Reklama

Kultura

Powrót Beksińskiego – galeria w sanockim Zamku

Antoni Adamski
Dodano: 22.11.2012
1045_Sanok_muzeum
Share
Udostępnij
W odbudowanym, południowym skrzydle sanockiego Zamku powstała nowa Galeria Zdzisława Beksińskiego. Jest czynna od końca kwietnia 2012 roku. Uroczyste otwarcie wystawy odbyło się w maju, w przeddzień Nocy Muzeów, nazwanej teraz Nocami Kultury Galicyjskiej. Tak po dziesięcioleciach do swego miasta wrócił artysta, który nigdy nie ruszyłby się stąd, gdyby władze nie nakazały rozbiórki jego rodzinnego domu.
  
Wspomnienie nieistniejącego domu rozpoczyna ekspozycję. Na fotografiach skromny parterowy budyneczek z drewnianym gankiem wychodzącym na zdziczały ogród. Jego wnętrze wypełniały: rysunki, obrazy i fotografie. W sieni ustawiono pierwsze rzeźby artysty: ekspresyjne czaszki; w pokoju Hamlet w czerni. Naprzeciw zawieszono fotograficzne autoportrety w stylu Witkacego. Beksiński stroi błazeńskie miny: w marynarskiej czapce, w sowieckiej uszance z ogromną czerwoną gwiazdą, w zbyt małej czapce gimnazjalisty i naciągniętej na uszy włóczkowej z lichej dzianiny. Powagę zachowuje tylko na zdjęciu z fajką w ustach. Tylko że…Wiesław Banach, dyrektor Muzeum Historycznego i autor ekspozycji wyjaśnia:
   
– Beksiński nigdy nie palił. Papierosy paliła jego żona Zofia. Artysta: wówczas dyplomowany architekt z odpracowanym nakazem pracy, poważny pan inżynier – pracownik AUTOSAN-u nie stronił od wygłupów.
   
Może w ten sposób chciał podkreślić dystans wobec rzeczywistości, której nie dało się traktować na serio? Na krótko przedtem w Rzeszowie dostał wymówienie po tym, jak złapano go na wykonywaniu rysunków w godzinach pracy. W Sanoku „zaczepił się” w fabryce na pół etatu. Choć rodzina cierpiała niedostatek, artysta cieszył się, że mógł wreszcie zająć się twórczością.
   
Zdjęcia sanockiego domu pochodzą z 1976. W rok później rodzina Beksińskich wyprowadza się do Warszawy. Przed przeprowadzką artysta spalił nieudane – jego zdaniem – obrazy i rysunki. Beksiński zabiera ze sobą serię obrazów na szkle, które ukryte pod meblościanką staną się później prawdziwym zaskoczeniem dla pracowników Muzeum Historycznego w Sanoku. Dziś zajmują osobną ścianę. Obok niewielka ekspozycja fotogramów z lat 50 i 60-tych.  Oto skrępowane sznurkiem ciało modelki to jedyny w swoim rodzaju „Akt”, leżąca na torach sylwetka samobójczyni – jak z policyjnej kartoteki, twarze z wydartymi oczami i ustami, kalekie lalki…
   
– Fotogramy Beksińskiego wyprzedzają eksperymenty światowej awangardy. Pomyśleć, że wykonywał je w prowincjonalnym, odciętym od międzynarodowej sztuki Sanoku – mówi dyrektor Banach.
   
Przed wejściem do przeniesionej do Zamku warszawskiej pracowni przy ul. Sonaty 6/314 wiszą dwie maksymy:
NIE OSZUKUJ SIĘ! NIKT NIC NIE WIDZI!    
oraz:
MYŚLĘ WIĘC MNIE NIE MA. NIE  ISTNIEJĘ.
JESTEM WYTWOREM MYŚLI. TO NIE JEST TAK, ŻE MYŚL     RODZI SIĘ WE MNIE. TO MYŚL MNIE STWARZA I WYWOŁUJE     ILUZJĘ ISTNIENIA.
   
W warszawskiej pracowni całą ścianę zajmował regał szczelnie wypełniony setkami kaset CD z muzyką poważną, która stale towarzyszyła artyście w czasie malowania. (Na ekspozycji zachowała się tylko jedna płyta gramofonowa. To IX Symfonia Gustawa Mahlera – nagranie renomowanej czechosłowackiej wytwórni  SUPRAPHON.) Na drzwiczkach meblościanki plakat z sanockiej wystawy malarstwa, który Beksiński bardzo lubił oraz odbitki grafiki komputerowej. Na tylnej ściance – w widocznym miejscu koperta z testamentem, w którym artysta cały swój majątek przekazał sanockiemu Muzeum Historycznemu.
   
Centralne miejsce zajmują sztalugi z niedokończonym obrazem. To objęta rękami, pozbawiona twarzy głowa anonimowego człowieka – stałego bohatera tego malarstwa. W przeciwległym kącie wysokie lustro, które służyło do tego by w całości obejrzeć malowany obraz.
   
– Pracownia była wąska, brakowało „odejścia”. Na sanockiej ekspozycji jest ona szersza o 1, 30 metra niż w rzeczywistości – tłumaczy dyrektor W. Banach.
  
Przy przenosinach nie zapomniano o żadnym szczególe. Na stole trzeba jeszcze rozlać trochę farby, aby jego powierzchnia wyglądała tak jak dawniej. Za oknem naturalnej wielkości zdjęcie wstrętnego gierkowskiego blokowiska, na które codziennie spoglądał Beksiński. Nie zwracał na ten widok uwagi. Dbał o to, by mieć spokojne miejsce do pracy. Porównywał je do skorupy ślimaka, z której ani myślał wychodzić. Gdyby nie zmusiły go do tego okoliczności (przymusowe wywłaszczenie domu pod miejską inwestycję), nigdy nie ruszyłby się z Sanoka. Przeżył ciężko nakazaną przez władzę przeprowadzkę. Nie znosił podróży – do tego stopnia, iż nawet zrezygnował ze stypendium w USA. Nie chodził na przyjęcia i wystawy, odmawiał przyjazdu na wernisaże własnych ekspozycji. (Wyjątkiem były – ale też nie zawsze – te organizowane w Muzeum Historycznym w Sanoku.)
   
Na osobnej półce kolekcja aparatów fotograficznych. Jedna z dwóch cyfrówek Beksińskiego : niewielki, srebrzysty aparat firmy Fujifilm, który padł łupem morderców. Dyrektor Banach przywiózł go z więzienia, gdzie przechowywano dowody rzeczowe po procesie bandytów. Naprzeciw fotografia pojemnika na lekarstwa. Składał się on z sześciu przegródek, na których zaznaczono pory dnia, o których należało je przyjmować. Przegródki są puste. Tylko w ostatniej z napisem: „kolacja” leżał komplet pigułek. Beksiński nie zdążył ich przyjąć. Zdjęcie zostało wykonane 20 lutego 2005 r., w pięć dni po morderstwie. Dyr. Wiesław Banach:
   
– Do dziś ściska mnie w dołku, kiedy patrzę na to wnętrze. Tędy prowadziło przejście na balkon, którym mordercy wlekli ciało. Nocowałem w tym mieszkaniu wielokrotnie, także po śmierci Zdziska.
   
– Jak się śpi w mieszkaniu, gdzie popełniono morderstwo? -pytam.
– To było mieszkanie pełne dobrych fluidów. Beksiński był pogodny, przyjazny, życzliwy wszystkim. Jego dobre uczucia emanowały z tego wnętrza, a nie zło które wtargnęło tu niespodziewanie. Co nie zmienia faktu, iż zmywaliśmy jego krew z podłogi – odpowiada Wiesław Banach.
    
Na dwóch niższych kondygnacjach zgromadzone zostały prace Beksińskiego ze wszystkich okresów twórczości:   
-Klucz chronologiczny w wypadku Beksińskiego zawodzi, jest wręcz nie do przyjęcia. Trzeba było znaleźć inny porządek – wyjaśnia autor scenariusza.
Polega on na przenikaniu się różnych motywów, które wciąż na nowo opracowywane towarzyszyły mu przez całe życie: ludzka postać i zbliżenie twarzy, fantastyczne krajobrazy i budowle: wieże, gmachy, lochy i zamki, motyw krzyża i wiele innych. Na każdym piętrze ważne miejsce zajmuje twórczość z lat 70-tych. To „okres fantastyczny” – jak określił go Wiesław Banach, dodając przy tym jeszcze jedno określenie: „mistyczny”. Bo jest to twórczość mistyczna w tym znaczeniu, w jakim była nią mroczna proza Franza Kafki. Pod koniec życia forma obrazów ulega uproszczeniu i zmonumentalizowaniu. Anonimowe głowy pozbawione są rysów twarzy a postaci – cech indywidualnych. Przypominają ekshumowane z masowych grobów ciała pozbawionych nazwisk ofiar. Ta ekspozycja to wstrząsający „Labirynt Beksińskiego”.
   
Wystawa Beksińskiego jest ekspozycją stałą. Towarzyszą jej czasowe wystawy artysty otwarte w Sandomierzu, Poznaniu i Wrocławiu, które przeniesione zostaną do Krakowa, Świdnicy i Zamościa. Reklamują one sanocką Galerię – jeden z najważniejszych projektów polskiego muzealnictwa.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy