O sobie: Po wielu latach pracy jako lektorka języka angielskiego oraz DOS (director of studies) własnej szkoły językowej, postanowiłam skupić się na czymś co, na ogół, bywa mało intratne, a konkretnie na literaturze. Czytam, piszę, publikuję w periodykach literackich w Polsce, USA, na Bałkanach, wydaję książki poetyckie (do tej pory 7), tłumaczę poezję Emily Dickinson (zuchwale aspirując do kanoniczności przekładu), wyjeżdżam na festiwale literackie oraz do domów pracy twórczej (Szwajcaria, Hiszpania); wciąż uczę oraz uczę się języków. O blogu: Będą to moje noty i wtręty kuLturalne i kuRturalne, głównie literackie, a nawet poetyckie. Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Przeczuwam, że w sensie "gatunku literackiego" najbliżej mu do sylwy ponowoczesnej, czyli postmodernistycznej (sylwa: dzieło nierespektujące jednorodności gatunkowej, głównie poetyka kolażu; negatywne odwoływanie się do zastanych wzorców; heterogeniczność gatunkowa; sygnalizowany przez autora zamysł zburzenia wewnętrznej spójności utworu). O! W miarę doświadczenia, moja informacja o blogu (a może i o sobie) będzie ewoluować; zmieniać się na lepsze lub gorsze, w zależności od tego, kto i jak życzliwy czyta.
Małpa w kąpieli
Dodano: 09-09-2013
Rzeczywiście czytanie Fredy w Rzeszowie było wyborne, a nawet wytrawne, mając na uwadze fakt, że większość aktorów musiała udawać, że czyta „Zemstę”, choć tak naprawdę mówili kwestie tej najbardziej znanej sztuki fredrowskiej na pamięć. Powód wiadomy, „Zemsta” jest w repertuarze Teatru Siemaszkowej od paru ładnych miesięcy.
Na uwagę zasługuje też fakt, że publiczność przybyła tłumnie. Jak do cyrku naumachii w starożytnym Rzymie. Nie bez powodu porównuję dolinę w okolicy ulicy Kasztanowej w Rzeszowie do budowli podobnej do amfiteatru, gdzie areną był basen naturalny lub sztuczny, bo m.in. właśnie też cyrk wodny przyciągnął tłumy Rzeszowian, ale o tym za chwilę.
Nie udało mi się dotrzeć kilka godzin wcześniej na ulicę Sokoła, gdzie Biblioteka Publiczna również obchodziła święto czytania Aleksandra Fredry. Pewnie tam było egalitarnie i każdy, kto chciał i miał z czego, mógł przeczytać fragment dzieła (znając solidność pani dyr. Barbary Chmury, Biblioteka przygotowała ściągawki). Po pierwsze, było jeszcze jasno, po drugie, bardziej kameralnie (zgaduję), po trzecie, o tej porze pewnie czytano też bajki Fredry w ramach rodzinnej niedzieli dla dzieci, rodziców i dziadków w czasie wciąż pięknej słonecznej pogody.
Najbardziej mi szkoda, że przegapiłam „Małpę w kąpieli” autorstwa Fredry. Na pewno była w repertuarze i na pewno śmieszyła podwójnie w wykonaniu amatorskim.
A swoją drogą, wybitny autor komedii, szlachcic, Aleksander Fredro, był podobno człowiekiem szalenie smutnym z natury. Może dlatego pisał komedie i bajki?
A na Kasztanowej, po zakończeniu demonstracji w sprawie zgody narodowej, rozpoczął się imponujący spektakl wodny z udziałem pomysłodawcy rzeszowskiej fontanny multimedialnej, panem Prezydentem Tadeuszem Ferencem. Przy monumentalnej muzyce klasyków, Bacha, Czajkowskiego, Beethovena Vivaldiego ... oraz muzyce nowoczesnej, U2, Depeche Mode, Michaela Jacksona, Queen ... widownia zastygła w oczarowaniu światłem i dźwiękiem.
Dla mnie osobiście, propozycja muzyczna owego fredrowskiego wieczoru była zbyt synkretyczna, nerwowa; takie jakby przypadkowe misz masz i średnia z listy Marka Niedźwieckiego z mojej ukochanej trójki PR i naszej dostojnej Filharmonii Rzeszowskiej. Niemniej, to drobiazg, bo repertuar fontanny można zmieniać co sezon, a może częściej, zgaduję, tak jak rytm, kolor i natężenie „instrumentów akwalnych”. Najważniejsze, że nasze miasto zorganizowało kolejną piękną, bezpieczną przestrzeń (oraz potężne środki aby to się ziściło), gdzie mieszkańcy Rzeszowa chcą przyjść, wspólnie świętować i kulturalnie odpoczywać. Powietrze jest rześkie, miejsce przestronne i bezpieczne, klimat serdeczny i radosny. I niewybrzydzający. Czego więcej trzeba w tak piękny gwiaździsty wieczór o rzut kamieniem od własnego domu?
A w Rynku, w międzyczasie ruszył Stary Browar, w solidnych i gustownych anturażach. I ja tam byłam i 4 rodzaje piwa piłam (w ofercie jest deska piw w kufelkach jak menzurki). I w końcu zapomniałam o „małpie w kąpieli”, ale nie na długo. Bo od tego mamy Fredrę, żeby go czytać, oglądać, słuchać i nie zapominać o dystansie do siebie, czyli małpie w sobie (ja nawet jestem spod znaku małpy według chińskiego kalendarza). Zgoda?