Reklama

Kultura

Przy grobie Elimelecha – Leżajsk

Anna Olech
Dodano: 22.11.2012
424_lezajsk
Share
Udostępnij
Leżajsk. 21 dzień Adaru. Dla ortodoksyjnych Żydów niezwykle ważne miejsce i data. Nagle nieduże podkarpackie miasteczko zmienia się zupełnie i przenosi w czasie. Ulicami spacerują chasydzi w kapeluszach, głośno rozmawiają, impulsywnie gestykulują, a wiatr rozwiewa poły czarnych chałatów, w które są odziani. I gdyby nie drobne oznaki nowoczesności, można by sądzić, że jesteśmy w przedwojennym Leżajsku.

Każdego roku w 21 dzień Adaru, do ohelu Elimelecha pielgrzymuje ponad 10 tysięcy chasydów, ponad połowa przybywa do Leżajska w rocznicę śmierci cadyka. Przemierzają tysiące kilometrów, aby móc uczcić jego pamięć i prosić go o wstawiennictwo u Boga. Dla ortodoksyjnych Żydów odwiedzenie tego miejsca, szczególnie w tym czasie, to nie tylko zwyczaj, ale wielkie marzenie. I choć mieszkańcy już przywykli do widoku tłumów ortodoksyjnych wiernych, to wciąż wielu przychodzi im się przyglądać, robią zdjęcia i z podziwem patrzą, jak po szabasie Żydzi spontanicznie tańczą na ulicy.

Jak za dawnych lat


Leżajsk dla Żydów to wyjątkowe miejsce. To tu w XVIII wieku za sprawą osiadłego w mieście w 1775 roku rabiego Elimelecha, rozkwitał ruch chasydzki. Chasydzi wierzą, że w każdym kolejnym pokoleniu żyje 36 sprawiedliwych. Cadyk Elimelech należał do tego grona i dzięki łasce Najwyższego mógł wstawiać się o dostatnie życie, miłość, pomyślność dla siebie i rodziny, spokojną śmierć. Chasydzi swoich próśb nigdy nie przekazywali osobiście, ale na karteczkach zwanych kwitełe. Po śmierci cadyka zwyczaj ten przetrwał i pielgrzymi nadal pozostawiają przy ohelu swoje prośby na małych karteczkach. Nawiedzenie tego miejsca i nawet krótka modlitwa są pragnieniem każdego chasyda, a ten, któremu uda się odwiedzić to miejsce więcej niż jeden raz, jest uznawany za szczęśliwca. I choć Żydzi pielgrzymują tu przez cały rok, to największe grupy przyjeżdżają w rocznicę jego śmierci. W ciągu trzech dni Leżajsk staje się zupełnie innym miasteczkiem, przenosi się w czasy, gdy dwie kultury, polska i żydowska, mieszały się.
 
Po II wojnie światowej przyjazd tak licznej grupy Żydów do miasteczka był czymś niewyobrażalnym i niemożliwym do zrealizowania. Sytuacja zmieniła się niewiele ponad dwadzieścia lat temu, gdy ruch chasydzki w Leżajsku zaczął się odradzać. Od tej pory z każdym rokiem do miasteczka zjeżdżało coraz więcej pielgrzymów pragnących pomodlić się przy grobie wielkiego rabiego.

Zdążyć przed szabasem

Gdy zbliża się 21 dzień Adaru wszystkie drogi chasydów prowadzą do Leżajska. Aby złożyć przy grobie cadyka swoją prośbę, przyjeżdżają tu z najróżniejszych stron świata, z Izraela, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Francji, Wielkiej Brytanii. Niektórzy przemierzają tysiące kilometrów, by tylko przez chwilę móc pomodlić się przy ohelu zmarłego przed 224 laty cadyka Elimelecha Wienbluana i natychmiast wracać do domu. Jednak zdecydowana większość pobożnych Żydów przybywa do Leżajska w piątek po południu i zostaje tu nawet do niedzieli.

W piątek tuż po godzinie 15 do miasta dotarło już kilkanaście autokarów z chasydami, którzy przylecieli samolotami na najbliższe Leżajskowi lotniska. Jednak z każdą godziną w okolicach Rynku i ulic w pobliżu kirkutu, robi się coraz tłoczniej. Z kolejnych podjeżdżających autobusów wychodzą mężczyźni z długimi pejsami i ubrani w charakterystyczne czarne szaty, białe pończochy i kapelusze lub ogromne futrzane czapy. Ci, którzy przyjechali wcześniej spokojnie spacerują, rozmawiają, palą papierosy, niektórzy robią zakupy w pobliskich sklepach spożywczych, zaopatrując się m.in. w piwo.


Spotkanie z cadykiem

Z roku na rok wśród przybywających do Leżajska chasydów jest coraz więcej młodych ludzi, choć na pierwszy rzut oka trudno określić ich wiek. Młodsze pokolenie, oczywiście nadal ściśle przestrzega zasad wiary, ale jest znacznie bardziej otwarte niż starsi. Większość chasydów, których głowy przyprószyła siwizna, nieufnie patrzy na obserwujących ich Polaków, a szczególnie niechętnie traktują kobiety. Bardzo trudno z nimi nawiązać kontakt i zamienić choćby kilka słów. Zupełnie inaczej jest z młodymi ludźmi. Ci nie mają problemów z rozmową, są otwarci i chętnie pozują do zdjęć. Tacy właśnie są Abraham Silber (23 lata) i Yehuda Eidelstein (25 l.). Abraham mieszka w Nowym Jorku, Yehuda w Jerozolimie, obaj studiują na uniwersytecie w Jerozolimie i tam się też poznali. Do Leżajska przyjechali z dużą grupą znajomych. Dla Yehudy to pierwszy raz, Abraham był tu już wcześniej i to właśnie on namówił przyjaciela na pielgrzymkę. To mistyczne przeżycie.

Przed modlitwami wizyta w łaźni
 
Ale zanim Żydzi udadzą się na modły, muszą odwiedzić mykwę, rytualną łaźnię, która powstała w 1990 roku na miejscu dawnej łaźni miejskiej. Przed wejściem do budynku tłoczno i gwarno. Jedni wchodzą, inni wychodzą. W tym samym budynku działa też koszerna stołówka, kilka osób przygotowuje potrawy dla ortodoksyjnych wiernych. Po rytualnym obmyciu się chasydzi mogą udać się na modlitwy do grobu Elimelecha. Sznur czarnych postaci wchodzi na wzniesienie, na którym jest kirkut i ohel cadyka. Rozstawiony wzdłuż drogi prowadzącej na górę „parawan” dzieli ją na część dla kobiet i mężczyzn. Mężczyźni idą lewą stroną do głównej części niewielkiego budynku na wzniesieniu, kobietą kierują się na prawo, do pomieszczenia dla nich wydzielonego. Nagle po lewej stronie drogi podnosi się krzyk. To któraś z miejscowych kobiet próbowała wejść na cmentarz stroną przeznaczoną dla mężczyzn. – Myślałam, że uda mi się zrobić jakieś zdjęcie – próbuje tłumaczyć ściągając z głowy kaptur kurtki, który miał sprawić, że chasydzi nie rozpoznają w niej kobiety.

Lekcja tolerancji

Jeszcze w latach 90-tych widok ludzi w czarnych długich płaszczach był sensacją. Teraz mieszkańcy już się do nich przyzwyczaili. – Są częścią naszego miasta i tradycji – uważa Wojciech Wilk, leżajszczanin z dziada pradziada. – Ich przyjazd jest stałym punktem  w kalendarium Leżańskich wydarzeń. I choć zdarzają się różne sytuacje, to w mieście raczej są lubiani. Faktem jest, że w czasie ich pobytu są problemy z poruszaniem się po mieście, ale z drugiej strony to świetna promocja dla Leżajska.
Również pani Ewa, która pracuje w jednym z urzędów w Leżajsku uważa, że przyjazd Żydów to doskonała promocja miasta i poza zamkniętym przez prawie trzy dni centrum miasta, nie widzi minusów ich wizyty. – To mili ludzie – uważa. – A dla mieszkańców zawsze jest to spore wydarzenie. Rozmawiają o ich przyjeździe, przychodzą oglądać ich modlitwy, zachowania, zabawę. To niezwykły widok, jak dwie kultury, które przed laty były tak blisko, dziś znowu się łączą.

Zapadający w piątek zmrok przepędza chasydów z ulic. Udają się do miejsc, gdzie mają zarezerwowane noclegi: na prywatnych kwaterach, w pobliskiej szkole, hotelu Fundacji Rodziny Nissenbaumów lub w potężnych białych namiotach rozstawionych przy żydowskim cmentarzu. Do późna w nocy modlą się, a po modlitwach zasiadają do koszernej uczty przy zupach, rybach, makowcach, kuglach, a wszystko popijają wódką, oczywiście koszerną. Prawdziwa radość wśród chasydów wybucha w sobotę po zmroku, wtedy tańczą, śpiewają  i co rusz wznoszą toasty za pomyślność: „lechaim!”

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy