Postacie jak żywe
Ostatnia wola
TO MOŻE CIĘ ZAINTRESOWAĆ
Prezbiterium
Pod prezbiterium znajduje się krypta, w której spoczywają prochy Ligęzów: fundatorów i dobroczyńców kościoła. (Miejsce spoczynku Mikołaja Spytka jest dziś nieznane. Nie wiadomo czy został pogrzebany pod progiem kościoła.) Prezbiterium - zamknięte dla wiernych - pełniło w tamtej epoce rolę chóru zakonnego. Rzeźbione postacie Ligęzów - klęczących w modlitewnej pozie, z pobożnie złożonymi rękami górowały nad postaciami zgromadzonych na nabożeństwie zakonników. W ten sposób strefa zmarłych oddzielona była od świata żywych. A jednocześnie łączyła się z nim. Postacie Ligęzów - przedstawionych przez rzeźbiarza realistycznie jako żywych ludzi - były wśród nich obecne: w sensie symbolicznym i materialnym. Znieruchomiałe w pozie wieczystej adoracji włączają się w modlitwę żyjących. Nad jednymi i drugimi rozpościera się sklepienie świątyni – symbol nieba.
Prawdziwe odkrycie
Wizerunki Ligęzów w ciągu wieków uległy zatarciu. Pokryły się zabrudzeniami i kurzem; dodatkowo zabezpieczono je warstwą wosku. Czas zniszczył polichromię; tylko jej ślady zachowały się na powierzchni. To dla nas zaskoczenie, gdyż przyzwyczajeni jesteśmy do surowej, bezbarwnej rzeźbiarskiej bryły. Tymczasem nawet antyczne rzeźby były polichromowane: pokrywane jaskrawymi, ostrymi barwami burzą nasze gusty estetyczne. Oczyszczenie rzeźb pozwoliło dostrzec niewidoczne przedtem szczegóły. W świetlistym alabastrze oddana została każda zmarszczka na twarzy i każda fałda skóry; realistycznie odtworzono ręce i szczegóły ubioru. Podkreśla to barwa oczu i ust, kolor włosów i złocenia ornamentu zbroi. Co więcej: ta dbałość o detal nie powoduje wrażenia, iż mamy do czynienia z osobliwością w rodzaju woskowych kukieł. Przeciwnie: wizerunki Ligęzów oddają psychologiczną głębię przedstawianych postaci. Mamy wrażenie, iż patrzymy w twarz żywego człowieka, choć ten zmarł kilka stuleci temu. To dzieło sztuki wysokiej klasy.
Kamienny portret
Na przykład Mikołaj Spytek Ligęza: musiał być kimś stanowczym, nawykłym do rozkazywania. W jego wzroku czai porywczość, której nie jest w stanie zamaskować nawet modlitewna poza. Nalana twarz okolona jest krótko strzyżoną brodą i szerokimi wąsami. Na gładko ogolonej czaszce cyrulik pozostawił pęk opadających na czoło włosów. Fryzurę taką zwano „głową cybulaną” i noszono jeszcze w XVIII stuleciu do kontusza. Trudno nazwać tę twarz piękną czy sympatyczną. Możnowładca „był bowiem w mniemaniu własnym i potomnych wyższy nad takie drobiazgi, jak brzydota, gruboskórność czy wręcz brutalność zakodowana w rysach.
Do Mikołaja Spytka z postury i z charakteru podobny jest klęczący w sąsiedniej niszy Stanisław Ligęza, kasztelan żarnowiecki i starosta lubaczowski. Zastygły w gwałtownym geście podnosi wzrok ku górze, jakby ktoś napomniał go co do konieczności modlitwy. Powyżej podobizna Mikołaja Ligęzy z Bobrku - ojca fundatora, starosty bieckiego i kasztelana wiślickiego. Przedstawiony został jako dostojny starzec, z którego twarzy emanuje wewnętrzny spokój i rozwaga. Z ufnością wznosi on wzrok w stronę ołtarza. Obok jego brat Zygmunt, cześnik wielki koronny sprawia wrażenie nieobecnego: w zamyśleniu skierował wzrok ku ziemi.
Na ścianie północnej jedyna postać klęcząca pod tarczą z herbem Półkozic. To Jan, syn Jana wojewody łęczyckiego. Ten drugi żył w XV w. i uważany był za założyciela rodu. Obaj przedstawieni zostali jako pogrążeni w głębokiej modlitwie. Modlitewne zamyślenie widać także na obliczach: Feliksa Ligęzy, arcybiskupa lwowskiego oraz Hermolausa, podskarbiego wielkiego koronnego. Wszyscy ci możnowładcy wydają się być oderwani od swych codziennych zajęć. Są jakby nieobecni: do głębi przejęci myślą o śmierci klękają do modlitwy, by w tej pozie zastygnąć na wieki. W obejściu paryskiego opactwa Saint Denis przedstawiono dostojne postacie klęczących królów, a pod nimi odrażające wyobrażenia ich rozkładających się ciał. Ten drastyczny obraz został zaoszczędzony tym, którzy oglądają rzeszowskie mauzoleum.
Figury zadumane w modlitwie