Reklama

Kultura

Rewelacyjny koncert Tomasza Stańki w Millenium Hall w Rzeszowie

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 27.10.2013
8407_stanko-15
Share
Udostępnij
Owacją na stojąco żegnali miłośnicy jazzu, którzy w sobotni wieczór zgromadzili się w Europejskiej Galerii Sztuki Millenium Hall w Rzeszowie, kwartet wybitnego trębacza Tomasza Stańki, w którego skład wchodzili muzycy z Nowego Jorku: pianista David Virelles, basista Ben Street i perkusista Gerald Cleaver. 
 
Tomasz Stańko New York Quartet zaprezentował materiał z ubiegłorocznego podwójnego albumu „Wisława”, dedykowanego Wisławie Szymborskiej. 
 
Nie inspiracja, a dedykacja
 
Po koncercie trębacz spotkał się z dziennikarzami na konferencji prasowej. Zapytany, w jaki sposób udało mu się przełożyć poezję polskiej noblistki na język jazzu, stwierdził, że nie inspirował się twórczością Szymborskiej, a album to raczej homage (hołd) dla niej.

– Myślę, że my jako Polacy powinniśmy siebie wzajemnie promować – stwierdził Stańko. – Taka jest moja wizja patriotyzmu. Nikt nam nie pomoże zdobyć popularności w świecie, sami musimy o to zadbać i sami musimy się wpychać na światowe sceny.
 
Album „Wisława” to nie pierwsze spotkanie Stańki z twórczością Szymborskiej. W 2009 r., w Operze Krakowskiej, podczas wieczoru autorskiego noblistki trębacz wykonał improwizacje do czytanych przez poetkę nowych wierszy. Swoją grę wtedy nazwał w Rzeszowie „przerywnikami”.
 
– Wiadomość o śmierci pani Wisławy dotarła do mnie, gdy pracowałem nad tą płytą w Nowym Jorku – stwierdził trębacz. – Później miałem nadzieję, że projekt będzie miał jej duchowe wsparcie z nieba. Moi przyjaciele mówią, że Wisława Szymborska dała nam siłę ciosu w studiu, żeby to wszystko dobrze brzmiało. To prawda, ale przy tym jest to moja, zwykła muzyka, na pewno w jakiś sposób inna niż poezja Szymborskiej, bo ona była optymistką, a ja zawsze mam jednak te swoje ciemne strony. 
 
Na moją uwagę, że jego muzyka i poezja Szymborskiej mają na pewno jedną cechę wspólną: są bardzo „gęste”, Stańko stwierdził: – Zawsze można znaleźć jakieś cechy wspólne. Sztuka jest połączona, jesteśmy z jednej Ziemi. Ale to nie było zamierzone, bo ja mam swoją charakterystyczną muzykę i ciężko mi się zmieniać, zresztą po co. Na płycie oddaję szacunek jej wielkości.

Ci muzycy potrafią zagrać wszystko

Ogromne wrażenie zrobili na mnie (i nie tylko na mnie) muzyczni partnerzy Stańki z Nowego Jorku. Zapytałem więc o to, w jaki sposób dobiera muzyków. Trębacz stwierdził, że nie ma na to recepty i że przypomina to trochę filmowy casting. Decyzja o wyborze tego czy innego muzyka jest wypadkową intuicji i wiedzy na jego temat. A na tę wiedzę  składają się: rekomendacje muzyków; posłuchanie jego gry, najlepiej na żywo; opinie dziennikarzy, których Stańko zna i ceni. 
 
– O tym bębniarzu powiedział mi pianista, z którym grywa on często, że umie grać prosto. Bardzo istotny był sposób, w jaki mi to powiedział. Mimo, że nie słyszałem go dużo, powiedziałem: „biorę go”. Okazało się, że trafiłem w sedno, bo on rzeczywiście umie grać bardzo prosto, budować napięcie tylko na swingującym talerzu. Ma swój język, a jednocześnie taką ekspresję, jaką lubię – opowiadał trębacz. 
 
Mogły zauroczyć także  basowe pochody Bena Streeta, który – jak stwierdził Stańko – jest bardzo cenionym muzykiem w Nowym Jorku.
 
Znakomity był także pochodzący z Kuby pianista, po którego grze widać było, że jest wyedukowany klasycznie. Stańko uważa, że – ze względu na kraj swojego pochodzenia – David Virelles ma „edukację rosyjską”, bardzo romantyczną. – A ja lubię melancholijne, romantyczne granie -podkreślił. Po czym dodał: – Oczywiście, to są niuanse, bo rzecz polega na tym, że są to bardzo, ale to bardzo dobrzy muzycy, którzy grają wszystko. 
 
fot. T. Poźniak
 
Na pytanie, jak mu się grało w wielkiej galerii handlowej, Stańko stwierdził, że miejsce koncertu nie jest tak ważne jak sama muzyka i kontakt ze słuchaczami, bo to ludzie decydują o klimacie koncertu. – Ale też wyrazem profesjonalizmu jest grać dla różnej publiczności i potrafić ją porwać – podkreślił trębacz. Komplementował także świetną akustykę w Europejskiej Galerii Sztuki.

Od Mahlera przez rap do tureckich sufistów
 
Zapytany, czy fakt, że w Nowym Jorku dość często chodzi do Metropolitan Opera, oznacza fascynację tym gatunkiem muzyki, stwierdził: – W Nowym Jorku jestem konsumentem sztuki, zawsze lubiłem się nią „odżywiać”. Nigdy wcześniej nie miałem kontaktu z tradycyjną operą. Wydaje mi się, że dopiero wtedy nabiera ona wartości, gdy jest w najlepszym wykonaniu. Teraz, kiedy miałem okazję posłuchać w Metropolitan Opera spektakli, w których przeważnie uczestniczyli wielcy polscy śpiewacy jak Beczała, Kwiecień czy Ola Kurzak, stwierdziłem, że jest to sztuka bardzo zachowawcza, mieszczańska, ale w takim wykonaniu ma zupełnie inny format i siłę. Dlatego chodziłem. 
 
Stańko dodał, że jego muzyczne inspiracje polegają na tym, iż „jego wnętrze cały czas nabiera pewnego typu wrażliwości, ono jest coraz bogatsze, bo ma rozrzut od Mahlera poprzez Jamesa Browna, bardzo >>brudnej<< muzyki niektórych czarnych raperów po sufistów tureckich grających na długim flecie”. – Przecież gdzieś tam, w głębi, cała sztuka ma jedne korzenie, człowieczeństwo jest u źródeł bardzo jednakowe i człowiek, chłonąc te rzeczy, posiada – wierzę w to – coraz większą, intuicyjną, niekoniecznie przefiltrowaną przez rozum, wiedzę, która wypływa później w improwizacji, pisaniu muzyki – stwierdził trębacz.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy