Reklama

Kultura

Ela Lewicka o nowej płycie Marcusa Millera

Elżbieta Lewicka
Dodano: 09.07.2018
40120_Ela
Share
Udostępnij
Jeden z najważniejszych, współczesnych basistów, twórca techniki slap, laureat nagrody Grammy, kompozytor, wokalista, klarnecista basów oraz aranżer powraca z nową, świetną płytą „Laid Black”.
 
Krążek ukazał się w czerwcu, trzy lata po premierze znakomitej płyty „Afrodeezja”, która była muzyczną podróżą M. Millera do jego afrykańskich korzeni. Na „Laid Black” także je słychać, choćby w utworze „Sublimity Bunny’s Dream”, ale to płyta osadzona bardziej w teraźniejszości, niż muzycznej, afrykańskiej tradycji. Oczywiście, wyraźnie brzmiące są wyrastające z bluesowego korzenia wpływy, ale najbardziej zachwyca tu ilość muzyki w samej muzyce. I to naturalne, piekielne poczucie rytmu Marcusa Millera. Uwielbiam jego granie nieco „do tyłu”, a jednak zawsze w punkt, mocno osadzone, precyzyjne i konkretne. Miller nie gra dla samego grania, nie popisuje się swoją niedoścignioną techniką, chociaż w „Untamed” zachwyca ilością dźwięków granych na sekundę i przypomina, co potrafi. 
 
To muzyk nadzwyczaj wyważony w doborze repertuaru i temp poszczególnych utworów. Jest też wspaniałym melodykiem. Płytę „Laid Black” otwiera koncertowy „Trip Trap” grany w bardzo umiarkowanym tempie, lecz niezwykle dynamicznie i „soczyście”. Kolejny „Que Sera Sera” to nowa wersja wielkiego przeboju wyśpiewanego kilka dziesiątek lat temu przez Doris Day. Tu genialnie wykonana przez Selah Sue, zagrana z użyciem blue notes, co nie po raz pierwszy objawia fenomen bluesa i jego uniwersalną, ponadczasową rolę w muzyce. 
 
 
Fot. Materiały prasowe
 
Na „Laid Black” towarzyszą M. Millerowi świetni artyści: Selah, Trombone Shorty, Jonathan Butler, Pecular 3, Take 6, Kirk Whalum i Alex Khan. Dzięki ich udziałowi płyta jest bardzo zróżnicowana pod względem niuansów brzmieniowych, a jej twórca prezentuje w nagraniach różne odcienie współczesnej amerykańskiej muzyki improwizowanej, fuzje stylów i ich piękne współistnienie.
 
Wielbiciel twórczości tego mistrza gitary basowej doskonale wiedzą, że zbliżający się do sześćdziesiątki, wiecznie młody i temperamentny artysta oprócz głównego narzędzia pracy, uwielbia także klarnet basowy, którego używa dość rzadko, ale zawsze pamięta, aby zabrać ten magiczny instrument na swój koncert i do studia nagraniowego. Na „Laid Black” jest więc oczywiście klarnet basowy Millera. Pojawia się dwa razy, w rozkołysanym, subtelnym, nadzwyczaj pięknym pod względem melodii i harmonii, nawiązującym do afrykańskiej tradycji „Sublimity Bunny’s Dream” i kończącym płytę „Preacher’s Kid” – nastrojowym walczyku z pięknymi sekwencjami grupy Take 6 i improwizacją klarnetową Marcusa Millera. „Laid Black” to płyta, która nie ma słabych punktów. Różnorodność stylistyczna jest tu zdecydowanie zaletą, słuchacz nie ma wrażenia, jakby słuchał wyimków z płyt różnych wykonawców. Przeciwnie, to płyta spójna brzmieniowo i estetycznie, mistrzowsko zrealizowana pod względem wykonawczym i koncepcyjnym. Polecam ją wszystkim, którzy szukają we współczesnych nagraniach muzycznego piękna. Na „Laid Black” jest go mnóstwo!
 
Marcus Miller dużo koncertuje, a Polska jest od lat stałym punktem na mapie jego artystycznych podróży. Jesienią tego roku wystąpi w naszym kraju na pięciu koncertach promujących najnowszy krążek „Laid Black”!
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy