Reklama

Kultura

Odkrywanie Stanisława Szukalskiego. Film sfinansował DiCaprio

Antoni Adamski
Dodano: 20.03.2019
44922_szukalski
Share
Udostępnij
Amerykańska platforma cyfrowa Netflix wyprodukowała dwugodzinny film o polskim artyście Stanisławie Szukalskim (1893-1987). Na Podkarpaciu obraz ten zaprezentował jedynie Gminny Ośrodek Kultury w Żołyni. Wśród tłumnie przybyłych widzów znalazły się tylko dwie przedstawicielki rzeszowskich instytucji kultury (w tym jednej prywatnej). Czy warto przypominać twórczość Szukalskiego?
 
Film pt. „Walka, życie i zaginiona twórczość Stanisława Szukalskiego” sfinansował znany aktor Leonardo DiCaprio, który artystę poznał w dzieciństwie i przez dziesięciolecia był w Los Angeles jego sąsiadem. Do reżyserowania obrazu znaleziono znanego polskiego reżysera – dokumentalistę Ireneusza Dobrowolskiego. Jego żona Anna została producentką. Oboje przybyli do Żołyni na spotkanie z publicznością. Towarzyszył im prof. dr hab. Lechosław Lameński ( Katolicki Uniwersytet Lubelski), który jest autorem monografii artystycznej, wyboru tekstów o sztuce oraz obszernego wstępu do albumu o Szukalskim. Spotkanie zorganizowała Magdalena Kowalska, dyrektorka GOK-u; obecny był Piotra Dudek, wójt gminy Żołynia. Prezentacji filmu towarzyszyła niewielka wystawa malarstwa Franciszka Frączka autorstwa Błażeja Burkackiego i Jolanty Frączek.
 
Na film składają się wypowiedzi artysty z lat 60-tych, pokazane zostały jego prace rzeźbiarskie (głównie nowe odlewy; starsze zostały zniszczone w czasie wojny) fotografie, rysunki i korespondencja. Zasadniczą rolę odgrywają wspomnienia jego amerykańskich przyjaciół. Glenn Bray odnalazł w antykwariacie album prac Szukalskiego wydany w roku 1929. Wkrótce później odkrył, iż ich twórca mieszka nieopodal i ignorowany jako artysta prowadzi życie zapomnianego przez wszystkich emeryta. Obraz Dobrowolskiego staje się w ten sposób filmem o odkrywaniu  „genialnego” artysty. Określenie to (a także jemu podobne) wielokrotnie padają z ust amerykańskich twórców mówiących o polskim rzeźbiarzu, rysowniku, malarzu i teoretyku sztuki. Rzetelny i bezstronny reżyser uważał za swój obowiązek przedstawienie nieoczekiwanych konsekwencji tego odkrycia. I tu zaczynają się kłopoty.
 
Szukalski głosił w ostrych, niedyplomatycznych słowach potrzebę zerwania z „dekadencką” kulturą francuską i stworzenia od podstaw narodowej sztuki polskiej. Miałaby ona powtarzać formy prasłowiańskie oraz czcić prasłowiańskich bogów. (Artysta był wrogiem kościoła katolickiego odgrywającego – jego zdaniem – zbyt wielką rolę w życiu społecznym.) U stóp wawelskiego wzgórza, na dnie Smoczej Jamy winna powstać Duchtynia – grobowiec z posągiem Oswobodziciela czyli Piłsudskiego. Symbolem odrodzonej ojczyzny miało stać się jej nowe godło – Toporzeł. Jednym słowem, artysta głosił potrzebę  „przebudowy polskiej świadomości”- jak pisał Witold Bunikiewicz („Kurier Warszawski” z 1936 r.) dodając z aprobatą: „Bez względu na to z czym łączyć będą tę sztukę: z twórczością Azteków, z symbolizmem niemieckim, z włoskim futuryzmem, z Asyrią lub Egiptem (…) z chaosu tych różnorodnych i często nieskojarzonych form tryska myśl zapładniająca”. 
 
Czy naprawdę myśl aż tak nowatorska? Po dziesięcioleciach jeszcze wyraźniej niż w latach 30-tych widać eklektyzm sztuki Szukalskiego, jej teatralną, deklamatorską wręcz sztuczność, a także nieautentyczność samego – rzekomo prasłowiańskiego – przesłania. Szukalski zapomniał, iż to właśnie różnorodność była cechą wielonarodowej Rzeczypospolitej. O czym na Podkarpaciu – regionie o multikulturowych tradycjach powtarzać nie trzeba. Na bogactwo sztuki Krakowa czy Lwowa (a szerzej: całej Galicji) składało się sześć lub więcej nacji. Na tym polega jej niepowtarzalność w europejskiej skali. Lata 30-te były okresem wzrostu germańskiego nacjonalizmu. Polska -szczególnie po odkryciu Biskupina – przeciwstawiała mu rzekomo rodzimą „słowiańskość”. Dziś archeolodzy nie potrafią wskazać, jakie naprawdę ludy zamieszkiwały nasze ziemie w okresie pradziejowym. Wiadomo tylko, iż Słowianie przyszli tu dużo później. 
 
Szukalski żądał także reformy szkolnictwa artystycznego i zastąpienie „zmurszałej” Akademii Sztuk Pięknych prowadzoną przez siebie Twórcownią. W roku 1929 założył grupę artystyczną Szczep Rogate Serce, do którego należeli dwaj artyści z naszego regionu: Franciszek Frączek z Żołyni oraz Stanisław Gliwa ze Słociny. Każdy z nich poszedł później własną drogą: Frączka zafascynowała ludowość, Gliwa został artystą książki.
 
Reżyser Ireneusz Dobrowolski wskazuje aktualne konsekwencje postawy Szukalskiego, który powoli zaczyna być przypominany na salonach artystycznych.  Trudno mówić o jego wpływach na sztukę współczesną. Co najwyżej są tam obecni niektórzy szukalszczycy (np. Frączek, Żechowski i in.) Z symbolami autorstwa samego Szukalskiego (np. Toporzeł, Zadruga) obnoszą się za to na swych transparentach narodowcy. Ciekawe, co wiedzą o ich twórcy? Dobrowolski przypomina przy tym jak dla narodu zakończyły się lata 30-te. Pokazuje defiladę wojskową, marszałka Edwarda Rydza – Śmigłego przemawiającego z trybuny. Czyżby chciał przypomnieć dzisiejszą samotność Polski i fakt, iż nie obroni jej tysiąc stacjonujących tu żołnierzy amerykańskich?
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy