Reklama

Kultura

Dom i obrazy Wojciecha Weissa ożyły w muzeum w Strzyżowie

Antoni Adamski
Dodano: 29.05.2017
33047_0K3A3556
Share
Udostępnij

Związki Wojciecha Weissa ze Strzyżowem trwały zaledwie pięć lat (1899-1904). Były jednak ważnym okresem życia jednego z najwybitniejszych twórców okresu Młodej Polski i dwudziestolecia  międzywojennego. Od połowy maja w Muzeum Samorządowym Ziemi Strzyżowskiej możemy oglądać niezwykłą ekspozycję czasową poświęconą artyście i jego sztuce. Jest to właściwie spektakl o nim rozpięty przez Jarosława Figurę między jawą a snem, między realnością a wyobraźnią.

            Wojciech Weiss (1875-1950)  absolwent, późniejszy profesor i rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, uczeń Leona Wyczółkowskiego, uczęszczał także do konserwatorium (klasa skrzypiec) – co miało duży wpływ na jego malarstwo. Wielokrotnie wracał do Paryża (gdzie za „Portret rodziców” otrzymał złoty medal na Wystawie Powszechnej w 1900 r.) oraz do Florencji i Wenecji; fascynował się także sztuką japońską. W Strzyżowie spędzał wakacje. Bywał tu także w zimie.W latach 1899-1904 przyjeżdżał do swej siostry Emilii. Mieszkał na poddaszu budynku kolejowego. Mąż  siostry Stanisław Florek był naczelnikiem stacji. Ten krótki okres miał duże znaczenie dla twórczości Weissa. Namalował wtedy m.in. „Maki”, „Taniec z faunem”, „Promienny zachód słońca”,”Pocałunek na trawie” oraz dziesiątki szkiców pejzażowych i akwarel z motywem miejscowej stacji, torów, strzyżowskiego: kościoła, kirkutu, karczmy.Były one czymś więcej niż szkicami do późniejszych obrazów, które oddawać winny realny wygląd rzeczywistości. To „krajobraz wewnętrzny” artysty, w którym natura przefiltrowana zostaje przez pryzmat jego własnej wrażliwości. Wpływy japońskie widać w niewielkich akwarelkach (prezentowanych niedawno w Centrum Sztuki Japońskiej Manggha w Krakowie), gdzie ze wszechogarniającej śnieżnej bieli wyłania się ciemny kontur budynku stacyjnego oraz zarysy wagonów kolejowych.

            W zbiorach strzyżowskich był dotąd tylko jeden rysunek Wojciech Weissa. W marcu ub. r. Muzeum Samorządowe Ziemi Strzyżowskiej zakupiło od rodziny artysty kolekcję trzynastu rysunków związanych z miastem.  W szkicach pejzażowych stałym motywem są fara z dzwonnicą lub kirkut. Pogłębione studia rysunkowe macew świadczą o  zainteresowaniu  artysty kulturą żydowską. Pagórkowaty krajobraz oddany wijącą się secesyjną kreską jest zacieniony kłębowiskiem chmur lub oświetlony skąpym blaskiem księżyca. Do najcelniejszych prac należą także „Autoportret” (1906 r.), „Portret  staruszki” – naszkicowany zaledwie kilkoma kreskami oraz wizerunek siostrzeńca – Kazia (oba z 1901). Ekspozycję uzupełnia  użyczone przez rodzinę popiersie Wojciecha Weissa – wyrazista rzeźba  Ksawerego Dunikowskiego. Prace artysty pokazane są w starannie odtworzonym mieszczańskim wnętrzu z epoki. Króluje w nim rzeźbiony kredens i okrągły stolik, kanapka oraz fortepian z połowy XIX stulecia.

            To nie wszystko: istnieje osobna ekspozycja pokazująca klimat domu i twórczości artysty. To autorskie dzieło Jarosława Figury, reżysera, scenografa, polonisty i aktora, absolwenta UMCS w Lublinie i PWST we Wrocławiu, aktora i dyrektora technicznego Sceny Plastycznej Leszka Mądzika. Zagrał w ponad 2000 przedstawieniach, objechał z Mądzikiem większość krajów europejskich. Był także w Australii, Kanadzie, USA, Meksyku, Brazylii, Peru, Indiach, Egipcie, Iranie, Libanie i Syrii. Przygotowywał liczne wystawy scenograficzne tego teatru. Od 2010 realizuje własne spektakle. Nie jest to jego pierwsza wizyta w Strzyżowie. W 2016 pokazywał tu m.in. „Poza światłem” w tunelu schronowym. W tym roku z okazji Nocy Muzeów zaprezentował na miejscowym Rynku spektakl pt.”Ecce homo – senne obrazy Wojciecha Weissa”. Motywy z  prac artysty pojawiają się jako sceny teatralne. To „Taniec z  faunem”, „Taniec”, „Demon w kawiarni”, „Opętani” oraz „Ecce Homo”. Występowała w nich młodzież z miejscowego Liceum Ogólnokształcącego oraz dzieci z Miejskiego Zespołu Szkół.

            W pamięci mieszkańców pozostanie coś więcej niż ulotny spektakl. Monika Bober, dyrektor strzyżowskiego Muzeum powierzyła Jarosławowi Figurze opracowanie filmu oraz czasowej ekspozycji „Klimat domu i twórczości Wojciecha Weissa”. Znalazły się na niej nie tylko zakupione ostatnio rysunki artysty, lecz także autentyczne meble i przedmioty przekazane przez rodzinę artysty z domu w Kalwarii Zebrzydowskiej:

            „Wojciech Weiss, wybitny polski malarz. Ukochał kiedyś Strzyżów. W pogiętym krajobrazie odnajdując wenę, bez której każda sztuka to tylko rzemiosło. Tu wszystko mu współgrało ze sobą cudownie. Pędzel  stawał się smyczkiem, paletą – futerał. Bo bez muzyki nie byłoby Weissa! Malarza. Buduję mu więc Arcadię i w ukochanym mieście mebluję mieszkanie. Meblami, wśród których kiedyś odpoczywał. I tworzył. Próbuję odczytać tajemne historie ukryte w przedmiotach. W niemych świadkach chwil życia” – mówi Jarosław Figura, który operuje teatralnymi środkami:  muzyką, światłem, metaforą, symbolem lub przeciwnie – konkretem. Chce działać na zmysły, wywoływać emocje, budować klimat…

            Wystawę otwiera reprodukcja obrazu „Promienny zachód słońca” – wizja  strzyżowskiego pejzażu przed zmrokiem. Pobyt Weissa zaczyna się od budynku dworca kolejowego, gdzie na poddaszu mieściło się mieszkanie Florków. Wyposażenie pokoiku artysty jest autentyczne: to jego łóżko z pościelą przykrytą kocem. Na krześle obok „Wybór poezyj” Adama Asnyka, Kraków 1926 otwarty na wierszu „Mgławice”. W lustrze, w którym przeglądał się wielokrotnie, utrwalony został ledwie zarysowany wizerunek malarza.

            Wchodzimy do salonu, gdzie ustawiono meble przeniesione z domu Weissów w Kalwarii Zebrzydowskiej. To nie tylko rekonstrukcja wnętrza, w którym królują dwa płótna: „Sad w Kalwarii” oraz   „Portret syna” (wypożyczone od rodziny). To także własna kreacja Jarosława Figury: nad pianinem unoszą się w górę nuty tak, jakby dźwięki muzyki. W serwantce ustawiono fajansowe wazony i dzbanki, które pojawiają się na obrazach artysty. Poprzez lekko uchylone drzwi oglądamy „szafę snów”, w której wnętrzu śledzimy wzlatujące w górę  bibeloty. Za oknem snop zboża jakby z „Wesela” Wyspiańskiego. Wstrzymam się od dalszego opisu. Obejrzyjcie sami. Tego nie zobaczycie w przeciętnym martwym muzeum zapełnionym planszami i gablotkami.    

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy