Reklama

Kultura

Kryśka, ja o sobie piszę, by przysłonić gigantyczne ego i ludzie chcieli czytać!

Aneta Gieroń
Dodano: 09.09.2018
40671_Andrzej
Share
Udostępnij
Sam ze sobą dialog o Polsce prowadzi od zawsze. Na stepach Mongolii, bezdrożach Rumunii, nawet wędrując z Wołowca, gdzie mieszka, do pobliskich Gorlic. Pytany o 100 lat polskiej niepodległości,  zdaje się nie do końca rozumieć sensu tak rozwiniętej myśli… – Dziś, gdy żyjemy spięci w sieci, będąc częścią globalnej gospodarki i międzynarodowego przepływu kapitału, słowo niepodległość rozumiane w XIX-wiecznych kategoriach i stosowane do współczesności jest śmieszne i anachroniczne. Czym innym jest nasza tożsamość, ale z tą zawsze świetnie sobie radziliśmy – twierdzi Andrzej Stasiuk, jedne z najciekawszych współczesnych pisarzy polskich  i współwłaściciel Wydawnictwa Czarne.
 
Stasiuk był w sobotę gościem Pretekstów Kulturalnych w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa, które w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie, w tym roku pod tytułem "Niepodległość”, odbyły się już po raz piąty.  W poprzednich latach koncentrowały się na dziedzictwie żydowskim, ukraińskim, galicyjskim, śląskim, w ogóle na dziedzictwie, czyli na tym, z czego Podkarpacie, jako miejsce na pograniczu kultur, języków i narodów wyrosło i co jest jego największym dziedzictwem. W tym roku ważna dyskusja o naszej tożsamości z okazji obchodów 100 -lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. 
 
I nawiązując do lat poprzednich, Krystyna Lenkowska, rzeszowska poetka, przywołała słowa Andrieja Bondara, jednego z najlepszych współczesnych poetów ukraińskich, który kilka lat temu na spotkaniu w Rzeszowie stwierdził: „Naród mi nie potrzebny”. Tamte słowa wstrząsnęły wtedy Polakami i nadal wydają się niezrozumiałe.
 
 
Od lewej: Andrzej Stasiuk, Tomasz Wojewoda, Krystyna Lenkowska. Fot. Tadeusz Poźniak
 
– Traktuję je jak prowokację – skomentował Andrzej Stasiuk.  – Ukraińcy są tragicznym narodem, rozdartym, poszukującym własnej tożsamości, natomiast my Polacy z tożsamością nigdy nie mieliśmy  problemu. Samo słowo niepodległość uważam dziś za anachroniczne, nieprzystające do rzeczywistości.
 
Pisarz odniósł się też do bezkrwawo wywalczonej przez Polaków wolności w 1989 roku, którą coraz częściej traktujemy jak coś oczywistego, nawet bezwartościowego…
 
– Wolność tak naprawdę jest okropna, trudna, kosztowna. Wolność to wybór, odpowiedzialność, lęk, niepewność. Może 29 lat wolności to wystarczająco dużo dla naszego bohaterskiego narodu? Naród postanowił od wolności odpocząć. A może nie dorośliśmy wcale do wolnego państwa? Od pewnego czasu mam wrażenie, że w tym narodzie drzemie gen samozagłady. „Poszli nasi w bój bez broni” – jak pisał Wincenty Pol. Klęska jest ok, byle była piękna, wtedy i okazja do świętowania będzie – mówił.
 
Stąd też jego zdaniem tak wiele ruchów narodowych skupiających mężczyzn. Młodzi garną się do radykalnej prawicy. Budzi się Polska narodowa.
 
Z tą „młodością”, która nadchodzi, to chyba jest tak, że dawno nie było wojny. To są przecież młodzi mężczyźni i tym rządzi biologia. Kiedyś szli na wojny, na krucjaty, do powstań, konspiracji, do armii z poboru i to się jakoś regulowało, kanalizowało wielką energię. Cokolwiek by mówić, to młodzi chłopcy, mężczyźni mają potrzebę wspólnoty, czynów, powiedzmy bohaterskich i to są potrzeby na swój sposób szlachetne. A czasy są, jakie są: ani Szwaba, ani Ruska, ani partyzantki, „a za oknem ni chuja idei”, jak proroczo pisali poeci, więc to się musi jakoś rozładowywać. Gdy się tworzy wspólnotę, oddział, to przeciwko komuś przecież. Nie ma za bardzo obcych, to można i ze swoich obcych zrobić. To, że żyjemy kilkadziesiąt lat bez wojny, ta europejska duma, ale to osiągnięcie ma też swoje trudne strony – stwierdził Andrzej Stasiuk.
 
Który sam przed laty wypowiedział światu prywatną wojnę i w 1981 roku zdezerterował z wojska, za co na półtora roku trafił do więzienia w Załężu w Rzeszowie. Dzięki tamtym doświadczeniom powstały „Mury Hebronu”, znakomity literacki debiut  Stasiuka, a tym samym, mówiąc sarkastycznie Rzeszów ma swój wkład w polską literaturę.
 
– Pobyt w Załężu to był mój wybór. Moja prywatna wojna ze światem, a nie z polityką. Chciałem zmiksować nudę armii i ekscytację więzienia, sprawdzić te dwie rzeczywistości. Szło mi o wolność, ale moją prywatną. Nie jestem żadnym kombatantem ani bestią polityczną, która kiedykolwiek kalkulowała, jak to będzie, gdy panie komuna. Nie rozpaczam, że prawie trzydzieści lat żyłem w komunie. Tego doświadczenia nie zamieniłbym na trzydzieści lat życia w dzisiejszej rzeczywistości kapitalistycznej. Jestem dzięki niemu bardziej złożony. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Krystyna Lenkowska, próbowała też namówić pisarza na opis Polski z perspektywy Bałkanów, Rumunii, Mongolii, Ukrainy, gdzie zwykle odbywa swoje podróże. Na Wschód, bardzo rzadko na Zachód.
 
– Kryśka, ja zawsze piszę o sobie, by przysłonić gigantyczne ego i ludzie chcieli czytać – stwierdził Stasiuk.
 
Ot, autoironii nigdy za wiele… Sarkastycznie, przerysowanie, bywa, że i wulgarnie, ale z ogromną czułością dla świata mówi Stasiuk w swoich książkach, artykułach, esejach i okazuje się, że ta jego Polska widziana z prowincjonalnej perspektywy, z okien domu gdzieś w Beskidzie Niskim, jest ludziom bliska, prawdziwa w słowie i zachowaniu. Nie inaczej było w Rzeszowie, gdzie wszyscy nie byli w stanie się pomieścić w refektarzu Muzeum Okręgowego w Rzeszowie. I którzy też ciekawi byli podróży na Wschód.
 
– Gdy wyjeżdżam z domu mam odruch skrętu w prawo, w kierunku Krosna, nigdy na Nowy Sącz – żartował Stasiuk. – Zachód wcale się nie wyczerpał, ale moja wyobraźnia się tam nie uruchamia, dlatego dużo rzadziej podróżuję na Zachód. Wschód jest mi bliski, jadę tam, gdzie był komunizm, gdzie można rozbić namiot i gdzie ciągle czuję przestrzeń. Do dzisiaj w szałasie, gdzie piszę, trzymam wszystkie mapy i uwielbiam na nie patrzeć. Nawet książki mam poukładane od dołu, żeby więcej było miejsca na mapy na ścianach.
 
Ale ta Ukraina, Rosja, Kazachstan i Mongolia to ucieczki czy nie? – padały pytania.
 
 – Jakie ucieczki? W głąb siebie bardziej jadę. Ja tam po prostu lubię jeździć. Jest przestrzeń do jeżdżenia. I blisko mam. A kategorie, że Wschód-Zachód, to dla czytelnika robię. Żeby nie stracił orientacji. Czytelnik jednak lubi mieć powiedziane, gdzie się znajduje. To jak z Polską. Między wschodem a zachodem, między prawosławiem a katolicyzmem, między Francją a jakimiś stepami – opowiadał.
 
Stepy są ważne też z innego powodu. Na nowej płycie "Mickiewicz – Stasiuk – Haydamaky" pisarz recytuje wieszcza, co można było usłyszeć w Rzeszowie i do czego warto wracać ze względu na piękne teksty, ale to oczywiste, oraz świetne aranżacje.

Spotkanie autorskie z Andrzejem Stasiukiem, które prowadzili Krystyna Lenkowska i Tomasz Wojewoda, zakończył wieczór poetów z udziałem m.in. Jerzego Fąfary, Stanisława Dłuskiego, Krystyny Lenkowskiej, Marka Pękali, Jana Tulika, Tomasza Wojewody i oczywiście, Andrzeja Stasiuka. Czytanie wierszy na Pretekstach Kulturalnych w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa organizowanych w Muzeum Okręgowym, to już rzeszowska tradycja.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy