Reklama

Kultura

Jazz Room w Rzeszowie: jazz i pochodne w fajnym klimacie

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 11.04.2015
18869_Jazz_118
Share
Udostępnij
Pierwszą rzeczą, która uderza po przekroczeniu progu Jazz Roomu, jest kameralność i przytulność, jednym słowem – „klimatyczność” tego miejsca. – Takie było założenie, żeby to było miejsce wygodne i by przyjemnie było tu przebywać – podkreśla Tomek Drachus, pomysłodawca i menedżer Jazz Roomu.
 
To zupełnie nowy klub na mapie Rzeszowa; otwarcie odbyło się 17 marca. Jazz Room mieści się na I piętrze Grand Hotelu. Można tu wejść zarówno od strony hotelowej recepcji, jak i z kawiarni Stary Piernik – schodkami w górę.
 
– Ogromną uwagę zwracamy na muzykę w tle – mówi Tomek Drachus. – Nazwa lokalu zobowiązuje, więc gramy przede wszystkim szeroko pojęty jazz, poczynając od bluesa, poprzez pochodne jazzu aż po mainstream. 
 
Tomek podkreśla, że nie chcą się ograniczać wyłącznie do jazzu. – Będą też od czasu do czasu wieczory tematyczne poświęcone klasykom rocka, dobra muzyka pop, ogólnie – muzyka ambitniejsza. Fajna, wartościowa i przystępna.
 
 W Jazz Roomie będą się także odbywać koncerty na żywo. Nie ma jednak podwyższonej sceny, miejsce, które zajmuje zespół, wyróżnia… dywan na podłodze, tworzący domową atmosferę. – Chcieliśmy, żeby można było maksymalnie poczuć tę muzykę – mówi Tomek Drachus. – Dlatego zespół gra na tej samej wysokości, na której siedzą ludzie, i brzmi niemal w 100 proc. akustycznie, bo z racji tego, że klub nie jest duży, nie potrzeba nagłaśniać wszystkiego. Akustyka jest rewelacyjna, a kontakt z zespołem bezpośredni, bo największa odległość od niego wynosi 10 metrów.

Dotychczas odbyły się dwa koncerty na żywo. Na otwarcie klubu zagrało fortepianowe trio akustyczne Borowski – Tadel – Budniak. – Zagrali dokładnie tak jak chciałem – podkreśla Tomek Drachus. – Wystąpił też krakowski zespół The Fuse, funkowo-soulowo-popowy, z wpływami bluesa.
 
Menedżer Jazz Roomu podkreśla, że chciałby gościć w klubie różnych wykonawców, poczynając od tych, którzy stawiają dopiero pierwsze kroki i próbują przebijać się ze swoimi autorskimi projektami, na gwiazdach w świecie jazzowym kończąc. – Kubatura miejsca nie pozwala na superprodukcje, bo one kosztują, ale myślę, że z czasem, ze wsparciem z zewnątrz, będą się tu odbywać droższe koncerty. Nie tylko jazzowe, choć jazzowych będzie najwięcej, bo zależy mi, by w Rzeszowie tę muzykę wypromować – podkreśla Tomek Drachus. 
 
 
Już kwiecień zapowiada się bardzo obiecująco. 25 kwietnia wystąpi bluesowy duet Joe Colombo – Kasia Skoczek. A pięć dni później – niezwykła gratka dla miłośników elektrycznego grania: podczas trasy promującej nowy materiał wystąpi ze swoim zespołem jeden z najlepszych europejskich gitarzystów basowych – Wojtek Pilichowski. Będzie bardzo elektrycznie, energetycznie i… odważnie. 
 
Tomek sam jest muzykiem, gra na instrumentach klawiszowych. Dwa główne projekty muzyczne, w które jest zaangażowany, to Funky Flow – trio jazzowe, wywodzące się z muzyki fusion, oraz Oversoul, projekt bardziej popowy (akurat w dniu, w którym rozmawiamy, 9 kwietnia, ukazała się ich debiutancka płyta). Muzyczne doświadczenie powoduje, że Tomek nie patrzy na Jazz Room jako na projekt wyłącznie biznesowy (zresztą, prowadząc lokal jazzowy, trudno w Polsce zarobić). Na pierwszym planie jest u niego pasja, przyjemność, chęć promocji muzyki, którą lubi. – Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie dokładać do tego klubu pieniędzy zarobionych gdzie indziej – podkreśla menedżer Jazz Roomu. – Ale dla mnie ważne jest, żeby takie miejsce było. Do tej pory sam szukałem takiego miejsca: wygodnego, fajnego, przytulnego, niedrogiego, z dobrą muzyką w tle.
 
Jazz Room nie jest pierwszą próbą wykreowania w Rzeszowie publiczności jazzowej. Wcześniej, przez ponad dekadę, były „Czwartki jazzowe” w klubie WDK „Bohema”, jazz promował Bogumił Sobota w restauracji Klimaty, był klub Gramofon itd. Dziś koncerty jazzowe odbywają się w stolicy Podkarpacia sporadycznie i honorowe obywatelstwo Rzeszowa dla Tomasza Stańki wiosny tu nie czyni. Czy to nie deprymuje Tomka? – Obawy mam – przyznaje. – Ale wychodzę z założenia, że jeżeli nie spróbujemy, nie będziemy walczyć, to nic się nie zmieni. Jeżdżąc po Polsce widzę, że są miasta 20-, 30-tysięczne, gdzie kluby o podobnej wielkości gromadzą na koncertach jazzowych regularnie 80, 100, 150 osób. Skoro tam jest taka publiczność, to dlaczego nie miałoby jej być w mieście prawie 200-tysięcznym? 
 
Szczegółowe informacje o tym, co się dzieje w Jazz Roomie, można uzyskać poprzez profil klubu na Facebooku. Klub dysponuje także domeną jazzroom.pl – strona jest w przygotowaniu, a na razie automatycznie przekierowuje do Facebooka. 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy