Najmniejszym pomnikiem Czynu Rewolucyjnego nazwał rzeźbę urwisa jej autor Krzysztof Brzuzan. Przedstawia ona chłopca z procą wycelowaną w najnowszy model ulicznej lampy produkowanej przez Elektromontaż S.A. w Rzeszowie. Praca stanęła przed siedzibą firmy przy ul. Słowackiego. W śmiertelnie poważnej stolicy Podkarpacia po raz pierwszy bodaj zobaczymy pracę, do odbioru której niezbędne jest poczucie humoru.
Urwisa ubranego w cyklistówkę – taką, jaką nosiło się w latach 30-tych XX wieku ogląda się z nostalgią. To postać z ulic dawnego Rzeszowa. Filuternie uśmiechnięty chłopiec przymrużył lewe oko; w wyciągniętych rękach trzyma procę z solidnym kamieniem, który za chwilę ze świstem przetnie powietrze. Lewą kieszeń krótkich spodni obciąża zapas kamieni przygotowanych do tego by czynić spustoszenie i dać dodatkowy zarobek miejscowym szklarzom.
Dbałość o detal ma tu specjalne znaczenie, bo przywołuje czas przeszły. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach: na nogach urwisa widzimy solidne trzewiki w jakich już dziś małolaty nie chodzą. Na powierzchni okorowanej gałęzi z której wykonana jest proca zaznaczono nierówne nacięcia. To ślady kozika – noża jaki znaleźlibyśmy w kieszeni każdego ulicznika z tamtej epoki. Celujący z procy chłopak na sekundę zastygł w bezruchu. Jego postać kontrastuje z inną rzeźbą Krzysztofa: z w wirującymi w tańcu postaciami przed Teatrem im. W.Siemaszkowej.
Postać "Tamtego Rzeszowa"
Inicjatorem powstania rzeźby jest Marian Burda, prezes Elektromontażu i znany mecenas sztuki. Zamiast upamiętniającego coś dzieła „z okazji” lub „ku czci” zamówił pracę na widok której widz może się uśmiechnąć, wspominając jedną z postaci „Tamtego Rzeszowa”: bardziej kawalarza niż wandala. Aktywność urwisa z innej epoki jest bowiem w dzisiejszej rzeczywistości zupełnie niewinna. Po ponad wieku złych doświadczeń z ulicznikami produkuje się w Polsce latarnie uliczne odporne na uderzenia. Można wyobrazić sobie minę chłopaka, którego kamienie odbijają się od nowoczesnej obudowy lampy. Biedny urwis!I kto tu z kogo żartuje?
Praca Krzysztofa Brzuzana wyznacza nowy u nas standard artystyczny. Władze miasta przyzwyczaiły nas bowiem do tego iż na ulicach i skwerach może stać byle co, wykonane byle jak, byle tanio. Kilkadziesiąt metrów od siedziby Elektromontażu znajduje się skwer im. Kazimierza Górskiego, a na nim stoi szkarada. Rzeźba przedstawia dwie ucięte ręce trzymające piłkę. Sugeruje to iż chodzi o piłkę ręczną lub o koszykówkę. Zawsze wydawało mi się iż K. Górski był trenerem piłkarzy i to najlepszym w dziejach naszego sportu. Ręce rzeźby są żylaste jakby należały do spracowanego górnika, zaś piłka – wbrew umieszczonemu na postumencie cytatowi – wcale nie jest okrągła lecz jajowata. W rzeczywistości blok piaskowca był tylko przedmiotem uczniowskich ćwiczeń nie przeznaczonym do publicznego oglądania. „Na siłę” został przeniesiony na skwer. Uczniowską rzeźbę poprawiał…grawer. I mamy to co mamy, bez zbędnych wydatków.
Kazimierz Górski w czasach największych swoich tryumfów kilkakrotnie gościł w Rzeszowie na zaproszenie redakcji Magazynu Młodzieżowego „Prometej”. Czy naprawdę nie stać nas dziś na godne upamiętnienie najlepszego trenera piłkarskiego rzeźbą utalentowanego artysty?