Reklama

Kultura

Jak spędzają święta – w domu lub na wyjeździe, ale zawsze z rodziną

Alina Bosak
Dodano: 24.12.2016
30626_januszewska_1
Share
Udostępnij
W domu dziennikarki Marty Januszewskiej wigilia rozpocznie się zaraz po pojawieniu się na niebie pierwszej gwiazdki, a góra prezentów może być wyższa niż choinka, do biznesmena Vadyma Melnyka przyjdzie Dziadek Mróz, a rzeźbiarka Anna Hass-Brzuzan szykuje się na świąteczną rewolucję – wigilię w kurorcie.
 
Marta Januszewska, dziennikarka radiowej Jedynki i TVP Rzeszów, felietonistka portalu Aleteia, lektorka filmowa, tłumaczka, a zarazem mól książkowy i długodystansowy biegacz, mieszka w Warszawie, ale święta spędzi na Podkarpaciu. W domu rodzinnym w Boguchwale. – I częściowo w pracy – zdradza. – Przez trzy świąteczne wieczory poprowadzę wieczorne wydanie Aktualności w TVP Rzeszów. Nie czuję się przez to poszkodowana. Od lat jakąś część świąt spędzam w pracy, gdzie w tym czasie również panuje zupełnie inna niż zwykle atmosfera. Jest odrobinę spokojniej i wszyscy są dla siebie milsi. Traktuję to jak dobrą zapowiedź kolejnych miesięcy. Mówią przecież, że jaka wigilia, taki cały rok. Nie myślę, że ma być tylko pracowity, ale przede wszystkim z podobną atmosferą. 
 
Z powodu pracy nie pokroję pewnie w tym roku świątecznej sałatki, co zazwyczaj jest moim obowiązkiem. Kiedy dotrę, wszystko już będzie gotowe. Chlubą mojej mamy jest to, że wszystkie dzieci zjeżdżają do niej na święta. A mam piątkę rodzeństwa, więc do wigilijnej kolacji zasiada kilkanaście osób. Zaczyna się ona już ok. 15.30. To dlatego, że niektórzy muszą jeszcze zdążyć na wigilię u swoich teściów. Na stole nie ma 12 potraw, ale trzymamy się tradycyjnego menu. Barszcz biały z grzybami to danie obowiązkowe. Barszcz czerwony podaje się u nas na obiad w Boże Narodzenie. Barszcz wigilijny jest brązowy od dużej ilości grzybów, które mama sama zbiera w lesie, a potem suszy.

Do tego kilka rodzajów pierogów, nie tylko z kiszoną kapustą i białym serem, ale także z owocami – jabłkami, truskawkami, jagodami. Brat przywiezie także rybę. Nie będzie to karp. Ten jest niemile widziany, odkąd jako dziecko zadławiłam się ością. Do ryby podamy surówkę z kiszonej kapusty. W końcu ciasta – moja mama, która najchętniej nie wychodziłaby z kuchni, piecze naprawdę pyszne. Makowiec, sernik zawsze są na święta. A w tym roku mama obiecała nam także tzw. placek czeski, który w dzieciństwie uwielbialiśmy. Dwa kruche blaty czekoladowe przełożone kremem z olejkiem arakowym i biszkoptami maczanymi w soku malinowym. Na wierzchu czekolada. Musi postać 2 dni, aby wszystkie smaki dobrze poprzenikały.
 
Po kolacji czas rozpakować prezenty. A że każdy daje jakiś podarunek każdemu, pod choinką ledwo się mieszczą. Gdyby je ułożyć jeden na drugim pewnie byłyby wyższe od drzewka. Dzięki nim jest dużo śmiechu i radości. Wyciągają je po kolei najmłodsi w rodzinie – dzieci mojego rodzeństwa – i dają adresatowi. 
 
Boże Narodzenie cieszy mnie jak wiele świąt. Ponieważ jednak jestem ciepłolubna, bardziej lubię wiosenną Wielkanoc. Chociaż i w czasie niej też zdarzał się śnieg. W Bożym Narodzeniu lubię to, że trwają dłużej niż inne święta za sprawą świątecznych jarmarków, oświetlonych miast i strojnych witryn w sklepach. I poza komercyjnymi zyskami dla handlowców, dostrzegam i fakt, że to ubarwia życie. Jest milej i przyjemniej. Nawet, gdy na zewnątrz mróz. 
 
 
Anna Hass-Brzuzan. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Anna Hass-Brzuzan, artysta plastyk, autorka form rzeźbiarskich w porcelanie i brązie, m.in. bł. Karoliny, czytającej  dzieciom katechizm na os. Kotuli w Rzeszowie, nauczyciel i twórczyni pracowni ceramicznej w rzeszowskim Zespole Szkół Plastycznych im. Piotra Michałowskiego. – Święta zawsze spędzaliśmy z moja mamą i siostrą, ale w tym roku po raz pierwszy będzie inaczej. Wszystko z powodu wnuczka, który mieszka we Wrocławiu. Synowa, chcąc, aby wigilie mógł spędzić zarówno z nami, jak i jej rodzicami, zaprosiła wszystkich na święta do Ustronia k. Wisły. Tam więc zjemy wigilijna kolację. Nie omieszkam zabrać na nią swoich śledzi – dania, które od lat jest hitem na naszym świątecznym stole. Przepis jest bardzo prosty – kupuję śledzie matiasy z beczki i moczę w wodzie z mlekiem przez całą noc. Rano wyciągam, kroję każdy filet wzdłuż na pół i zwijam w rulonik, który spinam wykałaczką. Ruloniki układam w weku (szpice wykałaczek na boki) – warstwa śledzi na to pokrojona w kosteczkę cebula, kolendra i znów warstwa śledzi, cebula i kolendra – a na wierzch 1-1,5 łyżki octu i oliwa. Po trzech dniach śledzie są pyszne.
 
Do tej pory przygotowaniami do wigilijnej kolacji dzieliłam się z mamą i siostrą. Ja, oprócz śledzi, szykowałam także karpia w galarecie po żydowsku. Mama ugotuje trzy rodzaje pierogów. Zawsze jest barszcz czerwony z uszkami i sos grzybowy z kaszą gryczaną. Będzie też kutia – w mojej nieco mniej miodu, więc nie jest aż tak słodka. Mama piecze też ciasta. Na wyjazdowej wigilii na pewno nie będzie aż tak pysznie jak w domu, ale nie zabraknie choinki i prezentów. Mam trochę mieszane uczucia, co do tych świat, ale dzieci mówią, że dzięki temu nie będę się tak denerwować, czy wszystko dobrze wyjdzie. Przygotowań do świąt nie cierpię. Chcę, aby wszystko było na tip top – choinka wystrojona doskonale i aby niczego nie brakło. Biegam więc co chwilę do sklepu, dokupując czasem niepotrzebne rzeczy. Ale jak to wszystko przetrwam, to potem już cieszę się Bożym Narodzeniem.      
 
 
Vadym Melnyk. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Vadym Melnyk, prezes Cervi Robotics, firmy z Inkubatora Technologicznego w Jasionce, zajmującej się projektami związanymi z lotnictwem, robotyką, programowaniem i sztuczną inteligencją, razem ze swoją dziewczyną Ludmiłą Prochko, święta spędzą z rodziną na Ukrainie. Ponieważ Boże Narodzenie w kościele prawosławnym obchodzone jest 13 dni po świętach obrządku rzymskokatolickiego, wyjeżdżają z Rzeszowa dopiero 26 grudnia. – Najpierw odwiedzimy rodziców Ludmiły i zostaniemy u nich także na Nowy Rok. Mieszkają w wiosce w obwodzie równieńskim, mam tam okazję naprawdę wypocząć od tego tempa, w jakim żyję na co dzień. Tam jest cisza i spokój. Na Święta Bożego Narodzenia jedziemy do  moich rodziców, do Stanisławowa. 
 
– Kiedy przyjadę do domu w moich rodzinnych Warkowiczach, ubiorę choinkę na 1 stycznia – dodaje Ludmiła. – W Nowy Rok mam nadzieję znajdziemy pod nią prezenty od Dziadka Mroza. Szuka się ich już od rana. W Stanisławowie zasiądziemy do kolacji wigilijnej 6 stycznia, kiedy na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka. Na stole stanie 12 postnych dań. Wśród nich kutia, gołąbki, pierogi. Nie podaje się u nas barszczu, ale za to jest kompot z suszonych owoców. No i różne sałatki. Przez cały 7 stycznia odwiedzamy rodzinę i znajomych i idziemy kolędować do cerkwi. Tego dnia do domów pukają także kolędnicy, którym za śpiewanie daje się cukierki lub pieniążek. Boże Narodzenie na Ukrainie, podobnie jak i w Polsce, jest jednym z najważniejszych świąt. Radosnych i rodzinnych.     
 
 
Ludmiła Prochko. Archiwum prywatne
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy