Reklama

Kultura

Gitarowe mistrzostwo Krzysztofa Meisingera na festiwalu w Łańcucie

Elżbieta Lewicka
Dodano: 23.05.2019
45697_gitara
Share
Udostępnij
Odpowiednie ułożenie programu koncertowego od razu wróży potencjalny sukces wykonawców. A czwartkowy wieczór w sali balowej łańcuckiego Zamku był niewątpliwym sukcesem wszystkich artystów, których występ festiwalowa publiczność oklaskiwała nadzwyczaj gorąco.
 
Na początek zabrzmiała najsłynniejsza spośród mozartowskich Uwertur- do opery „Wesele Figara”. Zagrana z nadzwyczajną lekkością i w szalonym tempie. Prowadzący turecką Orkiestrę Kameralną Bilkent Michael Maciaszczyk z właściwą sobie zegarmistrzowską precyzją egzekwował od niezwykle czujnych na każde jego skinienie muzyków wszelkie niuanse dynamiczne i agogiczne. Emocje na widowni niemal od razu sięgnęły zenitu. Ale prawdziwe „trzęsienie ziemi” ziemi” miało nastąpić wraz z pojawieniem się na scenie mistrza gitary klasycznej Krzysztofa Meisingera. Rozległy się pierwsze dźwięki wielkiego, muzycznego hitu, czyli „Concierto de Aranjuez” J. Rodriga.
 
K. Meisinger dosłownie „dosiadał” swoją gitarę udowadniając, że to wcale nie jest taki sobie instrument do brzdąkania przy ognisku. Gitara, na której gra mistrz została skonstruowana na jego zamówienie w USA. Jest jedynym instrumentem, na którym K. Meisinger chce grać. Nosi imię Angel i mieszka w białym futerale. Najbardziej przebojowa, II cz. Concierto miała bardzo wolny puls (mimo że to przecież Adagio). Dzięki temu zabiegowi ta nadzwyczajnej urody wzruszająca kompozycja została przedstawiona w całym majestacie swojego piękna. A czas, w którym wybrzmiewały kolejne nuty i akordy pozwolił na usłyszenie muzyki, która pojawia się między dźwiękami. Taka duchowa uczta musiała zakończyć się bisami. Były dwa. K. Meisinger najpierw zagrał kompozycję opartą na tureckich motywach i zadedykował ją Orkiestrze Bilkent, a już zupełnie na koniec uraczył zachwyconą publiczność słynnym „Asturias” I. Albeniza.
 
Po przerwie usłyszeliśmy najwspanialsze dzieło W. A. Mozarta –  właściwie wszystko, co napisał, było naj! Symfonia nr. 41 „Jowiszowa” to dzieło ukazujące geniusz kompozytorski. Doskonała forma, proporcje brzmieniowe i fakturalne – nadzwyczajnie wyważone. Mistrzostwo kompozytorskie wymaga mistrzowskiego wykonania. I takie też było wczoraj w Łańcucie.
 
Michael Maciaszczyk od początku do końca koncertu prowadził Orkiestrę Bilkent z właściwym sobie olbrzymim temperamentem, realizując swoją filozofię interpretowania muzyki, którą jest przekraczanie granic i wyznaczanie nowych horyzontów. Już zupełnie na koniec zabrzmiał bis w postaci świetnej, motorycznej, współczesnej, tureckiej  kompozycji „Inspirations”. Wykonawcy wczorajszego koncertu nagrodzenie zostali owacyjną reakcją publiczności. Wczoraj też padł dotychczasowy rekord długości braw tegorocznej edycji Festiwalu. Myślę, jednak, że zostanie pobity na finałowym, niedzielnym koncercie. Ale o tym dowiemy się pojutrze. 
 
Tymczasem w piątek Festiwal udaje się w plener. Na przepięknym dziedzińcu krasiczyńskiego Zamku odbędzie się koncert z okazji obchodzonej w tym roku w Polsce 200. rocznicy urodzin Stanisława Moniuszki.
 
Wystąpi czworo solistów, słynny aktor Henryk Talar, zagra Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej, a całość poprowadzi maestro Jiri Petrdlik. Koncert transmitować będzie TVP Polonia. Na wszelki wypadek proszę się ciepło ubrać i pamiętać o zabraniu parasoli.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy