Reklama

Kultura

Powrót dzikowskiej kolekcji

Antoni Adamski
Dodano: 28.06.2015
20786_IMG_5034
Share
Udostępnij
Od drugiej połowy maja możemy oglądać na zamku w Dzikowie kilkadziesiąt obrazów z kolekcji rodu Tarnowskich. W najbliższym czasie dołączy do nich 80  miniatur: to największy  tego rodzaju historyczny zbiór w Polsce. Przeniesienie obrazów i udostępnienie ich społeczeństwu w Muzeum Historycznym m. Tarnobrzega wypełnia testament Artura Tarnowskiego –  ostatniego właściciela Dzikowa.

Galeria malarstwa zgromadzona przez Jana Feliksa Tarnowskiego i jego żonę, Walerię ze Stroynowskich, w I poł. XIX stulecia, wpisuje się dobrze w dzieje polskiego kolekcjonerstwa. Zbierano wtedy głównie dzieła sztuki zachodnioeuropejskiej oraz pamiątki historyczne przypominające najważniejsze epizody dziejów ojczystych. Najwybitniejsi kolekcjonerzy, jak np. Stanisław Kostka Potocki, Michał Radziwiłł, Karol Mniszech, Józef Ossoliński, Henryk Lubomirski, Atanazy Raczyński, wywodzili się ze znamienitych rodów arystokratycznych. Najbardziej znane są zbiory rodu Czartoryskich, których ozdobą jest: „Dama z łasiczką” Leonarda da Vinci, „Krajobraz w miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta, zaginiony w 1945 r. „Portret młodzieńca” Rafaela,  malarstwo włoskie i niderlandzkie, sztuka wschodnia – trofea Odsieczy Wiedeńskiej 1683 r. oraz zbiór starożytności i  pamiątek narodowych. Wpływ kolekcji Czartoryskich na świadomość pozbawionych ojczyzny Polaków był ogromny. Dziś jej arcydzieła wystawiane są na całym świecie: od Stanów Zjednoczonych po Japonię.
 
Za to zupełnie nieznana w Polsce jest galeria  malarstwa (planowana jako galeria narodowa), gromadzona przez Stanisława Augusta Poniatowskiego poprzez jego antykwariuszy z najważniejszych miast Europy: Paryża, Rzymu, Genui, Wenecji i Florencji. Największym zaufaniem króla cieszyli się jego londyńscy agenci: sir Francis Bourgeois oraz Noel Joseph Desenfans. W 1795 królewska kolekcja liczyła 2289 obrazów oraz ponad 30 tysięcy odbitek graficznych. Był to rok ostatniego rozbioru Polski i zbiory nigdy nie trafiły do kraju. Król nie miał środków, by wykupić zamówione przez siebie dzieła. Dotarły do nas – i to po stuleciach – nieliczne płótna z królewskiej kolekcji. Np. dwa arcydzieła: portrety pędzla Rembrandta – dar Karoliny Lanckorońskiej dla Zamku Królewskiego w Warszawie (z lat 80-tych XX w.). Z pozostałych utworzono Galerię Obrazów w Dulwich – dzielnicy Londynu. Jej ozdobą są dzieła największych malarzy europejskich: Diego Velazqueza, Antoine Watteau, Petera Paula Rubensa, Rembrandta, Anthony'ego van Dycka, Williama Hogartha, Thomasa Gainsborough i wielu innych. Galeria ukazuje polskiego króla jako obywatela Europy o wyrafinowanym guście. Z nieznanych powodów kolekcja z Dulwich jest w Polsce niepopularna (nie licząc jedynej publikacji w „Przekroju”) i ignorowana. Nigdy nie słyszałem o planach wystawienia choćby kilkunastu obrazów z Dulwich przez któreś z ważniejszych polskich muzeów.
 
Jan Feliks i Waleria Tarnowscy żywo interesowali się płótnami z dawnej królewskiej kolekcji. W latach 1815- 1818 zakupili kilkanaście obrazów z kolekcji Poniatowskiego, m.in. „Uczonego prawnika” Thomasa Wycka, „Wizerunek młodego mężczyzny” naśladowcy Rembrantda, „Ucieczkę do Egiptu” Norblina (kopia z Rembrandta), „Babcię z wnukiem” Gottfrieda Schalkena. Wróciły one  teraz do Dzikowa. Sytuacja materialna zmusiła następców Jana Feliksa i Walerii Tarnowskich do sprzedaży „pereł” ze swoich zbiorów: „Lisowczyka”(zwanego także: „Jeźdźcem polskim”) pędzla Rembrandta oraz „Perseusza z głową Meduzy” dłuta Antonio Canovy (w Łańcucie znajduje się jego dzieło „Książę Henryk Lubomirski jako amor”). Oba arcydzieła spieniężono: „Lisowczyk” jest ozdobą Kolekcji Fricka w Nowym Jorku, „Perseusza…” można dziś oglądać w Muzeum w Chicago.
 
Oto jak tłumaczył konieczność transakcji Artur Tarnowski – ostatni właściciel Dzikowa. Podkreśla on iż sprzedający: „Żyli pod zaborami, tendencją narodową było wtedy nie sprzedanie ani piędzi ziemi obcemu, a jeżeli możliwe – wykupywanie jej, by w ręce polskie znowu wróciła. Wtedy ziemia w rękach polskich była problemem znacznie ważniejszym, niż posiadanie najcenniejszego płótna Rembrandta. To był punkt widzenia narodowy, nie wszystkich może, ale bardzo wielu Polaków”.
 
Naśladowca Canaletta, „Widok Wenecji”, XVIII w. / Fot. Tadeusz Poźniak
 
Wyjątkowego pecha miał „Perseusz z głową Meduzy”,  kupiony po okazyjnej cenie od artysty, z którym Jan Feliks i Waleria Tarnowscy zawarli osobistą znajomość: „Rzeźba (…) przewieziona została morzem do Odessy, skąd wołami dociągnięta do Horochowa (inny majątek Tarnowskich). Tam ustawiona, po kilku dniach, swoim ciężarem spowodowała pęknięcie murów pałacu, wobec tego zdecydowano ją sprzedać i do Dzikowa, do którego była przeznaczona nie przewozić. Perseusz stał następnie przez szereg lat u Potockich w Wilanowie w nadziei, że znajdzie może kupca w Polsce. Dziedzicem jej był Juliusz Tarnowski, najmłodszy brat mego dziada i prof. Stanisława. Gdy Juliusz zginął w powstaniu w 1863 r., rzeźba przeszła na braci. Oni, po wyjściu Stanisława z kilkuletniego więzienia w Ołomuńcu za współudział w powstaniu, sprzedali ją w Wiedniu. Prof. Tarnowski za pieniądze uzyskane z tej sprzedaży nabył coś, co dla każdego Polaka jest cenniejsze stokroć, niż rzeźba Canovy. Nabył od syna Mickiewicza, który był w Paryżu w poważnych trudnościach finansowych, rękopis "Pana Tadeusza". W kilkadziesiąt lat później, gdy z kolei Hieronim, syn prof. Stanisława potrzebował gotówki, ojciec mój odkupił "Pana Tadeusza" do zbiorów dzikowskich, gdzie był aż do wybuchu wojny, troskliwą opieką otoczony” (oba cytaty z paryskiej „Kultury”, 1959). Po wojnie rękopis Mickiewicza znalazł się – jako depozyt Tarnowskich – we Wrocławskim Ossolineum. W ostatnich latach został on Ossolineum sprzedany. Niedawno  przez kilka dni pokazywano go w Dzikowie.
 
Galeria malarstwa jest najcenniejszą częścią dzikowskich zbiorów sztuki. Jan i Waleria Tarnowscy tworzyli tę kolekcję nabywając dzieła malarstwa podczas wojaży na zachód i południe Europy. Zaczątkiem zbiorów dzikowskich był zespół miniatur. Jej uzupełnieniem stały się obrazy należące wcześniej do Hieronima i Waleriana Strojnowskich. Hieronim Strojnowski kupował dzieła sztuki w XVIII w. podczas podróży do Włoch, Francji i Holandii. W kolekcji dzikowskiej było wiele kopii dzieł poślednich, uchodzących za oryginały. Lecz też trafiały się prawdziwe perełki, jak wspomniany „Lisowczyk” Rembrandta, „Zaparcie się św. Piotra”  Gerarda van Honthorsta  (wybitnego holenderskiego caravaggionisty czyli naśladowcy Caravaggia), „Osty i motyle” Otto Marseusa van Schriecka czy „Kot i kogut” Jana Victorsa. Dwa ostatnie wymienione obrazy stały się niedawno własnością Muzeum Narodowego w Krakowie. (W Dzikowie wiszą ich dobre współczesne kopie konserwatorskie.)
 
Profil  dzikowskiej kolekcji kształtowały gusty i upodobania  Jana Feliksa i Walerii. W małżeństwie Tarnowskich miłośnikiem sztuki – z pewnymi aspiracjami do jej znawstwa – była Waleria. Jej smak artystyczny wywodził  się z estetyki neoklasycyzmu, przyjmującej ideał piękna stworzony przez antycznych artystów i mistrzów dojrzałego włoskiego renesansu. Młodą panią Tarnowską wprawiały  także w zachwyt oraz egzaltację ckliwe i sentymentalne obrazy, pełne nieznośnego patosu jak kompozycje Guida Reniego czy Carla Dolci. Świadczą o tych upodobaniach notatki czynione podczas zwiedzania włoskich galerii. Tarnowskich interesował literacki temat obrazu i jego duchowy wyraz, a najmniej wartości artystyczne.  
 
Za najbardziej wartościowe uchodzą obrazy zakupione w latach 1803-1804 podczas podróży Walerii i Jana do Italii. Dzieła malarstwa, nabywane u antykwariuszy w Rzymie i w Wenecji, nie były wyłącznie kompozycjami włoskich mistrzów, ale również obrazami malarzy szkół: flamandzkiej, holenderskiej, francuskiej. Zbiory Tarnowskich dowodzą, iż mimo prawdziwego umiłowania sztuki Jan i Waleria nie mogli się poszczycić zbyt wielkim znawstwem tej dziedziny i niejednokrotnie dawali wyraz łatwowierności, nabywając kopie zamiast oryginalnych dzieł. Znawcy tematu już dawno wykluczyli z dzikowskiej galerii – zakupione jako autentyczne obrazy – autorstwa: Leonarda da Vinci, Rafaela, Corregia, Tycjana i Michała Anioła, a ostatnio także rzeźbę Berniniego. Ta ostatnia (znajdująca się obecnie w kaplicy zamkowej) przedstawia „Dzieciątko Jezus ze św. Janem Chrzcicielem”. Jak obecnie ustalono, jest dzieło znamienitego rzeźbiarza Allesandro Algardiego datowane na I poł. XVII wieku.
 
Kultura Oświecenia stworzyła modę na odwiedzanie Italii. Dobrze urodzeni i majętni przedstawiciele różnych nacji wojażowali po włoskim  kraju, urzeczeni pięknem jego przyrody, a nade wszystko pamiątkami starożytności. Podróżnicy wywodzący się z kręgów arystokratycznych i intelektualnych  obowiązkowo przywozili pamiątki przeznaczone do dekorowania swoich rezydencji: począwszy od obrazów, reliefów, rzeźb, skończywszy na popiersiach i posągach. Zainteresowaniem cieszyły się prawdziwe i podrabiane starożytności. Cudzoziemcy wywożący z Włoch zbiory dzieł sztuki często padali ofiarą sprytnych pośredników i własnej niewiedzy.
 
Amatorzy dawnego malarstwa nie zawsze byli świadomi, że pozyskiwali kopie zamiast oryginałów. Świadczą o tym zapisy w rejestrach zbiorów dokonywane przez właścicieli lub na ich polecenie.
 
Dawne inwentarze wyszczególniają obrazy jako autentyczne dzieła dawnych mistrzów, podczas gdy faktycznie okazywały się one tylko repetycjami oryginałów. Dzieła sztuki naśladujące inne określane są jako: kopia, replika, wariant, wersja. Kopia to dokładne odtworzenie autentyku. Jej szczególnym rodzajem bywa replika – dzieło powtórzone przez samego mistrza czy malarzy z jego warsztatu lub kręgu. Wariant i wersja jeszcze dalej odbiegają od oryginału, chociaż opierają się na jego kompozycji. Warto zauważyć, że kopia staje się falsyfikatem, kiedy bywa świadomie prezentowana jako oryginał.
 
Obok kopii i drugorzędnych obrazów Tarnowscy nabyli we włoskich antykwariatach cenne obiekty przypisywane wybitnym mistrzom dawnego malarstwa. W zamkowej ekspozycji oglądamy dwie kompozycje łączone z warsztatem Antona Van Dycka. „Portret Marii Villiers księżnej Buckingham” to wytworny wizerunek arystokratki o subtelnej urodzie. Płótno utrzymane w wysmakowanej tonacji  chłodnych błękitów i szarości, rozjaśnianych  srebrzystymi refleksami atłasowej materii i perłowej karnacji ciała modelki nosi wszelkie znamiona sztuki wielkiego Flamanda. Jest dziełem wysokiej klasy. Natomiast niewielka scena mistycznych zaślubin św. Katarzyny z natłokiem postaci, brakiem przestrzeni, powtarzalnością ujęć twarzy, jest tylko powierzchownym naśladowaniem stylu van Dycka. Dziś określana jest jako dzieło nieustalonego malarza flamandzkiego, który znał dzieła wielkiego twórcy.
 
Thomas Wyck, „Pracownia prawnika”, XVII w. / Fot. Tadeusz Poźniak
 
Wątpliwości budzą portrety przypisywane Rembrandtowi. Maleńka głowa Żyda – obraz zakupiony u rzymskiego antykwariusza bliższy jest manierze w jakiej mistrzowie z Lejdy malowali swoje błyszczące miniatury. Studium męskiej twarzy malowane swobodnymi muśnięciami pędzla, w  różnych odcieniach brązu mocno odbiega poziomem od wspaniałych dwóch dzieł Rembrandta pochodzących z daru prof. Lanckorońskiej  (z którymi niesłusznie bywa porównywane). W klimat holenderskiego malarstwa rodzajowego wprowadza „Pracownia prawnika” Thomasa Wycka – mistrza nastrojowych przedstawień z rozbudowaną anegdotą, rozgrywających się w bogatych w szczegóły wnętrzach.  
 
Dwa widoki Wenecji ze zbiorów Hieronima Strojnowskiego, określone jako „szkoła Canaletta”, są miłe dla oka. Nie odznaczają się jednak szczególnym artyzmem. Znacznie odbiegają od wspaniałych panoramicznych wizerunków europejskich stolic, z których słynęli dwaj malarze noszący to samo przezwisko: Antonio Canale i Bernardo Bellotto,
zwany Canaletto.  
 
Z dwóch płócien przypisywanych Salvatorowi Rosie – wybitnemu artyście późnego, włoskiego baroku – zachwyca pejzaż, który wydaje się być fragmentem wyciętym z większej kompozycji. Przedstawia tak charakterystyczny dla Rosy typ fantastycznego krajobrazu z antycznymi ruinami, skalistym urwiskiem z dziko rosnącą roślinnością i jaskrawymi postaciami sztafażu, szkicowanymi nerwowymi pociągnięciami pędzla. Pozwala na potwierdzenie atrybucji – w przeciwieństwie do monumentalnego „Astronoma”. Ten drugi obraz z dzikowskich zbiorów – znacznie słabszy artystycznie –   sprawia wrażenie kopii.
 
Z twórczością malarskiej rodziny Carraccich łączone są autoportrety Agostina i Annibale, stojących na czele klanu bolońskich artystów wczesnego baroku. Są to konwencjonalnie ujęte popiersia mężczyzn w czerni. „Chrystus upadający pod krzyżem”- duże płótno  zawieszone w kaplicy zamkowej przypisywane jest Lodovico Carracciemu. Do twórczości bolońskich barokistów nawiązuje „Pieta” – kompozycja określana przez organizatorów wystawy jako dzieło Andrei Sacchiego – artysty naśladującego ich styl. Obraz jest kopią dzieła Annibale Carracciego, pozostającego w Museo di Capodimonte w Neapolu.
 
W dekoracji kaplicy zamkowej przeważają obrazy szkoły włoskiej. Najbardziej okazałe to: „Madonna z Dzieciątkiem, św. Józefem i  Janem Chrzcicielem”,  określane jako płótno Bonifazia Veronese – kontynuatora sztuki wielkich weneckich mistrzów i „Madonna” Domenica del Frate – sprowadzonego z Włoch malarza klasycyzującego kierunku. Nurt sentymentalnej egzaltacji i czułostkowej dewocji ujawnia „Madonna z Dzieciątkiem”  Francesco Trevisaniego. „Ucieczka do Egiptu” – miniaturowe olejne studium uchodziło za dzieło Rembrandta, pochodzące z kolekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego. Autorem dzieła okazał się Jan Piotr Norblin, który wykonał kopię jednej z wersji tego tematu holenderskiego mistrza.
 
Juliusz Kossak, Hetmańskie stado” / Fot. Tadeusz Poźniak
 
Dobrym uzupełnieniem kolekcji Tarnowskich są dzieła znanych malarzy polskich, jak np. metaforyczny „Portret Zdzisława Tarnowskiego na tle zniszczeń I wojny światowej”. Malowany świetnym pędzlem Jacka Malczewskiego kontrastuje z konwencjonalnymi wizerunkami autorstwa Wojciecha Kossaka („Z. Tarnowski na polowaniu”, „Róża z Tarnowskich Tyszkiewiczowa na tle swojej stadniny”). O klasę wyżej stoi cykl akwarel jego ojca – Juliusza Kossaka. To m.in. portret konny hr. Z. Tarnowskiego oraz „Stado hetmańskie”. Wizerunki Jana Dzierżysława Tarnowskiego jako marszałka sejmu galicyjskiego autorstwa Kazimierza Pochwalskiego oraz Józefa Pitschmanna są dobrymi przykładami malarstwa reprezentacyjnego, bez których nie mogło obyć się żadne arystokratyczne pałacowe wnętrze.

x            x           x
 
Sto obrazów przekazanych w imieniu rodu przez Jana Artura Tarnowskiego pozostanie w depozycie tarnobrzeskiego Muzeum do roku 2040. Są trudności z ich oglądaniem, gdyż nie została jeszcze oddana do użytku klatka schodowa prowadząca na I piętro. Na jej remont potrzeba 300 tys. zł. (Do tej kwoty należy dodać kolejne 300 tys. potrzebne do wykończenia sal I piętra.) Jedynym środkiem komunikacji między parterem a piętrem pozostaje pięcioosobowa winda oraz zewnętrzne schody przeciwpożarowe – bardziej odpowiednie dla strażaków niż dla zwiedzających. Jak poinformował dr Tadeusz Zych, dyrektor Muzeum w tym roku pieniędzy nie będzie. A w przyszłym?
 
– Staramy się o środki z  funduszy europejskich oraz od marszałka województwa. Miasto zapłaciło niedawno 120 tys. zł za nowoczesne szafy, w których w najbliższym czasie eksponowane będzie 80 miniatur. W tym roku mamy na działalność tylko 14 tys. zł. Potrzeby są wielokrotnie wyższe – mówi dyrektor Zych.
 
 
Pisząc tekst korzystałem z jedynych dostępnych publikacji autorstwa Kazimiery Grottowej: „Zbiory sztuki J.F. i W. Tarnowskich”, Wrocław 1957 oraz Artura Tarnowskiego, Prawda o zbiorach dzikowskich, „Kultura”, Paryż 1959.
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy