Reklama

Kultura

Rabin Pinchas Pomp z Izraela: Moje serce jest w Dynowie

Antoni Adamski
Dodano: 12.05.2015
19468_Rabin-Pinchas-Pomp
Share
Udostępnij
Po dynowskich Żydach pozostała tylko nazwa ulicy na przedmieściu: Łazienna. Mieściła się tu rytualna łaźnia – mykwa wraz z synagogą, które znikły z powierzchni ziemi w okresie okupacji. Jeszcze niedawno na tej ulicy pod numerem 70 stała opustoszała hala fabryczna. Pięć lat temu rozpoczęła się jej adaptacja na Centrum Historii i Kultury Żydów Polskich.
 
Dziś mieści się tu pierwsza po wojnie synagoga chasydzka w kraju: ogromna nowoczesna sala na 300 osób z bimą (podest z którego czytana jest Tora)  pośrodku i  aron ha-kodesz (szafą wbudowaną we wschodnią ścianę, w której przechowywany jest zwój Tory). Tora jest nowa, przywieziona z Jerozolimy. Przepisana ręcznie na pergaminie z zachowaniem odstępów tak, by litery nie łączyły się ze sobą. Kopiście nie wolno popełnić najmniejszego błędu, który zniekształciłby święty tekst. Egzemplarz nie może być uszkodzony lub zabrudzony. Zbigniew Józef Tobiasiewicz, honorowy rebe (rabin) i opiekun Centrum wyjaśnia:
 
-W Dynowie zachowała się przedwojenna Tora, ale obecny właściciel nie chce nam jej zwrócić. Tłumaczy, że to dobro kultury narodowej. Stary egzemplarz zwoju Tory jest nieczytelny na długości 1,5 metra. Jego odtworzenie byłoby bardzo trudne. Dlatego kupiliśmy nową Torę. Ręcznie przepisywany zwój kosztował 50 tysięcy dolarów.
 
-Na framudze wejścia do synagogi przybita została mezuza. Podobne znajdują się nad wejściem do wszystkich pomieszczeń mieszkalnych, z kuchnią włącznie. Mezuza to zwitek pergaminu z ręcznie wypisanym cytatem z Tory umieszczony w podłużnym pudełeczku. Zawiera on  tekst modlitwy: „Dziękuję Ci Boże, że wychodzę. Spraw, abym wrócił cały i zdrowy”. Tekst nie może zawierać błędu, który  sprowadziłby na dom nieszczęście. Raz do roku wszystkie mezuzy są kontrolowane, gdyż może zdarzyć się wypadek ich złośliwego podmienienia przez osoby nieprzychylne gospodarzom. 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Przed południem w dynowskiej synagodze modli się kilku młodych ludzi. Proszą, by dołączył do nich rabin Pinchas Pomp. Rabin przyjechał z Izraela, lecz ma polskie korzenie. Jego rodzina pochodziła z Hrubieszowa. W czasie wojny Rosjanie wywieźli ich na Syberię, skąd jako repatrianci trafili do Szczecina. W 1949 r. cała rodzina – z wyjątkiem brata obecnego rabina  – wyemigrowała do Izraela. Pinchas Pomp, który urodził się w Izraelu, przyjechał do rodzinnego Hrubieszowa 17 lat temu. Wspomina:
 
– Zastałem pustkę. Zamiast kirkutu (cmentarza) bujne zarośla. O zniszczonej synagodze przypominała tylko kupka kamieni. Po rodzinnym domu przy ulicy Ładnej 10 nie pozostał ślad. Miejscowi nie pamiętali już Żydów – dawnych współmieszkanców Hrubieszowa. Zacząłem poszukiwania: w mieście zachowało się kilka dokumentów. Więcej odnalazłem w archiwach w Zamościu i Lublinie. Były to tylko dokumenty do roku 1900. Nowsze spłonęły w czasie Holocaustu. 
 
W Hrubieszowie nie ma grobu cadyka takiego jak w Dynowie. A ponieważ pielgrzymujący chasydzi zaczęli pojawiać się w tym drugim miasteczku, rabin Pinchas Pomp postanowił zorganizować tu centrum religijne.
 
-Pierwszy szabas urządziliśmy w wynajętej sali szkolnej w szkole w Dynowie. Przyjechało 300 chasydów. Mykwa nie była jeszcze ukończona, a pomieszczenie ogrzewano piecem wykonanym z beczki stalowej. To była prowizorka, ale zainteresowanie Żydów Dynowem zaczęło wzrastać. Pięć lat temu kupiliśmy przy ul. Łaziennej opustoszałą falę fabryczną, która została adaptowana na centrum chasydzkie: z synagogą, mykwą, kuchnią koszerną oraz pokojami mieszczącymi 250 łóżek. W Izraelu prowadziłem własne przedsiębiorstwo budowlane. Miałem dom w starym centrum Jerozolimy. Zamknąłem interes, sprzedałem dom, wróciłem do Dynowa. Tutaj jest moje serce. To Dynów, a nie Jeruzalem jest całym moim życiem – kończy rabin Pinchas Pomp, który trzy czwarte swego czasu spędza w Polsce. 
 
Nie możemy spokojnie rozmawiać. Rabin wciąż odwoływany jest do załatwienia pilnych spraw. Dziś wieczorem (11 marca) na uroczystość Jorcait Cadyk (rocznica śmierci cadyka) zjedzie kilka tysięcy osób. 60-70 procent z nich przyleci z Izraela, 30 proc. ze Stanów Zjednoczonych i Australii; mniejszość z chasydzkich ośrodków w Europie (w Anglii, Belgii, Niemczech i Szwajcarii). Każdego piątku po zachodzie słońca rozpoczyna się szabas z udziałem setki przyjezdnych:
 
– Tylu osób na szabasach nie ma ani w Warszawie, ani we Wrocławiu – gdzie trudno nawet zebrać minjan (zgromadzenie co najmniej dziesięciu osób powyżej 13 roku życia, niezbędne do odprawienia wspólnej modlitwy) – podkreśla rabin.
 
Najwięcej czasu zajmuje mu przygotowanie koszernego pożywienia. Krowę musi wydoić sam. W zaprzyjaźnionej piekarni przesiewa mąkę. Później osobiście rozpala w piecu, zagniata ciasto i pilnuje całego wypieku (goj czyli nie-Żyd może być tylko pomocnikiem). Ryby są „parwe” – czyli zdatne do spożycia. Za to przygotowanie koszernego mięsa wymaga wiele od rabina zachodu. Zwierzę musi zostać ogłuszone, aby nie obudziło się podczas zabijania. Jednym ruchem ręki podcina mu gardło i czeka aby wypłynęła cała krew. Jeżeli we wnętrznościach zwierzęcia (np. tchawicy, płucach) znajdzie resztki jedzenia, musi takie mięso  odrzucić. Tylko 30 procent zarżniętych zwierząt spełnia wymogi koszerności. Niedługo mięso koszerne będzie można kupić w tarnowskiej rzeźni, która zainwestowała 1 mln dolarów w zakup urządzeń do uboju rytualnego.
 
Zbigniew Józef Tobiasiewicz – Żyd z Jarosławia oprowadza mnie po Centrum. W kuchni są dwa komplety naczyń, talerzy i sztućców: osobne do mięsa (oznaczone na czerwono) i  do nabiału (oznaczone na niebiesko). Nie wolno mięsa spożywać razem z nabiałem. Należy odczekać minimum sześć godzin. 
 
Mykwa z pozoru nie różni się od zwyczajnej łaźni. 
 
-Mykwa jest najważniejsza – mówi – Żyd może modlić się gdziekolwiek, niekoniecznie w synagodze. Jednak przed modlitwą musi się oczyścić: zanurzyć w basenie z przepływającą wodą. W Dynowie 1/3 objętości basenu wypełnia deszczówka zgromadzona w specjalnym zbiorniku na dachu. Woda musi przepływać powoli, nie może spienić się – wyjaśnia Zbigniew J. Tobiasiewicz, dodając, iż religijny Żyd ma przestrzegać 613 wskazówek Tory. Dotyczą one zarówno codziennego życia jak i spraw religijnych. 614 przykazanie dodano po Holokauście: zawiera ona potępienie nazizmu. 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
W Centrum jest niewielkie muzeum, a w nim przedwojenne zdjęcia Dynowa; brakuje fotografii synagog i kirkutu. Pamiątki, a wśród nich najważniejsze: fragment Tory, która należała do charyzmatycznego rymanowskiego cadyka Menachema Mendla oraz lwowskie wydanie (z 1876) dzieł Szapiro Elimelecha Cwi z Dynowa. Wydobyte z ziemi ułomki lichtarzy i chanukowych świeczników – skromne świadectwa dawnego życia oraz współczesne obrazy Niny Talbot przedstawiające twarze członków jej rodziny, która ocalała emigrując do Stanów. 
 
Pokoje gościnne  umeblowano skromnie. Osobna klatka schodowa prowadzi do wydzielonych sypialni dla kobiet, a stamtąd na babiniec – salę modlitewną, która znajduje się balkonie synagogi. 
 
Kilkaset metrów za budynkiem Centrum, na wzgórzu widoczny jest zarośnięty teren po starym kirkucie. Nie zachowała się na nim ani jedna maceba. („Trzynaście maceb znajduje się w obejściu jednego z gospodarzy. Chciał nam je sprzedać po tak wysokiej cenie, że zrezygnowaliśmy. Maceba wydobyta z ziemi nie ma wartości religijnej, lecz wyłącznie historyczną. Nie ma więc obowiązku wykupu i umieszczenia jej z powrotem na kirkucie.” – wyjaśnia Zbigniew J. Tobiasiewicz). Są za to odbudowane dwa ohele. Jeden z nich kryje ciała: cadyka Cwi Elimelecha Szapiro, jego syna Dawida oraz wnuka Naftalego Herca. Na płytach nagrobnych stosy kartek. To kwitłechy: pisemne prośby skierowane do cadyka. Składane są w rocznicę śmierci, gdyż dusza świątobliwego wraca w ten dzień na miejsce pochówku i wstawia się u Boga za potrzebującymi. 
 
– Przyjechałem z pielgrzymką do dynowskiego cadyka, gdyż był człowiekiem sprawiedliwym – wyjaśnia młody pielgrzym Menachem Schwarc z Jerozolimy. 
 
Zbigniew J. Tobiasiewicz dowiedział się o swoich żydowskich korzeniach dopiero w wieku 21 lat. Jego rodzina od trzech pokoleń wrastała w polskie społeczeństwo. Dziadek – chorąży w armii gen. Hallera został zabity w Katyniu. W czasie wojny rodzina Tobiasiewiczów ukrywała lwowskich Żydów. Jego rodzice pracowali jako nauczyciele. Do Izraela wysłała go matka. Mieszkał tam przez dwanaście lat. Teraz mówi mi:
 
-Żyję w prawach chasydzkiej ortodoksji, ale czuję się też syjonistą. Nie to jest ważne, lecz fakt że jestem po prostu Żydem. Tak jak Mordechaj, który tymi słowami odpowiedział na pytanie Hamana w „Księdze Estery”. Filozofia cadyka jest mi najbliższa. Cadyk nie dzielił ludzi na Żydów i gojów (obcych). Wiedząc, że do ludzkiej duszy „przyszyty” jest grzech nauczał, iż każdy z nas powinien przed Jom Kipur – Dniem Sądu żałować za swe przewinienia i  zadośćuczynić złu, które wyrządził. W ten sposób ma sprawować kontrolę nad swoim życiem i mieć czyste sumienie. Jeżeli zawiniłeś wobec bliźniego, proś go o wybaczenie. Jeżeli ci nie przebaczy, przyjdź do niego z tą prośbą następnego roku. Jeżeli ci nie przebaczy po raz trzeci, to powiedz mu, iż grzech niewybaczenia jest gorszy niż twój grzech wobec niego. Żyd musi przebaczyć. Judaizm nie potępia lecz buduje.
 
-Aniołowie lepią duszę człowieka po czterdziestu dniach pobytu embriona w łonie matki. Jeżeli jest to dusza żydowska, współwyznawcy winni ją rozpoznać i przyjąć do swej społeczności. Tak jak mnie przyjęli, choć przez 21 lat nie znałem swego miejsca. Żydem jest ten, kto ma duszę żydowską.  
 
-Czy jest w Polsce antysemityzm? – pytam.
 
– Jest, ale nietypowy – odpowiada Z.J.Tobiasiewicz – Żyda nie zabiją ani nie biją, ale nie dadzą mu spokojnie żyć.  Polacy wobec Żydów kierują się mitami i uprzedzeniami. Na przykład takimi, iż każdy Żyd jest bardzo bogaty. Tymczasem chasydzi byli zawsze najbiedniejszymi w naszym społeczeństwie. A uprzedzenia? Polacy szukają korzeni żydowskich u ludzi, których nie akceptują. Ten zwyczaj szczególnie popularny jest wśród polityków. Tymczasem musimy poznać się wzajemnie, gdyż bez tego obie społeczności: polska i żydowska są kalekie. Jest od niedawna w Polsce moda na bycie Żydem: wielu Polaków szuka żydowskich korzeni.
 
Żydzi w Dynowie
 
Pierwsi Żydzi osiedlili się w Dynowie na początku XVI w. Początkowo należeli do kahału przemyskiego. Samodzielność tutejsza gmina żydowska uzyskała, jak się wydaje, już pod koniec XVII w. Posiadała drewnianą synagogę i cmentarz. Była mykwa, szpital oraz bejt ha midrasz. Na przełomie XVII/XVIII w. odnotowano istnienie w mieście ulicy Żydowskiej. W Dynowie należało wówczas do Żydów 52 domów, z czego jedenaście w samym rynku. Zamieszkiwało je 435 Żydów (1/3 mieszkańców). Miasto na przełomie XVII i XVIII w. stało się znaczącym ośrodkiem chasydyzmu. Cadykami byli tutaj wówczas Jehoszua Heschl i Jakow Cwi Jalish. W pierwszej połowie XIX wieku w mieście miał swoją siedzibę cadyk Cwi Elimelech Szapiro (1783 -1841) , autor wielu kabalistycznych komentarzy, założyciel dynastii cadyków dynowskich. Jego następcą zostali: syn Dawid Szapiro (1804-1874), a później wnuk Izajasz Naftali Herc (1838-1888).
 
Dynów w tym czasie miał dwie synagogi, dwóch rabinów i dwa cmentarze. W 1870 r. gmina liczyła 1190 osób, w 1900 – ponad 2 tysiące. Wielu z nich wyemigrowało do Ameryki. W okresie międzywojennym w mieście były trzy synagogi (w tym jedna murowana). W roku 1921 gmina żydowska liczyła 1273 osoby (na ogólną liczbę 2727 mieszkańców miasta). Ostatnim rabinem dynowskim był Mendel Spira, zaś podrabinami – David Halberstein i Abraham Schoor.
 
Po zajęciu miasta 15 września 1939 r. hitlerowcy wypędzili z domów mężczyzn żydowskiego pochodzenia i zgromadzili na szkolnym podwórku. Tego samego dnia dokonano egzekucji, mordując 200 osób. W dniu 28 września 1940 roku Niemcy zebrali grupę około 1 500 Żydów, sformułowali kolumnę i wypędzili ich przez San. Z powodu wysokiego stanu rzeki tylko nielicznym udało się przeprawić na drugi brzeg, gdzie przez dobę mokrzy i zziębnięci czekali na decyzję o swoim losie. Ostatecznie zostali zesłani w głąb ZSRR. Po tej akcji w Dynowie zostały tylko dwie rodziny żydowskie, które zostały przeniesione do getta w Brzozowie. Latem 1940 r. Niemcy wysadzili w powietrze murowana synagogę, a gruz użyto do naprawy ulic. Ulice utwardzano także macebami z obu cmentarzy: starego i nowego. Na starym cmentarzu urządzono w latach 80-tych XX w. plac zabaw dla dzieci. W 1990 odbudowano ohel (kaplicę nagrobną) cadyka Cwi Elimelecha Szapiro, jego syna Dawida oraz wnuka Naftalego Herca. 
 
Wg Andrzeja Potockiego, Śladami chasydzkich cadyków w Podkarpackiem, Rzeszów 2008
 
Dynów – miejsce dialogu i tolerancji 
 
Zbigniew Józef Tobiasiewicz (Fot. Tadeusz Poźniak)
 
Zbigniew Józef Tobiasiewicz z miejscowego Centrum Historii i Kultury Żydów Polskich:
 
Staramy się w Dynowie, aby Polacy poznawali Żydów. Od roku 2009 chasydzi zapraszali na swoje święta studentów z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Na Jom Kipur (Dzień Sądu) przychodzi młodzież ze szkół dynowskich. Bierze ona także udział w obchodach rocznic Holokaustu. (Hitlerowcy w święto Jom Kipur spalili Żydów w dynowskiej synagodze. Uciekających  mordowali strzałami.) Uczniowie zapalają świece za zabitych. Ponadto młodzież uczestniczy w obrządkach religijnych w synagodze, poznając kulturę chasydów. Duże zaangażowanie ze strony Uniwersytetu Rzeszowskiego wykazuje prof. Wacław Wierzbieniec, który poszukuje w historii Podkarpacia mniejszości narodowych i odnajduje tradycje tolerancji. W Wyższej Szkole Techniczno – Ekonomicznej w Jarosławiu (gdzie prof. Wierzbieniec jest rektorem) powstało Centrum Dialogu między Religiami i Narodami. Przyjazdy chasydów do Dynowa, ich głęboka filozofia oparta na miłości bliźniego, zrozumieniu i tolerancji zapoczątkowała na Podkarpaciu otwarcie  miejscowej społeczności na judaizm. Wymaga to odwagi z obu stron. Niestety Holokaust zabił nie tylko Żydów, ale zamordował w pamięci Polaków tradycje i historię tego narodu. Niewiele z niej w naszym regionie pozostało. Ważne jest zbieranie ocalałych okruszków. Dziś Dynów to miejsce budowy nowego świata i nowych relacji  między Polakami a Żydami.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy