Reklama

Kultura

Fryderyk dla Korteza, artysty rodem z Iwonicza

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 21.04.2016
26461_DSC_0189
Share
Udostępnij
Był rekordzistą nominacji do tegorocznej edycji Fryderyków – nagród polskiego przemysłu fonograficznego. Otrzymał ich aż cztery (płytowy debiut roku, płyta roku pop, piosenka roku, teledysk roku). Ostatecznie ze środowej gali wyjechał z jedną statuetką – za płytowy debiut roku, czyli album "Bumerang". W czwartek o godz. 21 w rzeszowskim klubie LUKR Kortez  odebrał nagrodę muzyczną Polskiego Radia Rzeszów – "Werbel 2015", a następnie zagrał koncert wraz z całym zespołem.
 
Kim jest człowiek, którego debiutancki album był jednym z najbardziej oczekiwanych na polskim rynku muzycznym? Kortez to w rzeczywistości Łukasz Federkiewicz, rocznik 1989, „chłopak z sąsiedztwa”, a dokładnie z Iwonicza
 
Uczył się gry na puzonie w szkole muzycznej w Krośnie. Na studiach w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego dr Elżbieta Drążek-Barcik, prowadząca zajęcia z emisji głosu, odkryła, że Łukasz ma predyspozycje do śpiewania. – Zacząłem śpiewać, ale głosem operowym – wspomina Kortez. 
 
Piosenki na gitarę zaczął pisać pod wpływem muzyki Clarence’a Greenwooda. Wtedy nic jeszcze nie zapowiadało, że przebojem wejdzie na polski rynek muzyczny. Ożenił się, pracował jako nauczyciel rytmiki w przedszkolu. Kiedy jednak urodził mu się syn, ta praca okazała się niewystarczająca, by zapewnić rodzinie utrzymanie. Łukasz zrezygnował więc z przedszkola. Imał się różnych zajęć: pracował w lesie, na budowie, a nawet jako ochroniarz w Biedronce
 
Dziś Kortez utrzymuje się z muzyki, ale gdyby coś się w tej materii zmieniło, to – dzięki tamtemu doświadczeniu – nie będzie to dla niego koniec świata. Po prostu znajdzie inną pracę. Na moje pytanie, czy łatwo mu dziś wyobrazić sobie świat bez śpiewania, uśmiecha się: – Świat bez śpiewania nie istnieje. Bez względu na to, co robimy i gdzie pracujemy, śpiewać zawsze wolno. 
 
 „Muzyczny” plan zaczął realizować nieco przypadkiem. W grudniu 2013 r. – za namową siostry – zgłosił się na rzeszowskie eliminacje  do programu „Must Be The Music”. Nie powalił jurorów na kolana. Właściwie w kwestii oceny jego występu podzielili się: na „tak” byli Adam Sztaba i Elżbieta Zapendowska; Kora i Piotr Rogucki byli krytyczni. Podczas tego przesłuchania miał jednak przysłowiowy łut szczęścia: Łukasza zauważył Paweł Jóźwicki, szef wytwórni i studia nagraniowego Jazzboy, człowiek-instytucja polskiej branży muzycznej, który dostrzegł w młodym wokaliście wielki potencjał, spodobała mu się muzyczna szczerość Łukasza. Jóźwicki zaproponował, że pomoże Łukaszowi nagrać jego piosenki w swoim studiu w Warszawie
 
W kwietniu 2014 r. Kortez podpisał kontrakt płytowy z Jazzboy Records. Przez ponad rok pracował nad debiutancką płytą – „Bumerang”. Rodziła się w ogniu często gorących dyskusji Korteza, Jóźwickiego, producenta Olka Świerkota  i autorki większości tekstów Agaty Trafalskiej. Płyta, poprzedzona EP-ką m.in. z utworem „Zostań”, ukazała się we wrześniu 2015 r. Piosenka wspięła się na szczyty list przebojów, w tym tak ważnej, jak ta w radiowej Trójce. No i… zaczęła się „kortezomania”.
 
Piosenki Korteza poruszyły głębokie pokłady wrażliwości, i to nie tylko kobiet. – Bardzo ekstra, że ludzie tak to odbierają. Chciałem zrobić coś tak prostego w melodii, żeby ta prostota wzbudzała emocje. Chyba mi się udało to, co założyłem – cieszy się wokalista.
 
Rzeczywiście, cechą jego piosenek jest prostota, ale w najlepszym znaczeniu tego słowa. Śpiewa, jakby szeptał ukochanej osobie najbardziej intymne wyznania. – Pokazywanie emocji przez krzyk zostawiam innym – podkreśla. Odbiór piosenek Korteza świadczy o tym, że ludzie tęsknią za takimi właśnie, czystymi, szlachetnymi emocjami.
 
Wielu dziennikarzy i krytyków w ostatnich miesiącach zastanawiało się, na czym polega fenomen Korteza. I doszli do wniosku, że m.in. na tym, iż – w czasach, kiedy muzykę sprzedają tanie chwyty i sprytnie wykreowana fikcja – on się nie mizdrzy, nie zabiega o  niczyje względy. Ani publiczności, ani muzycznej branży. Inna odpowiedź: Kortez jest człowiekiem szczerym. Takim, któremu wierzy się od początku do końca.
 
– Jaki jest sens mizdrzyć się i udawać kogoś, kim się nie jest? To słabe – tłumaczy Łukasz. I dodaje: – To, co mam w środku, co myślę w danej chwili, co czuję i co mam w sercu, przelewam na papier, siadam w studiu, grzebię i robię muzę. Chodzi o szczerość, o to, żeby to było prawdziwe, żebym ja sam był z tego zadowolony i pomyślał: kurczę, to jest właśnie to, co chciałem z siebie wyrzucić. Kiedyś, wyrzucając z siebie problemy w formie piosenek, w ogóle nie zastanawiałem się nad tym, czy ktoś to będzie chciał słuchać. To było po to, żeby mieć chwilę oczyszczenia.
 
Kortez od początku swojej kariery musi zmagać się z siłą stereotypu, że człowiek, który wygląda jak hip-hopowiec, ziomal z blokowiska, nie może pisać piosenek, które wyciskają łzy. Łukasz nazywa takie postawy głupim, stereotypowym myśleniem. – Zawsze chciałem przełamywać stereotypy i myślenie ludzi, bo to głupio, że ktoś obcy nie ma do człowieka szacunku tylko dlatego, iż wygląda jak wygląda. On go już sklasyfikował: pewnie wyszedł z więzienia i zaraz mi coś ukradnie – tłumaczy. I dodaje: – Jestem do tego przyzwyczajony i mam to gdzieś. Nie zawsze ktoś w środku jest taki, na jakiego wygląda. Czasem lubię założyć koszulę, czasem bluzę z kapturem, dzisiaj np. jestem w dresach i czuję się w nich dobrze.
 
Kortez jest człowiekiem pokornym. Artystyczna pokora nakazała mu nagrać tyle wersji piosenki „Zostań”, aż zarejestrował tę właściwą, która trafiła na płytę. Albo nie dyskutować, gdy zaproponowano mu w wytwórni, by zaśpiewał nie swoje teksty, mimo iż uprawia rodzaj piosenki autorskiej, wręcz intymnej, a teksty potrafi napisać sobie sam. – Uważam, że to, iż mogę sobie sam napisać tekst czy muzykę, nie oznacza, że jestem najlepszy – zaznacza skromnie. I dodaje: – Im więcej ludzi coś tworzy, tym to jest lepsze. Tylko żeby zrobić coś fajnego, trzeba znaleźć takich ludzi, którzy myślą podobnie i mają w sercu to samo.
 
Nie „zwariował” od popularności. Dalej chce tworzyć muzykę, uczy się produkcji, tego, jak nagrywać
 
A jakie ma plany na ten rok? Oczywiście, nadal koncerty (a koncertuje sporo), ale także wydanie drugiej płyty, nad którą obecnie pracuje. – Tak naprawdę, co innego robić? – pyta skromnie. – Cieszyć się i pławić w szczęściu, i w tym, że mi się w końcu coś w życiu udało? Bez sensu. Mam sporo piosenek, a po co mają one leżeć w szufladzie?
 
Jest więc szansa, że kolejne przeboje będą wzruszać słuchaczy do łez. I będą oni do tych piosenek wciąż powracać. Jak bumerang z tytułu debiutanckiej płyty Korteza.
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy