Reklama

Kultura

Mądzik w hołdzie Szajnie. Wielkiemu artyście z Rzeszowa

Alina Bosak
Dodano: 14.03.2022
61101_5k4a2719
Share
Udostępnij

Omnia mea mecum porto – wszystko moje z sobą niosę. Tym, co wzbogaca nas, wzbogaca nasze wnętrze, jest dobro, mówił Szajna zachęcając do wysiłku życia opartego na wartościach, wolności, odwadze i szacunku dla drugiego człowieka. Ich brak prowadzi do degradacji i zniszczenia. Przesłanie artysty wszechczasów, arystokraty ducha, którego nie złamało Auschwitz, a spektakle poruszyły świat, wraca w 100-lecie jego urodzin z podwójną mocą. W Rzeszowie, jego rodzinnym mieście, wciąż brak galerii zdolnej pomieścić jego dzieło, ale okrągły jubileusz zyskał wyjątkowy wymiar dzięki prof. Leszkowi Mądzikowi, który z Teatrem Przedmieście przy rzeźbie Przejście 2001 w niedzielę, 13 marca, przygotował etiudę teatralną i wystawę „Faktura czasu”. Tego samego dnia prezydent miasta i rodzina profesora otwarli Park im. prof. Józefa Szajny.

Józef Szajna urodził się 13 marca 1922 roku, i właśnie w niedzielę wypadła w tym roku ta rocznica. Wyjątkowa, bo setna, będąca także okazją do wspomnień o profesorze, który zmarł w 2008 roku i pozostaje w żywej pamięci wielu osób. Ich spotkanie umożliwił Teatr Przedmieście i jego założycielka Aneta Adamska, zapraszając na ten dzień do Rzeszowa m.in. prof. Leszka Mądzika, twórcę Sceny Plastycznej KUL z Lublina i Agnieszkę Koeher-Hensel, badaczkę teatru i wieloletnią redaktorkę „Pamiętnika Teatralnego”. W zapadającym zmierzchu zgromadzona wokół rzeźby Przejście 2001 publiczność obejrzała etiudę teatralną – dialog prof. Leszka Mądzika z nieżyjącym mistrzem, z upływającym czasem i światem. Przy stole nakrytym białym, choć pomiętym obrusem, zasiadają straszydła o głowach ptaszysk, dzielą się nieśmiałym dotykiem. Z każdym przyjaznym gestem spada maska – wpierw ta z rozwartym dziobem, potem spotworniała niczym maska na halloween, w końcu już tylko trupioblada, by na końcu odsłonić ludzką twarz. Pięknego, choć słabego tak często człowieka. Prof. Leszek Mądzik wysuwa się wtedy zza sylwetki w rzeźbie Szajny, przebiega po placu i zrywa papier z fotogramów ustawionych wokół pomnika. Na jednym, ostatnim – kopuły cerkwi – niemy krzyk kraju ogarniętego wojną.
– Jestem tutaj, bo czuję z Szajną więź i dziękuję, że to miasto zachowuje o nim pamięć. Dziś świat goni i gubi to, co jest ważne – powiedział przed spektaklem prof. Leszek Mądzik, który dzięki Anecie Adamskiej i zainicjowanemu przez nią festiwalowi „Źródła Pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor”, od lat przyjeżdża do Rzeszowa, by dzielić się swoją sztuką i przypominać o Józefie Szajnie. – Pierwsze spotkanie miałem nie z nim samym, a z jego dziełem. To było na festiwalu w Villach w Austrii, gdzie grałem spektakl „Wilgoć”, a Szajna pokazał „Replikę”. To dzieło, które najsilniej na mnie wpłynęło. Ona obywa się bez słów. Jest we mnie przekonanie, że są przeżycia, stany, gdzie jest się bezradnym, by o nich opowiedzieć słowami. Szajna znalazł ekwiwalent – to był żywy obraz. Replika była czymś totalnie z nim związanym i mówiącym silnie o jego przeżyciach, o tym, co było w nim samym. Ten obozowy numer, który miał wytatuowany na przedramieniu, wciąż do mnie krzyczy, jest symbolem. To, co przygotowałem, jest także śladowym włączeniem się w dramatyczne rzeczy, które dzieją się dziś. Powinno się o tym mówić i w swoim widzeniu teatru przenoszę dalej ten obraz, który mnie zainspirował w „Replice” Józefa Szajny. Szajna był dla mnie autorytetem, dziś autorytety pogubiły się, ja zawsze miałem możliwość żywić się tym, co było w twórczości Szajny. Drugim takim spektaklem był „Apocalypsis cum figuris” Jerzego Grotowskiego. Te dwa spektakle były dla mnie i mojej twórczości najważniejsze.
Etiuda prof. Leszka Mądzika przed rzeźbą Przejście 2001. Fot. Tadeusz Poźniak
Tymi refleksjami prof. Leszek Mądzik podzielił się podczas debaty, która odbyła się przed spektaklem w Teatrze „Maska”. Wzięła w niej udział również wspomniana Agnieszka Koeher-Hensel, a także rzeszowianie, którzy go znali, pisali o nim artykuły i towarzyszyli w podróżach ze spektaklem „Deballage” stworzonym w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w 1997 roku: Jerzy J. Fąfara, autor książki „18 znaczy życie. Rzecz o Józefie Szajnie”, Andrzej Piątek, autor książek „Spotkania z Szajną” i “Szajna. Ślady ostatnie”, a także Zbigniew Rybka, były dyrektor Teatru im. W. Siemaszkowej.
Agnieszka Koeher-Hensel, która od lat 70-tych XX wieku była regularnym gościem Teatru Studio w Warszawie, tak wspominała początki swojej fascynacji Szajną: – Czułam, że jest to wielki artysta, chociaż jeszcze wtedy psy na nim wieszali. Nie byli na jego sztukę przygotowani krytycy wychowani na normach mówiących, że teatr to literatura, interpretacja literatury. U Szajny mieliśmy do czynienia z czymś zupełnie innym. Wchodził w krwioobieg tego, co autor mówił i myślał, wsysał go do własnego krwiobiegu i w nim przeprowadzał selekcję. Tak było na przykład przy „Witkacym”. To był jak najbardziej jego spektakl, a jednocześnie zawarł w nim całe myślenie witkacowskie. Stosunek do metafizyki, do życia, do wszystkiego. To było wyssane z Witkacego. Mało kto wtedy rozumiał wtedy Witkacego, a on to pierwszy uchwycił i zamknął w sztuce. W jednym z ostatni wywiadów pytałam go o młodych brutalistów, którzy byli wtedy u szczytu powodzenia. Szajna był zbrzydzony tym teatrem, nie akceptował tego. Nawiązał wtedy do tej myśli, że człowiek zaniedbał siebie. Ale zaniedbał nie w sprawach przyziemnych, materialnych, ale w wartościach wyższych. Uważał, że to pokolenie, które odwróciło się całkowicie od wartości duchowych, jest tym następnym, które zniszczy poprzednie. 
Prof. Leszek Mądzik. Fot. Tadeusz Poźniak
O agonii świata i naszym optymizmie mówi najsłynniejsza ze sztuk Józefa Szajny „Replika”. Opowiada o poapokaliptycznym świecie, w którym znów wyrasta nowy uzurpator, czyni z przypominających manekiny ludzi marionetki, znów wraca śmierć i zniszczenie. Profesor objechał z nią cały świat i wszędzie została doskonale zrozumiana. Pozwalała na to moc teatru plastycznego – sztuki, w której obraz, ruch, słowo, aktor, tworzyły dzieło totalnie organiczne, przemawiające z potężną siłą. Józef Gazdag, dyrektor galerii w Koszycach stwierdził, że „jego sztuka zmusza do przeciwstawienia się przemocy, w każdym czasie i w każdym miejscu na świecie”.
Źródła sztuki Szajny tkwią m.in. w drugiej wojnie światowej. „Wydaje mi się, że dane mi było po prostu wielkie szczęście przeżycia sytuacji ostatecznej”, powiedział po latach Jerzemu Fąfarze, kiedy ten pisał książę „18 znaczy życie”, o tym czasie, kiedy Szajna w komorze śmierci, tej klaustrofobicznej stehzelle stanął na granicy życia, by potem nic już nie było takie jak wcześniej. 
– Profesor bardzo długo nie mówił o Auschwitz i bardzo ciężko było wyciągnąć z niego te wszystkie informacje, które mnie po latach przekazał. A znaliśmy się prawie 20 lat. Musiałem się do niego tak zbliżyć, by to nabrało wymiaru przyjaźni i wtedy mogłem usłyszeć tamte wspomnienia – wspomina Jerzy J. Fąfara. – Były takie momenty w Teatrze Studio – trwa próba, przychodzi niepozorny człowiek, profesor dostrzega go na widowni, przerywa próbę, wszyscy wychodzą z teatru, a oni siadają naprzeciw siebie na scenie i zaczynają opowiadać o Auschwitz, bo był to jeden z kolegów z obozu. Wydaje mi się, że profesor zgodził się podzielić ze mną wspomnieniami, bo znałem właśnie tych kolegów, z którymi przed wojną chodził w Rzeszowie do szkoły, a którzy do Auschwitz trafili rok przed nim. Zbyszek Bentkowski nr 373, Stanisław Szpunar nr 131, Edward Pyś, bracia Barańscy. Przypominają ich kamienie ułożone wokół rzeźby Przejście 2001 na pl. Cichociemnych. Oni uratowali mu życie. Kiedy w lipcu 1941 roku Szajna przyjechał do Auschwitz z Tarnowa, ważył 46 kg, kiedy na wolności normą dla niego było 78 kg. Człowiek tak słaby mógł przeżyć w obozie zaledwie parę tygodni. Koledzy zorganizowali dla niego dodatkowe racje żywności, nawet witaminy z esesemańskiej „apteki”.
Jerzy J. Fafara opowiada o Szajnie podczas debaty w Teatrze Maska. Obok Andrzej Piątek. Fot. Tadeusz Poźniak
Jerzy J. Fąfara wszystkie rozmowy z profesorem zapisał na taśmach i kasetach, zarchiwizował. To jedna z wielu wartościowych pamiątek, które pozostały w jego rodzinnym mieście. I mogłyby wzbogacić godną artysty galerię. Zależało mu na niej i z inicjatywy Bogdana Cioska, dyrektora Teatru im. W. Siemaszkowej, na podstryszu teatru w 1997 roku otwarto Szajna Galerię. Przestrzeń jednak jest zdecydowanie zbyt mała, by pomieścić dzieło. Profesor przekazała do niej obrazy, rysunki, collages, kukły, kompozycje przestrzenne i elementy scenografii do najwybitniejszych sztuk. Miejsce okazało się nadto niewystarczające, by były one należycie eksponowane, Łukasz Szajna, syn artysty zabrał więc do Warszawy część tych, które były w depozycie. Ale jak stwierdzili podczas stulecia urodzin przedstawiciele rodziny z Rzeszowa – bratankowie Józefa Szajny – dzieła mogłyby powrócić, gdyby w mieście powstała odpowiednia galeria. Prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek deklaruje, że czyni ustalenia z marszałkiem podkarpackim, i może takie miejsce w końcu powstanie. Na razie, na dowód pamięci w niedzielę otwarto Park im. Józefa Szajny, właściwie park kieszonkowy między ulicami Mickiewicza, Kreczmera i Naruszewicza.
– Przeżycia obozowe miały ogromny wpływ na Szajnę i na jego sztukę, ale on był świadkiem swojej epoki, jego protest poprzez sztukę był przeciwko każdej wojnie, przeciwko każdej formie przemocy, w równym stopniu przeciwko hitleryzmowi, jak i stalinizmowi, czy nawet terroryzmowi. Podczas turnee po Meksyku z zmieniał „Deballage” dodając elementy, nawiązujące do ataku na World Trade Center. Zawsze chodziło o protest przeciw przemocy, dlatego jego sztuka jest tak aktualna bez względu na czas, a dziś wobec wojny na Ukrainie jeszcze bardziej istotna – mówił Andrzej Piątek.
Na pierwszym planie bratankowie Józefa Szajny: (od lewej) Wojciech Szajna i Adam Szajna. Fot. Tadeusz Poźniak
– Szajna złościł się, gdy mówiono, że jego spektakle odnoszą się do wojny – przypomina Agnieszka Koeher-Hensel. – Generalnie odnosiły się do zaniedbania wartości, takich wartości jak wolność człowieka, szacunek. Chodziło mu o zachowanie i dążenie do wartości wyższych. Szajna był zafascynowany postacią Don Kichota. Mam przekonanie, że on sam był Don Kichotem współczesności. Walczył, nie patrząc na żadne konsekwencje, o wartości, które wiedział, że są podstawą życia. To, co było kręgosłupem jego sztuki, a na co potem nałożyło się przeżycie wojenne, wyniósł z domu, kształcąc się, czytając wielką literaturę. Był arystokratą ducha – wielką sztukę miał w sobie, jego system wartości, moralność wynikała z tego.
Chociaż Szajna nie mówił o wojnie wprost, trudno nie umieścić jej na liście barbarzyństwa, które “rządzi światem”, bo “człowiek zaniedbuje siebie”. Uważał też, że dążenie do naprawiania świata wciąż pozostaje tylko szlachetną ideą. “Jednak życie bez niej jest marne. Naszym orężem w walce przeciwko zagrożeniu jest kultura.”
– Szajna nigdy nie skapitulował. Stąpał twardo po ziemi, ale głową był w Absolucie – mówił dyrektor Rybka, a Jerzy Fąfara dopowiedział: – Stąd ta niesamowita symbolika. Zawsze w jego sztukach jest jakaś płaszczyzna, którą się pokonuje, jak kurtyna w „Deballage”, która zostaje przerwana i przechodzi się dalej. Często w tle albo w głównej roli jest drabina. Ta drabina do nieba, która symbolizuje dążenie do doskonałości. Taka jest też symbolika rzeźby Przejście 2001, w której sylwetka człowieka wyłania się ze ściany, mogącej być zarówno ścianą śmierci jak i ścianą ludzkich niemożliwości.
Na pierwszym planie Aneta Adamska, twórczyni festiwalu Źródła Pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor” w Rzeszowie. Fot. Tadeusz Poźniak
Drabina jest ważna także dla Rzeszowa. Od 12 lat jest plan, by 20-metrową instalację postawić w pasie zieleni na drodze wjazdowej do miasta od strony Krakowa. Profesor Szajna wybrał to miejsce, w którym zaistniałaby w sposób szczególny. – Na szczycie ul. Krakowskiej, bo stamtąd pomiędzy szczeblami byłoby widać cały Rzeszów. Na szczeblach buty. Bo ludzie poszli do nieba, a buty zostały – opisuje Jerzy J. Fafara.  
Szajna nawiązywał w te sposób nie tylko do ofiar Auschwitz. Drabina w jego spektaklach miała wiele znaczeń. Użył jej po raz pierwszy w 1961 roku w „Dziadach” Mickiewicza, w których toczy się walka o duszę Konrada, walka między wartościami. Agnieszka Koeher-Hensel wspomina, że właśnie z „Dziadów” pochodzi unikatowe, bo kolorowe zdjęcie z czasu, kiedy Szajna tworzył spektakle w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. – Patrząc na czarno-białe zdjęcia z tamtego czasu, Szajna wydaje się nam bardzo smutny. Tymczasem jakiś czas temu jego syn znalazł projekty tych sztuk i przeżyliśmy szok, jakie to wszystko było kolorowe. To były piękne plastycznie kompozycje – zauważa Agnieszka Koeher-Hensel, a potem podkreśla: – Szajna miał w sobie poczucie szczęścia. Potrafił się z każdego drobiazgu cieszyć. I jedno z jego wielu przesłań jest też takie – brać radość z każdej chwili.
Prof. Leszek Mądzik w Przejściu 2001. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy