Reklama

Kultura

Rembrandt na Wawelu. Przez cztery pokolenia był w Dzikowie

Antoni Adamski
Dodano: 26.09.2022
67491_lisowczyk
Share
Udostępnij
W połowie października przyjdzie pora pożegnania z najbardziej polskim obrazem Rembrandta Harmenszoon van Rijn’a. „Lisowczyk” opuści  Wawel, by wrócić do Frick Collection w Nowym Jorku. Prezentacja rozpoczęła się w maju w stołecznych Łazienkach Królewskich. Pokazanie płótna w pałacu w Dzikowie – gdzie arcydzieło Rembrandta przechowywały cztery pokolenia Tarnowskich – nie było możliwe.
 
Dzieje „Jeźdźca polskiego” – jak inaczej nazywany jest „Lisowczyk”- pełne są tajemnic. Kupiony został przez Stanisława Augusta Poniatowskiego do królewskiej kolekcji, która miała przekształcić się w muzeum narodowe. Sprzedającym był wielki hetman litewski Michał Kazimierz Ogiński, który chętnie zamienił Rembrandta na drzewka ze słynnej królewskiej pomarańczarni. W Łazienkach obraz wisiał zaledwie cztery lata. Po abdykacji króla w 1795 r. został zapakowany i miał być wysłany do Rosji. Przeleżał trzy lata w skrzyni w szopie na łodzie w Łazienkach. Na szczęście wraz z całą kolekcją malarstwa przeszedł na własność królewskiego bratanka Józefa Antoniego Poniatowskiego. 
 
W roku 1811 płótnem zachwyciła się Waleria ze Stroynowskich Tarnowska. Jej mąż Jan Feliks zobaczył w nim portret dalekiego przodka żony: Stanisława Stroynowskiego – pułkownika wojsk  najemnych zwanych „lisowczykami”. Nasi najemnicy okryli się złą sławą w całej Europie. Pustoszyli w czasie wojny trzydziestoletniej ziemie: od księstwa moskiewskiego aż po Nadrenię. Wtedy obraz, zwany wcześniej „Kozakiem na koniu”, a później „Jeźdźcem polskim”, zyskał nową nazwę. Mylną, gdyż lisowczycy zostali rozformowani na dwadzieścia lat przed powstaniem dzieła w 1655 r. Właścicielem Rembrandta został  biskup wileński Hieronim Stroynowski, po którym Tarnowscy odziedziczyli najlepszą część swej kolekcji malarstwa. Zdobiła ona zamek w Dzikowie na przedmieściach Tarnobrzega. 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
W rękach rodu Tarnowskich „Jeździec polski” pozostawał przez cztery pokolenia. Zamek dzikowski odwiedził pierwszy gość z ojczyzny Rembrandta: Abraham Bredius, dyrektor muzeum w Hadze, który na rok 1898 planował wielką wystawę dzieł Rembrandta. Rok wcześniej udał się  w podróż do cesarstwa rosyjskiego: „To była długa droga. I te wszystkie odgałęzienia galicyjskich kolei, wszystko toczy się tak wolno, że można by biec obok pociągu, gdyby się miało ochotę” – wspominał Bredius. W Krakowie poznał Zdzisława Tarnowskiego, który zaprosił go do Dzikowa, aby pochwalić się swoją kolekcją. Wrażenia z pobytu Holendra w zamku były mieszane, gdyż w olbrzymiej galerii wisiało na ścianach „mnóstwo śmieci”. Za to „Jeździec” zachwycił go: „wystarczyło jedno spojrzenie, kilkusekundowa ocena malarskiej techniki, abym od razu nabrał pewności, że tam, ukryte w tym odosobnionym miejscu, wisiało od prawie stu lat jedno z największych arcydzieł Rembrandta!” Zachowały się notatki Brediusa z Dzikowa i szkic głowy jeźdźca. Zaczął on namawiać Zdzisława Tarnowskiego na pożyczenie obrazu na wystawę. Właściciel wahał się. W końcu wyraził zgodę. Recenzje z pokazu w Hadze były entuzjastyczne, a krytycy sztuki uznali „Jeźdźca” „za jednego z najbardziej godnych uwagi” [spośród 130 pokazanych obrazów Rembrandta] i za „jeden z największych sukcesów wystawy”.
 
Raz pokazany w szerokim świecie, polski Rembrandt nie zaznał spokoju. Dotąd szerzej nieznany, teraz stał się pożądany i cenny. Tym bardziej, iż został wprzęgnięty przez Zdzisława Tarnowskiego w „przedsięwzięcie patriotyczne”- wykup polskiej ziemi pozostającej w ręku niemieckiego właściciela. Chodziło o Mokrzyszów na skraju Puszczy Sandomierskiej, należący do Davida Frankego. Zdzisław Tarnowski wraz z braćmi i stryjem kupili tę ziemię, do pieniędzy z posagu żony Zdzisława dokładając fundusze z międzynarodowej transakcji. Jej stroną był amerykański multiminioner Henry Clay Frick, kolekcjoner, właściciel dzieł sztuki udostępnionych społeczeństwu w nowojorskim prywatnym muzeum  dopiero w okresie międzywojennym. Mając dobrych doradców, mógł pochwalić się trafionymi zakupami. 
 
Każdy z nich jest obiektem najwyższej rangi artystycznej. „Lisowczyk” to ozdoba tej kolekcji  – mówił w latach 60. XX w. w czasie wykładu prof. Jerzy Szablowski, ówczesny dyrektor Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu. 
 
W wypadku „Jeźdźca” doradcą i pośrednikiem Fricka był brytyjski krytyk sztuki i malarz Roger Fry. Wynegocjował on astronomiczną kwotę 60 tysięcy funtów czyli 300 tys. ówczesnych dolarów.  Sprzedaż wywołała w kraju tylko nieliczne protesty. Wykup polskiej ziemi z obcych rąk uważany był bowiem za działanie patriotyczne i godne pochwały. (Dziś postępek Zdzisława Tarnowskiego ocenilibyśmy bardziej surowo: kraj w czasie wojen i zaborów stracił większość dóbr kultury. Nie musiał jednak pozbyć się „Lisowczyka”.) Rozmowy nie były łatwe ani proste. Tym bardziej, iż Fry w liście do swego mocodawcy określił Zdzisława Tarnowskiego jako: „dobrodusznego, raczej prostego wiejskiego dżentelmena, uparcie, po chłopsku, podejrzliwego, nienawykłego do interesów i niezwykle trudnego w kontakcie, zwłaszcza że posługuje się jedynie słabym francuskim”. Gdy doszło do transakcji sprzedający zażyczył sobie sporządzenie kopii płótna, którą za zgodą kupującego oprawił w pierwotną ramę: nie holenderską z epoki Rembrandta, lecz taką, w jaką oprawiane były obrazy z kolekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Od Tarnowskich z Dzikowa na Piątą Aleję w Nowym Jorku

Od 1910 „Jeździec polski” nie opuszczał budynku The Frick Collection mieszczącego się przy prestiżowej Piątej Alei w Nowym Jorku. Pierwsza jego podróż miała miejsce w tym roku z inicjatywy Xaviera F. Salomona, kuratora Kolekcji Fricka  oraz z powodu remontu amerykańskiej siedziby muzealnej.  Arcydzieło Rembrandta najpierw (od 6 maja do 8 sierpnia br.) wystawiane było w Łazienkach Królewskich – Pałacu na Wyspie, a później na Wawelu: od 18 sierpnia do 16 października. 
 
Na uroczyste otwarcie w Warszawie została zaproszona  rodzina Tarnowskich z Dzikowa. Być może kryła się za tym ukryta intencja: „Zobaczcie, jakie arcydzieło sprzedali wasi przodkowie”. Ja w każdym razie pozwolę sobie w ten sposób zaproszenie to interpretować. „Jeździec” Rembrandta to drugie z „polskich” jego dzieł. [Pierwsze to portret szlachcica w kołpaku i futrze z Narodowej Galerii Sztuki w Waszyngtonie z 1637 r.] Przedstawia oficera lekkiej kawalerii w orientalnym stroju i z takim uzbrojeniem. Zostało ono odtworzone wiernie, ze znajomością najdrobniejszych szczegółów. Jeździec ubrany jest w watowany, pikowany żupan. Podszyty odpornym na ciosy materiałem, pełnił funkcję „miękkiej zbroi”. Żupan noszony od końca XVI w. przez cały wiek XVII poprzedzał ubiór kontuszowy. Żupan był kaftanem z długimi, obcisłymi rękawami. Długością sięgać mógł zarówno do kolan, jak i do kostek. Dopasowany na tułowiu i zapięty na niewielkie guziczki, rozszerzał się ku dołowi, gdzie – zwyczajem wschodnim – prawa jego poła  zachodziła na lewą. Rzekomy lisowczyk ubrany jest w kuczmę – rozciętą z przodu czapkę z futrzanym otokiem. Nosi wąskie czerwone spodnie, a do nich buty zakrywające łydkę. Jeździec siedzi na wąskim siodle, spod którego wystaje lamparcia skóra. W ręku trzyma nadziak: rodzaj bojowego młotka z kolcem. Pełnił on rolę narzędzia walki, a zarazem  oficerskiego oznaczenia. Uzbrojenie ma wschodnie: z charakterystycznym łukiem oraz kołczanem, szablą i koncerzem, noszonym przez husarzy.
 
Polacy epoki wczesnego baroku lubowali się w strojach wschodnich. Zapożyczali je z Węgier, z otomańskiej Turcji, a nawet Persji. Kochali konie, które zdobili wschodnimi uprzężami, siodłami, czaprakami, nierzadko nawet piórami. Z okazji uroczystości farbowali nawet końską sierść karminem, czernią (na pogrzeb), zielenią. Zapożyczenia wschodnie były ilustracją mitu, jakoby Polacy pochodzili od Sarmatów – koczowniczego ludu wywodzącego się z Persji. Stroje wojowników na przebogato przybranych koniach podziwiała cała Europa. Kto nie miał okazji oglądać ich w oryginale, podziwiał polskich rycerzy uwiecznionych w dziełach sztuki: obrazach, rysunkach i grafice. 
 
Najwcześniejszym tego przykładem jest tzw. rolka sztokholmska. To powstały na początku XVII stulecia gwasz przedstawiający tryumfalny wjazd orszaku Zygmunta III Wazy do Krakowa  z okazji jego małżeństwa z austriacką księżniczką Konstancją w 1605 r. Rolka (o szerokości 27 cm) liczy ponad 16 metrów długości – po to, aby pokazać wspaniałość całego orszaku królewskiego. Najważniejsze były w nim przebogato ubrane postacie jeźdźców (m.in. husaria, którą dowodził wówczas wielki chorąży koronny Sebastian Sobieski). 
 
Z podziwem patrzono także na wjazdy naszych poselstw do stolic europejskich. Taki był  np. wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w 1633 r.,  uwieczniony na kilku obrazach (powtarzanych jeszcze w XVIII stuleciu) i cyklu graficznym Stefana Della Belli. Podziw nie był bezinteresowny, gdyż jeden z koni zgubił celowo zbyt słabo umocowaną podkowę, a inny łańcuch. Oba przedmioty były wykonane z czystego złota. Podobnie wyglądał wjazd Krzysztofa Opalińskiego  do Paryża w 1645 r. Kronikarz odnotował, iż jedna z dam dworu francuskiej  królowej Anny Austriaczki, oglądając egzotyczne sarmackie poselstwo, stwierdziła : „Jest coś w ich wspaniałości, co wygląda bardzo dziko”. 
 
Rembrandt zafascynowany był egzotyką. Jego biograf Filippo Baldinucci w 1686 r. wspominał, iż artysta „często chodził na publiczne licytacje i tam kupował ubrania staroświeckie i znoszone, o ile tylko wydawały mu się dziwaczne i malownicze (…) wieszał je na ścianach swojej pracowni wśród pięknych osobliwości, które z przyjemnością gromadził”. Były wśród nich także rzadkie okazy broni oraz rysunki, ryciny i medale. Na swych płótnach w stroje orientalne artysta ubierał postacie starotestamentowe i mitologiczne. Przyodzianą we wschodni kostium swą żonę Saskię przedstawiał jako Florę. Także sam na autoportretach przywdziewał turban, który nosił do fantastycznej, bogato zdobionej szaty. 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
„Jeździec polski” to nie upozowany model przybrany we wschodni strój, w dodatku ozdobiony orientalnym uzbrojeniem. To autentyczny rycerz Rzeczpospolitej, znany artyście raczej z bezpośredniej znajomości niż z krążących po całej Europie rycin. Ojciec i brat Holendra, który wynajmował w Amsterdamie dom Rembrandtowi, pracowali w Krakowie i Gdańsku w charakterze stolarza i malarza. W ówczesnym Amsterdamie żyła liczna grupa Polaków.  Niektórzy studiowali na uniwersytetach we Franeker i Lejdzie, jak Marcjan Aleksander Ogiński oraz jego kuzyni: bracia Jan i Szymon Karol. Nie wiadomo, jak Michał Kazimierz Ogiński wszedł w 1791r w posiadanie obrazu przedstawiającego polskiego rycerza. Nie wiadomo również, kogo on przedstawia. Żadna z hipotez ani żaden z domysłów nie są uprawnione. Uczeń Rembrandta Ferdinand Bol w rok po powstaniu „Jeźdźca” namalował portret ośmioletniego holenderskiego chłopca – Otto van  der Waeyena. Jest on ubrany w polski żupan, a w ręku trzyma opisany wyżej nadziak. 
 
Nie potrafimy dziś wyjaśnić genezy powstania tego wizerunku. Wiemy za to, jak wyglądał ówczesny jeździec holenderski. Zachowało się wiele portretów konnych z tego okresu. W 1663 r. Rembrandt namalował bankiera Frederika Rihela na koniu. Bogaty mieszczanin ubrany jest w krótki żółty kaftan zdobiony żabotem i przepasany jedwabnym ozdobnym pasem. Na tył siodła i zad konia spływa węzeł ozdobnego, zakończonego frędzlami szala. Głowę jeźdźca okala ciemny, przybrany piórami kapelusz z szerokim rondem. Uzbrojenie mieszczanina jest skromne – raczej o charakterze paradnym niż wojskowym. To  pistolet skałkowy tkwiący w olstrach oraz krótki mieczyk (?) o bogato zdobionej rękojeści. Twarz eleganckiego mężczyzny okalają długie trefione włosy oraz podkręcone do góry wąsy.
 
Obraz Rembrandta obecny jest we współczesnej literaturze amerykańskiej. Iris Murdoch (1919-1999) opisała go w swej powieści „Zielony rycerz”. Jej bohaterka patrząc na płótno myśli:
 
„On patrzy śmierci w twarz. Widzi ciszę doliny, jej pustkę i niewinność – a poza nią odrażające pole bitwy, na którym przyjdzie mu zginąć. Jego biedny koń też padnie. On jest odwagą i miłością, kocha dobro i gotów jest za nie umrzeć. Końskie kopyta stratują jego ciało i nikt nie będzie wiedział, gdzie jest jego grób. Jaki on urodziwy i piękny przez swoje dobro”.
 
Pisząc tekst korzystałem z: 
*Xavier Salomon. Jeździec polski Rembrandta w: Jeździec polski. Królewski Rembrandt, wyd. Muzeum Łazienki Królewskie, Warszawa 2022.
*Joanna Winiewicz-Wolska, Królewski Rembrandt na Wawelu oraz z artykułu jej autorstwa na stronie internetowej Wawelu.
*Dorota Juszczak, Królewski Rembrandt. Jeździec polski w Łazienkach, „Mówią wieki” nr 5, maj 2022.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy