O sobie: Po wielu latach pracy jako lektorka języka angielskiego oraz DOS (director of studies) własnej szkoły językowej, postanowiłam skupić się na czymś co, na ogół, bywa mało intratne, a konkretnie na literaturze. Czytam, piszę, publikuję w periodykach literackich w Polsce, USA, na Bałkanach, wydaję książki poetyckie (do tej pory 7), tłumaczę poezję Emily Dickinson (zuchwale aspirując do kanoniczności przekładu), wyjeżdżam na festiwale literackie oraz do domów pracy twórczej (Szwajcaria, Hiszpania); wciąż uczę oraz uczę się języków. O blogu: Będą to moje noty i wtręty kuLturalne i kuRturalne, głównie literackie, a nawet poetyckie. Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Przeczuwam, że w sensie "gatunku literackiego" najbliżej mu do sylwy ponowoczesnej, czyli postmodernistycznej (sylwa: dzieło nierespektujące jednorodności gatunkowej, głównie poetyka kolażu; negatywne odwoływanie się do zastanych wzorców; heterogeniczność gatunkowa; sygnalizowany przez autora zamysł zburzenia wewnętrznej spójności utworu). O! W miarę doświadczenia, moja informacja o blogu (a może i o sobie) będzie ewoluować; zmieniać się na lepsze lub gorsze, w zależności od tego, kto i jak życzliwy czyta.
Narty, Mozart i rewolucje
Dodano: 25-02-2015
Kurort narciarski w Lofer, choć w Alpach, nie sięga żadnego lodowca. Może to i dobrze, bo nie ma tam tłumów i można naprawdę wypocząć. Nie tylko na stoku narciarskim, ale i na dole, w centrum starego, wspaniale utrzymanego miasteczka.
Lofer słynie nie tylko z tego, że jest kurortem narciarskim i że jest piękne i ciche. Szczyci się też tym, że leży na mozartowskim szlaku. W roku 1769., podczas swojej pierwszej podróży do Włoch, mały Mozart ze swoim ojcem, zatrzymali się w Lofer na nocleg u miejscowego sędziego. Teraz w tym domu jest zajazd - „Gasthof zur Post“.
Kilka lat minęło, chyba pięć, od czasu naszego odkrycia Lofer, ale powrót z tego serca Alp do tak zwanej "rzeczywistości", jej dolin i mielizn, jest egzystencjalnie taki sam jak w tym moim starym wierszu. Tylko nasza geopolityka zmieniła „nieco“ nazwy i kierunki.
Droga z Lofer
Jedziemy cały dzień po drugiej stronie słońca
góry doliną
przez jej ciało
na wskroś jej głowy
przez jej oko cyklopa
wybite w skalnej czaszce
a potem zagarniają nas brunatne
ślimacznice miast lepkimi mackami
i chce się pić i kląć
a radio ogłasza
powodzie pożary
katastrofy kataklizmy
powstania rewolucje
i nie wiadomo już co jest
przeznaczeniem
co przypadkiem
a co za grzechy nasze
odruchowo odżegnuję się znakiem na piersi
a Wu włącza taką stację kosmiczną
która nadaje fale śmiechu i tak zwanej
wesołej muzyki
i na chwilę spętlony cel wydaje się jedynym sensem
a może odwrotnie.