Reklama

Kultura

Rzeszowska premiera spektaklu “Popiełuszko” – teatr szuka źródeł dobra

Alina Bosak
Dodano: 13.01.2018
37289_popieluszko
Share
Udostępnij
Jest równie fascynujące jak zło, a w czasach, kiedy to drugie zdaje się niepodzielnie panować, pojawia się niespodziewanie i nie pozwala stracić nadziei. Chłopiec z biednej rodziny, z małej, podlaskiej wsi, zostaje charyzmatycznym kapłanem i potrafi mówić o wolności tak, że słuchają go tłumy inteligentów i robotników. Ks. Jerzy Popiełuszko wydaje się uosobienie dobra. Próbą zrozumienia tego fenomenu jest spektakl w reżyserii Jana Nowary. Czy daje odpowiedź? Na pewno wzrusza, bo tym tylko można tłumaczyć zamarłą widownię, kiedy kończy się ostatnia scena. 
 
Tylu VIP-ów, co w piątkowy wieczór 12 grudnia br., Teatr im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie już dawno nie gościł. Powodem był gościnny spektakl pt. „Popiełuszko”, z jakim na Podkarpacie przyjechał Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku. Na specjalnym pokazie było wielu dygnitarzy władz świeckich i kościelnych. Był ordynariusz diecezji rzeszowskiej bp. Jan Wątroba i bp. Kazimierz Górny, wojewoda Ewa Leniart i wicemarszałek Bogdan Romaniuk. Wielu posłów, a nawet Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju w nowym rządzie Mateusza Morawieckiego. – Studiowałem w tamtych czasach w Warszawie i chodziłem na msze za ojczyznę, które w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu odprawiał ks. Jerzy Popiełuszko. Dobrze pamiętam jego kazania – wspominał po spektaklu minister Kwieciński.

Na spektaklu był obecny również Dariusz Iwaneczko, dyrektor rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, będącego partnerem spektaklu. Najwięcej miejsc na widowni zajęli natomiast działacze NSZZ „Solidarność”. Z dwóch powodów – bł. ks. Jerzy Popiełuszko jest patronem związku i to jeden z „solidarnościowców” był pomysłodawcą spektaklu. A mianowicie Józef Mozolewski, przewodniczący zarządu regionu podlaskiego. – Postać ks. Jerzego fascynuje mnie. Przeczytałem wszystkie książki o nim, jego kazania. Znam jego rodzinę – opowiada Mozolewski. Nie tylko on i aktorzy przyjechał z Podlasia do Rzeszowa. Na premierze był również Józef Popiełuszko, brat księdza Jerzego. Bardzo wzruszony i niewiele mówił. Przywiózł ze sobą obrazki z błogosławionym i potwierdził, że do brata modli się nieustannie o zdrowie, ponieważ od lat jest poważnie chory.

Ks. Jerzy Popiełuszko to nie jest łatwy temat i bohater. Wyniesiony na ołtarze kapłan stał się ikoną, legendą, dla wiernych Kościoła tak ważną, że tworząc o nim sztukę można spotkać się z zarzutem umniejszania postaci. Z drugiej struny reżyser musi uważać, by nie popaść w nadmierny patos, który otrze się o śmieszność. Janowi Nowarze, reżyserowi udało się zachować równowagę. Zbudował opowieść o błogosławionym w sposób linearny, ale nie nudny. 
 
Sztuka, której współautorami są Konrad Szczebiota i Janina Żukiewicz (także Nowara), to ciąg zdarzeń z życia ks. Jerzego Popiełuszki ułożonych zgodnie z ich przebiegiem w czasie. Przeplatany jest  cytatami z jego kazań. Tymi zdaniami kluczami, które składały się na życiowe credo kapłana i budziły nadzieję w ludziach. Powtarzane za św. Pawłem: „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj” i jego własne słowa: „Przemoc nie jest oznaką siły, lecz słabości”, „Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Zachować godność człowieka, to pozostać wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu.”
 
Na scenie towarzyszymy postaci od momentu narodzin w Okopach koło Suchowoli, dowiadujemy się o jego dziecięcych i codziennych wędrówkach na poranne msze, o tym dlaczego zmienił w seminarium imię Alfons na Jerzy. Poznajemy jego autorytety – rodziców i kardynała Wyszyńskiego. Są sceny z wojska, gdzie się nad nim znęcano i msza w Hucie Warszawa odprawiona 31 sierpnia 1980 roku dla tysięcy strajkujących robotników. Areszt. Represje. W końcu porwanie i morderstwo. Scena zabójstwa jest niedosłowna, symboliczna. Twórcy nie epatują charakteryzacją, która pokazałaby posiniaczoną głowę, nie pokazują sznurów, którymi był tak opleciony, by każdy ruch powodował przyduszenie. I dobrze. Moment, kiedy z wypełniającego tył sceny rusztowania zrzucony zostaje czarny worek i głucho uderza o scenę, ma wystarczającą siłę wyrazu.
 
Sukcesem twórców spektaklu z pewnością jest obsadzenie w roli ks. Jerzego Jakuba Lasoty, który nie pozwala, by błogosławiony wyglądał, jakby już za życia unosił się ponad ziemią. Udaje mu się przekazać tę prostotę, skromność, a jednocześnie odwagę i inteligencję, jaka cechowała Popiełuszkę. Jakub Lasota to aktor mieszkający w Warszawie, ale pochodzący z Mielca. Pracuje jako wolny strzelec, a rolę dostał w wyniku castingu. – Podczas castingu poproszono mnie m.in. o to, by wybrał wartość, której chciałbym bronić za wszelką cenę i bym tę obronę przedstawił. Wybrałem miłość – zdradza aktor. – Marzyłem kiedyś o roli Księcia Myszkina w „Idiocie” Dostojewskiego i zagrałem go we wrocławskim Capitolu. Ks. Jerzy ma podobny rys jak Myszkin – rys dobra. Dla mnie jest jego uosobieniem.
 
Dodać warto, że w spektaklu bardzo dobrze „gra” scenografia Marka Mikulskiego – surowa, przypominająca fabryczne rusztowania, które łatwo stają się tłem kolejnych scen. Historyczny kontekst pomagają dostrzec wizualizacje Macieja Mikulskiego – twarze i okładki gazet. Charakter poszczególnych scen pomaga zbudować świetna choreografia Tomasza Dajewskiego. Jedynie muzyka momentami brzmi zbyt górnolotnie. Wymownym scenom aż takie podkreślanie nie zawsze jest potrzebne. Podsumowując – spektakl jest dobry, choć artystycznie nieskomplikowany. Dzięki temu łatwo nim będzie dotrzeć do rzadko zaglądającej do teatrów widowni. I to warto docenić.
 
Rzeszów jest pierwszym miastem poza województwem podlaskim, gdzie „Popiełuszko” został pokazany. Ale, jak zdradzają twórcy dzieła, wygląda na to, że objedzie całą Polskę i trafi na różne sceny. W Zabrzu spektakl ma być wystawiony dla 2-tysięcznej widowni. – Będziemy musieli go odpowiednio przystosować, co jest wyzwaniem – stwierdza Jan Nowara.  

 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy