Reklama

Kultura

Szymon Jakubowski o galicyjskim Rzeszowie

Antoni Adamski
Dodano: 17.08.2021
55637_jakubowski
Share
Udostępnij
Rzeszów nie zawsze słynął jako „miasto innowacji”. Przeciwnie – w końcu XIX stulecia dał się poznać z  „zawracania Wisłoka kijem” – jak głosi stare przysłowie. Wybrał bowiem – jako najnowocześniejsze – oświetlenie gazowe zamiast elektrycznego. 
 
Było to tak: w roku 1882 w Nowym Jorku otwarto pierwszą na świecie elektrownię publiczną. Wynalazek szybko zadomowił się w Europie. W rok później oddano do użytku pierwszą w Galicji elektrownię w Bielsku; w 1884 – drugą we Lwowie, w 1886 – trzecią w Przemyślu. Czwarta miała powstać w Rzeszowie, ale tak się nie stało. Propozycję budowy elektrowni przedstawił na sesji rady miejskiej wiceburmistrz Roderyk Als. Zaprosił on do Rzeszowa lwowskiego inżyniera, aby zapoznał radnych z najnowszymi rozwiązaniami technicznymi. 

Elektrownie była opłacalna pod warunkiem, iż będzie zasilać 1500 żarówek w mieszkaniach i lokalach oraz 150 latarni ulicznych. Radni upoważnili władze Rzeszowa do zawarcia umowy na budowę z wiedeńską firmą Siemens und Halske. Jednak po podpisaniu kontraktu na przełomie 1895/96 wokół sprawy na długo zapadła cisza. W końcu po roku powróciła ona na salę obrad. Radni postanowili zrezygnować z elektrowni i wybudować miejską gazownię. Oświetlenie gazowe będzie tańsze – uzasadniali i przygotowali się do nowej inwestycji. Co więcej, zaproponowali władzom kolei oświetlenie miejscowego dworca latarniami gazowymi. Kolej odmówiła i zapowiedziała budowę własnej elektrowni.
 
Dopiero w 1907 radni z pewnymi wahaniami poparli  w końcu inwestycję, która miała dostarczać prądu do dwóch miejscowych stacji kolejowych. Pierwszy prąd popłynął z rzeszowskiej elektrowni dopiero w 1911 r. Kolejnym odbiorcą było wojsko, które zbudowało nowe koszary. Zapotrzebowanie rosło: powstawały kolejne obiekty użyteczności publicznej, do nowego źródła światła przekonywali się nawet starsi mieszkańcy. Prąd elektryczny w Rzeszowie jako  oczywista oczywistość  ostatecznie zwyciężył.
 
Wprowadzenie telefonów rozpoczęło się w listopadzie 1894 r. Centrala znalazła miejsce w urzędzie pocztowym, zaś chęć zainstalowania aparatu wyraziło 22 (!) przyszłych abonentów. Niestety – centrala telefoniczna nie miała połączenia z dworcem kolejowym, a po kilku tygodniach „niewyśledzeni dotąd sprawcy” cztery razy kradli przewody telefoniczne między Trzebowniskiem a Jasionką. W jednym wypadku  były do aż 24 metry miedzianego drutu. Tradycja nie zaginęła: w latach 90-tych XX w. na tej samej trasie złomiarze zdemontowali przewody nieczynnej linii telefonicznej.
 
Te oraz wiele innych historii znajdziemy w książce Szymona Jakubowskiego  „W galicyjskim Rzeszowie”. Jest opowieść o tym, jak trasa kolei arcyksięcia Karola Ludwika z Krakowa do Lwowa omal nie ominęła Rzeszowa. Dzięki interwencjom wpływowych obywateli – m.in. znanego kupca Ignacego Schaittra – udało się linię przeprowadzić nieopodal miasta. Konkurentem Rzeszowa było…Zaczernie. Dramatycznie brzmi relacja o wielkim pożarze w 1842 (Kraków został zniszczony przez  ten żywioł w 1850 r.) Przeczytanie rozdziału pt. „Jak rzeszowski zamek zbudowano od nowa” przydałoby się wszystkim tym mądralom, które – nie bacząc  na koszty – chcieli przenieść tam instytucje kultury. 
 
Najciekawsze dla mnie są wspomnienia o znanych osobistościach, które odwiedzały Rzeszów. W październiku 1851 zrobił to cesarz Franciszek Józef I, podróżując po wschodnich prowincjach swojej monarchii. Oprawą wizyty monarchy stały się bramy tryumfalne, okrzyki radości i wiwaty oraz „błogosławieństwa licznego ludu” i „najgłębsze uszanowanie” z jakim był witany. 
 
Barwną postacią była Helena Modrzejewska – przyszła wielka aktorka o światowej sławie. Rzeszów odwiedziła u progu swej kariery, w wieku 21 lat. Została tu trzy miesiące, gdyż na przełomie 1861/62 w Warszawie zrobiło się niespokojnie: zaczęły się wielkie i krwawe manifestacje patriotyczne. Artyści występowali w sali balowej rzeszowskiego hotelu zwanego „Luftmaszyną”(budynek na  rogu ulic: Słowackiego i Kościuszki zachował się do dziś z niezmienioną fasadą). Każdego wieczoru sala wypełniona była po brzegi, a Modrzejewska szybką stała się ulubienicą miejscowej publiczności. 
 
2 sierpnia na rzeszowskich błoniach wystąpiła trupa słynnego Buffalo Billa. Problematyczną sławę  zdobył tępiąc bawoły, a tym samym pozbawiając indiańską ludność podstawowego pożywienia. Podobno w ciągu osiemnastu miesięcy zabił ich 4282.  Później swoje przygody na Dzikim Zachodzie zmienił w cyrkowy show. Jego trupa liczyła 800 ludzi i 500 koni, w tym także oprócz amerykańskich kowbojów i Indian także japońskich samurajów,  Kozaków, Arabów, Mongołów, Gruzinów i gauchos z Ameryki Południowej. Wszyscy oni przedstawiali sceny znane później z filmowych westernów np. indiańskie napady na pociągi, bandyckie – na dyliżansy, a także szereg innych żywych obrazów  z podboju Dzikiego Zachodu. W występach brało  udział „100 amerykańskich Indyan prawdziwych czerwono-skórców z wodzami, wojownikami, żonami i dziećmi”.   W końcowej scenie występował sam Buffalo Bill, który ratował osadnika – czyli jednego z widzów – porwanego wcześniej przez Indian. 
 
W Rzeszowie amerykański cyrk dał w ciągu jednego dnia dwa przedstawienia. Bilety kupiło 12 tysięcy osób – niewiele mniej niż liczyła wtedy ludność Rzeszowa. Był to fragment europejskiego tournée, które po podbiciu amerykańskiej publiczności zorganizował Buffalo Bill wraz z ogromnym zespołem. 
 
Z Rzeszowa pochodziło wielu twórców o międzynarodowej sławie. Należy do nich Fred Zinnemann, który wywodził się z żydowskiej rodziny lekarskiej. Jego ojciec Oskar  po studiach w Wiedniu otworzył w Rzeszowie w Rynku prywatny gabinet chorób wewnętrznych wraz  z laboratorium analitycznym. Fred studiował w Wiedniu prawo, po czym w 1929 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Rozpoczął pracę w wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer jako reżyser filmów krótkometrażowych, a z czasem pełnometrażowych. Jest twórcą takich obrazów jak kultowego, popularnego do dziś westernu „W samo południe”, a także: „Oto jest głowa  zdrajcy”, „Dzień szakala” czy „Julia”. Zdobył cztery Oscary, sześć razy był nominowany do tej nagrody. 
 
Książka Szymona Jakubowskiego to interesująca podróż do czasów pradziadków. Przywraca dzisiejszym mieszkańcom Rzeszowa ich korzenie, których tak bardzo w tym mieście brakuje.
 
Szymon Jakubowski, W galicyjskim Rzeszowie. Ludzie i wydarzenia – Biblioteka „Podkarpackiej Historii”, Wydawnictwo TRADYCJA Sp. z o.o., Rzeszów 2021 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy