O sobie: Po wielu latach pracy jako lektorka języka angielskiego oraz DOS (director of studies) własnej szkoły językowej, postanowiłam skupić się na czymś co, na ogół, bywa mało intratne, a konkretnie na literaturze. Czytam, piszę, publikuję w periodykach literackich w Polsce, USA, na Bałkanach, wydaję książki poetyckie (do tej pory 7), tłumaczę poezję Emily Dickinson (zuchwale aspirując do kanoniczności przekładu), wyjeżdżam na festiwale literackie oraz do domów pracy twórczej (Szwajcaria, Hiszpania); wciąż uczę oraz uczę się języków. O blogu: Będą to moje noty i wtręty kuLturalne i kuRturalne, głównie literackie, a nawet poetyckie. Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Przeczuwam, że w sensie "gatunku literackiego" najbliżej mu do sylwy ponowoczesnej, czyli postmodernistycznej (sylwa: dzieło nierespektujące jednorodności gatunkowej, głównie poetyka kolażu; negatywne odwoływanie się do zastanych wzorców; heterogeniczność gatunkowa; sygnalizowany przez autora zamysł zburzenia wewnętrznej spójności utworu). O! W miarę doświadczenia, moja informacja o blogu (a może i o sobie) będzie ewoluować; zmieniać się na lepsze lub gorsze, w zależności od tego, kto i jak życzliwy czyta.
Pośmiertnie do Profesora Józefa Nowakowskiego
Dodano: 03-11-2014

Fot. Krystyna Baranowska, Strzyżów, rok 2007, http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20070802/REGION00/70801032§ioncat=artpicture&template=artpicture
3 listopada 2014, wieczorem. Telefonuje do mnie Wiesław Kulikowski, wybitny poeta, zamieszkały w Mielcu. „Profesor Józef Nowakowski nie żyje”.
W Internecie znajduję nekrolog:
„18 października 2014 roku zmarł w wieku 89 lat dr hab. Józef Nowakowski współtwórca rzeszowskiej polonistyki, nauczyciel akademicki Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie w latach 1965-1997, dziekan Wydziału Filologicznego (1990 - 1993), wychowawca kilku pokoleń nauczycieli języka polskiego”.
Czyli JN nie żyje od 16. dni, a my nic nie wiemy. Ani Kulikowski, poeta, ani Janusz Szuber, też wybitny poeta, ani ja, koleżanka po piórze z tego naszego „czworokąta nowakowskiego”. Telefonowaliśmy do siebie (w pozostałym przy życiu „trójkącie” nadal telefonujemy). Przekazywaliśmy wieści co u kogo słychać, co boli, dlaczego telefon nie odpowiada i co będzie z tą światową literaturą po Szekspirze (to nękało zawłaszcza prof. Nowakowskiego). Mnie się zdarzało wymieniać z nim listy (średnio 1.5 listu na rok w ostatnich 14. latach). Był nam bliski.
Nie była to postać łatwa we współżyciu, a im starszy, coraz trudniejsza. Nie można go jednak za to winić. Opanowywała go niemoc związana z wiekiem. Ciekawe, że nie była to niemoc intelektualna. Do końca zachował pamięć i finezję literaturoznawcy. Mentalnie jednak ogarniała go powoli czarna chmura manii prześladowczej i w jego głowie powstawały niesamowite historie kryminalne z nim w roli głównej. Nie dowiemy się chyba nigdy co było prawdą, a co wytworem chorej wyobraźni.
A oto końcówka jego ostatniego listu do mnie:
„I oto, Pani Krystyno, kończy się fikcja, a zaczyna straszyć naga rzeczywistość. Postawiono mię przed sądem w sprawie karnej za niewinny felietonowy żarcik. Ze względu na mafijne związki oficjalne i utajone – są pewni wygranej. Jeśli Pani jest zainteresowana tą sprawą, która przypomina mi najbardziej przykre doświadczenia z czasów mojej pracy w WSP (niszczyła mię esbecka ferajna) to wspomniana farsa sądowa rozpoczyna się w strzyżowskim sądzie (II piętro) 24 czerwca o godzinie 10. Oskarżony: Józef Nowakowski – lat 88, dotychczas niekarany miłośnik poezji”.
Powyżej w tym samym, jak w każdym, długim liście, załamywanie rąk nad współczesnym światem:
„ (...) Prawda o potwornościach życia i piekle cywilizacji, odkryte na przełomie wieków przez modernistów, a potem cały XX wiek odsłoniły i potwierdziły całą tragiczną prawdę o moralnym i estetycznym upadku człowieka. Piękno bez poczucia tragiczności życia, bez sprzeczności szarpiących istotę ludzką – bez jej dobra i zła, bez zbrodniczych instynktów i tej niekończącej się „podróży do kresu nocy”, a dziś także całej filozofii „gender” – jest „dmuchaniem w piórka słówek (...)”.
Pół roku wcześniej, w odpowiedzi na długi list Prof. Nowakowskiego, napisany w podobnym nastroju (od pewnego czasu zawsze w czarnym tonie wobec rzeczywistości) pisałam poniższe słowa w ramach afirmacji. Nie wiem czy je przeczytał, bo jego kolejny list świadczył o zupełnej utracie wiary w ocalanie mitów („ocalanie mitów” to był jego nieodłączny życiowy motyw do pewnego czasu; poświęcił mu nawet książkę). I niech to będzie mój głos do niego zza tych światów.
„ (...) Przykro słyszeć, że „odwrócił się” Pan od literatury, tracąc sens w ocalanie mitów poprzez to medium. A właśnie Pan jest dla mnie (jak dla wielu rzeszowskich poetów) niezłomnym rycerzem ocalania mitów, małych i dużych, byle wysokich. W tym jest Pan mistrzem.
Regionalistyka to też ciekawy temat, ale w kontekście Pana potencji, jakby za mało wymagający w sensie postrzegania abstrakcyjnego, surrealnego, niuansów.
To prawda, że Szekspir i Dostojewski zaspokajają już prawie cały głód literacki (jako kobieta, solidarnie, dorzucam tu Emily Dickinson). Tak, patriotycznie wystarczy dołożyć jeszcze Miłosza z Różewiczem, no może też i Herberta (od siebie dorzucam Małgorzatę Hillar i Szymborską).
Jednak oparcie się o te Filary, Samsonowe w gruncie rzeczy, jak każde filary w izolacji, bez historycznego anturażu, to tylko jedna strona poznawczego sensu, strona a rebours. Świat biegnie, i choć za życia może nie doświadczymy narodzin kolejnego Szekspira, mamy obowiązek szykować mu grunt. A tym gruntem są wszystkie małe sprawy literackie, suma małych objawień. To jest moja skromna opinia. Williamowi S. też ktoś (anonimowy tłum poetów, literatów, bajarzy) ubijał grunt przez kilka wieków.
Czytając Pana list, miałam nieodparte wrażenie, że widzenie paradoksów i śmiesznostek to wciąż stan przejściowy i dość „młodzieńczy” dla finezyjnie ukształtowanego już od dawna krytyka literatury za jakiego Pana uważam. A Pana sceptycyzm poważam z nadzieją, że nie przerodzi się nigdy w cynizm. A dopóki Pan pisze takie „dramatycznie piękne” teksty literackie jak choćby ostatnia recenzja dla Janusza Szubera, i może też ostatni list do mnie, wierzę, że cynizm i nihilizm Panu, jednak, nie grożą, za co można dziękować niebiosom. I oby tylko serce nie odmawiało Panu posłuszeństwa! Wtedy Nowy Rok może być dla Pana równie twórczy jak wiele twórczych lat do tej pory.
Boję się, że czasem Pana heroizm poznawczy prowadzi ten dyskurs wewnętrzny zbyt daleko. Choć trzeba przyznać, że sama Pana postawa jest dość inspirująca. Gdyby nie Pana inicjatywa, słowa, historie, a przede wszystkim książki, moje spotkanie paryskie a potem „historia paryska” nie doszłyby do skutku. Nie przeceniałam ani nie przeceniam zarówno znaczenia mojej znajomości z Prof. Chrapkiewiczem (niech Pana nie zwodzą moje wieloznaczne „angielskie miny”), mojej podróży do Paryża, a zwłaszcza mojego po-paryskiego tekstu. Uczę się szukać sensu w radości cieszenia się małymi sprawami. Brzmi to banalnie, wiem. Ale jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że i ja też gubię sens na każdym kroku, i zwykły dzień bywa dla mnie „heroicznym wyzwaniem”, małe sprawy okazują się moimi dużymi zwycięstwami w konkretnej szarej sekwencji dnia. I jeśli kogoś w swoim eseju podziwiam, to właśnie najbardziej taką wizję „Mojego Profesora” (Prof. Franciszka Chrapkiewicza Chapeville) jaką sobie sama stworzyłam dla prywatnych celów afirmacji. Kogoś, kto (może) znalazł sens ponad cierpieniem i nieodwołalną utratą, przede wszystkim poprzez niezłorzeczenie złu (pozorna tautologia).
Ważniejszym jednak moim bohaterem jest w tym tekście relacja ludzka. Np. relacja JN (Pana) i „Mojego Profesora” (FCh), oraz relacja między książką JN (dopisek: chodzi o książkę „Z Godowej w świat” Józefa Nowakowskiego o życiu Franciszka Chrapkiewicza Chapeville) a mną (moimi uczuciami) wobec postaci-klucza, no i przede wszystkim moja relacja z moim Ojcem. Tak, ma Pan rację, bohaterem tekstu są moje własne przeżycia. I oby tak było zawsze kiedy piszę esej. To jest dowód na to, że to jest esej, a nie opowiadanie. Drugim dowodem przemawiającym za gatunkiem eseju jest fakt, że tam nie ma dramatyzmu innego jak reporterski. Zdaję sobie sprawę z tego, że transformacja rzeczywistości za pomocą tragizmu, przepaści, jest fantastycznym ( i „fotogenicznym”) rozwiązaniem dla literatury. Ale jest coś za coś. Jako strażniczka ogniska domowego wolę nie wyzywać losu, wojen, a nawet dwuznaczności. Jeśli nawet ceną miałaby być „lokalna sława” (bo na jaką inną mogłabym liczyć?) w zamian za „miałkość” (a jakie to ma znaczenie kiedy się rodzi i wychowuje dzieci?) życia (nie mylić z filisterstwem, to insza inszość i rzadziej dotyczy kobiet, ale to dyskusja na inną okazję), wolę pozostać TU gdzie jestem, z dala od grzęzawiska kuszącego tak zwaną „wiecznością dla potomnych”. Jeśli natomiast tragizm jest mi pisany i sam do mnie przyjdzie, podpłynie, trudno! będę się ratować. Ale z obrzydzeniem i poczuciem niesprawiedliwości. I taki też jest mój ostatni tom wierszy o ojcu „Tato i inne miejsca”. Napisany niechętnie i ze wstrętem, a jednak terapeutyczny. I oby życie nie dostarczało mi więcej podobnych tematów.
Śmierć rodziców „mojego Profesora” (FCh) też przeżyłam „dzięki” Pana książce (dopisek: „Z Godowej w świat”, autor - Józef Nowakowski). Dlatego na zawsze Paryż będzie dla mnie po części eschatologiczny.
Staram się nie myśleć o pisaniu jak o misji. Najczęściej wcale o tym nie myślę. Bardziej zajmuje mnie samo życie i trochę czytanie (ostatnio podziwiam talent fabularny nowo upieczonego Noblisty; przeczytałam „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” i właśnie czytam jego autobiografię). Może dlatego nie przywiązuję przyżyciowej wagi do estetyzmu czy ważkości i „nieważkości’ pism literackich wokół. Mam dystans outsidera. Zdaję się na swoją intuicję. Jeśli dzieje się coś istotnego, to się to wie, czuje (a ci co nie wiedzą nie zaprzątają moich myśli). Niech to będzie mała sprawa, ale prawdziwa. Duża i fałszywa jest poza moim zainteresowaniem. Mała fałszywa - tym bardziej nie jest. Intuicyjnie unikam mistyfikacji. Szkoda mi czasu na „fałszywe źródła”. Słusznie Pan prawi za Dostojewskim.
A Pana historia godowska, którą mnie Pan zaszczepił, była moim prawdziwym przeżyciem (vide „Historia Paryska” FRAZA poezja, proza, esej, nr 2 /68/ 2010). Nie mogłam zachować się jak historyk, ani reporter, ani prozaik, bo nie jestem żadnym z nich. Mogłam być tylko sobą, córką umierającego Ojca, która czyta o śmierci cudzych rodziców na oczach ich małoletniego syna. Taki impuls! Tylko tyle i aż tyle. Cała reszta jest już moją historią. I celowo zrobiłam „bezduszne” wyliczanie faktów-następstw (Śląsk, Kraków, Niemcy, akcje kurierskie, Paryż), bo one dla mnie nie są do sprawdzenia i TU nie były istotne, bo nie mogły być poparte rzetelną wiedzą, a formalnie były kontrapunktem do „teczek” UB. Ten stalinowski mechanizm znam już z autopsji komuny i postkomuny, której małe wysepki wciąż krążą na wzburzonych morzu kapitalizmu (...)”.
Rozmawialiśmy z Profesorem Nowakowskim o bieżących lekturach, o literaturze, poetach, pismach literackich, historii, śmierci. Przyjeżdżał z Żarnowej na moje spotkania literackie (te które organizowałam innym poetom oraz na moje własne), pisał notki do książek, spontanicznie umieszczał moje wiersze w strzyżowskich pismach, okraszał swoim Wstępem. Wspierał mnie swoją uwagą. Pod koniec życia oskarżał mnie o "Arkadię", o "Wyspy Szczęśliwe". Nie lubił mnie za wiersz „Kanibalizm” w którym, o dziwo, odnalazł siebie i przewrotnie zadręczał brakiem dedykacji dla niego. Pozostał dla mnie merytorycznym autorytetem. Zawsze był człowiekiem z krwi i kości, ze swoimi słabościami, lękami. Szalony. Prawdziwy.
Żegnaj, mój trudny, wspaniały literacki druhu.
Kanibalizm
Przyjacielu
mój głodny przyjaciel zjadł człowieka
a w każdym razie go uszczknął
chodzą teraz ulicami swojego miasta
tacy niekompletni
na ciele i duszy
mijają się nie patrząc sobie w oczy
bo trudno wybaczyć ludożerstwo
zwłaszcza jego uszczknięcie
nie da się przecież zabić w części
nawet w klanie kanibali
przyjacielu.
Józef Nowakowski (na podstawie biografii w książce „Poeta czułej pamięci. Studia i szkice o twórczości Janusza Szubera”, Biblioteka „Frazy”, Rzeszów 2008) urodzony w 1926 roku w Strzyżowie. W czasie II wojny światowej żołnierz AK o pseudonimie „Łabędź”. Absolwent filologii polskiej UJ (1952), historyk literatury, krytyk literacki, badacz literatury Młodej Polski, Dwudziestolecia międzywojennego i literatury popularnej, regionalista. Wieloletni wykładowca i profesor WSP w Rzeszowie. Autor m.in. książek: Piotr Choynowski: zarys monograficzny (1973), W kręgu obiegowych ideałów estetycznych: szkice o literaturze popularnej (1980), U źródeł twórczości Stanisława Piętaka (1984), Obrońca natury i ludzkich mitów: o poezji i programach twórczych J.B. Ożoga (1990), "Katastrofizm i mity. O twórczości poetyckiej Stanisława Piętaka" (2000). Autor hasła Literatura popularna 1980 – 1990 w Encyklopedii kultury polskiej i kilkunastu haseł w Słowniku literatury popularnej p. Re. T. Żabskiego. Redaktor naczelny Miesięcznika Towarzystwa Miłośników Ziemi Strzyżowskiej „Waga i Miecz” w latach 1991 – 1993. Powołał do istnienia Forum Kultury Kresowej im. Stanisława Vincenza w Strzyżowie. Mieszkał i zmarł w Żarnowej k. Strzyżowa.