O sobie: Po wielu latach pracy jako lektorka języka angielskiego oraz DOS (director of studies) własnej szkoły językowej, postanowiłam skupić się na czymś co, na ogół, bywa mało intratne, a konkretnie na literaturze. Czytam, piszę, publikuję w periodykach literackich w Polsce, USA, na Bałkanach, wydaję książki poetyckie (do tej pory 7), tłumaczę poezję Emily Dickinson (zuchwale aspirując do kanoniczności przekładu), wyjeżdżam na festiwale literackie oraz do domów pracy twórczej (Szwajcaria, Hiszpania); wciąż uczę oraz uczę się języków. O blogu: Będą to moje noty i wtręty kuLturalne i kuRturalne, głównie literackie, a nawet poetyckie. Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Przeczuwam, że w sensie "gatunku literackiego" najbliżej mu do sylwy ponowoczesnej, czyli postmodernistycznej (sylwa: dzieło nierespektujące jednorodności gatunkowej, głównie poetyka kolażu; negatywne odwoływanie się do zastanych wzorców; heterogeniczność gatunkowa; sygnalizowany przez autora zamysł zburzenia wewnętrznej spójności utworu). O! W miarę doświadczenia, moja informacja o blogu (a może i o sobie) będzie ewoluować; zmieniać się na lepsze lub gorsze, w zależności od tego, kto i jak życzliwy czyta.
Wypełnianie wniosku czyli Dzień Szagala
Dodano: 07-02-2015
Na szczęście wniosek o dotację kulturalną okazał się nieoczekiwanie przyjazny. Po tym co przeszłam w przeszłości, łącznie z kursem pisania wniosków UE, finansowanym przez Urząd Pracy, ten wydał mi się dość nieskomplikowany i krótki. Byłam mile zaskoczona (czytaj: "byłam w szoku") mając bardzo bogate doświadczenia (czytaj: dotkliwe porażki) z próbami wypełniania wspomnianych wniosków unijnych. Przeżywałam to kiedyś bardzo dotkliwie. Do tego stopnia, że odreagowując stresy (czytaj: załamanie nerwowe), popełniłam małą „komedię” (nie czytaj "samobójstwo"), którą wystawiliśmy wraz z koleżeństwem na małej scenie rzeszowskiej Filharmonii na gali VIP. A wszystko z szalonej inicjatywy i przy wsparciu Magazynu VIP z okazji 2. rocznicy tego pięknie wydawanego, kolorowego i poczytnego magazynu.
Kiedy wypełniałam wniosek o wizę US, rozdzierałam szaty (czytaj: chodziłam po suficie) przy każdym zablokowaniu się kolejnej strony internetowej domniemanym (czytaj: faktycznym) wirtualnym errorem. Mea culpa. Miałam istny Dzień Szagala, jak ten, który utrwaliłam w tekście kabaretu (czy to komedii) w roku 2010.
A oto fragment „Dnia Szagala” z roku 2010:
PREMIERA
Spektakl okolicznościowy
DZIEŃ SZAGALA
(w 6. odsłonach)
Scenariusz – Krystyna Lenkowska
Reżyseria - Aneta Adamska
Choreografia – Leila Arifulina
Konsultacja historyczna – Wacław Wierzbieniec
Obsada:
Stella - Elżbieta Lewicka
Fisia - Aleksandra Gorzelak-Nieduży
Andzia - Krystyna Lenkowska
Wicek - Roman Adamski
Kora - Antonia Adamska
On - Adam Pałacki
reżyserka - Aneta Adamska
W 6-aktowej historii trupa taneczna, reprezentująca resort kultury polskiej, żyje biednie, ale przewidywalnie. Niemniej, kiedy trafia im się wieloletni grant unijny, traktują to jako przepustkę do kapitalizmu i koniec swoich problemów finansowych raz na zawsze. W euforii, przekazują wszystkie swoje życiowe oszczędności na tzw. wkład własny projektu UE, czym ma zarządzać ich nieformalny lider, Wicek. On jednak, w dobrej wierze, ale w tajemnicy, powierzoną kwotę „inwestuje” na tzw. placu Balcerowicza w malarstwo naiwne.
Kabaret paradoksów i zaskakujących ciągów przyczynowo-skutkowych. Niby odrealniony, lecz jednak bardzo nam bliski – w każdych czasach.
Odsłona czwarta
(„film”, Wicek kupuje na Placu Balcerowicza obrazy naiwne)
Odsłona piąta
Kora: Co się stało że tak siedzicie bez życia jak po spektaklu tuż przed pierwszą światową albo ostatnią domową?
Fisia: Dzisiejsze przedstawienie odwołane. I wszystkie następne też.
Stella: Jak to odwołane ? Przecież bilety sprzedane.
Andzia: Tak, ale bilety nie pokrywają naszych kosztów.
Stella: Ale Unia pokrywa!
Fisia: Nikt niczego i nikogo już nie pokrywa.
Stella: Mieliśmy przecież wniosek przypieczętowany. No i dwadzieścia siedem podpisów. Wszystkie odręczne, niebieskim atramentem blee, firmy Mą blą.
Fisia: Okazuje się, że wniosek leży TAM, a Wysoka Komisja leży TU.
Kora: Leży?
Fisia: Stoi, siedzi, a jak się bardzo zmęczy to się rozłoży.
Kora: Chyba położy?
Fisia: To mała różnica.
Kora: A co na to Unia?
Andzia: Wysoka Komisja pisze w emalii, że Unia się przesunęła z miasta na wieś, z zachodu na wschód, z dołu do góry. A może odwrotnie. W każdym razie na pewno z kultury na dziedziny pierwszej potrzeby.
Stella: A pierwsza potrzeba to która?
Andzia: Natura, natiralmą!
Fisia: To Unia może się przesunąć?
Wicek: Jak widać może. Już raz się przesunęła, na przykład w czasie ostatniej światowej. Za Bug i Wereszycę.
Kora: Ale chyba od TAMtej strony?
Andzia: Ta joj, toż to wy nie tylko kierunki, ale i Unię z Koalicją pomięszali.
Fisia: A nasze transzeje?
Andzia: Transze nie transzeje. Oślica czyli blondynka! Jeśli nie sponsorują, to nie kredytują i transz nie przesyłają.
Stella: A ja dokonałam artystycznych zakupów a konto.
Kora: Jakich zakupów?
Stella: Jedynie koniecznych aby uwypuklić swoje ampuła (plączą jej się spółgłoski) Pffu! (pluje)
Kora: No i co? Uwypukliłaś?
Stella: A co, nie widać, cenzurwa?
Kora: Widać, a jakże. Zwłaszcza z przodu.
Wicek: I z tyłu też trochę widać.
Andzia: Na wczorajszej konferencji TAM, ti se, przegłosowali naszą oś priorytetową i teraz Wysoka Komisja TU się na to powołuje. Wchodzi nowy paragraf i koniec. Dziś właśnie jest unijna feta na tę okazję.
Fisia: Stary paragraf można sobie wsadzić w spodnie.
Wicek: Chyba w buty?
Fisia: Gdzie kto woli.
Andzia: Teraz sponsorują tylko orły czarne.
Wicek: A nie mówiłem, że czarne jest trendi.
Fisia: I mniejszości ludzkie są od tego sezonu passe.
Andzia: TU pisze, że teraz orły czarne są na liście (czyta) e-li-gi-ble. Oraz promy kosmiczne.
Wicek: Unia, widać, przesuwa się w kierunku lasu, a nawet jonosfery.
Fisia: (czyta z kartki) Co to znaczy eligible?
Andzia: Czyta się elidżibl. Znaczy trendi, w języku unijnym.
Kora: I po cośmy zainwestowali w ten tytuł?
Andzia: Takie są reguły Unii, trzeba mieć udział własny żeby zacząć. Tytuł był naszym wkładem, prezes dał sztukę, reszta miała być z Unii.
Stella: Ja wzięłam pożyczkę we frankensztajnach. Boże! Na tytuł i na empluła. Pffu! (pluje)
Wicek: Kto nie ryzykuje ten nie ma.
Kora: Giełda też padła.
Stella: Ty, Wicek, masz jeszcze tę naszą kasę za ten cholerny tytuł?
Wicek: (???)
Stella: To nam oddaj.
Wicek: Ja te pieniądze od razu zainwestowałem. Pieniądz musi być w ruchu.
Stella: W co, do cenzurwy nędzy, zainwestowałeś?
Wicek: W Szagala.
Kora: A gdzieś ty TU kupił Chagalla? Na placu Balcerowicza?
Wicek: Mam swoje kontakty. To nie jest Cha’gall tylko ‘Szagal. Cha’gall jest już obstawiony przez wuja z Nju Jorku.
Kora: A nie mówiłam, że w Nju Jorku, na Bruklinie.
Wicek: Ja zainwestowałem w swoje własne odkrycie. Szagal to krewny Chagalla. Też z TAMtych stron. Z dawnego sojuza.
Kora: A nie mówiłam, że na Balcerku.
Stella: Ja cenzolę! Taką kasę wyrzucił w błoto.
Fisia: Lepiej w błoto niż w akcje. Akcje padły, a w błocie może jaki biedny znajdzie.
Wicek: Ten tytuł może zaprocentować, poczekajcie spokojnie. Wszyscy razem mamy do niego sto procent praw autorskich.
Kora: Jak długo mamy czekać? Do następnej światowej?
Stella: Ja cenzolę! To koniec. Już nigdy się nie wygrzebię z tego kibla, czyli garderoby. A miało być tak światowo.
(odgłos fajerwerków)
Fisia: (wygląda przez okno; zachwyca się) Ale kosmos!
Wicek: (podchodzi do okna; patrzy zadziwiony) A już to gdzieś mówili, że las sam TU przyjdzie.
Kora: Jaki las?
Fisia: Las Vegas! Ameryka!
Stella: Tylko nie Ameryka. Kiedy tam się coś dziwnego zaczyna, zaraz TU się wszystko cenzoli. I właśnie się pocenzoliło, jak w złym śnie.
On: To żaden Las Vegas, tylko oświetlenie świąteczne nad miastem. Unia zasponsorowała.
Podobno dołożył jakiś biznesmen zza wschodniej granicy. Udał mu się ostatnio biznes w naszym mieście. Sprzedał okazyjnie dużą kolekcję obrazów naiwnych.
(wszyscy zabijają go wzrokiem)
On: Ale ja TU nie gram.
(przesuwają wzrok na Wicka, Wicek dłubie w uchu i udaje, że nie wie o co chodzi)
(On siada i zaczyna grać muzykę ambiente)
Stella: Ja cenzolę!
Odsłona szósta
(taniec „ludowy”, przaśne stroje i ruchy, twarze transowe jak taniec chochoła z „Wesela”)
Koniec