Reklama

Kultura

Jadwiga Staniszkis o geopolitycznym kontekście stanu wojennego: Gorący koniec zimnej wojny

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 15.12.2012
1503_staniszkis
Share
Udostępnij
– Stan wojenny jest soczewką, w której można dostrzec kumulację różnych kluczowych mechanizmów: niszczenia i zniszczenia poczucia racji moralnej, które było źródłem energii społeczeństwa po Sierpniu 1980, a z drugiej strony: interesującego procesu przygotowywania końca komunizmu – mówiła w piątek prof. Jadwiga Staniszkis podczas wykładu na Uniwersytecie Rzeszowskim. Organizatorami spotkania ze słynną socjolog, badaczką komunizmu i postkomunizmu, były rzeszowski oddział IPN i uniwersytet.

Ostatnim, gorącym etapem zimnej wojny była, zdaniem Staniszkis, „pokerowa gra” pomiędzy USA a Związkiem Sowieckim, która wyszła poza dotychczasową doktrynę stabilizującą sytuację geopolityczną, opartą na świadomości, że każda ze stron może zniszczyć drugą.

Lokalna wojna nuklearna kontra obrona przez atak

Ów „poker” rozpoczął się od wystąpienia Jamesa Schlesingera, cywilnego sekretarza obrony w administracji Richarda Nixona, na komisji Kongresu w 1974 r. Schlesinger zaproponował zmianę doktryny wojskowej i pójście w kierunku lokalnych wojen nuklearnych, bardzo precyzyjnych i prowadzonych  na ograniczonym terenie, co byłoby zerwaniem z dotychczasowym modelem zimnej wojny, która opierała się na straszaku globalnej wojny nuklearnej. Schlesinger rzucił ten pomysł trochę przypadkiem, chcąc zmienić ton dyskursu pomiędzy oboma graczami (później zresztą się z tej koncepcji wycofał) i pewnie nie spodziewał się, że wywoła on takie reperkusje.
 
W Moskwie wypowiedź amerykańskiego sekretarza stanu politycy początkowo zbagatelizowali, ale ostatecznie odpowiedzią na amerykańską koncepcję lokalnej wojny nuklearnej była koncepcja obrony przez atak, zwana doktryną Ogarkowa (od nazwiska marszałka Nikołaja Ogarkowa, szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR i I wiceministra obrony narodowej). Rosjanie, wiedząc, że mają przewagę w siłach konwencjonalnych, zakładali wprowadzenie pod politycznym pretekstem swoich wojsk pod zachodnią granicę oraz szybką ich  alokację na zachód, uruchomienie 400 tys. wojsk stacjonujących w NRD z założeniem, że również one szybko przemieszczą się na teren Europy zachodniej. Rosjanie zakładali, że NATO albo nie użyje wtedy broni nuklearnej, albo użyje jej poza terenem Związku Sowieckiego, np. w Polsce.  Taki rozwój sytuacji musiałby przynieść ogromne straty naszej ludności cywilnej.
 
Europa środkowa, niedoszły bufor

Jednak już pod koniec lat 70. w establishmencie sowieckim nastąpił podział. Cywilni przywódcy zaczynają dostrzegać, że totalna władza to pułapka, która nie daje realnej kontroli nad imperium.  Zaczynają zastanawiać się, jak wyjść z tej pułapki, nie tracąc kontroli nad sytuacją i nie naruszając ideologii. Podczas wykładu Staniszkis wspomniała, jak podczas jednej z konferencji naukowych nt. zimnej wojny gen. Anatolij Gribkow, były szef sztabu Połączonych Sił Zbrojnych Paktu Warszawskiego, przyznał w rozmowie z nią, że wejście Rosjan do Afganistanu było sposobem przeorientowania aktywności wojska i zatrzymania scenariusza Ogarkowa. – Był to manewr Andropowa i KGB, wojskowi byli temu przeciwni – stwierdziła. Temu przeorientowaniu nie służyły jednak rządy Leonida Breżniewa, którego stan zdrowia w ostatnich latach życia czynił go podobnym do bezwolnej kukły. Po jego śmierci w listopadzie 1982 r. sekretarzem generalnym KC KPZR został dotychczasowy szef KGB, Jurij Andropow. Staniszkis wspomina, że w maju 1983 r. najwyżsi sowieccy dygnitarze (Andropow, Gromyko, Susłow itd.) narzekali, że armia wymyka im się spod kontroli i że wystarczy jeden nielojalny sojusznik, a „doktryna Ogarkowa” może się uruchomić nawet bez decyzji politycznej w Moskwie.  Doszli do wniosku, że trzeba zwiększyć kontrolę nad armią. Nastąpiła jej tzw. kagiebizacja.
Pojawiła się też koncepcja neutralizacji Europy środkowej, stworzenia z niej buforu, który miał zablokować groźbę realizacji „doktryny Ogarkowa”. Końcem „pokerowej gry” była deklaracja Andrieja Gromyki, który we Wiedniu, w 1985 r., w 30. rocznicę neutralizacji Austrii, stwierdził, że jest możliwy podobny scenariusz dla Europy środkowej. Jego realizatorem miał być Michaił Gorbaczow. Nieżyjący już Jegor Gajdar, premier Rosji z lat 1991-92, napisał w swoich wspomnieniach, że to był moment, kiedy komunizm mógł się już zakończyć. Kilkuletnie opóźnienie było spowodowane oporem komunistycznych elit środkowoeuropejskich, które chciały stworzyć względnie bezpieczne warunki tego manewru.
 
Sowieccy przywódcy przyjęli błędne założenie, że dzięki temu manewrowi nie tylko zachowają kontrolę nad swoim imperium, ale jeszcze je wzmocnią. Stało się inaczej: system gnił i i jego rozkładu nie udało się zatrzymać. Zdaniem Staniszkis, końcem komunizmu był nieudany pucz pod przewodnictwem wiceprezydenta Giennadija Janajewa latem 1991 r.

Jaruzelski, postać tragiczna
 
– Rekonstrukcja planu Ogarkowa rzuca inne światło na stan wojenny – uważa prof. Staniszkis.  – Stan wojenny zablokował ten pretekst, który miał być powodem przesunięcia dużej grupy sowieckich wojsk. Przywódcy sowieccy nie chcieli interweniować w Polsce, ponieważ uważali, że ta interwencja byłaby początkiem operacji na Zachodzie. Europejskie dowództwo NATO zastanawiało się, czy wprowadzenie stanu wojennego to początek dużej operacji czy sprawa lokalna. Zdaniem pani profesor, nie byli tego pewni, zaryzykowali, przyjęli, że jednak to drugie i… na szczęście, nie pomylili się, bo inaczej ich niepewność mogłaby być dla nas tragiczna w skutkach.
 
– „Solidarność” była impulsem, elementem koniecznym, ale niewystarczającym do końca komunizmu – uważa socjolog. Inne ważne zjawiska to m.in. proces uwłaszczenia nomenklatury, który rozpoczął się pod koniec lat 70. i miał stabilizować sytuację, a stał się „wehikułem zmiany”, polegającym na tym, że komunistyczna nomenklatura – skądinąd w przeciwieństwie do robotników – zobaczyła ekonomiczny interes w zmianie formy własności przedsiębiorstw. Karnawał „Solidarności” w Polsce zbiegł się także z bardzo gorącym okresem zimnej wojny, który zakończyło dopiero wystąpienie Gromyki we Wiedniu w 1985 r.

Mówiąc o Wojciechu Jaruzelskim, Staniszkis nazwała go „postacią tragiczną”. – Jaruzelski nie potrafił jasno powiedzieć, że sowiecka interwencja była nierealna, ale użycie sytuacji w Polsce jako pretekstu i pójście dalej, na Zachód, już całkiem możliwe. Generał próbował powiedzieć, że to, iż 9 grudnia Sowieci mówili o interwencji „nie”, nie oznaczało, że 11 nie powiedzą „tak”, bo uznają, że zmieniły się okoliczności. Nie potrafił jednak tego zrobić, bał się powiedzieć o ryzyku, o możliwym scenariuszu wojny- stwierdziła Jadwiga Staniszkis
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy