Reklama

Kultura

Lutek Pińczuk i jego wyśniona Połonina w Bieszczadach

Aneta Gieroń
Dodano: 29.04.2022
62907_lutek
Share
Udostępnij
Nieokiełznany marzyciel i najsłynniejszy gospodarz Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej – Lutek Pińczuk doczekał się filmu o sobie – powstała opowieść o wolnym człowieku i dzikich jeszcze Bieszczadach, gdzie z plecakiem i w starych traperkach wędrowało się po połoninach, przy ognisku śpiewało piosenki Wojtka Belona, a w schronisku, prócz wrzątku i pryczy, nic więcej nie było. W Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie odbyła się prapremiera półtoragodzinnego dokumentu „Śniła mi się połonina” w reżyserii Roberta Żurakowskiego, który powstał dzięki Mazurkiewicz Produkcja Filmowa i Podkarpacka Komisja Filmowa oraz wsparciu Rzeszowa i samorządu województwa. A… co najmniej dwa kadry z filmu są fenomenalne, dla których warto obejrzeć ten obraz nie jeden raz. Po pierwsze, twórcom udało się dotrzeć do archiwalnego filmu z połowy lat 60. XX wieku, na którym utrwalono barwny ślub Lutka Pińczuka z Urszulą Wojdą, na koniach i w stylizowanych strojach bojkowskich. Życie napisało też piękne i  wzruszające zakończenie filmu – Lutek Pińczuk po raz ostatni zjeżdża z Połoniny Wetlińskiej, na moment przed rozbiórką historycznej Chatki Puchatka, a po drodze mija tłum turystów wspinających się na połoninę…
 
Niestety, 84-letniego Lutka Pińczuka na pokazie nie było. Zapowiada się na bieszczadzką premierę filmu, którą zaplanowano 28 maja w Sanockim Domu Kultury. Sam obraz już widział.
 
– Spotkałem się z Lutkiem w jego domu w Wetlinie, gdzie od kilku lat mieszka, po tym jak przestał gospodarzyć na Połoninie Wetlińskiej – mówi Robert Żurakowski. – I…, jak to z Lutkiem, musiałem go namawiać, by obejrzał film o sobie. Jest w dużo gorszej kondycji fizycznej, niż to widzimy w dokumencie, ale mentalnie nie zmienił się nic. W pewnym momencie wstał i stwierdził: „wystarczy tego oglądania – ptaszki trzeba nakarmić”. Prawdziwy Lutek!
 
Traper, który w Bieszczady przyjechał już pod koniec lat 50. XX wieku. Był młodym górnikiem, kiedy dotarł pod połoniny skuszony dobrym zarobkiem przy letnim zbiorze runa leśnego. Przez kolejne 3 lata wracał, by w 1961 roku osiedlić się w ziemiance w Berehach Górnych i już na stałe osiąść w Bieszczadach. To miejsce przypominało mu okolice, gdzie spędził dzieciństwo. Urodził się rok przed wybuchem II wojny światowej w Kunowej, w dawnej Jugosławii, obecnie Bośni. Jest potomkiem polskich emigrantów z czasów zaborów. Po wojnie z ojcem i siódemką rodzeństwa osiadł na Dolnym Śląsku w okolicach Bolesławca, stąd górniczy epizod w jego życiu. Matka, która zmarła przy porodzie, nie doczekała już powrotu do Polski.
 
 
Lutek Pińczuk. Kadr z filmu. Rep. Tadeusz Poźniak
 
Pińczuk z Połoniną Wetlińską po raz pierwszy związał się w 1964 roku. W latach 50. powstał tutaj schron z przeznaczeniem na wojskowe obserwatorium przeciwlotnicze, które z czasem przekazano do zagospodarowania turystyce. Pierwszymi gospodarzami byli krakowscy harcerze, ale to Lutek Pińczuk zrobił z tego miejsca autentyczne schronisko. Wieloletni gospodarz kempingu PTTK w Ustrzykach Górnych, od 1986 do 2016 roku człowiek-instytucja w schronisku na Połoninie Wetlińskiej. Chatka Puchatka (1228 m n.p.m.) była najwyżej położonym schroniskiem w Bieszczadach. Rozbudowywane i modernizowane od 1964 roku przez Lutka zapewniało spartańskie warunki i przepiękne widoki. Kultowe miejsce, gdzie już na zawsze pozostał ukochany koń Pińczuka – Karo i gdzie przez lata można było podglądać, jak słynną „więźniarką”, czyli gazikiem 69A pędził z Przełęczy Wyżnej na szczyt Wetlińskiej. Kultowy gazik do dziś stoi w garażu domu Lutka w Wetlinie, gdzie osiadł, gdy przestał gazdować wspólnie z Dorotką Nowosielską na Wetlińskiej. Do historii przeszła też Chatka Puchatka – na lipiec 2022 roku zaplanowano otwarcie nowego schroniska wybudowanego przez Bieszczadzki Park Narodowy, w którym zachowano fragment jednej ze ścian kultowej Chatki. 
 
Film powstawał prawie 3 lata, dokumentuje ostatnie chwile życia starego schroniska na Wetlińskiej, zatrzymuje też w kadrze wzruszonego Lutka, który żegna się z najważniejszym dla niego miejscem i turystów, którzy odkrywają tajemnice schroniska, które przechodzi do historii. Wspaniałe miejsce, które przez kilka dekad łączyło wszystkich tych, którzy ukochali góry i połoniny. Na archiwalnych zdjęciach wspólne śpiewanie, łazikowanie i autentyczna bieszczadzka wspólnota, jakiej dziś już właściwie nie ma. Dzikie, wymagające, surowe Bieszczady, bieszczadnicy i traperzy na koniach oraz nieskomercjalizowana turystyka górska – to wszystko znalazło się w obrazie „Śniła mi się połonina”.
 
Filmu zbudowany jest z rozmów i obserwacji bohaterów: Ludwika Pińczuka oraz osób, które na różnych etapach pojawiały się w jego życiu. Piękny jest motyw wędrówki łączący cały film, a który jest kwintesencją magii gór – na Połoninę Wetlińską wspina się Urszula Wojda, była żona Lutka, razem z wnuczką Jagodą. Co ciekawe, Urszula Wojda ponad 10 lat, do 1986 roku gazdowała w Chatce Puchatka. Gdy schronisko wymagało już gruntownego remontu, zdecydowała, że przekaże je Lutkowi, a ten się zgodził i przez kolejne trzy dekady pisał historię tego miejsca.
 
W filmie pięknie pokazane zostały bieszczadzkie plenery, połoniny, szlaki, a przede wszystkim legendarna Chatka Puchatka – przed, w trakcie i po rozbiórce. Twórcy wykorzystali też bogate zbiory archiwaliów: zdjęcia z prywatnych archiwów bohaterów, pamiętniki i kroniki oraz źródła filmowe, m.in. nagrania z archiwów Telewizji Polskiej (Polska Kronika Filmowa). Wspaniałym materiałem źródłowym są m.in. prowadzone przez Urszulę Wojdę dzienniki i księgi pamiątkowe. Bohaterka udostępniła swoje zbiory z okresu od 1966 roku do 1968 roku oraz od 1975 do 1986. Jako młoda dziewczyna oprócz osobistych pamiętnikowych wpisów wklejała tam biało-czarne fotografie wzbogacając je odręcznymi komentarzami opisującymi okoliczności. 
 
Wartość filmu podkreśla obraz pięknie skomponowany z muzyką, której autorem jest podkarpacki muzyk artysta Dominik Muszyński, lider zespołu Wa Da Da. W filmie pojawiają się też utwory legendarnej grupy KSU.
 
W filmie o Pińczuku mówią m.in.: Edward Marszałek, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, autor książki „Lutek, co miał szałas na połoninie”, Ryszard Krzeszewski, czyli słynny „Prezes” z Chmielu, Elżbieta Dzikowska,  Andrzej Borkowski, czyli „Żmiju”, Ryszard „Bury” Denisiuk oraz ratownicy z Grupy Bieszczadzkiej GOPR. Szkoda, że zabrakło w filmie Wojomira Wojciechowskiego, byłego dyrektora Bieszczadzkiego Parku Narodowego, zaprzyjaźnionego z Lutkiem od ponad 50 lat, czy Grzegorza Chudzika, byłego szefa Grupy Bieszczadzkiej GOPR.
 
Pińczuk od 1966 roku był ratownikiem Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, wziął udział w rekordowych 139 wyprawach ratunkowych, a za swoją górską służbę był wielokrotnie odznaczany, także Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W filmie dużo i ciepło mówi o ratownikach GOPR, którzy na Połoninie Wetlińskiej mieli dyżurkę, a których traktował jak rodzinę.
 
Gdy z Wetlińskiej zwozi głaz, który osłaniał grób psa Pruta, pomagają mu zaprzyjaźnieni GOPR-owcy. Do dziś symboliczny Pruto pilnuje domu Lutka w Wetlinie.
 
 
Od lewej: Mateusz Mazurkiewicz, Robert Żurakowski, Małgorzata Mielcarek, Katarzyna Mazurkiewicz. Fot. Tadeusz Poźniak
 
I może dla wielu będzie to szokiem, ale z filmu dowiemy się, że Lutek… odciął łeb swojej ukochanemu koniowi Karo, a z którym nie bał się położyć do łóżka. Gdy koń zdechł, Pińczuk pochował go w piwniczce na połoninie. Odciętą głowę konia zabrał ze sobą do Chatki Puchatka, gdy w nocy zaczęła śmierdzieć, wyniósł ją przed schronisko.

– To nie jest biografia w klasycznym znaczeniu – chronologia wydarzeń od dzieciństwa do obecnych lat nie byłaby dla widzów atrakcyjna. Stąd archiwalne zdjęcia, filmy, czy fabularyzowane sceny – mówi Małgorzata Mielcarek, scenarzystka filmu o Lutku Pińczuku.  – Trudność była tym większa, że on sam bardzo niechętnie o sobie opowiada. 
 
I taki Lutek pozostał do dziś, autentyczny bieszczadnik, o którym jeden z zaprzyjaźnionych ratowników GOPR powiedział: „To jedyny człowiek, który przejście od spartańskich warunków w górach do wygody uważa za nieszczęście”.
 
Bo „Śniła mi się połonina” to nie tyle opowieść o człowieku, co o życiu człowieka w symbiozie z przyrodą, któremu towarzyszą ukochane zwierzęta i który ma potrzebę stworzenia swojego miejsca na ziemi. 
 
„Śniła mi się Połonina”, pl. dok., 2022.
 
Reżyseria: Robert Żurakowski 
Scenariusz: Małgorzata Mielcarek
Produkcja: Mazurkiewicz Produkcja Filmowa
Koprodukcja: Telewizja Polska S.A., Podkarpacki Regionalny Fundusz Filmowy, G&B Art
Metraż: 83 minuty
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy