O sobie: Po wielu latach pracy jako lektorka języka angielskiego oraz DOS (director of studies) własnej szkoły językowej, postanowiłam skupić się na czymś co, na ogół, bywa mało intratne, a konkretnie na literaturze. Czytam, piszę, publikuję w periodykach literackich w Polsce, USA, na Bałkanach, wydaję książki poetyckie (do tej pory 7), tłumaczę poezję Emily Dickinson (zuchwale aspirując do kanoniczności przekładu), wyjeżdżam na festiwale literackie oraz do domów pracy twórczej (Szwajcaria, Hiszpania); wciąż uczę oraz uczę się języków. O blogu: Będą to moje noty i wtręty kuLturalne i kuRturalne, głównie literackie, a nawet poetyckie. Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Przeczuwam, że w sensie "gatunku literackiego" najbliżej mu do sylwy ponowoczesnej, czyli postmodernistycznej (sylwa: dzieło nierespektujące jednorodności gatunkowej, głównie poetyka kolażu; negatywne odwoływanie się do zastanych wzorców; heterogeniczność gatunkowa; sygnalizowany przez autora zamysł zburzenia wewnętrznej spójności utworu). O! W miarę doświadczenia, moja informacja o blogu (a może i o sobie) będzie ewoluować; zmieniać się na lepsze lub gorsze, w zależności od tego, kto i jak życzliwy czyta.
Wystarczy zacząć
Dodano: 10-10-2013

POCZĄTEK ROKU SZKOLNEGO; http://www.wspolczesna.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110831/KRAJSWIAT/449569696
Novalis
Jak pisać? Wystarczy zacząć. Wbrew pozorom Początki są łatwe. Są łatwiejsze niż Końce. A Końce są łatwiejsze niż Środki. Jeśli nawet Koniec jest trudny to i tak w końcu prowadzi do kresu. „Miał ciężki koniec” lub „końcówka była najtrudniejsza”, „końcówka roku”, „wykończanie domu”, „ka’niec fil’ma”, itd., itp. Tak mówi się o Końcu, który zawsze jest skończony. Gdyby nawet był najgorszy, już go nie ma, minął. Jeśli nawet trwa w złej pamięci to, co najwyżej, liże się po nim rany. Jednak on już nie zagraża wprost, już nie patrzy ci prosto w twarz. Kończąc robi uniki czasowe. Udaje, że go nie ma. Podpiera się logiką następstwa czasu i gra tak, jakby go już nie było w relacji do kogokolwiek i czegokolwiek. Początek, choćby był niewypałem, leci dalej, do Środka, bo nie ma wyjścia. Chcąc nie chcąc, zaczyna cykl, proces, trwanie. Niby bierze za to odpowiedzialność, ale się wywija, wymiguje, zwala robotę na Środek. A ten ma czas, morze czasu, dlatego jest najtrudniejszy w relacjach. Musi je wypełnić na wielu płaszczyznach i wytrwać między apodyktycznością Początku i Końca. Żongluje więc konkretem w imię niekonkretnej, nieusankcjonowanej jakości. Nigdy nie wiadomo czy stawia hipotezy czy konstatuje. Na wszelki wypadek zadaje wiele tak zwanych mądrych pytań, aby nie powiedziano, że się wymądrza poprzez własne odkrycia definitywności i aby też powiedziano, że poszukuje. Samo poszukiwanie jest jakością wyższą niż zaryzykowanie prawdy. Na pewno Środek wciąż ogląda się za siebie, patrzy na Początek i na próżno chce coś zweryfikować, poprawić. Linearność czasu jest, póki co, w obrazie tej rzeczywistości. Środek też nie może zawrócić, bo się zakorzenił w wytworzonej przez Początek energii, lekko się zmaterializował. Spogląda w przód i nie może przewidzieć jak to się skończy, więc jest skołowany. Strategicznie zachowuje się tak, by nie urwał mu się kontakt z nieodwołalnym Początkiem, bo wtedy zahaczony o NIC wpadnie do czarnej dziury. I żeby tylko zdążyć złapać za koniec, który choć jest w minionej przestrzeni, oddala mu się przed oczami na oko szybciej niż jego (Środka) średnia posuwania się czasie, opóźniana inercją.