Reklama

Kultura

Władysława Prucnal – artystka z Medyni

Antoni Adamski
Dodano: 29.03.2013
3053_na-otwarcie
Share
Udostępnij
Angielka – Christine Rickards-Rostworowska napisała książkę o Władysławie Prucnal – rzeźbiarce ludowej z Medyni Głogowskiej k. Łańcuta. Wydała ją na własny koszt w dwóch wersjach językowych. Wersja angielska będzie promowała kulturę Podkarpacia za granicą.
   
W połowie  lat 90-tych Christine Rickards trafiła na targ w Rzeszowie, gdzie ze zdumieniem zobaczyła stoisko garncarskie. Podobne naczynia gliniane widziała dotąd tylko w muzeach etnograficznych. Kupiła kilka garnków i poprosiła sprzedawcę o napisanie na kartce nazwy miejscowości z której wyroby pochodzą. Do Medyni Głogowskiej trafiła w roku 2009. Zwiedziła drewnianą chatę-prywatne muzeum Władysławy Prucnal. Było to dla niej olśnienie:
   
„W najśmielszych przypuszczeniach nie spodziewałam się czegoś tak niezwykłego – pisze we wstępie – Kolorowe, połyskujące w świetle lampy, przeróżne figurki pokrywały dosłownie każdy centymetr ekspozycji; chłopi przy pracy i przy modlitwie, figurki świętych, sceny biblijne, polscy bohaterowie narodowi, nie wspominając o ptakach, gwiżdżących kogucikach i kwiatach.(…) Miałam odczucie, jakbym znalazła się w innym świecie.”
 
Rzetelne studium etnograficzne nie tylko dla Polaków   

Początkowo adresatem publikacji miał być tylko polski czytelnik. Z czasem, gdy autorka dowiadywała się coraz więcej o twórczości W. Prucnal i o dziejach podłańcuckiego ośrodka garncarskiego, uznała iż temat ten zainteresuje także odbiorców z Europy Zachodniej. Praca Ch. Rickards zasługuje na uznanie. Nie jest to kolejna publikacja o egzotycznej Polsce oglądanej z okien  autokaru turystycznego. To rzetelne studium etnograficzne, cytujące kilkadziesiąt publikacji książkowych, katalogi wystaw sztuki ludowej, archiwum prasowe i  audiowizualne. Wszystkie materiały – po polsku. Uwzględniając nawet językową pomoc męża – Bogusława Rostworowskiego, nie sposób odmówić autorce wnikliwej oceny źródeł pisanych. A co ważniejsze: pasji, z jaką pisze o swej bohaterce, daleko wykraczając poza suchą  naukową faktografię. Powstał esej o artystce z naszego regionu i o uniwersalnym języku sztuki.
   
Debiut z dzieciństwa

Władysława Prucnal urodziła się w 1935 r. w rodzinie biednego garncarza, który nie posiadał nawet konnego wozu. Aby sprzedawać garnki na jarmarkach musiał pożyczać wóz od sąsiada lub nosić wyroby na własnych plecach. Przyszła artystka podpatrywała pracę ojca. Bawiąc się gliną lepiła figurki. A ponieważ dostawała burę od matki za pobrudzoną sukienkę, postanowiła spróbować swoich sił w snycerstwie. Skończyło się na skaleczeniu ręki. „Przyszła mi taka myśl, że przecież glina nie może palców kaleczyć i muszę robić z gliny” – wspominała po latach. Jako dziewczynka „czując jakąś siłę, jakby czyjś popych” stworzyła z gliny pierwszą kolekcję figurek i urządziła na ławce ich wystawę. Próby te utrwaliła na taśmie ekipa z Łódzkiej Szkoły Filmowej. W1949 r. znalazła się ona na tym terenie wraz z grupą etnografów, prowadzących badania nad ośrodkami garncarskimi województwa rzeszowskiego. Debiut przyszłej artystki został sfilmowany przypadkiem.
   
Kto dziś pamięta, iż pierwszy film Andrzeja Wajdy to dokument poświęcony ceramice z Iłży? Powojenne zainteresowanie sztuką ludową wiązało się z polityką państwa, które – ludowe z nazwy – korzeni narodowej kultury kazało szukać na wsi, a nie w magnackich rezydencjach, dworach szlacheckich czy w mecenacie kościoła. W Ministerstwie Kultury powstał osobny Wydział Sztuki Ludowej. W terenie organizowano pierwsze  ekspozycje rodzimych twórców m.in. w Łańcucie. Figurki Władysławy Prucnal z lat 1949 – 54 przedstawiają zwierzęta. Są to np. świetnie pokazana kura wysiadująca jajka lub przykucnięty na tylnych łapach pies. Postacie ludzkie były bardziej schematyczne, choć pełne trafnych obserwacji  (ksiądz niosący kurę pod pachą, z brewiarzem w drugiej ręce, jeździec, mężczyzna z kołyską czy kobieta dźwigająca chrust).  Korzenie wielu z tych przedstawień są uniwersalne: tkwią w prehistorycznych figurkach  mających charakter magiczny. Zauważona przez etnografów artystka zyskała uznanie starych garncarzy w rodzinnej wsi. Za to ojciec lekceważył jej prace, choć bawiły go jej figurki i nie przeszkadzał córce w robocie. 
   
Początek lat 50-tych to rozwój mecenatu państwa nad sztuką ludową. Powstała Cepelia czyli Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego. Mnożyły się  spółdzielnie zrzeszające twórców i chałupników. Cepelia dawała im stabilny status zawodowy. To okres rozwoju medyńskiego ośrodka garncarskiego, gdzie przy wytwarzaniu wyrobów z gliny zatrudnionych było ok. 200 osób. Dla Cepelii pracowała również Władysława Prucnal. Problem polegał na tym, że – tak jak wszyscy wytwórcy – obowiązana była „wyrobić” miesięczną normę. Była to określona umową liczba  glinianych figurek i gwizdków. Nieraz musiała produkować po 50 (!) rzeźb dziennie. Socjalizm preferował ilość: rosnący popyt na sztukę ludową trzeba było zaspokoić. Polska twórczość zyskała uznanie za granicą. Cepelia założyła sklepy we Francji (w Paryżu), Belgii, Holandii i Stanach Zjednoczonych. Problem polegał na tym, iż zamiast autentycznego polskiego folkloru Europa poznawała kostniejącą, coraz bardziej schematyczną masową wytwórczość. Nie miało to znaczenia, bo „Cepeliada” stała się z czasem oprawą socjalistycznej propagandy. W latach 70-tych Rzeszowszczyznę przedstawiano jako region, który swój awans społeczny i gospodarczy zawdzięczał wyłącznie PRL.
   
Artystka z Medyni – podobnie jak wielu innych twórców ludowych – nie była w stanie sprostać dyrektywom propagandowym. Gdy inni artyści przedstawiali Stalina i Lenina jako swego rodzaju socjalistyczne „świątki” (polecam wizytę w magazynach Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie), Władysława Prucnal pokazała Kopernika w pozie Frasobliwego, zaś Jana Matejkę niemal jako Boga Ojca Stworzyciela. Socrealistyczne schematy z lat 50-tych odzwierciedla figurka opiekuna dzieci – żołnierza trzymającego wartę „na straży pokoju”. W ogólnopolskich konkursach twórczości ludowej wygrywał okolicznościowy temat – hojnie nagradzany przez organizatorów; przegrywał tracący swą indywidualność artysta.
 
Talent na przekór przeciwnościom

W drugiej połowie lat 60-tych czekał Władysławę Prucnal kolejny artystyczny egzamin: udział w ozdobieniu wnętrza nowego miejscowego kościoła parafialnego. Wykonała do niego m.in. lichtarze i niewielkie figurki muzykantów w prezbiterium. Muzykanci weszli w skład ogromnej kompozycji ceramicznej autorstwa prof. Jana Budziło z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Według Christine Rickards „doświadczenie to przyczyniło się do rozwoju artystki”. Moim zdaniem –  wprost przeciwnie.  We wnętrzu sakralnym widać aż nadto wyraźnie iż rzeźba W. Prucnal nie ma i nigdy nie miała charakteru monumentalnego. Udział ludowego świątkarza w tego rodzaju realizacjach jest nieporozumieniem. Jego prace nikną w ogromnej przestrzeni świątyni. Oglądać je można tylko z bliska. Także dekoracyjne reliefy w siedzibach kilku instytucji w Łańcucie czy Niebylcu rażą schematyzmem, choć odbijają na korzyść od okolicznościowych „chałtur” wykonywanych na taką okazję przez zawodowych artystów-plastyków.
   
Jak z tego wynika, talent Władysławy Prucnal rozwijał się w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach i jakby tym okolicznościom na przekór. Wśród wczesnych jej prac zwraca uwagę znakomita figurka Chrystusa Frasobliwego (1954 r. ze zbiorów Muz. Etn. w Rzeszowie). Pełna autentyzmu powstała pod wpływem osobistych przeżyć, podobnie jak późniejsza rzeźba Ukrzyżowanego (1966, Muz. Etn. w Krakowie). Obie mieszczą się w tradycji autentycznej twórczości ludowej, którą w kolejnych dziesięcioleciach artystka będzie rozwijać i wzbogacać. Nastąpiło przy tym odwrócenie proporcji, gdyż dawna  sztuka  ludowa ma charakter głównie sakralny. Obdarzona niezwykłym darem obserwacji rzeźbiarka skupiła swą uwagę na typach wiejskich gospodyń i gospodarzy zajętych codziennymi czynnościami. Charakteryzuje ich w sposób trafny, wnikliwy, niekiedy dosadny. Przedstawia również wieś „od święta”: kolędników, muzykantów, gospodarzy w odświętnych strojach w drodze do kościoła, niosących chleb lub bukiety kwiatów. Te same pomarszczone, spracowane twarze widzimy w twórczości religijnej: w postaciach Chrystusa, Matki Boskiej i świętych, w figurkach szopkowych oraz scenie Ostatniej Wieczerzy. Mistrzostwo artystka osiąga w przedstawieniu różnych gatunków ptaków, których cechy charakterystyczne uwydatnia i w sposób ekspresyjny przejaskrawia.
   
Sztuka zakorzeniona w przeszłości
 
Tradycyjna wieś była światem zamkniętym: w przestrzeni i w czasie. Twórczość Władysławy Prucnal rysuje wizerunek wsi takiej, jaką pamięta z lat swojej młodości. Tej która przeminęła, ustępując miejsca cywilizacji końca XX wieku. Artystka utrwala czas przeszły. Teraźniejszość nie ma i nie może mieć do niej dostępu. Autentycznej sztuce ludowej niedostępna jest współczesność: ulepienie z gliny postaci lekarza, mechanika lub informatyka przed ekranem komputera skazywałoby ją na nieautentyczność i  śmieszność. Ale przeszłość to dla współczesnych, wywodzących się ze wsi temat wstydliwy. Twórczość ludowa przypomina bowiem także to, o czym ludzie woleliby zapomnieć: prymitywizm, biedę, izolację od miejskiego świata, brak wykształcenia. Przez długi czas twórczość Władysławy Prucnal była przede wszystkim „towarem eksportowym”, osobliwością pokazywaną na zewnątrz – Broń Boże nie w rodzinnej wiosce. Przez dziesiątki lat artystka czuła się tu jak „wygnaniec”. Otwarcie autorskiego muzeum, w którym mogłaby pokazywać swe prace przez lata pozostawało w sferze nierealnych marzeń.
     
Nie jest dziełem przypadku iż największą kolekcję prac Władysławy Prucnal zgromadziła Walentyna Dermacka mieszkająca w Pieckach na Mazurach. Ministerstwo Kultury nadało w 2011 r. tej kolekcji status muzealny, a miejscowy samorząd przejął nad nią opiekę. Wypływa stąd smutny wniosek. Kto chce lepiej poznać twórczość podkarpackiej artystki niech jedzie na drugi koniec kraju, bo tam ludzie lepiej znają się na sztuce!? Sytuacja w rodzinnej wiosce rzeźbiarki niedawno zmieniła się na korzyść. Galeria prac Władysławy Prucnal i miejscowe garncarstwo promują Medynię Głogowską. Przyszły przemysł turystyczny ma dać miejsca pracy, których zabrakło po likwidacji lokalnych przedsiębiorstw. Rozkwitu regionu łańcuckiego doczekają ci, którzy dożyją otwarcia niedokończonych autostrad.
                           
Christine Rickards-Rostworowska, Sztuka z ziemi zrodzona. Rzeźby gliniane Władysławy Prucnal, Wydawnictwo BOSZ, Olszanica 2013

 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy