Reklama

Kultura

Szancenbach w Rzeszowskim Domu Sztuki otula pięknem

Alina Bosak
Dodano: 09.03.2022
60890_5k4a1810
Share
Udostępnij
„W tym niepięknym świecie dostrzegać i ukazywać rzeczy piękne, których przecież tak niewiele zostało – to moja wola, mój sposób na życie”, mówił Jan Szancenbach, artysta malarz i rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Idąc za tą myślą, warto skierować kroki do Rzeszowskiego Domu Sztuki Adama Rajzera, gdzie w czwartek, 10 marca, o godz. 19. otwarta zostanie wystawa „Szancenbach między Paryżem a pracownią”. Olśniewa kolorami, otula pięknem. 
 
Profesor Jan Szancenbach, urodzony w 1928 roku polski malarz kolorysta, wieloletni pedagog i rektor krakowskiej ASP, zapracował na sławę podobnie jak wybitne kobiety, z którymi skoligacona była jego matka, malarka Maria Skłodowska – uczennica Olgi Boznańskiej i bratanica Marii Curie-Skłodowskiej. Twierdził, że poszedł w ślady matki przypadkiem, bo kiedy wybuchła wojna w okupowanym Krakowie nie było wielu szkół do wyboru. Zdecydował się zatem na artystyczną, gdzie uczęszczał m.in. do pracowni Józefa Mehoffera. Wojna zabrała mu ojca i dostatnie życie. Dr Jan Szancenbach (syn i ojciec nosili to samo imię), lekarz, został zamordowany w Starobielsku. To z nim mały Jan zwiedzał w dzieciństwie wystawy malarstwa. Po wojnie został przyjęty na II rok malarstwa w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie kształcił się pod kierunkiem m.in. Wojciecha Weissa i Eugeniusza Eibischa. Pozostał na uczelni jako asystent, dochodząc w akademickim świecie do stopnia profesora i stanowiska rektora uczelni. Wychował wiele pokoleń malarzy, także związanych z Rzeszowem i Podkarpaciem. 
 
Zasłynął z martwych natur i pejzaży. Czasami zarzucano mu, że nie maluje „nic nowego”. – Cóż ja mogę malować „nowego?” – pytał w katalogu do wystawy, która odbyła się w Krakowie w 1997 roku, rok przed jego śmiercią. I odpowiadał: – Pozostawiam to tym, którzy w swej pysze sądzą, że malując brudem zeskrobanym z palety różne „bebechy”, są w stanie ukazać tragedie, bezprawie i upodlenie, jakie współczesność niesie coraz pośpieszniej światu”. 
 
W Polsce Ludowej jego obrazy długo uchodziły za bezideowe, zarabiał więc na ilustrowaniu książek dla dzieci i użytkowych projektach graficznych. W 1958 roku wyjechał na dwumiesięczne stypendium do Paryża. Do mekki artystów wrócił też w 1961 roku jako stypendysta rządu francuskiego.
 
Jan Szancenbach w Paryżu. Fot. Archiwum rodzinne

Efekt między innymi paryskich peregrynacji będzie można zobaczyć od czwartku, 10 marca do 15 kwietnia w Rzeszowskim Domu Sztuki przy ul. Mickiewicza 13, gdzie otwarta zostanie wystawa „Szancenbach między Paryżem a pracownią”. Właściciel galerii, kolekcjoner Adam Rajzer, zgromadził na niej 40 prac artysty: 30 obrazów olejnych oraz 10 akwareli i rysunków. Przedstawiają widoki Paryża, martwe natury, pejzaże z norweskich i polskich gór, w których wypoczywał chętnie ze względu na chłodny klimat. Z kolei na rysunkach sportretował m.in. ludzi zwiedzających muzeum w Luwrze. 
 
Kilkanaście z wystawionych obrazów pochodzi z kolekcji Adama Rajzera. – Sztuką zajmuję się od 15 lat i właśnie od kolorystów zaczęła się ta przygoda. Pierwsze dwa obrazy, który kupiłem, był dziełem profesora Juliusza Joniaka. Następne Szancenbacha. Dziś kolekcjonuję również sztukę dawną, ale koloryści wciąż mnie fascynują – mówi Adam Rajzer. Obrazy Szancenbacha nabywał w galeriach sztuki, a z czasem, po nawiązaniu znajomości z rodziną artysty, także od jego spadkobiercy – siostrzeńca, ponieważ profesor i jego żona, również malarka, Krystyna Rumian, nie mieli dzieci. Żonę artysta przeżył o 12 lat, długo nie mogąc się pogodzić z jej śmiercią. Odszedł w 1998 roku, mając w dorobku ponad 300 wystaw zbiorowych i 70 indywidualnych w Polsce, Europie, Japonii. Jego obrazy znajdują się w kolekcjach prywatnych i najbardziej szacownych zbiorach muzealnych, m.in. Muzeum Narodowego w Krakowie, Warszawie, Poznaniu, Gdańsku i Szczecinie. Posiada je również Galeria Trietiakowska w Moskwie i Galeria Uffizi we Florencji. 
 
Jan Szancenbach w Rzeszowskim Domu Sztuki. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Przyjaźń Adama Rajzera z rodziną Jana Szancenbacha wynikła między innymi z tego, że zorganizował kilka wystaw prac profesora. W Rzeszowie po raz pierwszy w 2018 roku, w foyer Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, a także w Lublinie w Galerii Wirydarz. Teraz zaprasza do Rzeszowskiego Domu Sztuki, a w planach jest wystawa w Sandomierzu i w innych miastach Polski.
 
Dzięki współpracy z rodziną Szancenbacha, na wystawie w Rzeszowie po raz pierwszy publicznie pokazanych zostanie także kilkanaście fotografii z lat 1958-1962, a więc z lat jego pierwszych podróży do Paryża. – Szancenbach fotografował Paryż i po powrocie do Polski na podstawie tych fotografii namalował wiele obrazów. Takie zestawienia fotografia – obraz można zobaczyć także na wystawie w Rzeszowie – opisuje Adam Rajzer. – To malarstwo może nie jest dziś tak modne jak obrazy surrealistów, które podobają się młodszemu pokoleniu i osiągają dziś zawrotne ceny. W porównaniu z nimi dzieła Szancenbacha są w cenach bardziej przystępnych. Od akwarel po kilka tysięcy złotych po 40 tysięcy złotych za najdroższy obraz, jaki jest prezentowany w Rzeszowskim Domu Sztuki. 
 
Bez względu na zmieniające się mody, wielbicieli jego sztuki nie zabraknie. Obrazy Szancenbacha zachwycają zestawieniem kolorów, migotaniem barwnych plam w przedstawionym na obrazach krajobrazie. Wyczuwalna jest w nich nostalgia, ale też hipnotyzują nieugiętym i upartym trwaniem tego, co piękne w niepięknym świecie.   
 
Jan Szancenbach w Rzeszowskim Domu Sztuki. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Wystawę „Szancenbach między Paryżem a pracownią” można oglądać w Rzeszowskim Domu Sztuki Adama Rajzera przy ul. Mickiewicza 13 w Rzeszowie od 10 marca do 15 kwietnia, od wtorku do piątku w godz. 12-17 oraz w soboty w godz. 11-13. Wstęp wolny.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy