionych nie z bohaterstwa, a z przypadku posiadania przynależności etnicznej która, tu i teraz, nie podoba się nacjonaliście. Upamiętnić tym bardziej, kiedy idzie w tysiące ofiar.
A ultranacjonalista, nie zapominajmy, to nie naród, ani państwo, ani narodowość. Zaczyna się od jednego człowieka (np. Hitlera, Stalina, Miloševića), albo od grupy (np. nazistów, banderowców, ustaszy). To pod ich charyzmatycznym wpływem, „nagle”, całe masy ludzi, rzesze, zaczynają wierzyć we własną, niepodważalną wyjątkowość i sens życia widzą wyłącznie w społeczeństwie jednorodnym etnicznie. Upajają się tym przesłaniem, jego hasłami, wiarą w wyjątkowość swojej „rasy”. Dzieje się tak często dlatego też że, jak pokazała historia, nacjonalizm może być intratny i rzesze upatrują w nim profitów, materialnych i duchowych, podkreślających „ludzką” wyjątkowość. A sposoby kuszenia złaknionych bogactw, dla swojego biednego ciała i ubogiej duszy, są równie wyrafinowane jak mechanizmy eksterminacji.
Skrajnemu nacjonaliście nie podoba się "inny niż on" człowiek, cała grupa innych, tysiące innych (u nazistów to poszło w miliony, jak wiemy na przykładzie Holokaustu) z powodów, dla niego i jego neofitów, oczywistych. Nacjonalista ma taki „światopogląd”, wychowanie, taki ma kompleks, strach, lęk egzystencjalny przed obcym, wyssany z mlekiem matki (nie bójmy się tego powiedzieć głośno, szowinista pod każdą szerokością geograficzną, często zaczyna szkołę nienawiści we własnym domu); w końcu może przyjść do nacjonalisty zew krwi. Nie zapominajmy, że ofiara też może stać się katem, nacjonalistą oślepionym rządzą odwetu. Może warto posypać głowę popiołem i nie epatować zerami w liczbach ofiar. Oprócz tysięcy polskich rodzin, banderowcy zabili też swoich (np. za pomoc Polakom), a i w odwecie za Wołyń Polacy zabijali Ukraińców. O tym wszystkim wnikliwie napisał w 2001. roku Paweł Smoleński w książce „Pochówek dla rezuna” (Wydawnictwo Czarne).
W naszym „cywilizowanym świecie” XX i XXI wieku byliśmy świadkami strasznej wojny na Bałkanach. Izraelski rząd mówi, że zabija w obronie swojego państwa. Islamiści mówią podobnie i uciekają się do wymyślniejszych metod lokalizując wroga już prawie wszędzie. Amerykanie … Wietnam, Korea; a Chiny … itd., itp.; ścieżka popielna byłaby bardzo długa.
A ultranacjonalista, powtórzmy, to nie naród, ani państwo, tylko jeden człowiek lub grupa ludzi. To pod ich charyzmatycznym wpływem, rzesze zaczynają wierzyć w społeczeństwo jednorodne etnicznie. Tak było też w przypadku nacjonalistów ukraińskich. Historyczne kompleksy. II Rzeczpospolita nie miała im nic do zaproponowania, ale też wciąż dobrze pamiętano w narodzie o historycznej i bitewnej przewadze Polaków.
"Super" nacjonalista pokazał nam, że można nienawidzić Żyda, Araba, Kurda, Chorwata, Serba, Bośniaka, Polaka, Ukraińca, Łemka, Wołocha, Niemca, Austriaka, Rosjanina, Amerykanina, Anglika, Francuza, Turka, Ormianina …. katolika, protestanta, wyznawcę prawosławia, judaistę, muzułmanina ..., cygana, czarnego, żółtego, białego, czerwonoskórego …, inteligenta, chłopa, pana ..., demokratę, republikanina, prawicowca, lewicowca, liberała …, geja, staruszka, inwalidę ... Lista światowa jest znacznie dłuższa.
Etniczne czystki na Wołyniu w latach 1943-44 były bardziej wieloczynnikowe niż faszyzm nazistowski czy ustaszowski, czy represje sowieckie i nie trzeba ich porównywać. A rolą mądrych historyków jest tu mądra refleksja. Timothy Snyder, amerykański historyk, profesor Yale University, specjalista historii nowożytnego nacjonalizmu i historii Europy Środkowej i Wschodniej, mówi mniej więcej tak: pamięć to pamięć, a historia to historia. W punkcie, w którym zaczyna się narodowa perspektywa naszej pamięci, kończy się historyczny obiektywizm.
Warto pamiętać o tym, że każdy faszyzm zaczyna się od dyskryminacji, dyskryminacja od ostracyzmu, ostracyzm od zapiekłości, głupoty lub żądzy odwetu, chorej miłości własnej. Zaczyna się od „niewinnej” na pozór niechęci do drugiego człowieka. Tylko dlatego, że jest inny niż my, lub jest innego wyznania, lub myśli inaczej, lub tylko ma nieco inne wartości. Warto też pamiętać, że tym drugim mogę być ja, ty, on, ona, nasze dziecko, nasza matka, ojciec, teściowa, teść, synowa, zięć, wnuk, szwagier, bratowa … Nie tylko sąsiad – arogancki ateista lub sąsiad – ostentacyjny dewot religijny. Nie ma zasadnego powodu do dyskryminowania kogokolwiek!
Dyskryminacja zaczyna się od retoryki. Jest najpierw zawsze na poziomie języka. Posłuchajmy języków wokół nas. Czyż aby nie słychać szowinistycznych pogróżek tych, którzy „wiedzą lepiej” kto winny i dlaczego, oraz co z tym należy zrobić, co jedynie słuszne i najlepsze dla narodu? Nie dla człowieka, a dla narodu. Tych, którzy afirmują państwo, narodowość, przynależność do wspólnoty (w końcu paradoksalnie przypadkową, bo nawet pan Bóg jest paradoksalny jak mawiał poeta, ksiądz Twardowski) równocześnie dyskryminując odmienność. Przecież gloryfikując państwo przez stawianie go ponad człowiekiem, dehumanizujemy również pojęcie państwa.
Jaka jest granica poświęcenia dla państwa? Faszyści uważali, że nie ma takiej granicy. Że ten cel uświęca wszystkie środki. Jakie wnioski wyciągamy z historii rozprawiając o rzezi wołyńskiej? Jaki grzech nieostrożności, niefrasobliwości, braku pokory, braku instynktu politycznego, ekonomicznego (nietrafionego "timingu" europejskiego), anty-pojednaniowego, popełniamy już teraz zaczynając może nowy rozdział „jakobińskiej” historii?
Swoją drogą, zastanawiam się od dawna czy ultrawyrazistość liderów politycznych to zaleta czy populizm.
Dystansując się nieco geograficznie od „naszego martyrologicznego pomazania”, na koniec wiersz „argentyński”.
Długi wiersz
Kiedy poeta Juan Gelman czyta w Krakowie swój długi wiersz
w Buenos Aires w więzieniu umiera dyktator
generał Jorge Rafael Videla
bo jednak jest śmiertelny
wiersz Gelmana od dawna jest długi
i okrąża słońce
żeby wejść do środka
i tam całować się z ukochaną
aż mu znów zaszumi jej odchodząca suknia
poeta Juan Gelman czyta wiersz
tak rozwarty
żeby móc urodzić swoich desaparecidos
tego samego syna
i tę samą ciężarną synową
zacząć ich sobie od początku
ominąć tortury żyć
w wierszu
na jednym oddechu
poeta Juan Gelman czyta długi transowy wiersz
żeby objąć księżyc
i wreszcie zmrużyć lewe oko
poeta Juan Gelman opatruje wiersz
poszarpany
jak argentyńska rana
brzegowa.
Kraków, czerwiec 2013